Sześciu na tle epoki

Na początek uściślenie: ta książka nie daje pełnego obrazu relacji pomiędzy pisarzami polskimi a władzą komunistyczną. Ale też autorki nie stawiały sobie takiego celu. Z szerokiego spektrum postaw wybrały ważny fragment, opowiedziały historię sześciu ludzi, których połączyło jedno: że po 1945 roku "wstąpili w szeregi zwolenników nowego systemu, by stać się jego żarliwymi wyznawcami i służyć mu piórem, potem zaś (z wyjątkiem zmarłego tragicznie w 1951 roku Tadeusza Borowskiego) przeciw systemowi się zbuntowali, okazując często wielką determinację i odwagę.
 /
/

"Co nimi kierowało w ich powojennych wyborach? Czy konformizm, żądza władzy i pieniędzy, czy te same wartości, które zadecydowały o ich przejściu do opozycji?". Pytanie umieszczone w nocie na okładce sformułowano nazbyt jednostronnie, sugerując istnienie dwóch tylko odpowiedzi. Na szczęście sama książka, naładowana faktami i rysująca rozległy obraz epoki, pokazuje, że sprawa jest bardziej skomplikowana, a opisane tu przypadki trudno sprowadzić do wspólnego mianownika. Bo też literatura nie jest domeną liczby mnogiej, opiera się na indywidualnościach, kiedy zaś, jak w dobie socrealizmu, próbuje się ją poddać ideologicznemu dyktatowi i podciągnąć pod jeden strychulec - umiera.

Wymieńmy bohaterów, których wybrały Anna Bikont i Joanna Szczęsna: obok Borowskiego są to Adam Ważyk, Jerzy Andrzejewski, Kazimierz Brandys, Tadeusz Konwicki i Wiktor Woroszylski. Ważyk (rocznik 1905), współtwórca polskiej awangardy i tłumacz poetów francuskich, jesienią 1939 roku znalazł się w zajętym przez Sowietów Lwowie, wojnę - podczas której zginęła cała niemal jego żydowska rodzina - spędził w ZSRR. Wrócił do kraju jako oficer I Armii Wojska Polskiego i zdeklarowany komunista, członek PPR. Andrzejewski (rocznik 1909), po ogłoszeniu w 1938 r. powieści "Ład serca" uznany za nadzieję literatury katolickiej, podczas wojny mieszkał w Warszawie, brał udział w konspiracji. Znakiem powojennej akceptacji nowego stał się już jego "Popiół i diament" (1947), w 1950 r. autor tej powieści wstąpił do partii. Brandys, rocznik 1916, publikował w prasie już przed 1939 r., wojnę przeżył w Warszawie na "aryjskich papierach", w 1946 r. został członkiem PPR i wszedł do redakcji "Kuźnicy". Borowski, rocznik 1922, miał za sobą dzieciństwo na sowieckiej Ukrainie, gdzie aresztowano oboje jego rodziców i skąd wyjechał do Polski jako dziesięciolatek, a także wojenną konspirację, Auschwitz, Dachau i obóz dla dipisów. Konwicki, rocznik 1926, przybyły w maju 1945 r. z Wileńszczyzny, żołnierz Armii Krajowej, uczestnik akcji "Burza", walczył potem w partyzantce antysowieckiej; w szeregi PZPR przyjęto go w 1951 r. Woroszylski, rocznik 1927, wielbiciel Majakowskiego i żarliwy wyznawca "nowej wiary", to także "repatriant"; ślad swoich przeżyć okupacyjnych - pobytu w grodzieńskim getcie i ukrywania się pod zmienionym nazwiskiem w warsztacie stolarskim - pozostawił po latach w powieści "Literatura".

Mamy więc wywodzących się z odmiennych środowisk przedstawicieli paru pokoleń. Startowali po wojnie z różnych pozycji, ich zaangażowanie w komunizm i socrealizm także nie było jednakowe: od płomiennej pryncypialności Woroszylskiego i doktrynerstwa Ważyka po bierność Konwickiego. Elementem wspólnym jest właściwie tylko wojenna trauma przeżywana na rozmaite sposoby - i jeśli odrzucimy motywacje przyziemne, to właśnie w niej i w świadomości końca dawnego świata, w rozczarowaniu wartościami, na których się wspierał, ewentualnie w deterministycznym przekonaniu o nieuchronności tego, co nadchodzi, szukać można źródeł tamtych wyborów.

