Paragraf 22 po polsku

Belka zupełnie spokojnie może podawać się do dymisji co dwa tygodnie, ale większego znaczenia mieć to nie będzie. Rząd nie ma i nie chce mieć zaplecza, a to zaplecze nie chce obalić rządu, bo chce, by ten Sejm trwał do końca kadencji.
 /
/

Andrzej Brzeziecki: - Czy Pan Profesor rozumie jeszcze coś z tego, co dzieje się w polskiej polityce?

Jan Kofman: - Wydaje mi się, że mi się wydaje, iż rozumiem... Czyniąc to podwójne zastrzeżenie, powiem, że sytuacja jest klarowna: trwa kampania wyborcza. Kilka tygodni temu, w momencie ogłoszenia kandydatury Lecha Kaczyńskiego, rozpoczęła się kampania prezydencka, a wraz z głosowaniem nad wnioskami o samorozwiązanie się Sejmu - za czym argumenty były niewątpliwe i ważne - symbolicznie rozpoczęła się parlamentarna kampania wyborcza. Teraz każda ze stron liczy szable i szykuje się do batalii. Odbywa się to kosztem kompromitacji Sejmu i większości rządzącej.

- Trudno powiedzieć, czy jest to większość i czy jest rzeczywiście rządząca.

- To jeden z paradoksów polskiej polityki. Innym jest to, że niedawno politycy lewicy obiecywali co innego, a dziś głosują inaczej. Może przekonał ich marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz? Mówił on niedawno, że powinno się przestrzegać kadencyjności Sejmu, a nie odwoływać się tylko do sondaży opinii społecznej, która jest za skróceniem kadencji. Tyle że sam Cimoszewicz w końcu był za skróceniem kadencji! Takich schizofrenicznych sytuacji mamy więcej. Premier Marek Belka w telewizyjnym wystąpieniu nawoływał Sejm do samorozwiązania i zapowiedział dymisję, a zarazem oświadczył, że jeśli prezydent jej nie przyjmie, będzie dalej kierował rządem.

- Czy można być dobrym premierem, nie chcąc w ogóle nim być?

- Można próbować, i Belce dość długo się to udawało. Największym sukcesem rządu jest polityka zagraniczna, przy czym jest to wspólne dzieło rządu, parlamentu, eurodeputowanych i prezydenta. Mam na myśli sukcesy związane z integracją z UE, zaangażowanie Polski na Ukrainie, utrzymanie dobrych stosunków z USA, a zarazem - i to zasługa Belki - załagodzenie konfliktów z partnerami w UE: Francją i Niemcami.

Te sukcesy przeważają nad dokonaniami w kraju. Bo wzrost gospodarczy nie wynika z bezpośredniej działalności rządu. Tu główną zasługą rządu było, że nie przeszkadzał. Z deklarowanych planów udało się zrealizować niewiele. Najistotniejszy, czyli plan Hausnera, padł. Belka mógł zdziałać sporo dla zmniejszenia deficytu budżetowego czy reformy finansów publicznych, ale zmarnowanie tej szansy to nie tylko jego wina. Rząd nie miał odpowiedniego zaplecza.

A teraz ten rząd będzie już tylko administratorem państwa. Będzie to dziwny rząd, z premierem występującym w różnych rolach jednocześnie. Jak inaczej bowiem traktować zapisanie się premiera do Partii Demokratycznej już dwa dni po nieprzyjęciu jego dymisji? Nie jest to sytuacja zrozumiała dla opinii publicznej. Belka w pamięci Polaków zapisze się dwuznaczną obecnością w pozaparlamentarnej opozycji.

- Wypowiedzi premiera sugerowały dość lekceważący stosunek do polityki. Czy nie powinien się on wreszcie zdecydować, czy jest politykiem, czy ekonomicznym ekspertem? Takie lawirowanie między światem polityki i finansów nie jest chyba dobre dla jakości życia publicznego.

- Nie wiem, czy jest dobre, czy złe, ale to dość typowe na Zachodzie, a w USA nawet nagminne, że po służbie w administracji państwa idzie się do wielkiego koncernu, a potem wraca się do polityki.

Niewątpliwie działalność Belki w ugrupowaniu Władysława Frasyniuka będzie bardziej teoretyczna niż praktyczna. Premier z pewnością nie będzie politykiem pierwszej linii tej partii. Z jego dotychczasowego zachowania trudno wnioskować, aby jego żywiołem była polityka. Zapewne okaże się kimś w rodzaju niespełnionej ikony Partii Demokratycznej. Nie można zresztą wykluczyć, że niedługo zobaczymy go na eksponowanym stanowisku w jakiejś organizacji międzynarodowej czy instytucji finansowej.

