Kryzys i marazm

Przez Europę przetacza się fala pospiesznie dokonywanych radykalnych reform, jeszcze niedawno uważanych za niemożliwe do przeprowadzenia. Czy polskim politykom wystarczy odwagi?

13.07.2010

Czyta się kilka minut

Jeszcze niedawno mogliśmy się cieszyć, że Polska jest jedynym krajem europejskim, który zdołał się obronić przed kryzysem gospodarczym. Niedługo jednak może się okazać jedynym krajem, który uśpiony tym względnym sukcesem zaniechał reform uzdrawiających finanse publiczne, marnując tym samym szanse na umocnienie i przyspieszenie gospodarczo-społecznego rozwoju.

***

Głębokie i odważne reformy stają się możliwe dopiero w okresie dotkliwego i powszechnie odczuwanego kryzysu. W fazie względnej prosperity, nawet okupowanej narastającym zadłużeniem i makroekonomiczną nierównowagą, panuje przekonanie sformułowane już dawno przez jednego z francuskich polityków: "Reformy są konieczne, ale niemożliwe". Konieczne dla przywrócenia makroekonomicznej równowagi, lecz niemożliwe, bo wymagające zaburzenia społecznego spokoju. Konieczne i możliwe stają się wówczas, gdy widmo finansowej katastrofy państwa zajrzy politykom w oczy - wówczas nawet ryzyko wywołania społecznych protestów przestaje ich paraliżować.

Tak się stało kilka miesięcy temu w Grecji, a obecnie dzieje się w kolejnych państwach europejskich, typowanych na potencjalnych bankrutów. Przez Europę przetacza się fala pospiesznie dokonywanych radykalnych reform, jeszcze niedawno uważanych za niemożliwe do przeprowadzenia. Podnoszony jest wiek emerytalny, ograniczane zasiłki i świadczenia, cięte inne wydatki socjalne, redukowane dotacje i ulgi podatkowe, a nawet obniżane płace w sektorze publicznym. Masowe protesty społeczne nie powstrzymują odważnych, a może właśnie ciężko przestraszonych europejskich polityków, którym widmo bankructwa ekonomicznego i politycznego musiało rzeczywiście bardzo głęboko zajrzeć w oczy.

A w tym samym czasie w Polsce, kraju najmłodszych emerytów i najzdrowszych rencistów, kraju o najniższym odsetku pracujących, panuje błogi spokój, umacniany żarliwymi zapewnieniami polityków, że żadne stanowcze reformy nie są potrzebne w rządzonym przez nich kraju, który przecież kryzysu uniknął. W trakcie niedawnej kampanii prezydenckiej przedstawiciele dwóch głównych obozów politycznych nie tylko odżegnywali się od wszelkich działań dyscyplinujących finanse publiczne, lecz prześcigali się w składaniu obietnic dodatkowego szastania pieniędzmi, podpuszczani przez trzeciego z kandydatów, mającego nieograniczoną fantazję w wydawaniu publicznych środków i prawie trzymilionowy elektorat, o względy którego zabiegali tamci dwaj.

Głęboka nierównowaga w finansach publicznych wielu państw europejskich wynikła po części z wcześniejszego wydatkowania gigantycznych sum na wydobywanie się z kryzysu. Teraz muszą spłacić zaciągnięte długi i redukować bieżący deficyt, drastycznie obniżając wydatki. W Polsce, na szczęście, rząd nie uległ żądaniom dosypywania pieniędzy do gospodarki, lecz nierównowaga w finansach publicznych narastała już i tak wcześniej, a spowolnienie gospodarcze ją pogłębiło.

***

W ubiegłym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniósł 7,1 proc. PKB, w obecnym może wzrosnąć do 7,3 proc. (traktat z Maastricht dopuszcza, jak wiadomo, 3 proc.), a dług publiczny - według raportu Komisji Europejskiej - zbliży się do progu 60 proc., którego przekroczenie wymogłoby automatycznie (na mocy polskiej konstytucji) drastyczne cięcia budżetowe. Jeśli nawet sytuacja nie jest tak zła, by wymagała gwałtowanej akcji ratunkowej, z zastosowaniem najdrastyczniejszych, najbardziej inwazyjnych metod, to nie jest na tyle dobra, by wszelkich działań zaniechać. Tymczasem rząd utrwala propagandowy obraz Polski jako spokojnej wyspy na wzburzonym oceanie kryzysu, który jest już coraz bardziej nieaktualny. Kolejne kraje wchodzą w fazę gospodarczego ożywienia, szybciej od Polski rozwija się już Słowacja, przegoniła nas Szwecja, zbliża się do tego tempa Irlandia, ruszają się Niemcy, sygnały przyspieszenia dochodzą z różnych stron Europy i świata. Polska przewaga w tempie rozwoju maleje i stopniowo znika.

Kilka tygodni temu szydzono u nas z polityków nowej ekipy rządzącej Węgrami, którzy obwieścili światu, że przejęte przez nich po wyborach państwo znajduje się w ruinie. Zgryźliwie komentowano nieodpowiedzialność krewkich działaczy madziarskiej prawicy, którzy dla pogrążenia poprzedników narazili kraj i społeczeństwo na dyskredytację i kompromitację. Tymczasem wkrótce potem nowy gabinet i parlament wprowadziły drastyczne posunięcia oszczędnościowe. Być może przestraszenie społeczeństwa groźbą zapaści finansów publicznych jest najlepszym sposobem uzyskania od niego zgody na uzdrawiającą je terapię.

W Polsce stosowana jest strategia przeciwna: przekonywania obywateli, że nie ma czego uzdrawiać, bo wszystko funkcjonuje sprawnie. I tak będzie zapewne do następnych wyborów, a gdy je wygra ponownie obecna ekipa, nie obwieści przecież Polakom, że przejęła nierozwiązane w poprzedniej kadencji problemy, za które trzeba się energicznie wziąć. Jeszcze bardziej wątpliwe, aby za ich rozwiązywanie wzięła się ewentualna nowa ekipa, złożona z obecnej opozycji, obnoszącej się ze swym prosocjalnym nastawieniem i hojnie szafującej obietnicami.

Wkrótce może się okazać, że z dotkliwego kryzysu większość państw europejskich wychodzi z radykalnie uzdrowionymi finansami publicznymi i przywróconą równowagą makroekonomiczną, co stwarza warunki do przyspieszonego i trwałego rozwoju, a Polska z nadwerężonym budżetem, rosnącym długiem publicznym i nierozwiązanymi problemami w sferze socjalnej, co tłumi jej wzrost gospodarczy.

Bo słowo "kryzys" ma dwa znaczenia. Jedno z nich określa gwałtowne przesilenie, po którym przychodzi szybkie ozdrowienie. Być może to lepszy wariant, niż nieleczona przewlekła choroba, która stopniowo i systematycznie niszczy organizm, prowadząc go do głębokiej niewydolności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2010