Mur nie do przebicia

Od śmierci Pyjasa mija 40 lat. W tej sprawie było kilka śledztw. Do dziś skazano tylko dwóch esbeków, za utrudnianie działań prokuratury. Dostali wyroki w zawieszeniu.

07.05.2017

Czyta się kilka minut

Ulotka informująca o mszy żałobnej. Maj 1977 r. / Fot. Archiwum IPN
Ulotka informująca o mszy żałobnej. Maj 1977 r. / Fot. Archiwum IPN

Pierwsza strona akt z lat 70. Notatka autorstwa ppor. Jana Ruska z Komendy Dzielnicowej MO Kraków-Śródmieście. Miejsce znalezienia zwłok Pyjasa w kamienicy przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie, sobota 7 maja 1977 r., godzina 8 rano. Milicjant pisał: „Wymieniony posiadał obrażenia głowy, które najprawdopodobniej powstały wskutek upadku z wysokości, tzn. ze schodów na beton. Na drugim piętrze obok mieszkania nr 6 znaleziono płócienną torbę typu chlebak, w której znajdowała się książka, zeszyt i luźne zapiski należące przypuszczalnie do poszkodowanego”.

17 maja 1977 r. wszczęto oficjalne śledztwo. Prokurator Henryk Sołga (dziś już nieżyjący) po niespełna trzech miesiącach je umorzył. Uzasadniał decyzję m.in. tym, że zebrane materiały nie pozwoliły na potwierdzenie wersji śledczej, która zakładała, że Pyjas został zepchnięty ze schodów i spadł na betonową posadzkę z drugiego piętra.

Sołga dowodził, że biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, którzy prowadzili sekcję zwłok, opisali „nieznaczne obrażenia ciała oraz brak uszkodzeń w układzie kostnym”. Sołga wykluczył, by Pyjas mógł zostać wcześniej pobity, a jego ciało sprawcy podrzucili na miejsce, gdzie zostało znalezione. Według Sołgi śmierć „nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku spowodowanego przez samego Stanisława Pyjasa”.

Anonimy i inwigilacja

W tym pierwszym śledztwie badano też anonimy, które w kwietniu 1977 r. otrzymało pocztą kilku kolegów Pyjasa [patrz reportaż Stanisława Zasady w tym numerze – red.]. Jednemu z nich list podrzucono pod drzwi pokoju w akademiku. W wulgarnych anonimach pomawiano Pyjasa o współpracę z SB.

5 maja 1977 r. do jednej z krakowskich prokuratur wpłynęło zgłoszenie dotyczące tych listów, które dzień później przesłano do Komendy Wojewódzkiej MO „celem zbadania sprawy”. W efekcie sprawdzono wzory pisma ponad 40 tys. (sic!) studentów z Krakowa i innych województw. Jeden z biegłych stwierdził bowiem, w sporządzonej dla prokuratury opinii, że „autor anonimów jest mężczyzną w wieku 19-30 lat tkwiącym w środowisku studenckim”. Dopiero w latach 90. udało się ustalić, kto był autorem anonimów.

Także w latach 90. wyszło na jaw, że Pyjas i jego koledzy byli inwigilowani przez krakowską SB już od czerwca 1976 r.

Zachowały się z tej inwigilacji raporty, z których można odtworzyć m.in. poruszanie się Pyjasa po Krakowie. Niestety duża część tych materiałów na przełomie lat 80. i 90. XX wieku została zniszczona.

– Ja w to śledztwo wszedłem, o ile dobrze pamiętam, w połowie 1991 r. – wspomina w rozmowie z „Tygodnikiem” prokurator Krzysztof Urbaniak. – Bardzo mi wtedy pomógł mój serdeczny przyjaciel Zbyszek Wassermann. Zwrócił uwagę na akta, z którymi zapoznawali się członkowie komisji weryfikacyjnej przesłuchujący esbeków planujących przejście do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa. Znalazłem tam dużo ciekawych materiałów.

