Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Zieleniak" ukazał się w 1945 roku na łamach "Kuźnicy", "Ślady" - tamże, rok później, następnie przedrukował je Gustaw Herling-Grudziński w antologii opowieści wojennych wydanej nakładem rzymskiego jeszcze Instytutu Literackiego. "Meta" po raz pierwszy ukazuje się w całości. Pierwsza i jedyna książka Ludwika Heringa (1908-1984) - trudno będzie jednak odtąd mówić o literaturze polskiej tamtego czasu, nie uwzględniając tego nazwiska.
Nazwisko znane jest oczywiście tym, którzy zajmują się Mironem Białoszewskim, zwłaszcza zaś fenomenem Teatru Osobnego. Hering i Białoszewski poznali się na początku wojny. Starszy o kilkanaście lat Hering stał się szybko mentorem początkującego poety, a domowy teatr, stworzony w połowie lat 50. w mieszkaniu przy placu Dąbrowskiego był wspólnym dziełem ich obu oraz siostrzenicy Heringa, malarki Ludmiły Murawskiej.
Właśnie Murawska przygotowała edycję opowiadań Heringa i opatrzyła je posłowiem, odtwarzającym biografię autora - niespełnionego artysty o przenikliwym widzeniu i wyostrzonej świadomości sztuki, krytycznego akuszera twórczości innych. "Obdarzony wieloma talentami, rozdawał swoje skarby bez rachunku, bez myślenia o sobie; był w tym aż rozrzutny".
Sam Hering był również malarzem, choć jego przedwojenny dorobek uległ zniszczeniu, po wojnie zaś szybko zrezygnował z malowania. W 1934 roku na wystawie kapistów poznaje Józefa Czapskiego. "Terminuje malarstwo w pracowni Józefa" - pisze Murawska. Świadectwem zrodzonej wtedy głębokiej przyjaźni pozostaje korespondencja. I w tym przypadku Hering nie ograniczył się do roli terminatora. "Nie śmiem nazwać Heringa swoim uczniem - pisał Czapski w 1957 roku w liście do dyrektora Muzeum Narodowego w Poznaniu - bo sam w swoim czasie wpływ jego wizji na świat przeżywałem w tej samej co najmniej mierze, w jakiej on wykorzystał moją pracę malarską".
"Ślady", znalezisko sprzed lat, wpisuje się w całkiem współczesną dyskusję o wojennych postawach Polaków, antysemityzmie i moralnej współodpowiedzialności za zbrodnię, której było się obojętnym świadkiem. "Każda prawie rodzina po aryjskiej stronie była dotknięta nieszczęściem i żałobą i to było niewątpliwą zbrodnią Hitlera - ale jeśli chodziło o Żydów, Hitler był tylko wykonawcą wyroku boskiego (...) Na słupach wisiały afisze z plugawymi wizerunkami jakby żywcem przeniesionymi z »Przewodnika Katolickiego«. Na murach przykościelnych nie pobladły jeszcze napisy: »Śmierć Żydom - Polska musi być katolicka«, pisane często ręką pielgrzymów z miejsc świętych. Słowo stało się ciałem".
W "Mecie" akcja toczy się na terenie garbarni na Okopowej, przy granicy getta. Uczestnicy świątecznej herbatki u inżyniera-
-antysemity idą obejrzeć, "jak się żydy smażą". Gdy wracają, jedna z pań mówi: "Chwilami zapominam, że to są Żydzi, i to jest jednak straszne". Towarzysz karci ją: "Właśnie to: za-po-mi-
-na-my. My, Polacy, jesteśmy sentymentalni. To nasza wielka narodowa wada". Jak zauważył Tadeusz Sobolewski: "Ciężko słuchać rozmów ludzi pod murami getta. Ale nie udawajmy naiwnych, każdy z nas słyszał podobne zdania teraz, 65 lat po wojnie. Skoro przetrwały do dziś, jaką siłę musiały mieć wtedy?". Bohater "Mety", stróż na placu składowym, jest w swych próbach niesienia pomocy skazanym na śmierć tragicznie samotny i tragicznie bezsilny.
Hering wykorzystuje własne doświadczenia, i dotyczy to zarówno piekła Zieleniaka - obozu przejściowego na Ochocie w sierpniu ’44, jak i owej garbarni na granicy getta. Także żydowski chłopiec z opowiadania "Ślady", jeden z "kotów", dzieci z getta zdobywających za murem jedzenie dla bliskich, miał swój pierwowzór. "Ślady" to książka wybitna, a przy tym świadectwo wyostrzonej wrażliwości moralnej, współczucia, które boli. Do dzisiaj. (Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, ss. 148 + ilustracje.)