Łagier w Marmurowym Wąwozie

Łańcuchy górskie, które ciągną się na północny wschód od Bajkału, kryją w sobie nie tylko bajkowe landszafty. Pasma Kadar i Udokan były kiedyś wielką strefą zamkniętą Gułagu.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Dolina strumienia, zwanego Marmurowym, to raczej potężny wąwóz, z trzech stron zamknięty stromymi ścianami. Wejście jest zarazem jedynym wyjściem: naturalna pułapka. Pośrodku kamiennych rumowisk - kilka rozlatujących się, drewnianych baraków; niektóre jeszcze z kratami w oknach. Dookoła porozrzucane narzędzia: kilofy, łopaty, nawet łyżki. Jakby czas stanął w miejscu.

U szczytu doliny, gdzie kiedyś przebiegała granica obozowej zony, zachowały się resztki ogrodzenia z drutu kolczastego i wieżyczka strażnicza. Pod wieżyczką - kawał szyny. Łagrowy gong wzywający na posiłki i apele?

"Kadar" w języku Ewenków, rdzennych mieszkańców Zabajkala, to skała, wielki kamień. Takie właśnie skaliste, pełne wąwozów i dolin o niemal pionowych ścianach są góry tego pasma. Dostępne tylko rzecznymi dolinami, pierwsi turyści zobaczyli je dopiero dwadzieścia kilka lat temu - po wybudowaniu w latach 80. XX w. Bajkalsko-

-Amurskiej Magistrali Kolejowej, która biegnie u ich podnóży.

Łagier nr 2

Kiedyś w górach Kadar było inaczej: ruchliwie i głośno. Po II wojnie światowej, gdy USA stały się potęgą atomową, a ZSRR rozpoczął na gwałt poszukiwania rud uranu na obszarze swego kraju i państw podbitych, by dognat’ Amieriku, samoloty pełne specjalistów z licznikami Geigera latały także nad dolinami Zabajkala. Odnotowywano każde wahnięcie strzałki. Jedno z największych wychyleń zarejestrowano w centralnej części gór Kadar, na północy Czytynskiej Obłasti. Aby geolodzy mogli trafić później w to miejsce, z samolotu wyrzucono ścinki gazet.

Latem 1948 r. papierowa chmura spadła więc na Marmurowy Wąwóz, którym płynął strumień o tej samej nazwie. - Nikt nie wiedział dokładnie, ile jest tu uranu - mówi Siergiej Kozłow, który od kilkudziesięciu lat mieszka w pobliskiej Czarze. - Ale uran był potrzebny w każdej ilości!

Na początku 1949 r. w ciągu kilku miesięcy w głuchej tajdze u podnóża gór zbudowano miasteczko: centrum łagru. Zorganizowano nawet lotnisko, a w okolicznych górach powstało dziewięć tzw. punktów łagrowych, w których 4, 5 tys. zeków wydobywało cenną rudę. Największym był Otdielnyj Łagiernyj Punkt No 2 (Samodzielny Punkt Obozowy nr 2), zwany przez okoliczną ludność właśnie "Marmurowym Wąwozem". Pracowało w nim pięciuset zesłańców.

Nim uran się skończył

Aby dziś trafić do górskiego kotła, w którym mieścił się Łagier nr 2, trzeba przejść kilkanaście kilometrów w górę rzeki. Idąc, mija się na wpół rozwalone baraki - osiedla zeków, którzy 60 lat temu budowali tę drogę; dostępu do nich strzegą zwoje kolczastego drutu. Na przegniłych belkach, przy wejściu, ktoś wyciął napis: "1948 rok".

Właśnie wtedy przybył tu geolog Fiodor Tiszczenko wraz z grupą specjalistów. Ich badania potwierdziły wyniki lotów patrolowych. "W górach na północy Obwodu Czytynskiego jest uran": tak mógł brzmieć meldunek, jaki złożono Berii, któremu podlegał Główny Zarząd Geologiczny. - Podobno Stalinowi wysłano bryłę rudy, informując, że odkryto uranowe Eldorado - śmieje się Kozłow, który nie tylko spenetrował większość dawnych łagrów, ale rozmawiał z zekami, którzy przeżyli i osiedli w Czarze.

Geolodzy się pomylili. Uranu starczyło zaledwie na dwa lata. W 1952 r. wszystkie rozrzucone po górach obozy stały już puste.

Ale gdy latem 1948 r. Tiszczenko po raz pierwszy wszedł do Marmurowego Wąwozu, musiał znaleźć rudę, bo za negatywny wynik poszukiwań groziło mu zesłanie.

