Kto jest z Pitcairn?

Rytuałem kultywowanym bez przeszkód był gwałt. Mężczyźni gwałcili dziewczynki i kobiety, sięgali po nie w rajskim otoczeniu, w miejscach, gdzie uprawiały pole, w sadach, ogrodach, w rodzinnych domach. Niejednokrotnie gwałcicielami byli krewni.

03.06.2013

Czyta się kilka minut

Historia wysp Pitcairn okazuje się znacznie mniej rajska niż można sądzić na pierwszy rzut oka... Maj 1987 r. / Fot. Wolfgang Kaehler / CORBIS
Historia wysp Pitcairn okazuje się znacznie mniej rajska niż można sądzić na pierwszy rzut oka... Maj 1987 r. / Fot. Wolfgang Kaehler / CORBIS

Pitcairn, wyspa na Oceanie Spokojnym, znana jest z awanturniczej historii założycielskiej: odkryli ją i zasiedlili zbuntowani żeglarze z Bounty. 28 kwietnia 1879 r. na statku, mającym przywieźć z Tahiti na Jamajkę sadzonki drzewa chlebowego, które wykarmiłoby niewolników w angielskiej kolonii, wszczęty został bunt.


ADAM Z ADAMSTOWN


Już na początku mamy więc opowieść o potędze Korony Brytyjskiej, niewolnictwie, władzy nad światem, sprzeciwie i wolności. Rejsem dowodził sadystyczny kapitan William Bligh, cieszący się sławą zdobywcy wód i lądów. Prawo było surowe, władza na statku bezwzględna. Kapitan głodził i katował własnych marynarzy, w tym ambitnego i lojalnego, zaprzyjaźnionego z rodziną Bligh, Fletchera Christiana. Lojalnego do czasu. Bligh zdołał uratować się na szalupie z kilkoma wiernymi członkami załogi. Statek ze zbuntowaną załogą wrócił na Tahiti, skąd porwano 6 mężczyzn i 11 kobiet.

Bezludną wyspę wypatrzył Robert Pitcairn – osiedliło się na niej dziewięciu marynarzy z uprowadzonymi Tahitańczykami. Wkrótce walki pomiędzy mężczyznami doprowadziły do śmierci wszystkich Brytyjczyków poza Johnem Adamsem. John Adams – Adam z osady Adamstown i jego harem (choć trudno byłoby dociec, czyje dzieci rodziły branki) – są na pewno w sensie symbolicznym protoplastami niemal wszystkich mieszkańców wyspy. Dopływy obcej krwi zdarzają się tam nadal rzadko. Kobiety zostały uprowadzone w celach, które dzisiejszym językiem nazwałabym eksploatacją seksualną, jednak z drugiej strony można o nich mówić językiem ewangelicznym – jako o matkach plemienia.

Całą tę historię znamy z literatury i filmów. Właściwie nie całą, lecz jej romantyczno-bohaterskie oblicze. Po raz pierwszy opisał ją Juliusz Verne, korzystając z kupionych w 1879 r. od francuskiego geografa Gabriela Marcela praw do notatek na temat odysei Pitcairneńczyków. Bohaterowie tej historii mają twarz Clarka Gable’a, Marlona Brando, Mela Gibsona: silni, pociągający mężczyźni, mający odwagę wziąć sprawy w swoje ręce, znaleźć dla siebie nowy świat.

W klasycznej ekonomii prototypem nowoczesnej organizacji społecznej jest historia Robinsona Crusoe, poświęcającego swą samowystarczalność dla idei kooperacji i dzielenia zadań. W XX i XXI w. powstało wiele analiz krytykujących kolonialny, rasistowski, indywidualistyczny charakter przesłania książki Daniela Defoe o Robinsonie, a Bounty i Pitcarin to przecież zrealizowana robinsonada.


48 MIESZKAŃCÓW


Królowa nie przypłynie jutro, królowa pozostanie ideą w tle – spadkobiercy Fletchera Christiana są samowystarczalni, związani nieredukowalną więzią. Z czasem grupa różnicuje się i specjalizuje, ustanawia też prawa. John Adams wprowadza po okresie wewnętrznych wojen ład moralny, oparty na wyniesionej ze statku Biblii. Potem na wyspie działa Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Cóż, w końcu Pitcairn jest rajem – dwa razy w roku dojrzewają tam mandarynki. Ananasy nazywa się jabłkami. Lepsza wersja raju. Wszyscy pomagają wszystkim, jak w małej komunie.

