Kłopot z zapominaniem

Marcin Trzciński, socjolog: Piwnica to metafora tej części naszego umysłu, która jest zamknięta na klucz i zasłonięta dodatkowo jakimiś deskami. Magazynujemy tam rzeczy, o których nie chcemy pamiętać, ale których nie jesteśmy w stanie wyrzucić.

28.12.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Archiwum prywatne
/ Fot. Archiwum prywatne

FILIP SPRINGER: Dlaczego zszedłeś do piwnicy?
MARCIN TRZCIŃSKI: Wszystko zaczęło się od domowego zbieractwa. Moja żona ma tendencję do gromadzenia rzeczy, ja mam trochę mniejszą. Mieliśmy w domu nawet z tego powodu małe awanturki. Ja coś wyrzucałem, ona wolała, żeby to trafiło do piwnicy. Ta jej niechęć czy wręcz niezdolność wyrzucania zaczęła mnie zastanawiać.
Zawodowo zajmuję się badaniami rynku. Żeby wyczuć potrzeby klientów, zbadano już ich śmietniki, lodówki, kosmetyczki, wyciągi z kont – tej wiedzy używa się dziś, by przygotowywać nowe oferty. Ja jednak nie zacząłem badać piwnic po to, by coś ludziom sprzedać, to był projekt robiony z czystej ciekawości. Bo skoro można coś powiedzieć o człowieku, przeszukując jego śmieci, to z pewnością da się też to zrobić, oglądając jego piwnicę.
I czego się dowiedziałeś?
Przede wszystkim tego, że piwnica to metafora tej części naszego umysłu, która jest zamknięta na klucz i zasłonięta dodatkowo jakimiś deskami, dyktą, czymkolwiek, co sprawi, że nie da się tam zajrzeć. W ogólnopolskim sondażu, który był częścią tego badania, ludzie deklarowali raczej praktyczny stosunek do piwnic, ale już podczas rozmów i wizyt okazywało się, że górę biorą tu często motywy sentymentalne. Piwnica jest pod ziemią, to świetne miejsce, by coś tam schować – dosłownie i w przenośni. To taki zakątek naszego umysłu, do którego rzadko zaglądamy. Magazynujemy tam rzeczy, na które nie chcemy patrzeć, nie chcemy o nich pamiętać, ale nie jesteśmy w stanie ich wyrzucić.
Co na przykład?
Pamiątki po swoim poprzednim partnerze albo partnerce, pocztówki od kochanki, rysunki dziecka, z którym kontakt nam się urwał. Żyjemy już trochę innym życiem, ale w piwnicy trzymamy końcówkę tej nici prowadzącej nas do przeszłości. To nie są zwykle rzeczy, z których jesteśmy dumni. Nie możemy ich trzymać u góry, bo to by było jednak trochę niestosowne.
Jeśli śmietnik jest piekłem dla przedmiotów, to piwnica jest dla nich czyśćcem. Ale takim, który trwać będzie wiecznie – pokuta nie prowadzi tu do zbawienia. Bardzo niechętnie wyrzucamy rzeczy z piwnicy, one często zostają tam już na zawsze.
W czasach liceum sam chowałem się w piwnicy, miałem tam ciemnię, spędzałem nad powiększalnikiem długie godziny, odbitki średnio mi wychodziły, ale cieszyłem się, że nikt nie zawraca mi głowy.
Twoja piwnica była więc azylem. Na takie też trafiłem. To były prawdziwe bunkry, nie wpadł do nich nigdy żaden emocjonalny granat. Często słyszałem „Widzi pan, tu jestem u siebie, bo żona nigdy tu nie schodzi”. Te piwnice były urządzone jak małe mieszkania, na upartego dałoby się w nich mieszkać. To były miejsca stworzone, by zapomnieć o tym, co jest na górze.
Ale oprócz nich były też piwnice, które nazwałem sobie roboczo „wspaniałymi światami”. Trafiłem np. do człowieka, który miał w piwnicy kilkadziesiąt rowerów. Mówił, że jak widzi stary rower, to nie umie się powstrzymać, by go nie kupić. Ale ta piwnica nie była formą ucieczki, a raczej celebracji swoich zamiłowań. Często schodził tam z synem, remontując rowery, budował z nim relację.
