Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szer Dżafari przez większość życia był uczestnikiem lub świadkiem wojen, które w jego kraju się nie kończą. Ten dostojnie wyglądający mężczyzna, zbliżający się do siedemdziesiątki, kiedyś był mudżahedinem. Walczył przeciw komunistycznej władzy i wspierającym ją Sowietom, za co spędził w więzieniu 10 lat. Gdy wyszedł na wolność, trafił na wojnę domową, która według niego była najtragiczniejszym rozdziałem trwającego od ponad czterech dekad konfliktu. Następnie brał udział w walkach przeciw talibom. Był blisko związany z legendarnym przywódcą Ahmadem Szahem Masudem i znajdował się w pobliżu, gdy w 2001 r. talibowie przeprowadzili skuteczny zamach na Masuda. Złożył broń dopiero, gdy talibowie zostali (tymczasowo) pokonani na skutek amerykańskiej interwencji. Wówczas wydawało się, że może zapanować długo wyczekiwany pokój.
– Wraz z pojawieniem się Amerykanów wojna się nie skończyła, tylko zmieniła się jej forma – wspominał Dżafari. – Nie nadeszła stabilność. Wciąż toczą się walki, jest mnóstwo biedy, a ludzie nie mają nadziei na przyszłość.
Administracja odchodzącego prezydenta Donalda Trumpa naciskała, by jak najszybciej wycofać wojska USA z Afganistanu. Porozumienie między Stanami a talibami podpisano w lutym 2020 r. – zgodnie z nim wszyscy zagraniczni żołnierze muszą opuścić kraj do maja 2021 r. Z kolei we wrześniu zaczęły się przełomowe (choć jak dotąd z punktu widzenia dyplomacji, a nie zwykłego Afgańczyka) rozmowy między rządem a talibami.
Liczba amerykańskich żołnierzy w Afganistanie spada od lat: w 2011 r. było ich 100 tys., obecnie jest to ok. 4 tys. A to nie koniec redukcji. Dowódca amerykańskich i natowskich wojsk w ramach misji „Zdecydowane Wsparcie” gen. Scott Miller powiedział w połowie grudnia, że otrzymał rozkaz, by do połowy stycznia zmniejszyć kontyngent USA do 2,5 tys. żołnierzy. Nie wiadomo, czy nowy prezydent Joe Biden podtrzyma stanowisko poprzednika i postanowi całkowicie wycofać wojska.
Miller podkreślił, że liczba żołnierzy, którzy mają zostać w Afganistanie, jest wystarczająca do dalszego wspierania afgańskich wojsk, w tym do bezpośredniego udziału w walkach. Jednak sytuacja ulega gwałtownemu pogorszeniu. Według ostatniego raportu kwartalnego Specjalnego Inspektora Generalnego ds. Odbudowy Afganistanu (powołanego przez Kongres USA) liczba ataków wzrosła o 50 proc. W okresie od 1 lipca do 30 września 2020 r. zginęło 876 cywilów, a 1685 odniosło rany (to wzrost o 43 proc. w stosunku do poprzedniego raportu). Z kolei według statystyk prowadzonych przez dziennik „New York Times” tylko w listopadzie zginęło przynajmniej 164 cywilów.
Codziennie pojawiają się informacje o kolejnych atakach, a przede wszystkim o ofiarach. Stoją za nimi talibowie, lokalna filia Państwa Islamskiego, która pozostaje aktywna w Afganistanie, lub też nie da się zidentyfikować sprawców. Kilka tygodni temu w mieście Bamian w środkowym Afganistanie doszło do dwóch eksplozji. Zginęło co najmniej 14 osób, w tym 12 cywilów. Bamian uchodziło za jedno z najbezpieczniejszych miast, jest popularne wśród afgańskich i zagranicznych turystów.
W stołecznym Kabulu niemal codziennie wybuchają bomby lub organizowane są zabójstwa. W 2020 r. doszło do licznych i krwawych ataków, w tym na szpital położniczy (w jego pobliżu mieszka Dżafari) i uniwersytet. Tylko w tych dwóch starciach zginęło 59 osób, a 47 raniono.
Dżafari obawia się, że jeśli amerykańskie wojska opuszczą kraj, Afganistan może czekać kolejna odsłona konfliktu. – Jestem pewien, że zacznie się nowa wojna domowa – przyznał mężczyzna, gdy rozmawialiśmy wiosną w Kabulu.
To częsty lęk wśród Afgańczyków, bo pokój narzucony z góry i zawierany w pośpiechu może doprowadzić do skutków przeciwnych od zamierzonych. ©
Współpraca: Aliszer Szachir