Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przyzwyczajeni jesteśmy określać istotę Kościoła w czterech zgrabnych słowach "jeden, święty, powszechny i apostolski". Człowiek doby ponowoczesności traktuje tę czcigodną formułę z lekkim podejrzeniem; dezawuuje ją jako nazbyt instytucjonalną, szukając idealnego, prawdziwego Kościoła - takiego, dzięki któremu można by zbudować komfortowe, koktajlowe chrześcijaństwo. Koktajlowe, bo sprowadzone do miłego spotkania w gronie sympatycznych dyskutantów, uznających nawet zmartwychwstanie, ale z trudnością wybierających Wieczernik jako miejsce spotkania ze Zmartwychwstałym.
Opis życia pierwszych chrześcijan to nuty pewnej symfonii, na których dominancie została skomponowana reszta dzieła. Pierwsza nuta to mocne przywiązanie do nauczania Apostołów. Ich nauczanie i świadectwo, jakie dali o Jezusie, leży u naszych początków jako Kościoła. To oni przekazali sakramenty, owe widzialne znaki, dzięki którym możemy doświadczyć działania Boga w nas, a nie czynili tego sami z siebie, ale otrzymali od samego Jezusa tchnienie Ducha Świętego. Druga nuta to wspólnota, a ściśle mówiąc, komunia, czyli współodpowiedzialność za siebie nawzajem. Nikt nie jest samotną wyspą, a decyzja, by być uczniem Zmartwychwstałego, oznacza przyjęcie na siebie brzemion towarzyszy drogi. Warto zwrócić uwagę, że ta nuta gra przed trzecią, to jest łamaniem chleba, czyli Eucharystią. To ważna wskazówka, bo Eucharystii sprawowanej bez uprzedniej troski o siebie nawzajem grozi popadnięcie w czysty rytualizm martwej religii. I wreszcie ostatnia nuta: modlitwa. Modlitwa, czyli wejście w głąb siebie samego, aby odkryć, że posiadam taki sam język jak inni wierzący w Zmartwychwstałego. Modlitwa oznacza też, że los bliźniego zaczyna się w moim sercu.
Jak te cztery normy wprowadzać w życie naszych małych wspólnot? Myślę, że dobrze zrobimy, jeśli zamiast chrześcijanami nauczającymi będziemy bardziej chrześcijanami ciągle uczącymi się od Jezusa i Apostołów. Zamiast piąć się w górę niczym wspinacz w stylu wolnym, bez asekuracji i więzi społecznych, zwiążmy się mocną liną z partnerem wspinaczki, patrzącym w tym samym kierunku. Zamiast stać przed kościołem, marudząc, że w środku jest albo za ciasno, albo za duszno, wejdźmy do środka, by przyjąć Chleb Życia. I zamiast gadać bez końca o idealnym Kościele, zacznijmy po prostu się za siebie modlić.
A na początek wszyscy - zarówno najgorliwsi obrońcy ortodoksji, jak jej najzagorzalsi krytycy - otwórzmy księgę Dziejów Apostolskich i przejrzyjmy się jak w zwierciadle w tym krótkim tekście o początkach Kościoła.