Życie, które jest misją

Magdi Allam: W dzisiejszym świecie toczy się wojna rozpętana przez tych, którzy negują świętość życia, godność i wolność osoby ludzkiej. To jest wojna, której się nie wygra udając, że jej nie ma. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, wszyscy jesteśmy w nią włączeni. Rozmawiał ks. Adam Boniecki

01.07.2008

Czyta się kilka minut

Palestynka z Koranem protestuje przeciw propozycji zakazu noszenia chust we francuskich szkołach. Gaza, Ośrodek Kultury Francuskiej, styczeń 2004 r. / fot. Abid Katib, Getty, East News /
Palestynka z Koranem protestuje przeciw propozycji zakazu noszenia chust we francuskich szkołach. Gaza, Ośrodek Kultury Francuskiej, styczeń 2004 r. / fot. Abid Katib, Getty, East News /

Ks. Adam Boniecki: Co to właściwie znaczy, że jest Pan wicedyrektorem ad personam?

Magdi Cristiano Allam: To znaczy, że mam rangę wicedyrektora, pensję wicedyrektora, a nie mam obowiązków wykonawczych wicedyrektora. Dyrektorskie honory bez dyrektorskich obowiązków, przyznawane najbardziej kompetentnym dziennikarzom, których chce się utrzymać w redakcji, nie zmuszając do codziennego zajmowania się gazetą.

Muzułmanie to nie islam

Pański chrzest wzbudził wrogie reakcje świata islamskiego, niektórzy nawet kwestionowali jego autentyczność. Czy w głębi duszy naprawdę był Pan muzułmaninem? Przecież od czwartego roku życia formował się Pan w katolickich szkołach. Napisał Pan gdzieś: "Przeżyłem okres, w którym czuła obecność i religijna gorliwość mojej matki przybliżyła mnie do islamu", ale pisał Pan także: "We Włoszech przeżyłem okres chwiejnego ateizmu; jakby wiary, ale obojętnej na obecność Boga".

Urodziłem się muzułmaninem, moi rodzice byli muzułmanami i ja zawsze czułem się muzułmaninem. Nigdy przed 22 marca 2008 r. nie nawróciłem się na inną religię. Nie tylko uważałem się za muzułmanina, ale głęboko angażowałem się w walkę o to, żeby islam był religią wiary i rozumu; religią zgodną z nienaruszalnymi wartościami, które dotyczą samej istoty naszego człowieczeństwa. Przez te nienaruszalne wartości rozumiem uznanie świętości życia od poczęcia do naturalnej śmierci, uznanie godności ludzkiej za fundament obywatelskiego współżycia, poszanowanie prawa każdego człowieka do wolności dokonywania wyborów, przy czym na pierwszym planie znajduje się wolność religijna. Tak więc autentycznie byłem laickim i liberalnym muzułmaninem.

No dobrze, ale czy, uformowany w katolickich szkołach, nie miał Pan czegoś w podświadomości?

Sądzę, że były to drogi paralelne. Ja pozostawałem sobą, a różne rzeczywistości się we mnie przecinały. Jedna z nich to zaangażowanie w inicjatywy zmierzające do reformowania islamu, druga - przyswajanie duchowości chrześcijańskiej, nieuświadomione przez większą część życia i świadome w fazie finalnej. Niekoniecznie musi istnieć zależność między jednym a drugim.

Zaangażowanie w środowisku islamskim pozwoliło mi w pewnym momencie zrozumieć, że można być muzułmaninem umiarkowanym. Ale zdałem sobie też sprawę, że sam islam nie może być umiarkowany, bo prawdy zapisane w Koranie, fakty z życia Mahometa, czyli to, co stanowi główne źródło islamu i do czego się odwołują opracowania prawa islamskiego, sprawiają, że ta religia jest nie do pogodzenia z prawami człowieka.

