Trudno uwierzyć, że to koniec

Rozmowy, które Amerykanie prowadzą poufnie z talibami, mają zakończyć wojnę w Afganistanie. Na razie sytuacja w kraju się zaostrza, bo walczący usiłują wzmocnić swoje pozycje negocjacyjne.

04.03.2019

Czyta się kilka minut

Na ulicach Kandaharu – stolicy prowincji, gdzie talibowie są szczególnie aktywni. Luty 2019 r. / JAVED TANVEER / AFP / EAST NEWS
Na ulicach Kandaharu – stolicy prowincji, gdzie talibowie są szczególnie aktywni. Luty 2019 r. / JAVED TANVEER / AFP / EAST NEWS

Abdullah Rahmani poprawia palcem okulary. Siedzimy naprzeciwko siebie. Dzieli nas nieduży palnik na gaz, którego żwawy płomień ogrzewa pomieszczenie.

Rahmani ma 25 lat. Urodził się osiem lat przed tym, jak jesienią 2001 r. do Afganistanu wkroczyli żołnierze amerykańscy – ścigający Osamę bin Ladena i jego Al-Kaidę, którym gościny udzielili rządzący wtedy w Kabulu talibowie. Wspierani przez swoich sojuszników zachodnich (także Polskę) oraz afgańskich, jak anty- talibski Sojusz Północny.

Ubrany w dopasowany garnitur i ciemną wzorzystą koszulę, Rahmani mówi po angielsku z amerykańską manierą. Mimo młodego wieku szybko robi karierę. Obecnie jest analitykiem do spraw bezpieczeństwa. Zapewne mógłby być żywym przykładem tego, jak Amerykanie wyobrażali sobie rezultaty swoich działań w Afganistanie. Jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.

Nadzieja w rozmowach

To najdłuższa wojna w historii USA. Amerykanie wpompowali już w Afganistan około biliona dolarów. Rezultaty są wątpliwe.

Talibowie, których błyskawicznie pokonali w 2001 r., dziś coraz bardziej zagrażają afgańskiemu rządowi w Kabulu. Fundamentalistyczna grupa zbrojna kontroluje około połowy kraju. Co tydzień giną dziesiątki afgańskich żołnierzy i policjantów. Modernizacja kraju przebiega niemrawo i na ograniczonym obszarze, pomoc humanitarna często nie trafia do tych, do których powinna.

Amerykanie od lat próbują znaleźć sposób na to, jak opuścić Afganistan. Za rządów prezydenta Trumpa stali się jednak bardziej zdeterminowani i wydaje się, że są bliscy znalezienia rozwiązania: toczą poufne rozmowy z talibami.

Rahmani trzeźwo ocenia toczące się rozmowy. Widzi w nich szansę na to, aby talibowie zostali wciągnięci do machiny państwowej, co da im wpływ na kształtowanie polityki w kraju. Rząd z kolei liczy, że bojownicy zamienią karabiny na garnitury. – Niezależnie od tego samo mówienie o pokoju jest całkiem fajne dla Afgańczyków. Ludziom po obu stronach to się podoba, bo od lat mierzą się z wojną i są nią zmęczeni – twierdzi Rahmani.

Uważa, że rozmowy dają ludziom nadzieję, na którą wcześniej nie mogli liczyć, bo żadna ze stron nie była zainteresowana rozmowami, a jedynie zdobyciem pełni władzy.

Najgorszy rok od dekady

Trudno powiedzieć, kiedy ostatni raz tak poważnie rozmawiano o pokoju.

Wojna trwa od ponad 40 lat. Dokładnie: od wiosny 1978 r., gdy w wyniku tzw. rewolucji kwietniowej, po zabiciu prezydenta-autokraty Muhammada Dauda, władzę objęli komuniści wspierani przez Związek Sowiecki. Rok później, wiosną 1979 r., represje doprowadziły do wybuchu ogólnokrajowego powstania. W grudniu 1979 r. sowieccy komandosi zabili prezydenta Amina (Kreml uznał go za niepewnego) i w tej roli zainstalowali Babraka Karmala, agenta KGB. Ponad stutysięczny sowiecki kontyngent przez dekadę usiłował pokonać partyzantów. Bez skutku. Sowieci odeszli, ale wojna domowa, teraz między zwycięskimi mudżahedinami, nadal trwała, aż w 1996 r. władzę w zrujnowanym Kabulu przejęli talibowie. Zaprowadzili szariat i terror, i udzielili gościny Al-Kaidzie oraz Osamie bin Ladenowi.

W październiku 2001 r. – po zamachach Al-Kaidy w USA oraz po tym, jak talibowie odmówili Amerykanom „wyproszenia” bin Ladena – zachodnia koalicja obaliła talibów. Zwycięstwo było szybkie, ustanowiono nowy rząd. Ale w kolejnych latach talibskie podziemie przetrwało, a potem zaczęło nasilać ataki, mimo znaczącej liczby zagranicznych żołnierzy stacjonujących w kraju. W 2011 r. było ich najwięcej, bo 130 tys. z 50 państw. Potem ich liczba spadła do 22 tys. z 39 państw (ponad dwie trzecie to Amerykanie). W Afganistanie jest dziś 350 polskich żołnierzy, prowadzą działania doradczo-szkoleniowe.