Aby dostać się do kotła, który skrywał uran, trzeba pokonać strome przewyższenie o wysokości 500 metrów. - Wchodząc do Marmurowego, człowiek zawsze jest zmęczony - mówi Siergiej, gdy wspinamy się zarośniętą drogą. Ale zecy nie znosili urobku do drogi na własnych barkach. Wynosili go tylko ze sztolni (co i tak było morderczym wysiłkiem), dalej transportowano go kolejką linową. Do dziś stoją tu słupy kolejki - przypominając krzyże, sprawiają wrażenie zagubionej kalwarii.

W łagrze

Zadaniem więźniów było wydobywanie rudy uranu z głębokich sztolni. - Na jednej zmianie znajdowało się kilkuset robotników - ciągnie opowieść Siergiej, wskazując na wysadzone wejścia do sztolni. Liczba kilofów, jaką można jeszcze znaleźć, zdradza technikę wydobycia. Z chodników rudę wynoszono w wiadrach bądź nosiłkach. Nie to było jednak najgorsze dla zeków. I nawet nie to, że w sztolniach więźniowie polityczni pracowali razem z bezwzględnymi kryminalistami, bez nadzoru strażników. Najgorsze było to, że wszyscy byli przekonani, iż wydobywają nieszkodliwą rudę ołowiu.

Patrząc na zonę w Marmurowym Wąwozie, nasuwają się obrazy z Sołżenicyna, Szałamowa i Herlinga-Grudzińskiego. Słup z ogromnym, przerdzewiałym głośnikiem wyznacza środek placu apelowego. Obok najlepiej zachowany dom, może naczelnika obozu; dalej rzędy baraków i wieżyczka.

Wąska dolina ma niewiele ponad kilometr, jej kamieniste dno widać jak na dłoni. Wieżyczek nie trzeba było wiele, tak samo jak ogrodzeń z drutu. Wystarczyło kilku strażników na wysokich półkach skalnych u wejścia, żeby nikt nie wyszedł niezauważony.

Jednak - jak wspomina Jakow Wencel, który pracował w łagrze zesłany za swoje pochodzenie (jego historię opisuje w książce "Marmurowy Strumień" dziennikarz Anatolij Sniegur) - co najmniej raz grupie więźniów udało się uciec. Samoloty szybko odnalazły ich na bezleśnych przełęczach. Choć mieli ze sobą materiały wybuchowe i stawiali opór, po krótkiej walce zostali zmuszeni do poddania się. Rozstrzelano ich.

Niepamięć

Więźniowie polityczni, obok kryminalnych i przesiedleńców (Niemcy znad Wołgi, Czeczeńcy), byli główną siłą roboczą łagru. Wencel, sam przesiedlony i zesłany, wspomina: - Kiedy kończył im się wyrok, z jakiegoś powodu ich nie wypuszczano. Mogli mieszkać nawet w moim namiocie, ale nie wyjechać. Ilu ich było? Około 3 tysięcy jednocześnie. Ale kiedy zaczęto zamykać "przedsiębiorstwo", ich liczba gwałtownie spadła.

Łagier na północy Czytynskiej Obłasti zamknięto w 1951 r. W gorączce wyścigu zbrojeń i strachu przed Berią złoża zostały przeszacowane. Ci, którzy mówili o tym głośno, ginęli w łagrach. Większość zeków wywieziono. Tak mówią obozowe archiwa. Jednak los kilkuset pozostaje nieznany do dziś. - Trudno się dziwić. Każdy, kto pracował w łagrze, w konwoju czy w sztolni, musiał podpisać zobowiązanie do milczenia przez 30 lat - wyjaśnia Kozłow.

O tym, co tu się działo, niewiele wiedzieli mieszkańcy oddalonej o 20 km Czary, którym nie wolno było odwiedzać zony. Nawet wiodący do łagru zimnik (droga przejezdna tylko zimą, po zamarznięciu rzek) omijał Czarę. Nie było też żadnych kontaktów między lokalną administracją a władzami obozu - ten podlegał bezpośrednio Berii. Nic dziwnego, że mieszkańcy do dziś niewiele wiedzą. Albo nie chcą wiedzieć.

Ci jednak, którzy mówią o Marmurowym Wąwozie - a wśród nich Siergiej - twierdzą, że odpowiedź na pytanie o los kilkuset politycznych zesłańców kryją zawalone sztolnie. Mniej prawdopodobna wydaje się słyszana tu i ówdzie opowieść, jakoby spalono ich w jakiejś skalnej pieczarze. Archiwa milczą. Nieliczni świadkowie również.

W Marmurowym Wąwozie nie ma żadnych mogił. Panuje tam, podobnie jak wokół jego historii, niczym niezmącona cisza.

MICHAŁ KSIĄŻEK (ur. 1978)  jest absolwentem leśnictwa na SGGW i kulturoznawstwa na UW. Od 1999 r. podróżuje po Syberii. W roku akademickim 2003-04 był polskim stypendystą w Jakucku, dokąd wyjechał także tej zimy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008