Boris u bram

Wielka Brytania ma nowego premiera – enfant terrible londyńskiej polityki. Choć jednak premier nowy, to problemy stare.

30.07.2019

Czyta się kilka minut

 / PATRYK SROCZYŃSKI
/ PATRYK SROCZYŃSKI

Jeszcze kilka lat temu sam śmiał się, że ma większe szanse, by odrodzić się po reinkarnacji jako oliwka lub stracić głowę ściętą przez latający frisbee, niż zostać premierem. Niewielu było wtedy innego zdania. A jednak teraz, w tak trudnym dla Wielkiej Brytanii czasie, to ­Boris Johnson wprowadził się na Downing Street 10.

Błyskotliwy, inteligentny, pełen energii, ambitny – mówią zwolennicy. Kłamliwy bufon, dbający tylko o siebie, który nie nadaje się na to stanowisko – mówią krytycy. Anegdot o nim jest mnóstwo – i zabawnych, i nieśmiesznych. Są też skandale, które pogrążyłyby niejednego polityka.

Ale on, choć ma opinię lekkoducha, jest zadziwiająco konsekwentny, gdy idzie o karierę. Czy równie skuteczny będzie jako premier? Opinie są podzielone.

Na pewno wzbudza wielkie emocje: już w dniu, gdy ogłoszono, że wygrał wybory na szefa Partii Konserwatywnej, na ulice Glasgow wyszli zwolennicy niepodległości Szkocji. Gdy następnego dnia jechał do Pałacu Buckingham, na audiencję u królowej – jako nominowany na premiera – drogę blokował Greenpeace.

Londyn i reszta Europy

Na czele partii i na stanowisku premiera zastąpił Theresę May. Trzykrotnie i bezskutecznie próbowała ona przeprowadzić przez parlament wynegocjowaną z Brukselą umowę regulującą opuszczenie Unii Europejskiej. Brexit miał nastąpić pod koniec marca, ale jego termin przesuwano dwukrotnie. Według ostatnich ustaleń Brytyjczycy mają pożegnać Unię 31 października. W inauguracyjnym wystąpieniu, wygłoszonym tradycyjnie pod budynkiem przy Downing Street, Johnson zapewnił, że tak się stanie. „Bez żadnego ale” – podkreślał.

Zapowiedział też nową umowę „rozwodową”, która oczywiście będzie „lepsza” i pozwoli Londynowi „rozwijać partnerstwo z pozostałą częścią Europy”. Chciałby to osiągnąć w 99 dni (tyle zostało do końca października) lub szybciej, „bo Brytyjczycy mają już dość czekania”. Obietnica to mało realna – Bruksela wyklucza nowe negocjacje.

Johnson poruszył też sprawę tzw. backstopu: zapisanej w umowie gwarancji, że po brexicie granica między Republiką ­Irlandii a Irlandią Północną (częścią Wielkiej Brytanii) nie będzie mieć takiego charakteru jak zewnętrzne granice Unii, gdzie obowiązują szczegółowe kontrole. Johnson uważa backstop za niedemokratyczny i jest pewien, że znajdzie się inne rozwiązanie, także bez kontroli granicznych. Jakie? Nie zdradził. Był za to inny konkret: premier potwierdził, że obywatele Unii mieszkający na Wyspach – są ich trzy miliony – mają prawo tu pozostać.

Johnson nie wyklucza jednak, że kraj opuści Unię bez żadnej umowy (sprzeciwia się temu spora część parlamentarzystów, także konserwatystów), i wierzy, że z brexitem upora się szybko. Jakby dowodząc, że brexit to tylko jedna z licznych pilnych spraw, wyliczał inne swoje priorytety: skrócenie czasu oczekiwania na wizytę u lekarza, uzdrowienie systemu pomocy społecznej, nowe etaty dla policji, a nawet poprawienie dobrostanu zwierząt.

Zwalczanie ognia ogniem

Problemy związane z brexitem mocno wpływają na brytyjską politykę i zdaniem niektórych analityków mogą położyć kres dominacji dwóch formacji: Partii Pracy i Partii Konserwatywnej. Kryzys dotyka zwłaszcza tę ostatnią. Zmiana lidera ma zatrzymać spadające drastycznie poparcie.

