Karykatury religijnej debaty

Gdy stawiam sobie pytanie, po której jestem stronie w tym fundamentalnym sporze, to jednak muszę odpowiedzieć - pisze na łamach Rzeczpospolitej redaktor naczelny Ekumenicznej Agencji Informacyjnej i dziennikarz Redakcji Programów Katolickich. Nie on jeden, w sytuacji konfliktu mającego głębokie i rozgałęzione korzenie, uległ pokusie jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron.

13.02.2006

Czyta się kilka minut

Jan Paweł II, rabin Meir Lau i szejk Taisir al-Tamimi na spotkaniu międzyreligijnym w Jerozolimie, 23 marca 2000 r. (fot. KNA-Bild) /
Jan Paweł II, rabin Meir Lau i szejk Taisir al-Tamimi na spotkaniu międzyreligijnym w Jerozolimie, 23 marca 2000 r. (fot. KNA-Bild) /

Niestety - stron walczących ze sobą, toczących bitwę, w której są już zabici i wielu rannych. Choć wypowiedź ma pozór analizy rzucającej światło na rzeczywiste przyczyny konfliktu "wolność słowa kontra uczucia religijne" i obwarowana jest mnóstwem zastrzeżeń, to jednak przez coraz dalej sięgające uogólnienia prowadzi do naszkicowania obrazu czarno-białej rzeczywistości, w której konieczność dokonania fundamentalnego wyboru staje się oczywistością. Dowiadujemy się bowiem, że w gruncie rzeczy spór o karykatury Mahometa nie jest tylko konfliktem cywilizacji, ale "konfliktem wewnątrz samej cywilizacji zachodniej", która zmuszona zostaje do postawienia sobie na nowo pytań fundamentalnych. Czytamy rozważania o metafizycznych i religijnych fundamentach cywilizacji, o konieczności obrony religijnych i mitycznych stref tabu. Dalej, już w tonie retoryki (której strach się sprzeciwić), że "Bóg, transcendencja i sacrum może mi dać życie wieczne, a nie wyśmiewający go artyści". Czytamy też, że teraz jest chwila wyboru między kulturą, która religię sprowadziła do "pseudokabalistycznych sznureczków na nadgarstkach gwiazdek popkultury", a kulturą, "która dla religii i świętości potrafi zdecydować się na śmierć". Tekst kończy się deklaracją: "W tej sytuacji trudno nie wybrać tej ostatniej. Bo w niej dostrzec można odblask tego, co naprawdę istotne. (...) Nie ma na naszym kontynencie świętości, która nie zostałaby wyśmiana i splugawiona!".

Nie podaję nazwiska autora tej wypowiedzi ani daty jej publikacji z tych samych mniej więcej powodów, dla których uważam, że nie było konieczne kopiowanie karykatur z duńskiego czasopisma. Sama wypowiedź (nie jest to dziś w Polsce głos odosobniony) przeraża mnie bardziej niż obrazy gwałtownych manifestacji muzułmańskich tłumów

w odległych od nas krajach. Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie budzi moich obaw ani debata na temat miejsca wartości chrześcijańskich w kulturze europejskiej, ani debata o tym, jakie jest w Polsce miejsce symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Ani tym bardziej jak dalece prawo powinno chronić uczucia religijne. Budzi mój lęk przedstawienie tej debaty jako walki synów ciemności z synami światłości i to, że dziś (w kontekście sporu o karykatury) trzeba dokonywać jednoznacznego wyboru w sporze: wolność słowa kontra uczucia religijne. Sądzę, że trzeba raczej studzić emocje i raz jeszcze podjąć wysiłek znajdowania praktycznego, a nie fundamentalnego kompromisu, który by obejmował zarówno przestrzeń prawa, jak obyczaju.

Antysemityzm i islamofobia

Pascal, któremu z pewnością nie było obce doświadczenie wiary religijnej, zauważył ze smutkiem, że człowiek nigdy nie popełnia zła tak do końca i bez wahania, jak wtedy, gdy czyni to z przekonań religijnych. Nie było to stwierdzenie wyrosłe z obserwacji islamu.

Kilka moich spostrzeżeń poczynionych w odległych od Polski krajach i kilka uwag, które nasunęły mi się na podstawie lektury książek i gazet, może, jak sądzę, rzucić nieco światła na wydarzenia ostatnich tygodni. Są one związane z lokalnym sporem, który przeciwstawił we wrześniu 2005 r. w Danii część miejscowych środowisk muzułmańskich czasopismu prawicowemu, które opublikowało karykatury Proroka.

