Król świata. Wszystkie kłopoty Borisa Johnsona

Kłopoty Borisa Johnsona są różnej natury, ale można je sprowadzićdo dwóch kwestii: coraz mniej Brytyjczyków mu wierzy, a coraz więcej się z niego śmieje.

27.12.2021

Czyta się kilka minut

Premier Johnson podczas nagrania orędzia do narodu, w którym powie o konieczności przyjęcia jak najszybciej dawki przypominającej szczepionki. Londyn, 12 grudnia 2021 r. / KIRSTY O'CONNOR / REUTERS / FORUM
Premier Johnson podczas nagrania orędzia do narodu, w którym powie o konieczności przyjęcia jak najszybciej dawki przypominającej szczepionki. Londyn, 12 grudnia 2021 r. / KIRSTY O'CONNOR / REUTERS / FORUM

Boże Narodzenie odwołane dla milionów ludzi”, „Czy ten koszmar kiedyś się skończy?”, „Zwrot Johnsona o 180 stopni. Rodzinne plany na Boże Narodzenie w strzępach” – tak brzmiały rok temu, w przedświąteczną niedzielę 20 grudnia 2020 r., tytuły brytyjskich gazet. Druga fala epidemii osiągała wtedy na Wyspach swe apogeum. Dwa dni wcześniej premier Boris Johnson wraz ze sztabem antycovidowym uzgodnili plan obostrzeń, który oznaczał, że Brytyjczycy spędzą święta tylko w gronie domowników.

Minął prawie rok. Pod koniec listopada 2021 r. pojawiły się pierwsze przecieki na temat imprezy bożonarodzeniowej, która miała odbyć się w siedzibie premiera przy Downing Street tego samego dnia, gdy Johnson uzgadniał zakres restrykcji. Mieli w niej wziąć udział pracownicy Downing Street, głównie z biura prasowego i grona doradców premiera. Nie mogło być mowy o zachowaniu dystansu i innych reguł lockdownu. Na imprezie bawili się ludzie, których zadaniem było uzasadnianie wobec obywateli konieczności tychże reguł.

Problemy bez końca

Początkowo premier ignorował przecieki, twierdząc, że nic nie wie o imprezie, a nawet jeśli ktoś spotkał się w jego biurze, to na pewno przestrzegano zasad. Tymczasem afera dopiero się rozkręcała: 8 grudnia telewizja ITV pokazała film nakręcony cztery dni po owej imprezie. Był to materiał szkoleniowy: rzeczniczka premiera Allegra Stratton ćwiczyła się przed ewentualną konferencją prasową, na której mogły paść pytania o wątpliwe party. Rzeczniczka i inne osoby pokazane w filmie doskonale się bawiły, a ich zachowanie nie pozostawiało wątpliwości, że impreza łamiąca zasady lockdownu się odbyła.

Gdy opublikowano nagranie, Johnson zmienił ton. Przeprosił za zachowanie swoich pracowników i polecił szefowi swojej kancelarii przeprowadzenie dochodzenia.

„Partygate” to była kolejna wpadka Johnsona w ostatnich miesiącach roku, który zaczął się dla niego znakomicie. Po dramatycznym początku pandemii, w pierwszej połowie 2021 r. wreszcie przyszła chwila oddechu. Brytyjski program szczepień okazał się sukcesem na miarę światową. Przełożyło się to na wzrost popularności premiera i Partii Konserwatywnej: Johnson wydawał się nietykalny, a torysi przypomnieli sobie, że to on w dramatycznych okolicznościach wywalczył im w 2019 r. bezwzględną większość w Izbie Gmin. Pierwsze pół roku 2021 wyglądało jak powtórka miodowego miesiąca po wyborach.

Kłopoty zaczęły się później. Jesienią Brytyjczycy dowiedzieli się, co brexit oznacza w praktyce: niedobór kierowców przełożył się na kłopoty z zaopatrzeniem. Spór z Unią Europejską w sprawie Irlandii Północnej z niezrozumiałego konfliktu biurokratyczno-formalnego stał się problemem polityczno-egzystencjalnym, od którego rozwiązania zależą nie tylko stosunki Londynu z Brukselą, ale trwałość Zjednoczonego Królestwa. Ujawniono też afery o podłożu korupcyjnym. Jeden z konserwatywnych posłów, Owen Paterson, złożył mandat po tym, jak wyszło na jaw, że na boku uprawiał odpłatnie lobbing dla pewnej firmy.