- W rządzie Belki pokładano nadzieje na sprawne administrowanie państwem. Liczono, że będzie to rząd fachowców. Czy te nadzieje się sprawdziły?

- Jedyny prawdziwy rząd fachowców, tzw. pozaparlamentarny, powstał w Polsce ponad 80 lat temu. Był to rząd Władysława Grabskiego, powołany w czasie kryzysu w grudniu 1923 r. Warto pamiętać, że przetrwał on 23 miesiące i padł faktycznie ze względów politycznych. Nie wydaje się, aby obecnie marzenie o rządzie fachowców było możliwe do zrealizowania. Chyba że wprowadzonoby system prezydencki...

Niemniej sądząc po składzie obecnego rządu trzeba przyznać, że to kompetentni ludzie i niezbyt zaangażowani w życie partyjne. Niewątpliwie Belka dobierając sobie współpracowników kierował się kryterium fachowości. Rzecz jasna nie do końca udało mu się uniezależnić ich dobór od politycznych wpływów. Niewiele jednak wskazuje, że jego następcy będą lepsi. Każda z partii deklaruje chęć odpartyjniania państwa, ale każda widzi to po swojemu. Niekończące się dyskusje o służbie cywilnej osiągnęły żenujący poziom, a przedstawiciele obozu szykującego się do przejęcia władzy nie są zgodni, co z nią zrobić, bo nie chcą się pozbawić wpływu na nominacje w administracji.

Powtórzę: mimo pewnych sukcesów rząd Belki nie przejdzie do historii jako ekipa wybitna. Pamięć ludzka jest krótka, a pamięć w polityce jeszcze krótsza. Okres od ubiegłego czwartku do dnia wyborów będzie stał pod znakiem dewastacji wizerunku rządu Belki, jeśli rząd ten dotrwa do końca. Jakakolwiek pozytywna opinia o tym gabinecie będzie dyskredytowana.

- Drogi premiera i jego zaplecza parlamentarnego ostatecznie się rozeszły, a mimo to przez najbliższe miesiące będą na siebie skazani. Jak można funkcjonować w takim układzie?

- Belka zupełnie spokojnie może podawać się do dymisji co dwa tygodnie, ale większego znaczenia mieć to nie będzie. Rząd nie ma i nie chce mieć zaplecza, a to “zaplecze" nie chce obalić rządu, bo chce, by ten Sejm trwał do końca kadencji.

- To samo opozycji zarzuca premier, twierdząc, że gdyby faktycznie chciała rozwiązania Sejmu, inaczej zachowałaby się przy głosowaniu nad wotum nieufności dla ministra skarbu Jacka Sochy.

- Co do intencji opozycji premier ma rację, tyle że jego argument nie wydaje się prawdziwy. Gdyby Belka zechciał go zweryfikować, mógłby wystąpić o wotum zaufania dla całego rządu. Wniosek w sprawie jednego ministra to nie to samo.

- Tym bardziej, że opozycja głośno przekonywała do rozwiązania Sejmu.

- Tak naprawdę tylko trzy partie są zainteresowane przyspieszonymi wyborami. PiS, bo jest na fali wznoszącej. Samoobrona, która także ma dobre wyniki. Lepper zapewne okaże się na tyle sprawnym politykiem, by jeszcze przeciągnąć na swoją stronę i poumieszczać na listach wyborczych działaczy SLD i PSL. Partia Waldemara Pawlaka nie spieszy się do wyborów, bo grozi jej nieprzekroczenie progu wyborczego. Byłoby to ze szkodą dla jakości naszego życia politycznego.

Trzecim ugrupowaniem szczerze chcącym wcześniejszych wyborów jest LPR. Co prawda poparcie dla partii Giertycha nie rośnie, ale LPR obawia się formacji “radiomaryjnej", która choć zapewne nie wejdzie do Sejmu, to może zabrać Lidze 2-3 procent.

- Nie wymienił Pan Platformy Obywatelskiej.

- Bo PO potrzebuje czasu, aby pozbierać się po stracie pozycji lidera. Musi też zdobyć fundusze na kampanię wyborczą, gdyż nie otrzymuje dotacji z budżetu. Start kampanii Donalda Tuska pod względem rozmachu nie da się w żaden sposób porównać z konwencją Lecha Kaczyńskiego.

Platforma musi także przygotować i przedstawić program. Na razie mamy różne wystąpienia kandydata na premiera Jana Rokity, deklaracje kandydata na prezydenta Donalda Tuska, jakieś sugestie Zyty Gilowskiej i jeszcze inne kroki polityczne Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie. To wszystko nie przekłada się na spójną całość. W interesie PO jest więc przeczekać i na jesieni wystartować z pełną kampanią.