Czytaj także: Odejść, by zostać - Wojciech Jagielski o wycofywaniu się Ameryki z Afganistanu i Syrii


Mimo obecności zagranicznych wojsk, inwestycji i szkolenia afgańskiej policji i armii, rok 2018 był najtrudniejszy dla sił rządowych od początku amerykańskiej interwencji.

– Liczba ataków dokonywanych przez talibów wzrasta – mówi 32-letni Mohsan Dżamal, komentator i dziennikarz, wcześniej związany z telewizją TOLOnews. Dodaje, że w minionych latach do ataków dochodziło głównie na południu i wschodzie kraju, podczas gdy dziś nawet w centrum, w tym w Kabulu, nie jest już bezpiecznie, choć po 2001 r. był to najspokojniejszy region.

Poprzedni rok przyniósł największe straty wśród ludności cywilnej w ciągu ostatniej dekady. Według danych ONZ zginęły aż 3804 osoby (w tym 927 dzieci), a 7189 raniono. W ciągu ostatnich 10 lat łącznie zginęło ponad 32 tys. cywilów, a ok. 60 tys. zostało rannych.

Prezydent Aszraf Ghani pod koniec stycznia podczas konferencji w Davos powiedział, że od 2014 r. zginęło 45 tys. afgańskich żołnierzy i policjantów. Bez wątpienia straty sił rządowych są wysokie, ale trudno potwierdzić wiarygodność tych danych. Zwłaszcza że od 2017 r. afgański rząd na wniosek Amerykanów postanowił je utajnić. Zawyżanie liczby ofiar może być celową polityką afgańskich władz, aby Stany i inne państwa nie redukowały swoich kontyngentów.

Talibowie prowadzą wojnę partyzancką, organizują też zamachy bombowe. Ostatnio, w połowie lutego, w prowincji Kandahar zabili 32 pograniczników. Najpierw ich bojownik wdrapał się na wieżę strażniczą i zabił strażnika, potem ukradziony policyjny humvee staranował bramę bazy i eksplodował. Ci, którzy przeżyli eksplozję, zostali zabici przez grupę bojowników, którzy wtargnęli przez staranowane wrota. To jeden z wielu ataków w ostatnich miesiącach.

Przygotowania do sezonu

Talibowie coraz śmielej podejmują otwartą walkę. W maju 2018 r. zajęli na chwilę miasto Farah – stolicę prowincji o tej samej nazwie. Pięć miesięcy później oblegali miasto Ghazni, 150 km na południe od Kabulu, położone przy jednym z kluczowych dojazdów do stolicy. – Wszystkie trasy prowadzące do Kabulu są pod kontrolą bojowników. Stolica może zostać zaatakowana w dowolnym momencie – mówi Dżamal. Twierdzi, że jedyne, co powstrzymuje talibów, to obecność międzynarodowych sił w mieście.

Wcześniej zimy zwykle były spokojniejsze, warunki pogodowe utrudniały prowadzenie wojny partyzanckiej. W tym roku, mimo wyjątkowo obfitych opadów śniegu, talibowie pozostają aktywni. Nie zrażają ich nawet liczne naloty afgańskiego i amerykańskiego lotnictwa. Według danych ONZ w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2018 r. liczba amerykańskich nalotów wzrosła o 39 proc. w porównaniu z tym okresem rok wcześniej. Afgańskie siły rządowe informują o dużych stratach wśród talibów, ale brakuje wiarygodnych źródeł, które by to potwierdziły.

Powodem rosnącej aktywności obu stron może być właśnie trwający proces pokojowy. Dżamal uważa, że zarówno talibowie, jak i afgański rząd chcą przemawiać z pozycji silniejszego. Dlatego teraz o nią walczą.

Pod koniec lutego w mieście Doha, stolicy Kataru, odbyła się piąta tura rozmów między talibami i Amerykanami. Jak dotąd nie doszło do bezpośrednich rozmów między talibami i rządem. Ci pierwsi nie chcą siadać do stołu z władzą, którą uważają za marionetkę USA. Przedstawiciele Stanów starają się ich do tego przekonać.

Rahmani uważa, że na razie są to „rozmowy o rozmowach”, a nie prawdziwe negocjacje. Niewykluczone jednak, że to się zmieni. Według analityka obie strony zdały sobie sprawę, że wojna nie jest rozwiązaniem i muszą ze sobą rozmawiać. – Otworzyło się okno, które daje nadzieję na pokój – twierdzi Rahmani. – Nie można powiedzieć, że na sto procent dojdzie do zawarcia ugody, ale jest to szansa.