Jak można prowadzić dialog z wyznawcami religii, o której powiada Pan, że "jest fizjologicznie przeniknięta przemocą"? Pisze Pan: "Będę zawsze gotów na spotkanie z muzułmanami, którzy dzielą ze mną uznanie dla bezdyskusyjnych, uniwersalnych wartości: szanują życie, godność osoby ludzkiej i wolność". Pytanie, o kim Pan mówi? O jakich wyznawcach islamu?

Podstawowym błędem jest wyobrażanie sobie, że człowiek może się całkowicie utożsamić z religią. Ludzie nie są automatyczną transpozycją dogmatów wiary, nie są klonami, powtarzającymi się w jednakowy sposób. Każdy ma indywidualność, specyficzną drogę życia osobistego, rodzinnego, wspólnotowego, narodowego, kulturalnego i prawnego. Np. we Włoszech zaledwie 5 proc. muzułmanów systematycznie chodzi do meczetu. To nie znaczy, że 95 proc. tutejszych muzułmanów nie praktykuje (w islamie można się modlić we własnym domu), po prostu panuje ogromne zróżnicowanie postaw wobec wymiaru kultowego religii.

Urodziłem się w Egipcie, w kraju o większości muzułmańskiej, i 50 lat temu poznałem islam kompletnie inny od tego, który dziś dominuje: rządzący wówczas Naser swoich głównych wrogów widział w ekstremistach islamskich, więc wszystkich powsadzał do więzienia. Jednocześnie ówczesna społeczność egipska była świecka i liberalna. Przez 20 lat na ulicach Kairu nie widziałem ani jednej kobiety zakrytej welonem.

Dlatego ważne jest rozróżnienie: muzułmanin i islam. To są rzeczywistości kompletnie różne.

A Koran? Gdzie w tych rzeczywistościach sytuuje się Koran?

Wewnątrz islamu. Koran jest napisany w antycznym języku arabskim. Można go czytać, bo litery alfabetu są te same, ale zrozumieć go mogą naprawdę nieliczni.

W ciągu ostatnich 50 lat radykalni ideologowie opracowywali coraz bardziej radykalne interpretacje Koranu i zaczęli głosić, że aby być prawdziwym muzułmaninem, trzeba literalnie przestrzegać wszystkiego, co w nim napisano. To doprowadziło do postępującej inwolucji islamu jako religii, a więc także do degradacji osoby ludzkiej w płaszczyźnie religijnej, moralnej, społecznej i kulturowej.

Co było przyczyną tej zmiany? Pragnienie władzy?

To główny powód. Ekstremiści islamscy pragną władzy alternatywnej, a żeby ją zdobyć, używają religii. Np. w Egipcie ruch Braci Muzułmanów przyjął jako hasło slogan: "Islam jest rozwiązaniem". Wszystko musi czerpać inspirację z islamu; z islamu, który ONI głoszą.

Problemem islamu jest to, że nie ma papieża i nie ma kleru. Każdy może powiedzieć: "ja jestem prawdziwym islamem", "ja wam mówię, co naprawdę jest napisane w Koranie". Z powodu braku punktu odniesienia - czy to w zakresie duchowości, czy w zakresie dogmatów - od początku jest to religia konfliktu. Problemy pojawiły się przecież natychmiast po śmierci Mahometa. Wystarczy powiedzieć, że na czterech pierwszych jego następców, trzej zostali zabici, w tym dwaj w meczecie, podczas modlitwy. Tak więc islam jest rzeczywiście fizjologicznie przeniknięty przemocą.

Czyli możemy być otwarci na dialog z ludźmi, którzy wyznają islam, a nie możemy prowadzić dialogu z islamem? Dość trudno to pojąć.

Nie całkiem tak. Możemy prowadzić dialog z tymi, którzy wierzą w fundamentalne prawa osoby ludzkiej.

I jednocześnie czują się członkami wspólnoty muzułmańskiej?