- Czym wytłumaczyć fakt, że Platforma, która przez dwa lata dominowała w sondażach i głosiła, iż jest gotowa przejąć władzę, na kilka miesięcy przed wyborami dała się zaskoczyć Kaczyńskim?

- W kilku momentach nie potrafiła jasno powiedzieć, o co jej chodzi. Najlepszym tego przykładem jest stosunek do projektu konstytucji Unii Europejskiej. Najpierw była bardzo przeciwna temu dokumentowi, teraz się waha. Swoją drogą, postawa partii odwołujących się do mocnych wartości jest zastanawiająca. Bowiem 70 proc. społeczeństwa opowiada się dziś za pogłębioną integracją z Unią - a więc pośrednio za konstytucją - tymczasem te partie są jej przeciwne.

PO nie bardzo też wie, co począć z hasłami braci Kaczyńskich o moralnej rewolucji. O ostatnich sukcesach PiS zdecydowały udany start kampanii Lecha Kaczyńskiego i właśnie to hasło. Oba elementy zostały uwiarygodnione zachowaniem prezydenta Warszawy po śmierci Jana Pawła II. Tymczasem PO najpierw - wypowiedziami Rokity - przyłączyła się do zwolenników owej rewolucji, ale teraz Tusk mówi tylko o “głębokim przełomie". Ci, którzy wolą zdecydowane hasła, opowiedzieli się za PiS.

Wreszcie na niekorzyść PO działają wewnętrzne konflikty. Jan Rokita znany jest z tego, że nie konsultuje poczynań z kolegami, co więcej: swoje poglądy bezwzględnie narzuca innym. I choć wcześniej nie dał się poznać jako polityk szczegółowo zaznajomiony z gospodarką, teraz opowiada się za skrajnie liberalnym programem gospodarczym. Można to wnioskować po osobie Stefana Kawalca, głównego ekonomicznego doradcy Rokity. Tymczasem nasze społeczeństwo nie ma tak liberalnych poglądów. To kolejny przykład rozchodzenia się części elit politycznych z nastrojami społecznymi.

- Tusk ogłaszając swoją kandydaturę chce pomóc PO w rywalizacji z PiS. Chyba nie bardzo mu się to udaje, bo nie ma pomysłu na to, czym miałby się różnić od Lecha Kaczyńskiego.

- Ależ różnica między nimi jest całkiem spora. Tusk prezentuje liberalną wizję państwa, a Kaczyński etatystyczną.

- Ale w kampanii prezydenckiej takie różnice bywają mało widoczne. Zwłaszcza że prezydent w rzeczywistości ma mały wpływ na gospodarkę.

- Pomysły na IV Rzeczpospolitą zakładają wzmocnienie władzy prezydenta. Co prawda wątpliwe, by szybko - jeśli w ogóle - udało się prawicy zmienić konstytucję. Jednak teraz prezydent może ustawy wetować. Mogę sobie wyobrazić liberalny rząd Rokity, któremu prezydent Kaczyński będzie wetował ustawy. Nie tylko z powodu jakichś politycznych kalkulacji, ale też z przekonania o słuszności swojej postawy. Mogę sobie również wyobrazić prezydenta Tuska blokującego pomysły premiera Kaczyńskiego. Wiele będzie zależeć od przekonań, a może i od tego, kto będzie “tym trzecim" w rządzie.

- A kto będzie?

- Jeśli będzie... Z punktu widzenia interesów państwa - tak jak je rozumiem - nie ma wątpliwości, że najlepszym koalicjantem dla PO i PiS byłaby Partia Demokratyczna. Ale znów: jeśli wejdzie do Sejmu. Na razie sondaże pokazują, że nowa partia Frasyniuka jest na początku drogi, czyli w sytuacji Unii Wolności sprzed kilku miesięcy, i może mieć kłopoty z przekroczeniem progu. Przyszłość tej partii rozstrzygnie się przed wakacjami, bo wakacje to martwy sezon, a we wrześniu może zabraknąć czasu.

Nawet z punktu widzenia PiS centrowe ugrupowanie jako ten trzeci byłoby lepsze. Konflikt PiS z LPR przybierze na sile w czasie kampanii prezydenckiej. LPR wdał się w bezsensowne oskarżenia pod adresem PiS i podłożył się kandydaturą Macieja Giertycha. Konfrontacja między kolaborującym, jak sugerują politycy PiS, z komunistami Giertychem a zwalczającym ówczesny system Kaczyńskim zapowiada się ostro. Za sprawą LPR problem lustracji znów będzie elementem rozgrywki politycznej. Roman Giertych już zażądał od Kaczyńskich pokazania ich teczek. I Jarosław Kaczyński zaświadczenia IPN, że bracia są osobami pokrzywdzonymi, pokazał.

