Kto następny po Kamilu

O takich jak on, zakatowanych chłopcach i dziewczynkach, piszę od kilkunastu lat. Zawsze z tym samym poczuciem powtarzalnego i przewidywalnego nonsensu. 

12.05.2023

Czyta się kilka minut

Podwórko przed domem Kamila / fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl

W styczniu 2011 roku dowiedziałem się od ekspertów, jak ważne są w takich historiach dobrze działające instytucje. I jak istotna jest współpraca między nimi: bo co z tego, że Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej wie od dwóch lat o przemocy w rodzinie X, skoro nie przekazał tej informacji sądowi rodzinnemu?

Eksperci dawali te rady, gdyż kilka dni wcześniej w Żninie zakatowana została dwuletnia Wiktoria. Ojciec twierdził, że zabiła się przypadkowo sama.

W lutym 2012 roku w sosnowieckiem parku zobaczyłem górę kwiatów, sterty maskotek i tłum zapłakanych ludzi. A potem zadzwoniłem do psychoterapeutki Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej, która powiedziała mi, że zanim wydarzy się coś nieodwracalnego, to po drodze są ludzie, którzy wolą nie wiedzieć i nie słyszeć.

„Jest takie afrykańskie powiedzenie, po polsku brzmiałoby: »Aby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska« – mówiła Woydyłło-Osiatyńska. – Powstają książki, prace naukowe na temat wychowywania dzieci, ale nikt chyba nigdy nie powiedział na ten temat niczego mądrzejszego. Ta »wioska« to umowny termin na określenie nas, ludzi dookoła, którzy czujemy, że to dziecko biegające w pobliżu na podwórku też w jakimś sensie do nas należy. Tyle że dzisiaj większość dzieci wychowuje się już w zupełnie inny sposób. Nawet szkoła, przedszkole, zdają się mówić: »To nie nasze dziecko«. Wydaje się, jakby ta dziewczyna żyła sama na bezludnej wyspie. Ale przecież okazało się, że są tysiące wpisów w internecie, komentarzy, reakcji. Więc to nie była żadna bezludna wyspa, tylko wyspa obcego plemienia, które teraz ostrzy sobie zęby, zaciska pięści i szykuje się na lincz”.


ŚMIERĆ DZIECKA NA ŚLĄSKU: SCHEMAT ZBRODNI

Dzieci są zabijane przez własnych rodziców. I nie wynikają z tego żadne wnioski – mówi Joanna Luberadzka-Gruca z Fundacji Polki Mogą Wszystko, pracującej m.in. na rzecz dzieci z trudnych rodzin >>>>


Dziewczyna z bezludnej wyspy to Katarzyna, mama Madzi z Sosnowca. To ona (jak ustali później sąd) zabiła dziecko, rzucając nim o podłogę, później dusząc, a następnie ukrywając ciało w sosnowieckim parku niedaleko swojego mieszkania.

W lipcu 2019 roku znowu usłyszałem dużo o instytucjach. Np. to, co przy niemal każdej podobnej okazji: że w Polsce (w odróżnieniu od m.in. krajów skandynawskich czy niektórych państw Europy Zachodniej), jeśli instytucja ma do wyboru zaryzykować życie i zdrowie dziecka albo medialny szum z zarzutami, iż „rozbija rodzinę”, to raczej wybierze to pierwsze. Taki mamy klimat: pracownicy socjalni, kuratorzy, a na końcu sędziowie dają szansę biologicznym rodzicom, nawet jeśli wcześniej udokumentowano przypadki przemocy. Eksperci mówili mi o tym zjawisku właśnie w lipcu 2019 roku, gdyż nieco wcześniej kraj obiegła kolejna historia. Najpierw urzędnicy odebrali młodej dziewczynie zażywającej substancje psychoaktywne małe dziecko, a potem sąd rodzinny – dając wiarę, że wszystko jest już na dobrej drodze – postanowił jej to dziecko zwrócić. Trzy miesiące później nie żyło.

Miała na imię Blanka, mieszkała w Olecku, a zabita została (jak wykazał później sąd) przez biologiczną matkę, Annę. Sekcja zwłok wykazała uszkodzenie mózgu, obrażenia głowy, klatki piersiowej, płuco przebite żebrem i ślady molestowania.