Piwnicami rządzą kobiety czy mężczyźni?
Z pewnością nie można dokonać takiego uproszczenia, że zbieractwem, jakiekolwiek stały by za tym motywy, zajmuje się tylko jedna płeć. Kobiety magazynują rzeczy, ale trzymają je w domu, bo mają na to większy wpływ. A mężczyźni ze swoimi „klamotami” są zmuszeni iść do piwnicy. Może te ich sprzęty są bardziej kłopotliwe? „Weź to” – słyszą więc często. A ponieważ nie potrafią wyrzucić, to niosą na dół. Bywa więc, że małżeństwa czy pary zbierają razem, ale gromadzą po prostu w innych pomieszczeniach.
Przedmiotów zgromadzonych w piwnicach używamy jednak rzadko.
Zdarza się, że nigdy. Zanosimy tam coś, bo się jeszcze przyda. Ale to jeden z najbardziej racjonalnych powodów. Bardzo często znajdowałem tam rzeczy, które są tam tylko dlatego, że trudno je było zdobyć – często były to maszyny do szycia. Niektórych nigdy nie wyjęto z pudełek, stały w jakimś kącie od 20 albo 30 lat tylko dlatego, że kiedyś tam dało się je kupić. Miały się przydać, ale jakoś nie wyszło. Podobny los spotykał magnetowidy, pralki typu frania, jakieś archaiczne sprzęty z poprzedniej epoki, których nikt już nie będzie używał. Kupowano je często bez wyraźnej potrzeby. Czasy się dziś zmieniły, ale one pozostały. Poza tym, jeśli raz pozbyliśmy się czegoś przedwcześnie i odczuliśmy tego brak, to już nigdy nie popełnimy drugi raz tego błędu.
To zresztą wychodzi też w innych badaniach. Obawa przed stratą jest w ludziach silniejsza niż pokusa zysku.
To w zasadzie pocieszające, bo oznacza, że jesteśmy bardziej ostrożni niż chciwi.
Nadal jednak gromadzimy czy kupujemy jakieś przedmioty tylko po to, by schować je tam, na dole. To korzystanie z okazji nam zostało – kupujemy czwarty komplet sztućców, lutownicę kolbową, roczniki jakiejś starej gazety wyszperane na aukcjach w internecie. Nie zajrzymy do nich, ale chcemy mieć.
Takie piwnice nazwałem muzeami. Ich właściciele często z nieukrywaną dumą pokazywali mi komplet śrubokrętów, które kupili gdzieś okazyjnie. Mimo że raczej nie majsterkują. Ale lubią mieć, a śrubokręt przecież zawsze się przyda. Przeciwieństwem muzeów są graciarnie. Tam warstwami i bez większej troski odkładamy rzeczy, o których koniecznie chcemy zapomnieć. Te piwnice były najbrudniejsze, najmniej przyjemne.
Coś Cię zaskoczyło w czasie tych badań?
Traktowałem piwnice raczej jako pomieszczenia techniczne, gospodarcze, tak się je zresztą określa choćby w planach architektonicznych. Tymczasem te pomieszczenia wiele mówią o naszej przeszłości i naszym stosunku do niej. Ale też o relacjach w naszych rodzinach, i to w sposób, z którego sobie nawet nie zdajemy sprawy. To są dramatyczne sprawy, często wzruszające. W jednej z piwnic znalazłem dziecięcą pozytywkę zaszytą w poduszce. Nakręcało się ją na sprężynę. Zapewne jej dźwięk pomagał zasnąć jakiemuś maluchowi. Została złożona do piwnicy w taki sposób, jakby ktoś pochował tam swoje dzieciństwo. Zrobił to dorosły mężczyzna – włożył szczelnie w torebkę foliową, potem do pudełka kartonowego, zamknął i postawił na honorowym miejscu w piwnicy.
Ja w tym działaniu, całkowicie bezcelowym z praktycznego punktu widzenia, widzę bezradność wobec swojej przeszłości. Ale też wobec procesu dorastania.
Jest coś, czego w piwnicach nie ma?