- Tak czy inaczej przyszły rząd będzie raczej prawicowy. Na co więc jeszcze liczą posłowie SLD, kurczowo trzymający się sejmowych ław?

- Liczą, że im później odbędą się wybory, tym dla nich lepiej. I chyba jest to prawda. W ogniu kampanii wyborczej SLD może zdobyć kilka procent głosów. Sporo ludzi poczuje się zagrożonych argumentami LPR, PiS, PO, które będą wzywać do rozliczeń. Ponadto - myślą zapewne posłowie SLD - parę spraw w tym Sejmie można jeszcze załatwić: komuś coś obiecać, komuś coś dać. Przykładowo niedawno sekretarz SLD mówił o dodatkach dla rencistów i emerytów nie zważając zupełnie na to, że właśnie po to robiono reformę, by tych dodatków nie było. Co smutniejsze: ze strachu przed utratą elektoratu w tym rozdawnictwie nie będzie przeszkadzać prawica. Grozi to powtórką z ostatnich miesięcy rządów AWS. Ustawy przecież przechodzą zwykłą większością głosów. Zupełnie spokojnie możemy sobie więc wyobrazić radosne rozdawnictwo SLD, popierane przez SdPl, PSL, Samoobronę, LPR, czasami PiS. Być może PO będzie się podczas tych głosowań wstrzymywać. Oczywiście o decyzje, które obciążą przyszły budżet, nowe rządy zapewne oskarżą ekipę Belki. Chyba że przeszkodą dla kosztownych ustaw okaże się marszałek Cimoszewicz.

Paradoksalnie większe niż SLD szanse na porażkę ma SdPl, choć jej politycy opuścili Sojusz w buncie moralnym wobec dominujących tam negatywnych zjawisk.

- Bunt miał miejsce dość dawno, od tej pory partia ta nie pokazała, że różni się jakoś specjalnie od SLD.

- Niewątpliwie SdPl jest dość wiarygodna, gdy mówi, że chce odnowy w życiu publicznym. Ta partia ma spory potencjał, ale na razie odróżnia się tym, że nie może przebić się do opinii publicznej, podczas gdy Sojusz jakoś daje sobie radę. Nieprzypadkowo więc Marek Borowski tak szybko zgłosił swoją kandydaturę na prezydenta. Przecież nie po to, by zostać prezydentem - bo na to ma szanse bliskie zeru - lecz po to, by poprawić sondaże swojej partii. Jeśli osiągnie przyzwoite poparcie, może się to przełożyć na wynik SdPl w wyborach parlamentarnych. Tu jednak przeszkodzić mu może Cimoszewicz, gdyby zdecydował się kandydować.

- Ale marszałek Cimoszewicz nie sprawia wrażenia chętnego do promowania partii swoją osobą i ten dystans wychodzi mu na dobre.

- Cimoszewicz ustawiał się z boku politycznego rozgardiaszu, na walki partyjne patrzył wręcz z pogardą i faktycznie przez część publiczności był za to dobrze oceniany. Ale to się już skończyło i jeśli teraz się nie zaangażuje, faktycznie może już jechać do swoich żubrów w puszczy. Na decyzję ma mało czasu, a wiąże się ona z ogromnym ryzykiem: okaże się, czy Cimoszewicz jest rzeczywistą, czy pozorną ikoną polskiej lewicy. Jeśli wystartuje w kampanii, będzie musiał się zetrzeć z Kaczyńskim, z Tuskiem, z Lepperem. No i oczywiście z Borowskim - przecież pojedynek między nimi nie może być pozorny ani pozorowany, gdyż w takim przypadku obróci się przeciwko nim. Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić debatę między nimi. Niezbyt wiem, jakie zarzuty mogliby wobec swoich programów sformułować. Obaj o tym wiedzą, dlatego w końcu pewnie dojdą do porozumienia.

Sytuacja z Cimoszewiczem jest jednak paradoksalna także z innych powodów. Będąc członkiem SLD, zdecydowanie się od niego odcina, krytykuje kierownictwo partii i domaga się jego zmiany, ale zarazem jest wymarzonym kandydatem Sojuszu na prezydenta. Co więcej: tylko SLD ma fundusze i struktury, żeby kampanię prezydencką przeprowadzić, ale szanse Cimoszewicza na dobry wynik może zmniejszyć właśnie poparcie go przez SLD... To kolejny przykład na to, że rzeczywistość polskiej polityki przypomina tę z lektury “Paragrafu 22".

Prof. Jan Kofman jest historykiem i politologiem; wykładowcą na Uniwersytecie w Białymstoku i w Instytucie Studiów Politycznych PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2005