Johnson bronił go tak długo, jak się dało. Przy okazji skandalu torysi przegłosowali nawet nowy kodeks etycznego postępowania w kontaktach z biznesem. Po czym – pod presją krytyki społecznej – Johnson odpuścił Patersona, ale i tak jego rząd uznawany jest dziś przez Brytyjczyków za bardziej skorumpowany niż poprzednie. Co gorsza, ośmiomiesięczne śledztwo w sprawie niezgodnego z prawem wykorzystania przez premiera dotacji partyjnych na remont mieszkania ciągle przynosi nowe szczegóły: tuż przed świętami okazało się, że składał on niespójne zeznania. Obecnie Johnsonowi grozi w najgorszym razie zawieszenie w prawach posła.

Do tego dochodzą jego karykaturalne zachowania, wśród których na czoło wybija się historia ze Świnką Peppą. Podczas przemówienia do przedsiębiorców premier zgubił wątek, opowiadając dziwne historie na temat bohaterki kreskówki dla dzieci. BBC zrobiła z tego humorystyczny skecz, w którym Johnson wygląda na człowieka zdezorientowanego, niepotrafiącego odpowiedzieć na pytanie reportera: „Panie premierze, coś jest nie tak?”.

Bunt wśród swoich

Na tydzień przed świętami nastąpiło coś, co część brytyjskiej opinii nazywa (przesadnie) trzęsieniem ziemi.

Najpierw prawie setka torysów zagłosowała przeciw rządowi w sprawie kolejnych obostrzeń. Wielka Brytania, a zwłaszcza Londyn, to dziś europejskie epicentrum Omikronu, nowej odmiany koronawirusa. Rząd zmuszony był reagować. Rzecz w tym, że reakcje są niespójne, a przede wszystkim są wbrew opinii wielu konserwatywnych posłów, którzy uważają, że rząd z zasady nie powinien mówić ludziom, co mają robić. Ostatecznie dzięki poparciu opozycyjnej Partii Pracy Johnson wygrał głosowanie, ale największy bunt w parlamentarnym klubie torysów za jego rządów pokazał, w jakich jest tarapatach.

Dwa dni później odbyły się wybory uzupełniające w okręgu North Shropshire (gdzie zwolnił się mandat Patersona). To jeden z najbardziej torysowskich rejonów Zjednoczonego Królestwa: wiejska okolica, gdzie żyją bogaci biali Brytyjczycy, w zdecydowanej większości zwolennicy brexitu, tradycyjnie głosujący na torysów. W 2019 r. w tym okręgu, gdzie jest niespełna 80 tys. wyborców, Paterson wygrał większością ponad 20 tys. głosów.

I stało się. Konserwatyści przegrali te wybory uzupełniające z kandydatką Partii Liberalno-Demokratycznej. W mediach wybuchła burza, zapewne zbyt gwałtowna. To dopiero półmetek kadencji parlamentu, a Johnson może jeszcze się odbić i wygrać kolejne wybory. Jednak w chwili, gdy jego partia traci w niektórych sondażach prawie 10 punktów procentowych do Partii Pracy, a on sam nazywany jest najgorszym premierem na najgorszy możliwy czas, pytań o jego przyszłość nie da się zbyć dowcipem ani przemilczeniem.

Na domiar złego w ostatni weekend przed świętami okazało się, że minister ds. brexitu David Frost podał się do dymisji. Wcześniej Frost kierował rozmowami brexitowymi i był jednym z ostatnich sojuszników premiera ze starej gwardii. Teraz krytykował go za restrykcje covidowe i źle znosił symptomy jego uległości wobec Brukseli w negocjacjach o statusie Irlandii Północnej.

Cały Boris

Problemy, które dręczą dziś Johnsona, są różnej natury i skali, ale można je sprowadzić do dwóch kwestii: coraz mniej wyborców mu wierzy, a coraz więcej się z niego śmieje.