Największym problemem Urbaniaka była ustawa o tajemnicy państwowej z 1982 r., która blokowała jego plany przesłuchań byłych esbeków czy ujawnienie tożsamości tajnych współpracowników SB, którzy brali udział w rozpracowywaniu Pyjasa, pisali donosy i dostawali za to pieniądze. Na tej podstawie ujawnienia nazwisk konfidentów odmówił w pewnym momencie Andrzej Milczanowski, solidarnościowy szef MSW.

Dopiero powolna zmiana prawa w kolejnych latach pozwoliła Urbaniakowi przebijać się przez mur (on sam często używa tego określenia).

Urbaniak miał też oryginały anonimów z 1977 r. i postanowił pójść tym tropem. W ten sposób udało mu się ustalić jednego z dwóch autorów listów wysłanych do kolegów Pyjasa. Pisał je Ryszard Buczak, wtedy starszy inspektor Wydziału III Komendy Miejskiej MO w Krakowie.

Oskarżeni za utrudnianie 

Prokurator Urbaniak mozolnie docierał do kolejnych dokumentów, które wskazywały, że SB miała pełną kontrolę nad tym pierwszym śledztwem z lat 70. Dotarł m.in. do szyfrogramu, wysłanego niespełna osiem godzin po znalezieniu zwłok Pyjasa, który podpisał ówczesny dyrektor Biura Śledczego MSW. Adresatem był zastępca komendanta wojewódzkiego MO ds. Służby Bezpieczeństwa w Krakowie. W szyfrogramie wymieniono czynności śledcze, które w związku ze śmiercią Pyjasa należy wykonać. Najciekawszy był fragment dotyczący działań Wydziału Śledczego SB, który „nie powinien oficjalnie włączać się do sprawy, ale zapewnić sobie pełną wiedzę i faktyczną odpowiedzialność za sprawę”. Tak też się stało.

– To były różne działania dezintegracyjne – wspomina Urbaniak.

Funkcjonariusze SB próbowali np. kompromitować przed prokuraturą świadków z otoczenia Pyjasa. Inspirowali też publikacje prasowe dotyczące wersji przyjętej później przez prokuratora, który umorzył pierwsze śledztwo. W dwóch krakowskich gazetach zamieszczono krótkie informacje, że śmierć Pyjasa „była wynikiem nieszczęśliwego wypadku w stanie nietrzeźwości”. Esbecy zrobili to jeszcze przed wszczęciem śledztwa i uzyskaniem pełnej opinii z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej.

Po latach prokurator Urbaniak postawił zarzuty siedmiu osobom: od wiceministra przez dyrektorów na funkcjonariuszach SB kończąc. Wspomina: – Kilku z nich zmarło w trakcie procesu i staną przed innym sądem. Dwóch dostało wyroki w zawieszeniu.
Istotne w śledztwie z lat 90. okazało się też ustalenie, w jaki sposób Pyjas mógł zginąć. Było to możliwe dzięki nowej opinii biegłych medyków sądowych z Katowic i Lublina.

– To jednak nadal jest tylko hipoteza śledcza – zastrzega Urbaniak.

Wypadek przy pracy

Urbaniak uważa, że Pyjas został prawdopodobnie pobity niedaleko miejsca, w którym znaleziono potem jego zwłoki. Na pewno nie była to sień kamienicy przy ul. Szewskiej 7. Możliwe, że była to piwnica należąca do cukierni „Kropka” w tej samej kamienicy, gdzie po śmierci Pyjasa dozorczyni znalazła okulary. Mogły należeć do Pyjasa, bo przy zwłokach ani w chlebaku ich nie było. Ale w pierwszym śledztwie nie dokonano oględzin piwnicy, a okulary zaginęły. Zeznający zaś w tej sprawie świadkowie opowiedzieli prokuratorowi o swoich spostrzeżeniach dotyczących okularów dopiero w latach 90.