Dwa listy do redakcji

Wtedy też po raz pierwszy usłyszałem (podobnie jak cała Polska) o tym, że w innych krajach funkcjonują procedury znane pod angielską nazwą serious case review albo child death review – systemy analizujące najbardziej drastyczne przypadki przemocy wobec dzieci. Wprowadzenia tej procedury zaczęła się wówczas domagać Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. „Nie chcemy, by kolejne dziecko zostało zabite” – apelowała FDDS. 

A jej prezeska, Monika Sajkowska, mówiła „Tygodnikowi”, że po każdej podobnej tragedii powstają lokalne raporty, diagnozy, wnioski, tyle że one wszystkie „nigdy się ze sobą nie spotykają”. „Zajmujemy się problemem przemocy wobec dzieci od ćwierćwiecza, wydajemy co kilka lat raport »Dzieci się liczą« o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce, i za każdym razem widzimy, jak dziurawy jest to obraz, do jak wielu danych nie ma dostępu. Nawet wiele informacji wiktymologicznych, dotyczących najbardziej drastycznych przestępstw, to statystyki ogólne, bez wyszczególnienia wieku ofiary. W wielu krajach służby ochrony dzieci prowadzą systemowe badania. U nas nie” – mówiła Sajkowska w artykule, który zatytułowaliśmy „Blanka nie będzie ostatnia”.


BLANKA NIE BĘDZIE OSTATNIA

Czy śmierć dziewięciomiesięcznej dziewczynki z Olecka to tragiczny błąd systemu pomocy społecznej, czy także memento dla polityków i urzędników, którzy dobro dzieci składają na ołtarzu ideologicznych fantazji o rodzinie? >>>>


W styczniu 2020 roku dostałem na skrzynkę pocztową list. „Blanka rzeczywiście nie będzie ostatnia, jeśli wiele się w naszym społeczeństwie nie zmieni” – pisała S., jak się później okazało, siostra kobiety oskarżonej o zabójstwo Blanki (zaś później za ten czyn skazanej). A już na miejscu, w Olecku, przedstawiła mi wraz z drugą siostrą podejrzanej rodzinną wersję tragicznych wydarzeń (kobiety nie próbowały bronić swojej oskarżonej siostry). Mówiły o tym, że po urodzeniu dziecka Anna – zachowująca się dziwnie i nadużywająca substancji psychoaktywnych – nie dostała od żadnej instytucji wsparcia, i to rodzina musiała opiekować się Blanką, dla jej bezpieczeństwa; że to na wniosek rodziny Annie odebrano w końcu dziecko, ograniczając jej prawa; że sąd podjął decyzję o powrocie dziecka do matki, nie wzywając nawet ich – sióstr – na świadków.

Teraz, w czwartek 11 maja, S. znowu przysłała list. „Siostra dostała w marcu wyrok 25 lat, ale nie w tym rzecz... W czerwcu miną 4 lata od zabójstwa Blanki, wtedy też padały wzniosłe hasła o kontrolach instytucji i zmianach systemu, a jak pokazuje historia Kamilka, jest jeszcze gorzej”.

Wszyscy wiedzieli

Kamilek to 8-latek z Częstochowy, o którym mówi teraz i pisze cała Polska. Zmarł w poniedziałek 8 maja, w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, po tygodniach walki lekarzy o jego życie. Wcześniej był katowany – nie wiadomo dokładnie, jak długo – przez ojczyma, partnera biologicznej matki chłopca, Magdaleny.

O tym, że istnieje poważne podejrzenie stosowania wobec dziecka przemocy, wiedzieli i urzędnicy pomocy społecznej, i policja, i szkoła. I przede wszystkim sąd, który w kolejnych swoich orzeczeniach nie widział „podstaw do zmiany zarządzeń opiekuńczych”, zaś w listopadzie 2022 roku – po tym, jak dziecko zostało znalezione na przystanku w piżamie – przydzielił rodzinie kuratora i zobowiązał do współpracy z asystentem rodziny. Dziecka jednak z rodziny zabrać nie nakazał.  