Dla Brytyjczyków prawdopodobnie najgorsze jest przekonanie, że rząd traktuje ich pobłażliwie, by nie rzec: pogardliwie. W chwili, gdy miliony ludzi cierpiały z powodu izolacji, samotnie przeżywały smutek z powodu choroby lub śmierci bliskich, współpracownicy premiera świetnie się bawili – to dramatyczne odkrycie dla narodu, który pochował ponad 146 tys. ofiar covidu. Przygnębiające jest też odkrycie (dla wielu potwierdzenie), że Johnson znów zachowuje się według reguły: zaprzeczaj tak długo, jak się da, a jeśli już się nie da, tłumacz, że to nie twoja wina i zrzucaj ją na innych.

Żyjemy w świecie, w którym coraz więcej polityków mogłoby powtórzyć słynne słowa niesławnego węgierskiego premiera Ferenca Gyurcsánya: „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem” (rzucone na poufnej naradzie partyjnej, nagrane przez kogoś i ujawnione). Z tym że wątpliwe jest, by Johnson kiedykolwiek przyznał się do kłamstwa. Jednak mało kto wierzy, że zależy mu na przestrzeganiu przepisów. On sam mało nie umarł na covid, chorowało też wielu pracowników Downing Street (co mogło być jedną z przyczyn ich luźnego stosunku do przepisów).

Rzecz w tym, że ów luźny stosunek do przepisów i instytucji, a także bardzo elastyczny do faktów – to cechy charakterystyczne działalności publicznej Borisa Johnsona od lat, a właściwie od początku jego kariery. Najsurowsi krytycy uważają go za zwykłego kłamcę.

Rory Stewart, jego niegdysiejszy przeciwnik w walce o przywództwo w Partii Konserwatywnej, twierdzi, że Johnson to „najbardziej sprawny kłamca w życiu publicznym, być może najlepszy kłamca, jakiego kiedykolwiek mieliśmy na stanowisku premiera”. Stewart uważa, że Johnson „po mistrzowsku opanował wykorzystanie błędu, pominięcia, przesady, umniejszenia, uniku i otwartego zaprzeczenia”. I dalej: „Jest [on] tak samo sprawny w zastosowaniu ironicznego dowcipu, bredni, ordynarnego kłamstwa, pustosłowia, półprawdy, kłamstwa hiperbolicznego, kłamstwa oczywistego i prostego bullshit [angielski wulgaryzm oznaczający nonsens – red.], który niechcący może okazać się prawdą”.

Dominic Cummings, jego były główny doradca (odpowiedzialny za zwycięską kampanię przed referendum brexitowym), twierdzi, że Johnson „kłamie tak otwarcie, tak naturalnie, tak regularnie, że nie widzi różnicy między prawdą a kłamstwem”. Cummings dodaje, że Johnson wielokrotnie dziwił się, jak niewiarygodnie śmieszne jest to, iż został premierem.

Eton, Oksford, Bruksela

Gdzie się tego nauczył? Skąd bierze się jego niezwykła swoboda granicząca z brakiem odpowiedzialności za słowo, hucpa, arogancja, charyzma, a na koniec siła przyciągania, która pozwoliła mu niejeden raz brawurowo wygrać wybory i wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat wygrzebać się z dramatycznych kłopotów?

Ze szkoły w Eton – tak twierdzi Andrew Adonis, jeden z jego biografów. Eton, czyli instytucja, która jest „nie tylko szkołą dla chłopców, ale masonerią na życie”. Stąd Johnson trafił do Oksfordu, z Oksfordu do „Timesa”, z „Timesa” do „Daily Telegraph” i roli korespondenta w Brukseli, gdzie jego kariera mogła rozbłysnąć. Był prawdopodobnie jednym z najbardziej wpływowych komentatorów politycznych, którzy zbudowali w opinii publicznej na Wyspach obraz Unii Europejskiej jako biurokratycznego potwora, skupionego na prostowaniu bananów i niszczeniu brytyjskiego parlamentaryzmu.