Oczywiście. Jeśli mam prowadzić dialog z muzułmaninem, nie powinienem się martwić tym, co mówi Koran. Nie interesuje mnie to, że on powie: "jestem dla ciebie dobry, jestem wobec ciebie otwarty, bo Koran w takim i takim wersecie mówi mi, że powinienem prowadzić dialog". Interesuje mnie to, że respektuje podstawowe prawa osoby ludzkiej: świętość życia i wolność wyboru dokonanego przez drugiego człowieka.

Są takie osoby wśród wyznawców islamu?

Są.

Oriana Fallaci uważała, że z muzułmanami nie może być dialogu.

Ale ona mieszała islam i muzułmanów.

Człowiek wolnego ducha

Zachwyciło mnie uzasadnienie przez Pana wyboru chrześcijańskiego imienia Cristiano. Pańskim patronem stał się mnich cysterski, który był pierwszym biskupem Prus w 1215 r., szanującym narodową tożsamość i niezależność mieszkańców tych ziem. Ale Cristiano znaczy też chrześcijanin.

To był mój wybór. Doszedłem do wyboru Jezusa jako człowiek wolnego ducha i jako wierzący w prawdę. I nadal pozostanę duchem wolnym, bo chrześcijaństwo jest prawdą, wolnością, życiem i miłością.

I odwagą.

Z pewnością.

Pańska decyzja przyjęcia chrztu, i to tak uroczystego, wymagała przecież odwagi. Głosy krytyczne dobiegały też z wewnątrz Kościoła, a wiceszef gminy muzułmańskiej we Włoszech pytał: "Jeśli to tak ważne dla Allama wydarzenie duchowe, to czy nie byłoby lepiej, gdyby przyjął chrzest z rąk lokalnego księdza, a nie czynił tego w świetle jupiterów?".

Chrzest, będący aktem osobistym, jest zarazem aktem publicznym: nie można się ochrzcić tajnie. Przystąpienie do wiary jest wyborem wolności, który nie może być przemilczany, musi być głoszony z dumą.

Co się zaś tyczy uroczystych okoliczności: moją drogę katechumenalną przebyłem w Rzymie, a przewodnikiem na niej był biskup pomocniczy diecezji rzymskiej Salvatore Fisichella, rektor Uniwersytetu Laterańskiego (nawiasem mówiąc, mianowany właśnie przewodniczącym Papieskiej Akademii Życia). Osobom dorosłym chrztu z reguły udziela biskup, a Papież jest biskupem Rzymu, moim biskupem. Więc bp Fisichella zapytał Benedykta XVI, czy zechciałby udzielić mi chrztu. Papież natychmiast się zgodził i potem nigdy nie miał w tej kwestii żadnych wahań mimo wywieranych na niego nacisków, żeby tego nie robił.

A co to były za naciski?

Pochodziły z wewnątrz Kościoła, a wynikały z lęku przed reakcjami ekstremistów islamskich: że mogą zaatakować kościoły i że może to pogorszyć pozycję chrześcijan w krajach o większości muzułmańskiej.

Ksiądz mówi, że ja byłem odważny. Tak, ale prawdziwą odwagę okazał Papież, który pokazał, że jest autentycznym świadkiem wiary. Ten sygnał dany przez Benedykta XVI jest przecież bardzo wymowny: cały Kościół, całe chrześcijaństwo i cały wolny świat zobaczyły, że pasterz Kościoła ma obowiązek potwierdzania prawdy Jezusa wobec każdego, kto o to prosi. Że wolność religijna musi być potwierdzona bez żadnego kompromisu. To orędzie Papieża jest według mnie nadzwyczajne, bo dziś relatywizm "islamskiej poprawności" jest obecny także w samym Kościele.