W finale kilkutygodniowej procedury – bo o swej dymisji May poinformowała jeszcze pod koniec maja – 160 tys. członków rządzącej Partii Konserwatywnej wybierało nowego przewodniczącego z dwóch kandydatów. 160 tys. – to zaledwie 0,3 proc. uprawnionych do głosowania Brytyjczyków. Grupa niewielka i niezbyt reprezentatywna, bo złożona w przeważającej części z białych, starszych, zamożnych mężczyzn. Oni zdecydowali, kto pokieruje krajem w obliczu największego wyzwania od II wojny światowej. Johnson zdobył ponad 92 tys. głosów, a jego konkurent Jeremy Hunt połowę mniej (niecałe 47 tys.).

Dlaczego on, skoro jeszcze niedawno mało kto traktował poważnie jego kandydaturę?

– Konserwatyści są w panice po tym, jak w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobyli poniżej 10 proc., a najwięcej głosów dostała Brexit Party, prąca do wyjścia z Unii bez umowy i prowadzona przez charyzmatycznego polityka – mówi „Tygodnikowi” prof. Tim Bale, politolog z Queen Mary University of London. – Doszli do wniosku, że jedynym sposobem, aby ten trend odwrócić, jest zwalczanie ognia ogniem. Stąd Johnson, charyzmatyczny populista, który zapowiada, że cokolwiekby się działo, wyprowadzi kraj z Unii 31 października.

Dwie skrajne grupy

Przemawiając do partyjnych współtowarzyszy po ogłoszeniu wyniku głosowania, do swej mantry z kampanii, w której obiecywał trzy rzeczy – brexit przed 31 października, pokonanie lidera Partii Pracy Jeremy’ego Corbyna i zjednoczenie kraju – Johnson dodał czwartą: entuzjazm.

Torysom, podzielonym i zgnębionym, entuzjazm bardzo by się przydał. Podobnie jak całemu krajowi. Ale żeby on wrócił, przydałoby się najpierw zintegrować podzielony kraj. Z tym też kłopot, bo od referendum w sprawie wyjścia z Unii Wielka Brytania coraz mniej przypomina Zjednoczone Królestwo. Narasta też zniecierpliwienie przeciągającym się chaosem.

Z sondażu opublikowanego w lipcu przez POLITICO-Hanbury wynika, że poglądy Brytyjczyków się radykalizują, co spowodowało podział na dwie skrajne grupy: jedni chcą wyjść z Unii bez umowy, inni chcą odwołania brexitu. Nie ma już więc pola na kolejne przekładanie terminów i kompromisy.

Jakby tego wszystkiego było mało, Johnson dziedziczy po Theresie May słabą pozycję bez samodzielnej większości w Izbie Gmin – i tak jak ona będzie musiał polegać na wsparciu partii irlandzkich unionistów DUP. Zresztą sami posłowie torysów są głęboko podzieleni. Do tego nasilają się szkockie dążenia niepodległościowe, a Johnson jest w Szkocji wyjątkowo niepopularny. Jednak on sam wydaje się tym wszystkim niezrażony i chce być premierem wszystkich brytyjskich narodów, tej – jak mówił – „wspaniałej czwórki”: Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.

Projekt Boris

Entuzjazmem można wygrać partyjne wybory, ale brytyjska opozycja i unijni politycy przyjęli Johnsona wyjątkowo sceptycznie; negocjator brexitu Michel Barnier przypomniał o konieczności ratyfikacji obecnej umowy.

Inaczej Donald Trump. Johnson „będzie wspaniały” – tweetował prezydent USA i nie jest to zaskakujące, bo obaj dobrze się rozumieją; Johnson bywa nazywany „europejskim Trumpem”. Ich relacja z pewnością ma szanse być lepsza niż Trumpa z May.

Johnson jest w Brukseli znany nie od dziś. Pracował tam na początku lat 90. jako korespondent brytyjskiego dziennika „The Daily Telegraph”. Zasłynął tyleż ostrym piórem, co podkręconymi lub nieprawdziwymi historiami o europejskich absurdach, jak ślimaki klasyfikowane jako ryby, krzywe banany itd. Wtedy mogło się to wydawać zabawne, jednak z perspektywy czasu widać, że już wtedy stanowiło pożywkę dla brytyjskich eurosceptyków. I przyczyniło się do obrazu Brukseli jako siedliska spiskujących biurokratów, czyhających na brytyjską suwerenność. Sonia Purnell, autorka biografii Johnsona, również pracowała wtedy w Brukseli i mogła na co dzień obserwować obecnego premiera. Teraz w „Guardianie” podkreśla, że na ironię zakrawa fakt, iż to Johnson ma rozwiązać narodowy kryzys, który zapoczątkował swoimi tekstami sprzed dwóch dekad.