Dziennikarstwo – a w każdym razie to, co Johnson uprawiał w Brukseli – nigdy nie było dla niego celem samym w sobie. Jego siostra mówiła, że Boris od dziecka chciał być „królem świata”, co w brytyjskich realiach oznacza stanowisko premiera. Dwa lata po zajęciu w 1999 r. fotela redaktora naczelnego tygodnika „The Spectator” Johnson zdobył mandat w jednym z najbardziej torysowskich okręgów w kraju: w Henley pod Londynem. Był jednocześnie naczelnym „Spectatora”, posłem i bohaterem kolejnych obficie konsumowanych romansów. Dziś ma siedmioro dzieci i jest po raz trzeci żonaty, a o jego inwencji niech świadczy fakt, że trzeci ślub kościelny zawarł w Kościele katolickim, dla którego dwa poprzednie – anglikańskie – nie stanowiły przeszkody.

Do wyższych celów

W 2008 r. został burmistrzem Londynu, co było nie lada wyczynem – stolica jest raczej zarezerwowana dla labourzystów. Dwie kadencje w City Hall ujawniły kilka cech charakterystycznych Johnsona: brak zdecydowanych poglądów politycznych, co miało wyjść na jaw szczególnie przy okazji brexitu, zamiłowanie do pompatycznych projektów, a zwłaszcza ekscentryczność, pewność siebie i przekonanie o przeznaczeniu do wyższych celów.

W stolicy Johnson zostawił po sobie kilka niezrealizowanych pomysłów, o których Brytyjczycy wciąż pamiętają, i kilka zrealizowanych, np. system rowerów miejskich czy Crossrail – linię kolejową przecinającą Londyn i okolice ze wschodu na zachód. Anthony Adonis wspomina, że podczas inauguracji budowy linii na stacji Canary Wharf Johnson powiedział do niego: „Dajcie im chleba i igrzysk, a nigdy nie będą się buntować”. Po łacinie.

Ważne, że wygrywa

Sonia Purnell, kolejna biografka Johnsona, cytuje znajomego premiera, który mówi: „Podobnie jak Lord Palmerston [wyjadacz XIX-wiecznej brytyjskiej polityki – red.] Boris nie ma przyjaciół, tylko interesy”. Jego biografowie twierdzą wręcz, że w zasadzie nie ma też poglądów politycznych nawet w najważniejszych sprawach – przed referendum brexitowym w 2016 r. miał napisać dwa felietony, na wypadek wygranej każdej ze stron. Dominic Cummings, jego obecny wróg numer jeden, uważa, że Johnson nigdy nie rozumiał, o co chodzi w umowie o wyjściu Londynu z Unii (co miało skutkować tym, iż podpisana przez niego część dotycząca Irlandii Północnej oznacza de facto ustanowienie granicy celnej między nią a resztą kraju).

Nie szkodzi, że nie ma stałych poglądów. Ważne, że wygrał torysom wybory. Bo jeśli idzie o skuteczność, Johnson stawiany jest dziś w jednym rzędzie obok największych powojennych premierów: Clementa Attlee, Margaret Thatcher, Tony’ego Blaira. Skuteczny nie znaczy najlepszy ani nawet dobry. Ale pozycję Johnsona zawsze wyznaczać będzie jego sukces w przerwaniu chaosu, w który staczała się Wielka Brytania w czasie rządów Theresy May, a także doprowadzenie do brexitu, co pod koniec 2019 r. wcale nie było pewne. Jak wyglądałyby jego rządy, gdyby dwa miesiące po objęciu przez niego urzędu nie wybuchła pandemia, trudno powiedzieć. Jedno wydaje się bardzo prawdopodobne: jego styl byłby zapewne taki sam jak teraz.

Rory Stewart nazywa Johnsona raz kłamcą, a raz mistrzem bullshitu, co nie jest zresztą tym samym. I właśnie to widać przy okazji kryzysów, z których jak dotąd wychodził tylko lekko poobijany. Przed referendum obiecywał Brytyjczykom dodatkowe 350 mln funtów tygodniowo na służbę zdrowia oraz szybkie zawarcie umów handlowych z Unią i USA. Tuż po wygranych wyborach zapowiadał, że dopóki pozostaje przy władzy, podatki nie wzrosną. Tymczasem przed dwoma miesiącami dokonał najwyższej od 20 lat podwyżki podatków, aby ratować upadającą służbę zdrowia. Inne brexitowe obietnice też wyparowały: Amerykanie pod wodzą Joego Bidena nie są zainteresowani pilnymi rozmowami na temat układu handlowego z Londynem, a rozmowy z Brukselą utknęły na etapie permanentnego kryzysu.

