Kompletna dekonstrukcja

Trudno nam, szarym głęboką szarością obywatelom, mieć coś osobliwie interesującego do powiedzenia o gospodarce, funduszach emerytalnych czy energii atomowej.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

Oczywiście nie jest tak, że siedzimy gdzieś w kącie, płacząc nad naszymi brakami. Wiemy przecież dużo o literaturze i niemal wszystko o cukrze, znakomicie też orientujemy się, że zarówno jodyna, jak płyn Lugola są cieczami zdatnymi do picia. Mamy pełne biblioteki, zapasy cukru po starych cenach i jodyny po nowych. Nasze opinie i odruchy, gdy idzie o picie jodyny, są zgodne, a cukier wszystkim nam po równo był słodszy, gdy go nie było. Trud pracy atomistów kojarzy się nam z jodyną właśnie, a jej smak przywołało ostatnio pytanie, które rzucił profesor Mielczarski w kierunku profesora Turskiego w studiu telewizyjnym: "Kto panu dał tytuł, wieśniakowi jednemu?", po czym padło słowo, którego używaliśmy ongiś, i używamy nadal, gdy zamiast cukru na półkach widzimy sól.

To, co nas cofa ku dawnym reakcjom, łaknieniom i smakom, nie dzieli nas, a łączy. Naprawdę. Dzielą nas tylko rzeczy nowe, np. nowa literatura i wobec niej oczekiwania. Weźmy nową eseistykę. Połowa społeczeństwa oczekuje dziś, by w tekście zaznaczyć wyraźnie, najlepiej na początku, że rozpoczyna się oto lektura stworzona do śmiechu. Druga połowa, mająca się nie wiedzieć czemu za tę lepszą, uznaje, że autor powinien się od tego typu komunikatu wstrzymać, że utwór winien śmieszyć bądź smucić, ogłupiać lub uczyć, sam z siebie i bez zapowiedzi. Ci ludzie uważają, że tak dosłowna obsługa ich umysłów osłabia wiarę w twórcę, w jego świętą wrażliwość i talent, w boską umiejętność wywoływania ducha. Taki to mamy dziś podział, rzec trzeba fundamentalny. Pomiędzy tymi dwiema grupami czytelniczymi plącze się jeszcze garstka amatorów, uznających, że autor, owszem, powinien charakter dzieła oznaczyć, ale na jego końcu. To się zdarza bardzo rzadko, ale się oczywiście w historii eseju zdarzyło raz, może dwa. Autor, mówiący na końcu "oto, com napisał, było bardzo śmieszne", zaciekawia, ale i peszy.

Najświeższy esej tego typu opublikowano w ostatni weekend. "Chciałbym wytłumaczyć czytelnikom, dlaczego w bardzo dużej części ten tekst jest ironiczny. Otóż uznałem, że ironia jest najlepszą metodą - jak się to teraz mówi - dekonstrukcji" - tymi słowami zakończył autor swe dzieło. W tłumaczeniu tym znajdujemy niepewność reakcji czytelniczej, którego to cierpienia liczni autorzy wielokrotnie doświadczyli. Nigdy jednak nie zdecydowali się na tak intymne wyznanie.

Ten świeży dramat autora wart jest chwili namysłu. Jest w tym zabiegu - wypadałoby sądzić - zabieg taki oto, że czytelnik w ten sposób pożegnany zaczyna lekturę na nowo i wtedy, rzecz jasna, śmieje się do łez. Ale esej ten - pióra Jarosława Kaczyńskego - godny jest przywołania nie tylko dlatego, że w założeniu twórcy huczący śmiech rozlega się przy tzw. napisach końcowych. Nie tylko. Jest on też interesujący, bo daje nam wgląd do biblioteki autora. W treści będącej krytyką polityczną znajdujemy bardzo dużo odniesień, bądź częściej - cytatów z literatury światowej. Warto wymienić przywołanych przez Jarosława Kaczyńskiego autorów: Stefan Kisielewski, Jack London, Molier, Aleksjej Nikołajewicz Tołstoj, Tadeusz Dołęga Mostowicz, Jan Brzechwa i Robert Graves. Wszyscy ci twórcy - najmłodszy cytat pochodzi z drugiej połowy XX wieku - posłużyli autorowi do "dekonstrukcji" przeciwnika.

Wypada się domyślić, że autor liczy na oczytanie rzesz wyborców, esej kieruje ku inteligencji, nie tylko żoliborskiej, i że jest to "konstrukcja" okropnie złośliwa. Ujmujące. Złośliwość dzisiejsza wydaje się najpoczciwsza w dziejach bitew na eseje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011