Skądinąd to niepokojące, że takie problemy dotyczą jedynie konwersji na katolicyzm. Kiedy we Włoszech jakiś chrześcijan przechodzi na islam, nic się nie dzieje: mówimy, że to jego prawo, i słusznie, bo on także ma wolność wyboru. Jeśli nawraca się muzułmanin, rozpętuje się przeciwko niemu wojnę: ekstremiści wydają wyrok śmierci, ale krytykę słyszy się także ze strony niemuzułmanów; nawrócenie muzułmanina jest uważane za prowokację, narażanie bezpieczeństwa wszystkich. Niektórzy, np. przedstawiciele radykalnej lewicy, twierdzą wręcz, że mój chrzest to wyraz spisku przeciw islamowi.

Widzę, że patrzy Pan na telefon komórkowy. Rozmawiamy za długo?

Nie, mamy czas. Ja tylko muszę od czasu do czasu kontrolować wiadomości w komórce. Może Ksiądz wie, że wczoraj na stronie internetowej Al-Kaidy pojawiła się pogróżka przeciwko mnie i Berlusconiemu (nazwali nas żyjącymi trupami)? No więc sprawa dotyczy bezpieczeństwa i muszę od czasu do czasu...

Jak można wytrzymać takie życie?

Jestem wewnętrznie spokojny, zwłaszcza odkąd stałem się chrześcijaninem; spokojny, bo mam mocną wiarę. Życie to misja. Wypełniam ją z głębokim przekonaniem, z wiarą i świadomością, że toczy się wojna rozpętana przez tych, którzy negują świętość życia, godność i wolność osoby ludzkiej. Jesteśmy wezwani do dania im odpowiedzi. To jest wojna, której się nie wygra udając, że jej nie ma, nie chcąc spojrzeć w twarz rzeczywistości. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, czy to się nam podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy w nią włączeni.

To jest wojna z terroryzmem, czy idzie w niej o coś więcej?

Ja to nazywam "terroryzmem obcinania języka"; jego rozmiarów sobie nie uświadamiamy. Bo "terroryzm podrzynania gardeł" zidentyfikować łatwo. Ci, którzy go stosują, żyją poza społeczeństwem i uważają, że nieprzyjaciół islamu należy mordować. Ale prawdziwą wojnę prowadzą i większe niebezpieczeństwo stanowią ci, którzy są wewnątrz społeczeństwa. Ubierają się jak my, używają tego samego języka co my, ale instrumentalizują demokrację, wolność i państwo prawa, by narzucić swoją wolę. Już im się udało narzucić "islamską poprawność", która zabrania mówić i czynić to, co się może nie spodobać muzułmanom.

Czy to znaczy, że istnieje jakiś islamski spisek, jakaś organizacja, ogólna strategia, jakieś centra decyzyjne?

Są np. Bracia Muzułmanie, ruch międzynarodowy, zwarty i rozgałęziony, który kontroluje większość meczetów w Europie i w krajach o większości muzułmańskiej. Ale ta rzeczywistość istnieje dziś w umysłach wielu muzułmanów, także tych, którzy się uważają za umiarkowanych, a którzy w takich sytuacjach jak mój chrzest mówią, że muzułmanin nie może się nawracać, bo jeśli chce wierzyć w Jezusa, to może wierzyć jako muzułmanin: nie ma powodu, by się wiązał z religią "dawniejszą", jak określają chrześcijaństwo. Ci umiarkowani również oskarżają mnie o apostazję, co oznacza wyrok śmierci. Umiarkowani!

Romantyczny mit

Pisze Pan w swojej książce: "Koniec z islamem! Nie zamierzam spędzić reszty życia zamknięty w klatce z napisem »eks-muzułmanin«... Nie jest moją intencją zajmować się religią, którą odrzuciłem". Oraz: "Muszę się uwolnić od nawyków myślowych i zachowań, które mi towarzyszyły przez długie lata mojego egzystencjalnego doświadczenia bycia muzułmaninem". O jakich nawykach myślowych i zachowaniach Pan mówi? I właściwie dlaczego, mimo tych deklaracji, wciąż zajmuje się Pan islamem?