Odchodzenie bohaterów "Lawiny i kamieni" od "nowej wiary" także nie przebiegało w jednakowym rytmie. Andrzejewski już w 1953 r. napisał "Wielki lament papierowej głowy", a następnie ku zgorszeniu towarzyszy zrezygnował z zaszczytu bycia delegatem na zjazd PZPR. Ważyk swoim "Poematem dla dorosłych", wydrukowanym latem 1955 r., rozbijał mitologię, którą sam współtworzył. Obaj oddali legitymacje partyjne w 1957 r., a w 1964 r. podpisali List 34 - dwuzdaniowy protest przeciw ograniczeniom w dziedzinie kultury, który wywołał furię rządzących. Brandys, Konwicki i Woroszylski byli wtedy jeszcze członkami partii, odmówili jednak złożenia podpisu pod kontrlistem wymierzonym w sygnatariuszy protestu; szeregi PZPR opuścili w 1966 r. wraz z wyrzuconym z niej Leszkiem Kołakowskim. Woroszylski zresztą już od 1956 r., od podróży do ogarniętego powstaniem Budapesztu, należał do nieprzejednanych krytyków systemu.

Wspomniałem wcześniej o bierności Konwickiego. W sławnym fragmencie z "Dziennika 1954" Leopold Tyrmand opisuje zebranie sekcji prozy Związku Literatów Polskich, podczas którego poddano krytyce opowiadanie Konwickiego "Miłość" i "ludzie w wieku przydrożnych kamieni, o powierzchowności karłów i maszkar, informowali ludzi w średnim wieku i o normalnym wyglądzie o tym, co to jest spółkowanie - dojrzałe, klasowo odpowiedzialne, a nie animalistyczne, wynaturzone, amerykańsko-imperialistyczne". Autorki dotarły do protokołu tego zebrania i nie tylko potwierdzają wiarygodność relacji Tyrmanda, ale dopisują do niej piękną puentę: oto Konwicki, poproszony na koniec o głos, oświadczył: "Niewiele mam do powiedzenia, bo słuchałem cały czas i dość się zmęczyłem"...

Takich smaczków jest tu mnóstwo: dokumenty w rodzaju owych sprawozdań konfrontowane są ze wspomnieniami świadków, zderza się ze sobą rozmaite relacje, cytuje Dąbrowską czy Miłosza, a wszystko na szerszym, historyczno-politycznym tle. Wielowątkową reportażową narrację podporządkowały autorki kluczowi biografii szóstki pisarzy, z ich właśnie perspektywy opowiedziały historię powojennego półwiecza, doprowadzając swoją opowieść do czasów "Solidarności", stanu wojennego i współczesnych rozliczeń z epoką Peerelu, zwłaszcza zaś z latami 50. Zupełnie inaczej wyglądałaby ta opowieść z punktu widzenia na przykład Hanny Malewskiej, Jana Józefa Szczepańskiego czy outsiderów takich jak Miron Białoszewski (nb. Malewska pojawia się tu m.in. w liście Stefana Żółkiewskiego do Borowskiego, pisanym w styczniu 1947, zaliczona wraz z Dobraczyńskim do grona "grafomanów katolickich"...).

Bohaterów swoich traktują autorki z życzliwością, co nie znaczy - z pobłażaniem; starczy wspomnieć, że bezlitośnie cytują ich socrealistyczne produkcje czy haniebne czasem publicystyczne wypowiedzi. Próbują jednak zrozumieć motywy niegdysiejszych wyborów, no i pamiętają, że po okresie zaangażowania w komunizm w życiu piątki portretowanych nastąpił o wiele dłuższy okres przeciwstawiania się peerelowskiej władzy, a socrealistyczne potworki stanowią margines ich twórczości. Ocena konkretnych decyzji, które ktoś podejmuje, może być jednoznaczna, wręcz czarno-biała; w przypadku całości czyjejś biografii należy ostrożnie ważyć racje, sięgać po półtony; stąd polemika ze współczesnymi "lustratorami małowiernych", którzy "złapali się poły Herberta". Pewnie dlatego książka spotkała się z zarzutem wybielania życiorysów pisarzy uwikłanych kiedyś w komunizm - jednak nieuleganie lustracyjnym schematom jest tylko jej zaletą.

Wątpliwości moje budzi natomiast przedrukowanie na końcu rozmowy z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim. Przeprowadzona w ostatnich miesiącach życia pisarza, stała się głośna za sprawą fragmentu, w którym Herling, zaskoczony wiadomością, że Zbigniew Herbert, wzywany przez ubeków, wdawał się z nimi rozmowy - użył sformułowania cokolwiek niezręcznego. I choć wypowiedź była autoryzowana, próbował potem tę niezręczność naprawić, atakując przy okazji rozmówczynie i Adama Michnika. Rozmowa, owszem, dotyczy między innymi stosunku do komunistycznej przeszłości i jej rozliczania, ale z całością ma związek raczej luźny i jej przedruk tutaj sprawia trochę wrażenie, jakby autorki w sporze z nieżyjącym pisarzem chciały mieć koniecznie ostatnie słowo... (Prószyński i S-ka, Warszawa 2006, ss. 584. Mnóstwo ilustracji, bibliografia, indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 53/2006