Czytaj także: Patrycja Bukalska: Polacy na Wyspach - życie po brexicie


Co ciekawe, w jej wspomnieniach stosunek Johnsona do Unii wcale nie był otwarcie negatywny. „Nigdy nie wydawał się naprawdę wierzyć w to, co pisał lub mówił – pisze Purnell. – Jego motywacją wydawało się być tylko pobudzenie jego własnej sławy”. Podobne są odczucia wielu komentatorów: priorytetem Borisa jest Boris.

Kosmopolita z Eton

W ciągu ostatnich kilkunastu lat miał swoje wzloty i upadki.

Gdy przez osiem lat był burmistrzem Londynu, zyskał wielką popularność, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków. Spopularyzował rowery miejskie (zwane teraz „rowerami Borysa”), był gospodarzem igrzysk olimpijskich w 2012 r. Każdą katastrofę wizerunkową umiał zamienić na swoją korzyść, a przynajmniej ją zneutralizować. Myliłby się jednak ten, kto – oglądając go, jak np. szybuje w powietrzu podczepiony do liny, w garniturze oraz z brytyjskimi chorągiewkami w dłoniach – uznałby go za politycznego klauna. Ci, którzy z nim pracowali, mówią, że potrafi być konsekwentny i bezlitosny.

Widać to zresztą po sposobie, w jaki przeprowadził rekonstrukcję rządu – natychmiast po objęciu urzędu. W mediach skomentowano to jako „czystkę” lub „rzeź”. Wymienił bowiem kilkunastu członków gabinetu z czasów Theresy May – wprawdzie część odeszła na własną prośbę, ale część została do tego zmuszona. Johnson powołał natomiast do niego polityków, o których wie, że podzielają jego poglądy i pomogą mu w zadaniu numer jeden, czyli w doprowadzeniu do wyjścia z Unii.

Jego gabinet nieco odmłodniał (średnia wieku to 48 lat, wcześniej było to 51 lat). Jedna czwarta ministrów to kobiety (w rządzie May stanowiły 31 proc.). Resort spraw wewnętrznych objęła Priti Patel, ambitna polityczka o radykalnych poglądach. Nie jest pierwszą kobietą na tym ważnym stanowisku, bo kiedyś tym ministerstwem kierowała sama Theresa May, ale jest tu pierwszą kobietą indyjskiego pochodzenia. W rządzie Johnsona pozostał syn imigrantów z Pakistanu Sajid Javid – a nawet chyba awansował, bo z funkcji ministra spraw wewnętrznych przenosi się na fotel kanclerza skarbu.

Ich historie są często przywoływane jako przykład sukcesu poprzedzonego ciężką pracą. Rodzice Priti Patel przybyli do Wielkiej Brytanii bez grosza przy duszy, ona sama jako nastolatka pomagała w ich sklepie – zupełnie jak Margaret Thatcher, która, jak deklaruje, jest jej wzorem. Rodzicom Javida też nie było łatwo: ojciec pracował jako kierowca autobusu, mama nawet nie mówiła po angielsku.

Za to Johnson, ich nowy szef, skończył „szkołę premierów”, czyli Eton – kształciło się w niej 20 przyszłych szefów brytyjskiego rządu. Zna starożytną grekę i łacinę. Równocześnie ten wychowanek klasycznego, rzec można, systemu edukacji dla klas wyższych jest kosmopolitą: urodził się w Nowym Jorku, a do szkoły chodził – uwaga – w Brukseli. Wśród przodków ma litewskich Żydów – którzy z miasteczka Kalwaria koło Mariampola wyemigrowali do USA – oraz pradziadka Turka, ministra z czasów Imperium Osmańskiego (stąd tureckie media nazywają go czule: „Boris Turek”).

Ale sentymenty to jedno, a Realpolitik to najwyraźniej coś innego – w kampanii przed referendum brexitowym w 2016 r. Johnson straszył milionami Turków, którzy mieliby zalać Europę po tym, jak ich kraj znalazłby się w Unii.

Śledzie po brytyjsku

Boris Johnson jest – tyle wiadomo na pewno – i niejednoznaczny, i nieprzewidywalny. Jest wielką niewiadomą – podobnie jak brexit, którego jest gorącym orędownikiem.

Na razie Guy Verhofstadt, lider unijnych liberałów, ma dla nowego brytyjskiego premiera przynajmniej jedną dobrą wiadomość: plastikowe opakowanie brytyjskich wędzonych śledzi, które Johnson podczas swojej kampanii prezentował jako widomy przykład biurokratycznej unijnej opresji, w rzeczywistości wynika z przepisów rodzimych, brytyjskich.

A przepisy brytyjskie Johnson może przecież teraz zmienić. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2019