Zajmuję się, bo Ksiądz mnie pyta. Chętnie bym porozmawiał o czymś innym. Z drugiej strony to przecież normalne, że po 56 latach bycia muzułmaninem stawiam sobie pytania dotyczące tych lat, że ksiądz mi je stawia, że stawiają je inni. Ale w przyszłości, powiedzmy za pół roku, koniec z tym.

Nie podoba mi się, że różni ludzie, którzy opuścili islam, traktują siebie teraz jako eks-muzułmanów, a nawet stworzyli rodzaj "stowarzyszenia apostatów". Nie, moje stanowisko jest konstruktywne: chcę patrzeć w przyszłość i budować jako chrześcijanin. Moje doświadczenie - jak by to powiedzieć - muzułmańskie pozwoli mi lepiej rozumieć tę rzeczywistość, będę miał więcej niż inni narzędzi, by określić moje relacje z muzułmanami. Ale najważniejsze jest dla mnie to, by w pełni posiąść tożsamość chrześcijańską, która wyraża chrześcijańską wiarę i miłość w relacjach z samym sobą i z innymi.

Chciałbym jednak wrócić do pytania o te dawne "nawyki myślowe i zachowania".

Przez 56 lat zapraszali mnie ludzie, którzy chcieli wysłuchać opinii muzułmanina. Uczestniczyłem w różnych zgromadzeniach jako muzułmanin.

Mówi Pan o sprawach zewnętrznych. A jeśli chodzi o odniesienie do Boga?

Tylko w niektórych okresach życia byłem praktykujący. Żeby to zrozumieć, trzeba się uwolnić od pewnego stereotypu. Często się mówi, że muzułmanie są znacznie bardziej religijni niż chrześcijanie, modlą się pięć razy dziennie itd. To tylko romantyczny mit, który służy chrześcijanom do budzenia poczucia winy: jeśli są tacy, którzy rzeczywiście praktykują wiarę, to może i my kiedyś pójdziemy w ich ślady. Tymczasem większość muzułmanów nie praktykuje, ogromna większość nie chodzi do meczetów. Chyba że w takich krajach jak Arabia Saudyjska albo Afganistan talibów, gdzie są do tego zmuszani.

Zgoda, ale jeśli przez praktykowanie religii będziemy rozumieć sposób jedzenia, ubierania się, życia rodzinnego...

To jest bardzo ideologiczne. Mówi się np. o prawie islamskim, ale nie ma jednego prawa islamskiego. Prawo islamskie jest owocem interpretacji różnych źródeł: Koranu, wypowiedzi i zachowań Mahometa. Są też źródła zawierające twierdzenia, które z upływem czasu były przyjmowane przez teologów islamskich. Wszystko to jest między sobą krańcowo różne, nie tylko jeśli chodzi o epoki, ale także o kraje. Nie ma jednego tekstu nazwanego "prawo islamskie", uznawanego przez wszystkich muzułmanów. Nie istnieje homo islamicus, nie istnieje jeden sposób ubierania się, jedzenia, zawierania małżeństw. Nie było też w historii islamu reformy religijnej, która by w jakiś sposób unifikowała wartości, nie było oświecenia, które by wyjaśniło, jak transcendentne zasady religii powinny pozostawać w syntonii z fundamentalnymi prawami osoby, nienaruszalnymi także w płaszczyźnie laickiej: prawem do życia, godnością i wolnością osoby.

Wracając do sprawy uwalniania się od myślowych nawyków i zachowań muzułmańskich: wygląda na to, że niewiele ma Pan do zmieniania.

