Kwestia dziurki

Jeśli chodzi o bajgle, to choć na fali mody wróciły do Krakowa po długim tournée w Izraelu i żydowskich dzielnicach Ameryki, w istocie znam tylko jedno miejsce, skąd mam ochotę je brać.

14.10.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Facetznozem.blogspot.com
/ Fot. Facetznozem.blogspot.com

Nie umiem pić spirytusu. Próbuję co jakiś czas, od liceum, i nie wchodzi. Oblewam egzamin z polskości, Wajda mi to zrobił. Mówcie, co chcecie, o uczestnictwie we wspólnocie, o nowoczesnych patriotyzmach, płaceniu podatków i zbieraniu psich kup (gdybym miał psa), ale nic we mnie nie wykasuje tamtej sceny. Zarażać metaforą, w jeden obraz czy frazę ścisnąć doświadczenie wielu – i to tak, że pozostaje czytelne nawet, kiedy kontekst już dawno jest martwy. Trudno nawet mówić, że na tym polega „wielkość” zmarłego artysty, po prostu to jest jego robota, poiesis. Mało spotyka się takich robociarzy z prawdziwego zdarzenia. Szczególnie gdy nie tylko potrafią opowiedzieć zgromadzonym wokół to, co przeżyli, ale i to dojrzeć, oblec w ciało to, czego jeszcze sami nie odczuwają,

O profetycznym aspekcie swojej roboty Wajda mówił wprost w wywiadzie na tych łamach kilka miesięcy temu. Nie wierzę zatem w przypadek, że akurat wtedy, gdy umierał, warszawskiemu Kongresowi Kultury towarzyszył Kongres Wróżek Polskich pod światłą batutą Sławomira Sierakowskiego. Kiedy nie stało już artystów, osieroceni „ludzie kultury” drepczą gęsiego do wróżbity, żeby – jak obiecywał program – „usłyszeć szept podświadomości Polski”. Jakże chwalebny, dojrzały i gorzki akt abdykacji, samokrytycznego gaszenia świateł w pustej sali. A może doszukuję się zbyt wielu znaczeń w wygłupie w duchu modnej ostatnio gadaniny, że żyjemy w epoce postprawdy, kiedy kwadrat może być kółkiem, a woda sucha, byle tylko rzecz odpowiednio sprytnie uzasadnić Žižkiem.

Jeśli chodzi o kwadratowe kółka, ufam tylko przyrodnikom, chociaż niektóre ich opowieści o egzotycznych stanach materii brzmią zrazu całkiem fantastycznie. Miałem kiedyś szczęście popracować blisko z wybitnymi fizykami i astronomami. Pozostał mi po tym czasie podziw dla ludzi, którzy nie dość że niosą podobny do mojego bagaż lektur i erudycji kulturowej, to wiedzą o świecie rzeczy, o jakich nawet nie jestem w stanie wiedzieć, że ich nie wiem. Dzięki ich cierpliwym korepetycjom nauczyłem się jeszcze, że wielkiego uczonego poznasz właśnie po tym, że potrafi przemówić językiem prostych, życiowych porównań.

Ostatnio członek komitetu noblowskiego Thors Hansson, wyjaśniając zasługi tegorocznych laureatów w dziedzinie fizyki w badaniu „topologicznych faz materii” wyjął trzy wypieki: duńską cynamonową bułkę (tę, którą Unia chciała zakazać z powodu nadmiaru kumaryny), bajgla i precla. Chodziło o naoczne ukazanie, że dziury w materii pojawiają się skokowo, że nie może być np. półtorej dziury: w bułce nie ma żadnej, jedna jest w bajglu, dwie (albo trzy) w preclu...Profesor chciał zapewne zażartować, ale sięgnął przy tym po przedmioty o randze odpowiedniej do doniosłych dociekań nad materią. Pomimo niezbyt poważnie brzmiącej nazwy, bułka z dziurką (albo trzema), poddana przed upieczeniem parzeniu, to jeden z fundamentów strawy we wszystkich kulturach na północ od Alp. Z całym szacunkiem dla krakowskich obwarzanków – w tej lidze zawsze byli dwaj mistrzowie: po pierwsze niemieckie Laugenbrezel, czyli precle moczone w roztworze sody, co nadaje ich skórce nieziemskiej wprost gładkości, skontrastowanej z dość suchym miąższem. Dodatkowo ten sposób wstępnej obróbki czyni skórkę mało przepuszczalną, co doceni każdy niskobudżetowy turysta w niemieckim mieście, gdyż bułka kupiona rano i pogryzana po kawałeczku nie zsycha się tak szybko i jeszcze wieczorem ostatni ułomek wyjęty z kieszeni jest całkiem zjadliwy. W Polsce podobne wypieki chodzą gdzieniegdzie pod nazwą „precli piwnych”, ale brakuje im tej gładkości. Poza tym istota takich łakoci polega na tym, że są wszechobecne, do schwytania na każdym rogu.

I tu sam sobie przeczę, bo jeśli chodzi o bajgle, to choć na fali mody wróciły do Krakowa po długim tournée w Izraelu i żydowskich dzielnicach Ameryki, w istocie znam tylko jedno miejsce, skąd mam ochotę je brać: bajglarnię na londyńskim Brick Lane pod numerem 159. Jest to ostaniec z czasów, kiedy to epicentrum londyńskiego tygla multikulti było jeszcze przechowalnią dla ubogich Żydów ze Wschodu (o czym pisał pięknie we wspomnieniach urodzony tam Tony Judt). Synagogę już dawno przerobiono na meczet, ale nie wygląda, jakby bajglarz miał się zwijać. O każdej porze dnia i nocy stoi kolejka po bajgle całe albo już rozkrojone wypełnione nadzieniem, wśród których króluje jedyna w swoim rodzaju pieczona wołowina z musztardą. Przed każdymi świętami mam takie płonne marzenie, że wyskoczę po kilo tego mięsa i torbę dziurek otoczonych chrupiąco-puszystym ciastem.

Szkoda tylko, że profesor Hansson ani żaden noblowski kolega nie wyjaśni mi, po co piec bułki o takich nieoczywistych kształtach... Wyjaśnienia natury praktycznej nigdy mnie nie przekonywały. Żaden uczony, jak sądzę, nie przeniknie, kwestia dziurki czeka na swojego artystę. ©℗

Wielki szacunek dla każdego, kto umie wedle starego przepisu wyrobić w domu bajgle. Ale i niektóre kupne dają radę, zwłaszcza jeśli je potraktujemy ciekawą pastą. Oto trzy przykłady. 1. Bierzemy pół na pół suszonych pomidorów i czarnych oliwek, dodajemy garść kaparów, sporo posiekanej natki i trochę migdałów. Miksujemy, podlewając oliwą dla uzyskania dobrej konsystencji. 2. Pieczemy dwie posiekane średnie cukinie, jedną cebulę i jeden ząbek czosnku, wszystko obtoczone w oliwie – ok. pół godziny, aż będzie miękkie. Po ostudzeniu dodajemy kremowego serka, miksujemy krótko, dodajemy garść posiekanych orzechów. 3. Dusimy na patelni 300 g posiekanych pieczarek z małą cebulą. Po ostudzeniu dodajemy parę łyżek natki drobno posiekanej z czosnkiem i rozprowadzonej oliwą. Miksujemy z paroma łyżkami ugotowanej komosy, a dla „chrupiącego” efektu na koniec można dosypać łyżkę siemienia lnianego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016