Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale ważniejsze jest to, że Jarosław Kaczyński chcąc nawiązać walkę z Bronisławem Komorowskim, musiał zatańczyć do melodii, przed którą wcześniej się wzbraniał. Nie trzeba wierzyć w szczerość jego metamorfozy, by docenić to zjawisko. Na tym właśnie polega siła liberalnej demokracji, że nawet ludzie, którzy są wobec jej mechanizmów nieufni, postępują zgodnie z jej zasadami.
Kampania Kaczyńskiego pokazała zarazem, że blisko połowa Polaków w jakiejś formie wciąż odrzuca III RP. Dzieje się tak mimo doświadczenia rządów PiS, Samoobrony i LPR. Nie da się zbyć pogardą tych milionów ludzi, nie da się ich wyśmiać ani potraktować jak watahę. To niezadowolenie z III RP liderzy Polski liberalnej - nie tylko politycy, ale także ci, którzy mają wpływ na opinię publiczną - muszą rozładować. W pierwszej kolejności muszą znaleźć z tymi Polakami wspólny język.
Komorowski wygrał niedzielne głosowanie, ale - by mógł poczuć się prawdziwym zwycięzcą - musi przekonać wszystkich, którzy na niego zagłosowali, że dobrze zrobili. Wyborcy niebędący zwolennikami PO pozwolili mu wygrać mimo publicznych mediów, mimo postawy części Kościoła, i okazali się lepszym sojusznikiem niż PSL Waldemara Pawlaka. Ale ci wyborcy mają swoje oczekiwania i trochę inne spojrzenie na świat niż konserwatysta Komorowski. Tym razem zjawili się przy urnach na wezwanie. Jeśli Komorowski i PO ich zawiodą, drugi raz im nie pomogą.