Zachowuję w sobie wartości, w które wierzyłem i o które zawsze walczyłem. Tym, co z pewnością muszę zmienić, jest złożona natura koncepcji siebie samego. Byłem bardzo zaangażowany w reformę islamu. We wrześniu 2004 r. zaprowadziłem do Kwirynału delegację umiarkowanych muzułmanów, którzy złożyli na ręce prezydenta Ciampiego manifest przeciw terroryzmowi. Moje zaangażowanie jako muzułmanina było ważne, zauważyli je też ekstremiści. Nie chciałbym zgrzeszyć pychą, ale to dzięki mojej inicjatywie na włoskiej scenie medialnej i politycznej zaistniało szereg osobistości, niektóre nawet weszły do parlamentu.

Rozumiem: zmieniła się perspektywa postrzegania świata.

Niewątpliwie. Dojrzało we mnie przekonanie, że islam umiarkowany nie jest możliwy. Jestem tego świadom, bo sam się uważałem za umiarkowanego i mam przyjaciół, którzy są muzułmanami umiarkowanymi.

Jednocześnie protestuję przeciw określaniu mnie jako głosiciela wojny religijnej. Nie chcę wojny religii. Ci, którzy mówią o wojnie religii, nie wiedzą, o czym mówią. Nie ma wojny między religiami, tak jak nie ma dialogu między religiami. Dialog jest między osobami. Tylko osoby mogą dialogować, religie są bytem abstrakcyjnym. Tak więc ludzie muszą odkryć realne podstawy obywatelskiego współżycia i wspólnej, godnej człowieka cywilizacji. Wierzę w dialog z muzułmanami, wierzę w możliwość życia razem z muzułmanami na bazie wspólnego uznania praw człowieka i wartości. I takie jest myślenie Benedykta XVI.

Jezus nikogo nie zabił

Zauważyłem, że w książce o nawróceniu traktuje Pan dość chłodno Jana Pawła II.

Cytuję tam wywiad z o. Thomasem Michelem, jezuitą, który w latach 1981-1994 był wpływowym współpracownikiem Jana Pawła II w zakresie polityki pojednania z islamem, a do dziś jest doradcą Watykanu i sekretarzem ds. dialogu międzyreligijnego w zakonie jezuitów. Jego myślenie to czysta aberracja: totalna krytyka Benedykta XVI, domaganie się, by przeprosił muzułmanów za wykład w Ratyzbonie.

Myślę, że orędzie Jana Pawła II było błędnie interpretowane. Papież Wojtyła nie głosił, że wszyscy wierzą w tego samego Boga i że wszystkie religie mają tę samą godność; problem w tym, że jego postępowanie - przede wszystkim Asyż, gdzie kilkudziesięciu przedstawicieli różnych religii modliło się równocześnie - sprawiało wrażenie, iż wszystkie religie stawia się na tej samej płaszczyźnie.

Może jednak coś ważnego w tym geście Jana Pawła II było powiedziane? Wszyscy, różnymi drogami, zmierzamy ku Bogu, który jest Tajemnicą.

Nie, Jezus nie jest tajemnicą, jest faktem. Tu tkwi różnica. Bóg islamu jest do tego stopnia odległy i niezbadany, że wobec niego możliwe jest tylko ślepe posłuszeństwo. W dodatku jest to Bóg, który inspiruje używanie przemocy. Mahomet był wojownikiem, osobiście ścinał głowy Żydom. To prawdy, z którymi nie można się nie zmierzyć.

My także mamy w swojej historii akty okrucieństwa.

To co innego. Różnica polega na tym, że dla muzułmanów Koran jest tym samym co Bóg - to jakby Bóg opakowany w księgę. Koran jest Bogiem, a w Koranie jest wiele fragmentów, które legitymizują ideologię nienawiści, przemocy, śmierci. Po drugie, jak powiedziałem, postępowanie Mahometa było naznaczone przemocą. Ewangelie, w odróżnieniu od Koranu, nie inspirują nienawiści, Jezus nikogo nie zabił.

Ale papieżom, owszem: zdarzało się.