Niechętnie chowamy tam książki, dewocjonalia i ubrania. Zwłaszcza zniesienie tych ostatnich do piwnicy to prawdziwy grzech. Niektórzy niechętnie znoszą też tam flagi narodowe, jeden z mężczyzn biorących udział w badaniu powiedział mi na widok takiej flagi, że żona kazała mu ją tam znieść, ale chyba wróci z nią z powrotem na górę, bo piwnica to nie jest dla niej najlepsze miejsce.
Dla mnie jednak najważniejszą rzeczą, której w piwnicach zwykle nie ma, jest zasięg telefonii komórkowej. Jesteśmy tam odcięci od tej smyczy i zdani na siebie. Musimy się zmierzyć z przeszłością. Być może tak niechętnie tam chodzimy, choć to pewnie podświadome.
Czego się nie dowiedziałeś?
Każdy projekt ma swoje ograniczenia. Z powodów logistycznych i czasowych ograniczyłem się do piwnic warszawskich. Starałem się nie wiązać moich ustaleń z tym konkretnym miastem, a tylko z typem zabudowy, wiekiem oraz społecznym statusem osób, z którymi rozmawiałem. Dobierając rozmówców, chciałem mieć w miarę szeroki przekrój – od bezrobotnych po całkiem zamożnych, od starej kamienicy po domek na przedmieściu. Nie da się jednak ukryć, że przebadanie piwnic w małym mieście czy na wsi wzbogaciłoby to badanie.
Ważniejsze jest to, że zajrzałem jedynie do piwnic, do których respondenci zgodzili się mnie wpuścić. A to oznacza, że nie było tam nic, czego mogliby się bardzo wstydzić. Takie piwnice, wypełnione sprawami naprawdę wstydliwymi, pozostaną pewnie zamknięte dla badaczy.
Ciągle mówimy tu o motywacjach, emocjach, ludzkich wyborach i dramatach. Natknąłeś się na piwnice bez tego drugiego dna?
Metaforyczność jest ciekawsza, takie odczytanie piwnic mówi więcej niż prosty inwentarz zgromadzonych tam przedmiotów. Ale piwnice pozbawione jakiegokolwiek sentymentu czy tajemnicy też się zdarzały. Należały zwykle do młodych małżeństw, na dorobku, z kredytem, często przyjezdnych z innych miast. Traktowali piwnice bardzo praktycznie. Dlatego niektóre z nich były prawie puste.
Może jeszcze nie zdążyli zgromadzić przedmiotów, do których mogliby poczuć sentyment. Nasiąkną nim za jakiś czas?
Tak, możliwe, że po prostu jeszcze nie mają czego tam wstawić. Z drugiej strony trafiliśmy też na piwnicę kogoś, kogo można określić klasycznym warszawskim „słoikiem” – była pusta. Gdy zapytałem dlaczego, dowiedziałem się, że osoba ta tak często zmieniała mieszkania, iż nauczyła się nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy. Wie bowiem, jakim kłopotem jest wożenie ich z miejsca na miejsce. Myślę, że to taka odmiana współczesnego nomadyzmu.
Mnie jednak bardziej zastanawia, gdzie ten sentyment, którym często wypełnione są piwnice, znajduje w takich sytuacjach ujście. Może w komputerach? Nasze piwnice się zmienią, bo zmienia się technologia. Być może przedmioty zostaną kiedyś zastąpione plikami. Symptomy tego procesu widzę w swoich zachowaniach: niechętnie kasuję stare pliki czy zdjęcia, chowam je w jakichś zakamarkach dysku. Gdy zadaję sobie pytanie, dlaczego to robię, odpowiedzi pojawiające się w mojej głowie są zdumiewająco podobne do tych, które słyszałem w piwnicach.
Myślisz, że przeniesiemy się z naszymi emocjami do cyfrowej piwnicy? Ktoś taki jak Ty za 50 lat zrobi badania, tylko będzie prosił, byśmy zamiast piwnic pokazali mu najstarsze partycje na dyskach naszych komputerów.
Możliwe. Zmieni się tylko technologia, ale sentymenty i motywacje zostaną podobne. To by było nawet trochę pocieszające. 

MARCIN TRZCIŃSKI jest socjologiem, na co dzień zajmuje się badaniami jakościowymi w firmie Ipsos. Badanie „Piwnica warszawska – horror czy komedia? Co warszawiacy chowają w piwnicy i dlaczego?” zrealizował na XIV Kongres Badaczy Rynku i Opinii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014