Ta historia nie różni się niczym specjalnym od wcześniejszych – tych przedstawionych wyżej i opisanych w „TP”, jak i wielu podobnych. Doszukamy się w niej braku współpracy instytucji. Będzie w niej zapewne – choć tego możemy się tylko domyślać – owa opustoszała „wioska” z wypowiedzi Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej. Jest szkoła z hasłem: „To nie nasze dziecko”. I typowo polskie, systemowe modus operandi, czyli ochrona rodziny mylona – świadomie bądź nie – z ochroną dziecka. „Proaktywna ochrona dzieci wiąże się ze zdjęciem lśniącego pazłotka z ikony świętej rodziny biologicznej, w której z założenia nie może dziać się przemoc, skoro rodzice mają nad swoimi dziećmi absolutną władzę rodzicielską i od 80 lat nie udało nam się zmienić terminu »władza rodzicielska« na »odpowiedzialność rodzicielska«” – komentowała częstochowską tragedię na swoim facebookowym profilu Anna Krawczak, badaczka Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, ale też działaczka na rzecz ochrony praw dzieci, wielokrotnie goszcząca na łamach „TP”.

Krawczak przypominała (też nie po raz pierwszy), że bierność instytucji, ich niekompetencja, brak współpracy – to nie cała polska upiorna bieda. Druga jej część to brak instytucji i przepisów mających chronić dzieci, nie zaś dorosłych. Nie mamy, pisała, żadnego aktu prawnego poświęconego ochronie dzieci, nie posiadamy krajowej strategii walki z przemocą wobec dzieci. „Nie rozumiem więc – podkreślała działaczka – dlaczego ludzie są zdziwieni, że kolejne dzieci w Polsce giną wskutek maltretowania. Byłoby nad wyraz dziwne, gdyby przy tej skali systemowej bierności udawało nam się zejść ze wskaźników krzywdzenia”.

Polityka

Jest na tej długiej liście przykładów bierności pozycja szczególna: politycy. Tragedia dziecka nie ma barw, mówi się często przy takich okazjach, nie mieszajmy jej do polityki.

Co jednak, jeśli to politycy, zamiast wybrać milczenie, narzucają się ze swoimi nieśmiertelnymi formułami – refrenami tak przewidywalnymi, jak przewidywalne są kolejne przypadki śmierci dzieci? Jak skomentować wypowiedź ministra Ziobry, że „niestety, mamy w Polsce tylko dożywocie”, albo podobne stwierdzenia premiera Morawieckiego? Być może przypominając fakty i zadając – też znowu te same – pytania.

Co robiła w tej sprawie przez cztery ostatnie lata Kancelaria Prezydenta, odkąd Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zaprosiła ją do współpracy nad stworzeniem specjalnej ustawy z procedurą analizy przypadków śmierci dzieci? Czy nad jakimikolwiek analizami, systemowymi wnioskami dotyczącymi podobnych tragedii pracowało podległe premierowi Morawieckiemu Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej? Co w sprawie ochrony dzieci zrobił przez lata Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak?

Czy politycy prawicy zrewidowali przez ostatnie lata swój – też powtarzany wcześniej jak refren – pogląd, iż głównym polskim problemem jest zbyt pochopne odbieranie dzieci z zagrożonych rodzin („za biedę”, jak twierdziło w przeszłości wielu z nich)?

W tej historii puenta też jest niestety przewidywalna. Zmienia się w niej tylko imię dziecka.



GRA TRAGEDIĄ

PO ŚMIERCI KAMILA premier Morawiecki polecił ministrowi Ziobrze zaostrzenie kodeksu karnego, a przy okazji określił się jako zwolennik przywrócenia kary śmierci dla najbrutalniejszych przestępców. To pokazuje, że PiS znów gra na emocjach części społeczeństwa, żądnego zemsty za śmierć chłopca.

PREMIER wrzuca na (wyborczą) agendę ten temat, choć wie, że i tak nic nie zrobi, bo odstąpienie od kary śmierci jest w zjednoczonej Europie fundamentem prawa, a my musielibyśmy wypowiedzieć Europejską Konwencję Praw Człowieka. Podawanie tej zasady w wątpliwość przez premiera dużego państwa Unii to wstyd.

PAMIĘTAJMY TEŻ, że Kościół katolicki już od dawna jest przeciwny karze śmierci. W piątym przykazaniu mamy wyraźne: „Nie zabijaj”. Na końcu jest kropka, a nie przecinek, po którym można dopisać wyjątki. Robiono to przez wieki, popełniając liczne zbrodnie, a także myląc się przy skazywaniu sprawców, o czym wiemy, odkąd dostępne są badania DNA. Dobrze, że ten czas minął.
©℗ MAREK KĘSKRAWIEC

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2023