Krakowska szóstka

Ks. prof. Grzegorz Ryś, historyk Kościoła: Kazimierczyk wychodząc od nauki, dochodził do modlitwy, a w końcu do praktykowania miłości bliźniego. O to tak naprawdę chodzi w wierze. Rozmawiali Dominika Pycińska i Marcin Żyła

19.10.2010

Czyta się kilka minut

Dominika Pycińska, Marcin Żyła: Drogą człowieka na ołtarze, jak Ksiądz tłumaczy, dyryguje sam Bóg przez zesłanie cudu. Beatyfikacja Stanisława Kazimierczyka w 1993 r. polegała na usankcjonowaniu istniejącego kultu. Gdzie w tym przypadku jest Boże wskazanie?

Ks. prof. Grzegorz Ryś: W XVII w. dopuszczono możliwość beatyfikacji, opierając się na długim, nieprzerwanym kulcie. Stara zasada w Kościele brzmi: Lex orandi - lex credendi. Skoro Kościół się przez stulecia modli, wzywając czyjegoś wstawiennictwa, to znaczy, że wierzy w jego świętość.

Jaką wymowę ma jego kanonizacja?

Sam się nad tym zastanawiam. Jest kilka motywów w jego życiorysie, które mogą być inspiracją dla dzisiejszego człowieka. Był jedną z sześciu osób, które w XV-wiecznym Krakowie żyły w opinii świętości. Nazywa się to stulecie: Felix saeculum Cracoviae, szczęśliwy wiek naszego miasta. Po jego ulicach chodziło wtedy kilku świętych naraz. Ich duchowym przewodnikiem miał być najstarszy w tym gronie św. Jan Kanty. W tej grupie (tradycja mówiła wręcz o rodzaju "bractwa") znaleźli się, oprócz niego i Kazimierczyka, również królewicz Kazimierz, Izajasz Boner, Michał Giedroyć, bł. Świętosław Milczący i Szymon z Lipnicy.

Uderzające, że w większości byli to ludzie w dobrym tego słowa znaczeniu "zwykli". Kazimierczyk robił właściwie to, co należy do obowiązków każdego księdza: głosił kazania, chodził z Eucharystią do chorych. Aż się chce krzyknąć: jaki on jest zwyczajny! Z kolei Jan Kanty nie był przecież najwybitniejszym uczonym tamtych czasów. Znany był natomiast z pracowitości i z heroicznego miłosierdzia. Tak go zapamiętano: jako jałmużnika. Michał Giedroyć był zakrystianinem. I nie mógł robić niczego więcej, ponieważ był niepełnosprawny. Zapalał więc świeczki na ołtarzu, dbał o czystość bielizny ołtarzowej. I tyle. Mieszkańcy XV-wiecznego Krakowa mieli więc poczucie, że świętość jest dostępna na poziomie zwykłego, codziennego życia. Pięknie mówił bp Wacław Świerzawski: nawet zwykłe powinności można spełniać w heroiczny sposób.

Czym wyróżniała się wspólnota kanoników laterańskich, do której należał nowy polski święty?

Przybyła ona do Krakowa z czeskiego klasztoru w Roudnicach, gdzie opat zakonu Piotr Klareta spisał dla niej wskazania statutowe. Model, który im podpowiadał, to dążenie do harmonijnego połączenia nauki, modlitwy i dobrych czynów - trzy ideały, które mieli "spiąć" w syntezę własnym życiem. Kanonicy poważnie podchodzili do nauki, zwłaszcza gdy miała potem służyć wychowaniu następnych pokoleń.

Kazimierczyk spełniał ten zakonny ideał: studiował na wydziale sztuk wyzwolonych (atrium) krakowskiego uniwersytetu. Te studia są potwierdzone źródłowo (w przeciwieństwie do studiów teologicznych, które - włącznie z doktoratem - przypisuje mu jedynie znacznie późniejsza tradycja). W zakonie natomiast był wychowawcą młodszych braci. W ostateczności więc uczył się po to, żeby swoją wiedzę dalej przekazywać.

Czy to postać do opisu problemów i wątpliwości ze styku wiary i nauki?

Kazimierczyk był we wspólnocie, która żyła taką duchowością: wychodząc od nauki, dochodziła do modlitwy, a w końcu do praktykowania miłości bliźniego. To jest to, o co tak naprawdę chodzi w wierze. Kazimierczyk pokazuje, że to zrealizował, nie będąc wcale pierwszoplanową postacią w dziejach nauki i wiary...

Kanonicy laterańscy byli w jego czasach związani z nowym nurtem pobożności, który nazywamy devotio moderna. Przy zachowaniu typowej dla średniowiecza metodyczności podkreślano w nim medytację, modlitwę skoncentrowaną na Piśmie św. - to jest coś, czego dziś absolutnie potrzebujemy. Modlitwy, która jest nie tylko wspólna i liturgiczna, ale indywidualna i myślna - na to zresztą zwraca uwagę Benedykt XVI, mówiąc do księży. Nie wiem, czy Kazimierczyk może być patronem każdego z nas, ale powinien nim być dla kapłanów. Medytacja i modlitwa skoncentrowana na Piśmie, która potem daje podstawę do dalszego głoszenia Słowa, to klucz do sensownie przeżywanego kapłaństwa.

