Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liczba dziennych zakażeń SARS-CoV-2 w Polsce, pod koniec sierpnia zbliżająca się do tysiąca, w ostatnich dniach spadła o blisko połowę. Epidemia w odwrocie? Bynajmniej. Ministerstwo Zdrowia deklaruje, że dzienny potencjał laboratoriów sięga 60 tys. testów, tymczasem liczba badanych próbek ledwo przekracza 20 tys. Odsuwając na bok spekulacje, że to celowa polityka mająca ukryć wzrost zakażeń po otwarciu szkół, wskazać trzeba na skutki strategii nowego ministra Adama Niedzielskiego. Narasta spór resortu zdrowia z lekarzami podstawowej opieki zdrowotnej: to na POZ przesunięto obowiązek wysyłania na testy potencjalnych zakażonych. W dodatku po obowiązkowym osobistym badaniu.
Po protestach Porozumienia Zielonogórskiego i innych organizacji ministerstwo cofnęło się o krok: można na test wysłać po teleporadzie, ale tylko jeśli u pacjenta występują naraz cztery objawy, z dusznościami włącznie. Lekarze rodzinni zwracają uwagę, że wcześniej na testy kierowali przecież pracownicy sanepidu, niemający nawet wykształcenia medycznego. Podkreślają, że w ich gabinetach brak odpowiedniego sprzętu ochronnego, a tym bardziej pomieszczeń mogących służyć odizolowaniu potencjalnych zakażonych. Poczekalnie łatwo staną się więc ogniskami infekcji, a wirus zagraża także im samym: fala zakażeń wśród lekarzy POZ może prowadzić do paraliżu całego systemu (teoretycznie załatwia się tu 80 proc. potrzeb zdrowotnych).
Lekarze zapowiadają kierowanie potencjalnych zakażonych do szpitali. Nie skorzystali na razie z „opcji atomowej”, czyli deklaracji niepodpisania kontraktów na kolejny rok. Ostatnio sięgnęli po nią na przełomie 2014/15 r., rzucając na kolana próbującego ostro negocjować ministra Arłukowicza. ©℗