Maciej Wasielewski popłynął na wyspę, żeby dowiedzieć się czegoś raczej o współczesności niż o dawnych dziejach, ale geneza musiała go także zainteresować. Zadanie, które sobie wyznaczył, ma kilka interesujących przesłanek. Po pierwsze, gdy czytamy „Jutro przypłynie królowa” na tle ogromnej produkcji reportażowej, dostarczanej nam regularnie, ważna okaże się kwestia dostępności świata. Niby dojechać dziś można wszędzie, nawet rejony otwartych konfliktów dają się przemierzać w miarę bezpiecznie, ale jednak gdzieniegdzie natykamy się na nieoczekiwane przeszkody. Rajska wyspa niechętnie przyjmuje turystów. Dlatego osiedlili się na niej buntownicy – trudno do niej dotrzeć, do portu z trudnym podejściem zawijają nieliczne statki. O zorganizowaniu lądowiska nie ma mowy. Warunki naturalne i logistyka stanowią jedną przeszkodę. Drugą budują mieszkańcy, 48 rezydentów z własnym, wybieranym w wyborach powszechnych burmistrzem. Żeby dostać się na wyspę, trzeba udokumentować cel. Dziennikarze nie są mile widziani. Wasielewski udawał więc badacza, antropologa. Historia własnej populacji jest dla Pitcairneńczyków bardzo ważna, rzadko pozwalają na takie badania.

Podróży od początku towarzyszyła duszna tajemnica. Jeszcze na statku padły słowa o społeczności zbrodniarzy, ale więcej niż słów mamy przemilczeń, niedopowiedzeń. Mieszkańcy chętnie pokazywali dziennikarzowi niebezpieczne miejsca, w których zginął już ktoś nieostrożny. Podglądali go, śledzili, opowiadali też oficjalną wersję życia społecznego, w którym najważniejsza jest lojalność. Izolacja od zewnętrznego świata, częste próby poświęcenia, gdy trzeba nieść pomoc członkom wspólnoty, oparcie w wartościach i tradycji – to fundamenty życia na wyspie w wersji oficjalnej.


NORMA GWAŁTU


Wasielewski pokonał dziesiątki tysięcy kilometrów, żeby zobaczyć na miejscu działanie tej niezwykłej, laboratoryjnej wersji świata opartego na pierworodnych grzechach, ale dawkuje nam wiedzę powoli. Najpierw daje znaki, odnotowuje przeczucia. Ich skrótem jest opis zabawy z gekonem wypuszczanym ze słoja, uciekającym po ścianach chaty. „Tak było z nami na wyspie” – mówi Veronika, reprezentująca w reportażu głosy tych nielicznych kobiet, które chciały otwarcie rozmawiać. Lęk kobiet Wasielewski opisuje z ich perspektywy, pozostawiając niedopowiedzenia, zawahania, aurę „tajemnicy w rodzinie”.

Prawda o obyczajach potomków marynarzy z Bounty i kobiet z Tahiti wypływa powoli, jakby reporter istotnie był antropologiem dopuszczanym stopniowo, niczym Bronisław Malinowski w Malezji, do miejscowej tradycji. Rytuałem kultywowanym do lat 90. właściwie bez przeszkód był gwałt. Mężczyźni gwałcili dziewczynki i kobiety, sięgali po nie w rajskim otoczeniu, w miejscach, gdzie uprawiały pole, w sadach, ogrodach, ale i w rodzinnych domach. Rodziny nie pomagały dziewczynkom, zresztą niejednokrotnie gwałcicielami byli krewni. Właściwie wszyscy na tej wyspie są nadal „wielką rodziną”, małżeństwa z „obcymi” są widziane niechętnie. Proces gwałcicieli ruszył dopiero w 2004 r. i nie załatwił sprawy. Po pierwsze odbył się na wyspie i tamże odsiedzieli w zbudowanym przez siebie więzieniu wyroki „chłopcy”, czyli dominujący w społeczności samcy. Po drugie wyspiarze w wyniku procesu wydzielili spośród siebie „judaszy”, tych, którzy zdradzali podwójnie: świadcząc przeciw gwałcicielom i potwierdzając, iż Pitcairn znajdowała się pod jurysdykcją Wielkiej Brytanii. To drugie poświadczenie było kluczowe dla samej możliwości prowadzenia postępowania i uderzało w poczucie niezawisłości wyspiarzy.