Wydaje się, że publikacja miała charakter zamierzonej prowokacji. Nie tylko w Danii, ale także w wielu krajach europejskich, narasta sprzeciw wobec nadmiernej, zdaniem wielu, tolerancji w stosunku do mniejszości pochodzących z kręgu świata islamu. Coraz częściej słychać głosy, że za daleko sięga tolerancja wobec tych, którzy nie respektują dostatecznie europejskich praw i obyczajów. Należy do nich daleko sięgająca swoboda wyrażania swoich opinii i wolność publicznej debaty, obejmująca, z pewnymi ograniczeniami, prawo do szyderstwa. Od kiedy spór przybrał charakter międzynarodowy, na czoło argumentacji wysuwa się motyw bluźnierstwa, związany z religijnym zakazem sporządzania wizerunku Mahometa.

Ściśle biorąc, nie ma takiego zakazu. Jest bardziej ogólny, tyczący wszelkich wizerunków, ale historia (także współczesna) odnotowuje niezliczoną ilość odstępstw od tej reguły. Gdyby traktować go rygorystycznie, religijny sprzeciw budzić powinny miliony podobizn muzułmańskich przywódców politycznych. Problemem jest więc nie tyle sam wizerunek, ile zawarte w nim szyderstwo oraz powielanie stereotypu łączącego islam i współczesny terroryzm. W rzeczywistości wiele wypowiedzi i oskarżeń o urażenie uczuć religijnych zarzuca tym karykaturom raczej propagowanie rasizmu i islamofobii. To ostatnie pojęcie pojawia się coraz częściej, przez analogię do powszechnie potępianego w Europie antysemityzmu. Często słychać też zarzut, że bronione w Europie prawo do swobody opinii inną miarę stosuje wobec Żydów, a inną wobec Arabów. Historyczne doświadczenie zbrodni Holokaustu

i współczesny lęk przed terroryzmem może tę sytuację wyjaśniać, ale nie usprawiedliwiać.

Chciałbym jednak mocno podkreślić, bo dla patrzących z zewnątrz nie jest to zwykle dostatecznie widoczne, że w szyderczych karykaturach przedstawiających ludzi należących do mniejszości religijnych i etnicznych jest też zawarty element pogardy uwłaczający ich poczuciu godności. Nie ma go zwykle w karykaturach politycznych, na prawo do publikowania których powołują się szczególnie dobitnie obrońcy wolności prasy, widząc w nim warunek swobód obywatelskich. Doświadczenie uczy, że rany zadane poczuciu ludzkiej godności goją się wolniej i gorzej niż rany wyniesione z bójek.

W tym pełnym napięcia czasie sporów nie ma miejsca na prawdziwą debatę o konflikcie cywilizacji czy o konflikcie wewnątrz cywilizacji, o fundamenty kultury i wyższość wartości religijnych nad przekonaniami niereligijnych obrońców wolności do manifestowania swoich przekonań. Jeśli można, nawoływałbym wszystkich o odstąpienie na jakiś czas od wyrażania radykalnych opinii na temat, kto ma rację w sporze. Nie przyłączajmy się do tych, którzy już dziś muszą zająć stanowisko. Nie jesteśmy duńskim rządem, który powinien się troszczyć o poszanowanie duńskiego godła i interesy firm sprzedających jogurt. Nie wołajmy, że jak najszybciej powinien wypowiedzieć się w tej sprawie Papież, nawet od rządu polskiego nie domagałbym się, by mnożył lub wycofywał przeprosiny.

Dwa zdjęcia

Słysząc krzyki współczesnych mi tłumów, które nie tylko hałaśliwie kibicują sporom w państwie duńskim, ale same już walczą na różnych stadionach, sądzę, że dziś wolno mi jeszcze nie wyruszać na świętą wojnę. Ani nie szykować się do niej. Po obejrzeniu szczególnie emocjonujących relacji telewizyjnych i przeczytaniu kolejnych wypowiedzi wzywających mnie do zajęcia wyraźnego stanowiska sądzę, że mam prawo raczej wstąpić w przestrzeń ciszy, rozmyślania i modlitwy przed szczególnie mi drogim wizerunkiem Jezusa Frasobliwego. Ludowe Jego wyobrażenie wydaje mi się jednym z wielkich dzieł tradycji duchowej polskiego katolicyzmu.

Mam też kolorowe zdjęcie, na które teraz spoglądam: Jan Paweł II całuje Księgę Koranu - Świętą Księgę muzułmanów. Przenoszę wzrok z Jezusa na Księgę i od Księgi wracam do Jezusa. I myślę o wszystkich ludziach, którzy szczerze Boga szukają. I modlę się, z Pascalem, Kierkegaardem i Bonhoefferem, by dla nas, ludzi religijnych, religia nie była przykryciem bezbożności.

KRZYSZTOF ŚLIWIŃSKI (ur. 1940) jest doktorem biologii. Wiele lat spędził w Afryce - ostatnio, w latach 2000-04, jako ambasador w RPA. Działacz opozycji demokratycznej oraz współpracownik "TP" i "Znaku" od lat 60.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2006