Rząd czeka na miejsce przy stole

Poprzednio Doha gościła delegacje USA i talibów pod koniec stycznia. Potem specjalny przedstawiciel USA do spraw afgańskiego pojednania Zalmay Khalilzad stwierdził, że doszło do postępu w kluczowych kwestiach. Jakie to kwestie? ­Dotąd nie ujawniono, co dokładnie jest ­przedmiotem negocjacji. Do mediów przeciekły zdawkowe informacje. Amerykanie mieli zobowiązać się do wycofania wojsk, ale zgodnie z ustalonym grafikiem (talibowie twierdzą, że miałoby to być 18 miesięcy). Talibowie mieliby przystać na to, że nie będą dawać schronienia takim organizacjom jak Al-Kaida i tzw. Państwo Islamskie, które działają na terenie kraju. Stany mają naciskać na talibów, by zaczęli rozmowy bezpośrednio z rządem.

Podczas spotkania z młodzieżą i działaczami społecznymi prezydent Aszraf Ghani zapowiedział, że pomysł utworzenia rządu tymczasowego z udziałem talibów jest niemożliwy do wprowadzenia w życie. Jednak afgańska władza może grzmieć jedynie z trybun w Kabulu i innych kontrolowanych przez nią miastach. Jak dotąd nie ma wpływu na przebieg negocjacji.

Terror codzienny

Jahija Askeri ma 29 lat. Od ponad trzech prowadzi sklep spożywczy. Długa lada oddziela go od klientów. Jest ubrany w tradycyjną długą koszulę i luźne spodnie. Na półkach sklepu leżą produkty z Turcji, Iranu czy Pakistanu. Przynajmniej tak jest na nich napisane. Askeri twierdzi jednak, że często są to afgańskie produkty, lecz producenci dają im fałszywe etykiety. Klientów przyciągają bowiem zagraniczne marki, bo wzbudzają większe zaufanie.

– Nie jesteśmy optymistami. Nie wierzymy naszym przywódcom, talibom ani Pakistanowi. W przeszłości kłamali wielokrotnie. Nie uwierzymy w pokój, dopóki nie nastanie – mówi.

Uważa, że nastroje dobrze oddają dochody jego sklepu, który ledwo przędzie. Ludzie kupują niewiele, nie chcą wydawać pieniędzy. Są niepewni jutra. – Kieszenie handlarzy są puste – przyznaje Askeri.

Kabul nie jest bezpiecznym miastem. Askeri mówi, że na dzień przed naszą rozmową ktoś go śledził, gdy zamknął sklep i ruszył autem w stronę domu. Gdy to spostrzegł, przyspieszył i kluczył po uliczkach tak długo, aż zgubił prześladowców. Domyśla się, czego mogli chcieć: pieniędzy, auta, telefonu i wszystkiego, co można sprzedać.

Jego przyjaciel miał mniej szczęścia. Cztery miesiące temu samochód napastników go dogonił. Wysiedli, dźgnęli go nożem, okradli z pieniędzy i zostawili.

Rok temu do sklepu Askeriego przyszli złodzieje. Kazali mu oddać pieniądze. Dał, ile miał, czyli 5 tysięcy afgani (ponad 250 zł).

– Odkąd mam ten sklep, przydarzyły mi się trzy incydenty, a prócz tego słyszałem o pięciu, do których doszło w naszej okolicy – mówi sklepikarz.

Na południu miasta jednego wieczora na ruchliwej drodze został zamordowany taksówkarz, strzałem w głowę. Sprawcy uciekli. Informacja ta nie pojawiła się w mediach. Gdy zapytałem lokalnego dziennikarza, dlaczego nikt o tym nie pisał, odparł, że tutaj nie jest to nic szczególnego.

Ale mieszkańcy swoje wiedzą. – Na pewno liczba przestępstw wzrosła w ostatnich latach – mówi Dżamal. – Nie możesz wieczorem wyjść w dzielnicach na peryferiach. Jeśli masz 100 afgani, możesz zostać zabity.

100 afgani to nieco ponad 5 złotych.

Koniec wojny czy nowa wojna?

Askeri nie chce powrotu talibów z ich fundamentalizmem. Sądzi jednak, że dla biznesu większym zagrożeniem niż talibowie czy tzw. Państwo Islamskie jest zwykła przestępczość. Choć w Kabulu są posterunki, a uzbrojeni w broń maszynową policjanci często patrolują ulice, nie rozwiązuje to problemów mieszkańców. Gdy złodzieje przyszli do sklepu Askeriego, wiedział, że nie może liczyć na policję. Przyjechała pół godziny po wezwaniu, gdy napastnicy rozpłynęli się wśród ruchliwych ulic.

Askeri bez entuzjazmu przygląda się temu, co się dzieje w Dosze, choć marzy o pokoju jak chyba każdy Afgańczyk. Przyszłość nie daje wiele nadziei. Boi się, że nawet jeśli talibowie i rząd się porozumieją, pokój nie nadejdzie. I że zaraz po tym, jak zagraniczne wojska opuszczą kraj, wojna domowa wybuchnie z większą siłą od nowa.

W 2018 r. w rozmowie z amerykańską telewizją CBS Ghani stwierdził, że bez Amerykanów rząd afgański nie będzie w stanie wspierać swej armii przez więcej niż sześć miesięcy. Dżamal pyta retorycznie: – Jeśli twój prezydent nie wierzy w rząd, to jak ludzie mogą w niego wierzyć? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019