Na taki możliwy scenariusz wydarzeń wskazują też m.in. obrażenia Pyjasa i ślady krwi na jego ubraniu. Wynika z nich, że zwłoki mogły zostać – wkrótce po pobiciu – przeniesione w miejsce, gdzie znaleziono je nad ranem.

– Wtedy można było zabić każdego – stwierdza Urbaniak.

Tym bardziej że od czterech lat działała w strukturach MSW tajna sekcja „D”, która zajmowała się tzw. działaniami dezintegracyjnymi: porwaniami, zabójstwami, akcjami zastraszającymi wobec opozycjonistów i ludzi Kościoła. Ponad miesiąc po śmierci Pyjasa w centrali MSW w Warszawie utworzono na bazie sekcji „D” osobny wydział oraz niewielkie sekcje w komendach wojewódzkich w całym kraju. Zasada w działaniach typu „D” była jedna: po tajnych operacjach ma być jak najmniej papierów i śladów.

Urbaniak: – Dziś uważam, że to był „wypadek przy pracy”. Esbekom nie chodziło o zabójstwo, lecz o zastraszenie, i coś poszło nie tak.

Z opinii lekarzy, którzy wykonywali sekcję zwłok, wynika, że agonia Pyjasa mogła trwać ponad godzinę, a potencjalni sprawcy działali profesjonalnie: na poręczy schodów i ścianach korytarza nie znaleziono bowiem żadnych śladów, nawet mieszkańców kamienicy – co wskazywało, że ktoś je usunął. Poza jednym, niewyraźnym i nienadającym się do identyfikacji. A takie ślady powinny być, gdyż Pyjas (który miał 2,6 promila alkoholu we krwi), próbując wejść na drugie piętro po schodach, na pewno opierałby się o ścianę lub dotykał poręczy.

Istotny przy tej hipotezie jest jeszcze jeden fakt: ok. godziny 1.50 w nocy (gdy według biegłych Pyjas umierał) do mieszkania na drugim piętrze przy ul. Szewskiej 7 ktoś próbował „dyskretnie wejść”. Drzwi były zabezpieczone łańcuchem od wewnątrz, a właściciel mieszkania odnalazł rano koło nich chlebak, który – jak się później okazało – należał do Pyjasa. Prokurator Urbaniak zakłada, że pod drzwi podrzucił go jeden ze sprawców pobicia. Znalezienie chlebaka miało w zamyśle sprawców potwierdzać upadek Pyjasa ze schodów.

Śledztwo (jeszcze) trwa

W styczniu 1999 r. prokurator Urbaniak dotarł do ściany: umorzył śledztwo.

21 maja 2008 r. zostało ono podjęte na nowo przez krakowski pion śledczy IPN. Dziś prowadzi je kolejny prokurator.

W mailu przesłanym z IPN do redakcji „Tygodnika” czytamy: „Celem postępowania jest wszechstronne wyjaśnienie okoliczności sprawy, a w szczególności ustalenie przyczyny śmierci Stanisława Pyjasa i osób za nią odpowiedzialnych”.

Pion śledczy IPN informuje dalej, że przeprowadzono ekshumację i zasięgnięto opinii kolejnego zespołu biegłych, którzy – w oparciu o oględziny kości i wyniki badań obrazowych – przedstawili ustalenia dotyczące mechanizmu jego śmierci. Pozyskano też nowe opinie i ekspertyzy.

Przesłuchano również kilkudziesięciu świadków, prowadzono kwerendy archiwalne dotyczące inwigilacji Pyjasa i jego środowiska. Materiał dowodowy liczy dziś 90 tomów akt.

Wydaje się więc, że zrobiono chyba wszystko, co dziś można było jeszcze zrobić. Jednak w opinii osób znających materiały śledztwa wkrótce może ono zostać umorzone. Muru, o którym mówił Krzysztof Urbaniak, najwyraźniej nie udało się przebić. ©


CZYTAJ WIĘCEJ O STANISŁAWIE PYJASIE >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017