Zazwyczaj proces kanonizacyjny przynosi nową wiedzę o przyszłym świętym. Ale o Kazimierczyku wiemy niewiele więcej...

W jego przypadku łatwiej mówić o samym kulcie niż o życiu świętego. Taki jest stan źródeł, nic na to nie poradzimy.

Dlaczego jednak, nawet w Krakowie, wierni słyszą o nim teraz po raz pierwszy?

Gdy idzie o świętych, Kraków jest dość szczęśliwym miastem: w jego historii było tyle wyjątkowych postaci, że gdy tylko pojawiały się nowe, przysłaniały nieco te dawne. To żadna nowość: w XII w. najbardziej czczony był św. Florian - kto teraz (oprócz strażaków) o nim pamięta? Sto lat później Floriana usunął w cień św. Stanisław biskup, ale nawet w dziejach jego kultu były momenty, np. w XIV w., kiedy prawie zanikał, a potem, np. za czasów kard. Oleśnickiego i Długosza, przychodziło odrodzenie.

Również kult Kazimierczyka rozwijał się falami. Kwitł do XVII w. Najłatwiej go zmierzyć po fundacjach, z których najsławniejszą jest kompleks kościelny w Suchej Beskidzkiej. W zamierzeniach fundatora, Piotra Komorowskiego, którego wzrok miał być uleczony za wstawiennictwem Kazimierczyka, powstał zespół podobny ambicjami, rozmachem i charakterem do Kalwarii Zebrzydowskiej. W późniejszych stuleciach kult Kazimierczyka został wyparty z masowej świadomości, ale pielęgnowany był z pewnością we wspólnotach wiernych związanych z kanonikami laterańskimi, a zwłaszcza w kościele Bożego Ciała na Kazimierzu.

Kanonizacja wpisuje ów kult do kalendarza Kościoła powszechnego. Ale czy Kazimierczyk będzie rozpoznawalny dla katolików w Afryce czy Ameryce Łacińskiej?

Dziś bardziej podkreśla się inną wartość kanonizacji: rangę samego orzeczenia o świętości, które ma walor nieomylnej wypowiedzi papieskiej. Nie ma co się łudzić: Kazimierczyk nie będzie rozpoznawalny w Afryce (chyba że trafi tam z polskimi misjonarzami...). Gdyby natomiast się spytać, czy jego przesłanie jest ważne dla całego Kościoła, odpowiedź brzmiałaby: tak. Dlatego że kult Eucharystii jest bardzo istotny. Zdrowa pobożność, która - to bardzo ważny motyw - jest związana z nauką, wiąże ze sobą wiarę i wiedzę, to temat bardzo istotny również z punktu widzenia dzisiejszego człowieka. Pytanie tylko, czy przez ten pryzmat Kościół zechce pokazywać, tłumaczyć nowego świętego?

Gdzieś się jednak gubi ta powszechność...

To akurat trudno recenzować. Trzymajmy się tego, co powiedział Papież. Pokazał Kazimierczyka jako człowieka Eucharystii i medytacji. Myślę, że i papież Benedykt, i arcybiskup Amato starali się mówić o tym, co w kulcie wszystkich nowych świętych jest istotne i ponadlokalne.

Za Kazimierczykiem stoi określony zakon, któremu zależy na kanonizacji. Czy powinniśmy to traktować w kategorii problemu?

Tak bym tego nie nazywał. Po prostu: pewna wspólnota widzi w konkretnym człowieku wzorową realizację charyzmatu, którym sama żyje. Problem jest inny: kto zechce promować kult ludzi świeckich? Obecnie zajmuje się tym najczęściej albo lokalna społeczność, np. w miejscu urodzenia tej osoby, albo biskup, który ją niejako "wyłowi". Widać, że to trudniejsze. Sam znam osoby, które chętnie bym promował i chciał, żeby były pokazywane jako wzorce - a może nawet wynoszone na ołtarze. Inna sprawa, że gdy pojedzie się na groby niektórych z nich, to okaże się, że tam nawet kwiatów brak... I że mnie ktoś może fascynować, a kogoś innego - już niekoniecznie.

Coś jednak musiało sprawić, że ta krakowska średniowieczna szóstka - Kazimierczyk, Boner, Świętosław, Kanty, Szymon i Giedroyć - została zauważona... Może właśnie owo odniesienie do człowieka? Mam głębokie przekonanie, że wyróżnikiem krakowskiego Kościoła i przeżywanego tutaj chrześcijaństwa jest miłosierdzie. Ludzi, którzy je rozumieli, było w dziejach Kościoła krakowskiego wielu. Są oczywiście przykłady sztandarowe: św. Faustyna, św. Brat Albert, Piotr Skarga.

Tak naprawdę kanonizacja Kazimierczyka jest punktem wyjścia. Dopiero teraz otwiera się wiele możliwości, zwłaszcza dla promotorów jego kultu. Myślę, że np. razem z krakowskimi klerykami wybierzemy się wkrótce na grób nowego świętego. Dwustu przyszłych księży stanie przy jego trumnie. Czy to przełoży się najpierw na ich własną duchowość, a potem na ich duszpasterstwo? Może kiedyś przyprowadzą tam pielgrzymkę ludzi z parafii, do których trafią?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010