Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie odwołał wizyty, miał ważny bilet na samolot, ale się nie zjawił. "Co się stało?", głowiono się w kuluarach. Wystraszył się? Polska mu się nie podoba? Ranga imprezy nie taka? Zapomniał? Zapomniał, bo zapił? Nie w tym notesie zapisał? Chciał zapomnieć?
Pisarz Houellebecq ma zwyczaj się nie zjawiać. A nawet kiedy się zjawia, zachowuje się, jakby go nie było. Kto wie, może tego dnia odwiedził jednak Kraków. Przyleciał innym samolotem, powiedzmy, do Katowic, z Katowic, dajmy na to, busem pojechał do Oświęcimia, z Oświęcimia, przypuśćmy, pociągiem tłukł się do Krakowa. Kiedy ostatnio był w Krakowie, miał na sobie kurtkę, która wyglądała tak, jakby jej właściciel zasnął w podmiejskim pociągu. Kto wie, może ciągle jest w Polsce, nocuje w jakichś noclegowniach, w nocnych klubach wydłubuje z kieszeni pomięte banknoty i stawia, stawia, stawia...
Z soboty na niedzielę (a więc przed ostatnim dniem festiwalu) w jednej z krakowskich kamienic, gdzie mieściło się kilka takich klubów, zawaliły się schody. Nie było tam Houellebecqa? Ktoś złapał go za rękę, pociągnął w dół: "Pryskamy!". Uciekali, słysząc za sobą rumor osuwających się stopni, zgrzyt wyginanych poręczy i krzyki ludzi, którzy tracili grunt pod nogami.
Ale była też druga nieobecność, nieobecność, której nie towarzyszyła atmosfera sensacji, niespodzianki, niespełnionych nadziei. W programie zapowiadano wprawdzie spotkanie z poetą Uładzimirem Niaklajewem, ale z góry wiadomo było, że jego przyjazd nie będzie możliwy. Lider kampanii "Mów prawdę!", który w ostatnich wyborach prezydenckich na Białorusi ośmielił się wystartować jako kandydat niezależny, został w maju skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Ponieważ we wrześniu pojawił się w Warszawie na szczycie Partnerstwa Wschodniego, warunki zawieszenia zaostrzono: pisarzowi nie wolno już przekraczać granic Białorusi, nie może wyjechać z Mińska bez zgody milicji, a także opuszczać mieszkania między ósmą wieczorem a szóstą rano.
Niaklajew przyjechać nie mógł, na targach w Krakowie można było jednak kupić wybór jego wierszy, zatytułowany "Poczta gołębia" - pięknie wydany, w opracowaniu i przekładzie Adama Pomorskiego. Jest tam m.in. garść wierszy pisanych w Polsce po tym, jak poeta musiał opuścić Białoruś w 1999 r. i przez pięć lat żyć na wygnaniu. Wśród nich i taki, zatytułowany "Ulica 3 Maja", może wspomnienie dawniejszych odwiedzin:
Generał Jaruzelski
nie uznaje swobody
buntu wrogów wolności,
których jest cała zgraja.
Idziemy przez Warszawę
ulicą 3 Maja
zmytą przez deszcz do połysku.
Generał Jaruzelski
jest jak krawat, co wyszedł z mody,
ale nie zwalnia zacisku.
Tom zamyka wystąpienie Niaklajewa na zakończenie procesu. To wspaniała przemowa: obrona białoruskiego narodu przed dyktatorem, który - jak mówi poeta - bawi się z nim w ulubioną grę wszystkich dyktatorów: ukochany naród i ukochany przywódca. "To oszustwo", mówi twardo Niaklajew, "a prawdziwa miłość - to prawda. W taki mianowicie sposób - przez prawdę - objawił swoją miłość do ludzi Bóg, który dał nam prawa moralne". "Mówiłem, mówię i będę mówił: kto wyrzeka się godności i wolności, ten nie zasługuje na szacunek". I jeszcze: "Dowodzi się nam, że sami dokonaliśmy wyboru: głosowaliśmy za tym, żeby żyć w domu wariatów. Jeżeli jednak jesteśmy normalni, jeżeli Białorusin to nie diagnoza, powinniśmy opuścić szpital dla psychicznie chorych. Razem z lekarzami i personelem. Nie doczekamy zmian, jeśli sami nie zaczniemy się zmieniać". Po tej przemowie odczytano wyrok.
Pisarz Houellebecq, którego cień przemyka pod ścianą walącej się kamienicy. Poeta Niaklajew, który nocą nie może wyjść z domu. Dwie nieobecności.