MĘSKE MARZENIA


Relacja z Pitcairn, na której – czytamy – już ośmiolatek z Supermanem na koszulce mówi, że będzie miał pięć żon, pozwala postawić co najmniej kilka pytań. Reporter obok głosów z wewnątrz społeczności wprowadza i te ze świata: czasem powściągliwe, czasem zakłamane. Obok mitu buntowników działa bowiem mit „naturalnej, polinezyjskiej rozwiązłości”, obyczajów – nawiążmy do tytułu dzieła Bronisława Malinowskiego – seksualnych dzikich, w które nie należy ingerować. Homeostaza na Pitcairn wymaga wycofania reguł zewnętrznego świata, zdaje się myśleć wielu. W końcu przez dwieście lat ten system się sprawdzał: kobiety były dobrem wspólnym, kościół i napisane przez ojców-założycieli prawo czuwały nad losem każdej jednostki. Dziewczyny znajdowały partnerów, rodziny przestrzegały zasad. Ludzie nie oglądali niemoralnych filmów, nie upijali się. Gwałty stanowiły część tego zamkniętego systemu. Matki, opowiadają Wasielewskiemu śmielsi wyspiarze, znały los córek, odsuwały się od nich w odpowiednim momencie, zatrzaskując przed samymi sobą i przed nimi całą sferę emocji i dotyku.

Jak to wszystko wyjaśnić? Wyjaśnienie najprostsze: oto tradycja oparta na gwałcie reprodukuje gwałt. Synowie mężczyzn, którzy zostali spłodzeni w aktach przemocy, dopuszczają się takiej samej przemocy. Lukier cywilizacyjny niewiele tu zmienia: w XX w. na wyspę dociera wiedza o zmianach w świecie, ale właściwie po co ją stosować? Owszem, sprowadzenie quadów do jeżdżenia po bezdrożach jest dobre, ale czy dobre byłoby oddanie przywilejów?

Jasne, cała ta opowieść pozwala spojrzeć krytycznie na historię kolonializmu, którego jest odpryskiem. Śmiały wypad po kobiety nie był autorskim pomysłem buntowników. Traktowanie świata jako niewyczerpalnego rezerwuaru bogactw i przyjemności ustanowiło potęgę Wielkiej Brytanii. Rozliczanie Pitcairneńczyków jest trochę wiwisekcją, trochę pracą nad własną przeszłością, przeniesieniem dwieście lat wstecz i stanięciem oko w oko z własną cywilizacją. Surowość moralna współczesnego świata ma swoje limity, a czasem wzmacnia je opacznie rozumiana poprawność polityczna. Nawet dziś w dyskusjach o przemocy wobec kobiet padają argumenty „szacunku dla odmiennych kultur”. Kultura Pitcairn jest w tym sensie odmienna, że stanowi anachronizm, a zarazem przypomina fundamenty kolonialnej historii świata.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że działa tu niewypowiadany resentyment: oto w gruncie rzeczy mężczyźni w Pitcairn mają otwarcie to, do czego uzurpują sobie prawo wszystkie patriarchalne systemy: zasoby kobiet, władzę, jaką daje ich seksualna eksploatacja, sprawowanie kontroli społecznej, podwójną moralność, przekonanie o szlachetności i wyjątkowości głoszonej ideologii. Jakże potępić własne marzenia?

Oczywiście, we współczesnym świecie zachodnim nikt nie kultywuje otwarcie takiego stylu życia, ale ukryte pragnienia wypływają na wierzch choćby w formie popkulturowych zachwytów nad hippisowskimi wartościami Polinezji. Pitcairn opisana przez Wasielewskiego jest laboratorium szczytowej formy patriarchalnych snów, czasem znajdujących warunki realizacji w sektach, czasem demistyfikowanych w kronikach kryminalnych.


***


Niezmiernie ciekawe jest to, po co dziś reporter jedzie na koniec świata. Owszem, można by rzec, że znajduje tam kliniczną postać cywilizacyjnych mitów, palący problem, ofiary i sprawców zamkniętych w naturalnym odosobnieniu – wystarczające przesłanki do podejmowania wysiłku. Ważniejsze dla mnie jest to, że pytania, które niedawno zadawałyby tylko feministki – pytania o pozycję kobiet, o przemoc wobec nich, o oddziaływania założycielskiego grzechu, wpisanego w kulturową normę nowoczesności – stawia reporter. Stać go na empatię, ale co jeszcze ważniejsze – czuje się, że i dla niego puls świata bije w tym miejscu. Moralność oparta musi być na przemyśleniu relacji kobiet i mężczyzn, nie wystarczy wspólne czytanie Biblii, dobra praca i spokój. Wnioski, które wynikają z tej historii, nie powinny ograniczać się do osądzenia grupy gwałcicieli.

Maciej Wasielewski idzie dalej, pokazuje konsekwencje indywidualne i społeczne gwałtów na wyspie. Nad tekstem unosi się pytanie: kto jest z Pitcairn?


Maciej Wasielewski, „Jutro przypłynie królowa”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013