I jeszcze brak kierowców, Świnka Peppa, wątpliwe imprezy bożonarodzeniowe, bunt posłów i przegrana w North Shropshire…

W sferze mitów

Jeśli jest jedna rzecz, w której torysi są mistrzami świata, to jest nią umiejętność pozbywania się balastu zbędnych liderów. Każdy, kto obejmuje ster w partii, wie, że w chwili, gdy nie zagwarantuje zwycięstwa, zostanie bez litości odsunięty od władzy. Boleśnie przekonała się o tym Margaret Thatcher, a po niej kilku kolejnych liderów.

Dziś popularność Johnsona spada, Partia Konserwatywna dołuje w sondażach. Co nie znaczy, że to proces nieodwracalny. W gruncie rzeczy do pewnego momentu nie ma bowiem znaczenia, czy współczesny polityk kłamie, opowiada brednie, kompromituje się albo w oczach niektórych staje się karykaturą samego siebie. Dla współczesnych elektoratów – nie tylko w Wielkiej Brytanii – fakty same w sobie mają umiarkowane znaczenie. Podobnie zachowanie polityka. Liczy się jego postawa wobec szerszej prawdy: dla zwolenników brexitu fakt, że Johnson zmyślał o kilkuset milionach funtów tygodniowo na służbę zdrowia, nie ma znaczenia (z kolei przeciwnicy brexitu straszyli, że miliony ludzi stracą po nim pracę i nastąpi krach gospodarczy – to też nie nastąpiło i w dającej się przewidzieć przyszłości nie nastąpi).

Znaczenie ma to, że Johnson – podobnie jak Trump, Orbán, Kaczyński i kilku im podobnych – niesie w sobie szersze oczekiwania większości elektoratu, w których fakty nie odgrywają istotnej roli. Tacy politycy unoszą się ponad sferą faktów – poruszają się w rejonie mitów (niekoniecznie kłamstw), które sami tworzą, i w które wierzą ich wyborcy. Johnson był tu ucieleśnieniem mitu brexitowego, tak jak Trump był ucieleśnieniem mitu „America First”, a Kaczyński „Polski wstającej z kolan”.

Znamienne, że dziś, prawie dwa lata po brexicie, gdy wszystko jest już jasne, nie ma znaczących zmian w rozkładzie nastrojów społecznych. Gdyby referendum o wyjściu z Unii odbyło się teraz, wynik byłby zapewne podobny jak w 2016 r.: pół na pół, z lekką przewagą którejś ze stron.

Rok 2022 powie „sprawdzam”

W przypadku ich wszystkich najbardziej istotnego znaczenia nabiera umiejętność, którą amerykański filozof moralności Harry Frankfurt opisał w epokowym dziele „O wciskaniu kitu” (w oryginale: „On Bullshit”). Otóż nie chodzi o to, że oni kłamią. Kłamstwo nie ma tu nic do rzeczy, bo „wciskającemu kit”zależy na czymś innym. „Warunkiem koniecznym i wystarczającym, by miało miejsce wciśnięcie kitu, jest zamiar sprawcy, by oszukać nas co do charakteru przedsięwzięcia, w które się zaangażował” – pisze Frankfurt.

Boris Johnson będzie rządzić tak długo, jak długo uda mu się przekonywać Brytyjczyków przy pomocy wszelkich dostępnych mu środków, iż ciągle jest „królem świata”.

Co nie znaczy, że polityka przestaje mieć realne znaczenie. Pierwsze miesiące roku 2022 będą dla brytyjskiego premiera testem. Być może zbliża się czas, gdy jego podstawowa umiejętność – wciskanie kitu – nie wystarczy. A kiedy elektorat przestanie wierzyć w jego talent do wygrywania wyborów, to koledzy i koleżanki z Partii Konserwatywnej wbiją mu nóż w plecy. Niektórzy może nawet powiedzą: jaki on był śmieszny przez te wszystkie lata.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2022