Używanie przemocy przez chrześcijan nie może być przypisywane ani Ewangelii, ani Jezusowi. Muzułmanie, używając przemocy, czynią to w imię Koranu i w imię Mahometa. Podstawowa różnica.

Wróćmy do Jana Pawła II. Czy według Pana jego wysiłki zmierzające do dialogu z islamem były pomyłką?

Tak. Nie mam wątpliwości, że Jan Paweł II chciał dawać świadectwo wierze i prawdzie Jezusa. Jednak wrażenie było takie, że prawda Jezusa może być postawiona na tym samym poziomie co inne prawdy. Można było dojść do wniosku, iż wchodzenie w meritum nie jest konieczne, bo wystarczy stwierdzić, że wszyscy się modlimy do tego samego Boga i że wszyscy się kochamy jako osoby ludzkie. To nie jest w porządku. Już sam fakt, że jego doradca do spraw islamu, o. Michel, mógł dopuścić się tak poważnego ataku na następcę Jana Pawła II (określił go jako ignoranta i wzywał do przeproszenia islamu), znaczy, że rzeczywiście doszło do wielkiego pomieszania pojęć.

Podkreślam: pragnę dialogu, pragnę współżycia, pragnę wspólnej cywilizacji. Dlaczego pragnę? Bo jestem świadomy, że muszę patrzeć w twarz faktom, takim, jakie one są, a nie takim, jak bym chciał, żeby były. Problemy między chrześcijanami i muzułmanami istnieją nie dlatego, że mówimy: "wierzymy w tego samego Boga", ale na skutek pogwałcenia świętości życia przez tych muzułmanów, którzy uważają, że uprawnione jest zabijanie wszystkich niemuzułmanów i tych muzułmanów, którzy się nie podporządkowują ich władzy.

Co więc trzeba zrobić przed rozpoczęciem dialogu?

Potępić terroryzm, i to nie terroryzm w ogólności, ale terroryzm islamski i terroryzm palestyński. W ten sposób można uznać świętość każdego życia, a zarazem zadeklarować, że uznaje się również prawo do życia Izraelczyków, bo to zawsze jest problem. I opowiedzieć się za poszanowaniem wolności wyznania, łącznie z wolnością szerzenia prawdy Jezusa w krajach muzułmańskich, skoro islam ma wolność głoszenia swej wiary w krajach chrześcijańskich. A wreszcie: opowiedzieć się za równą godnością i wolnością kobiet. To ostatnie jest ważne, bo metoda działania integrystów islamskich opiera się także na podporządkowaniu kobiety mężczyźnie. Kiedy integryści idą po władzę, pierwszą rzeczą, którą czynią, jest nakazanie kobietom noszenia chust. Trzeba więc, by była respektowana godność i wolność kobiety.

Oto dlaczego jestem krytykiem dialogu z tymi słynnymi 138 intelektualistami [w październiku 2007 r. 138 intelektualistów i przywódców muzułmańskich skierowało do Kościołów chrześcijańskich list z propozycją zacieśnienia dialogu w listopadzie z ich delegacją spotka się Papież; zob. obok tekst Józefa Majewskiego - red.]. Bo jest to dialog, który ogranicza się do określenia pozycji doktrynalnych, ekstrapolując pewne wersety koraniczne. Modlimy się do tego samego Boga, wierzymy w tego samego Boga i wyznajemy miłość bliźniego... To nic nie znaczy. Dla mnie liczy się uznanie świętości życia wszystkich, uznanie prawa do istnienia Izraela, potępienie terroryzmu palestyńskiego i terroryzmu islamskiego, uznanie prawa chrześcijan do wyznawania swej wiary w krajach muzułmańskich, i to nie tylko w kościołach pilnowanych przez policjantów.

Inaczej dialog będzie sympatyczną iluzją?

To prawda, że jest jedyny Bóg, ale nieprawda, że wszyscy wierzymy w tego samego Boga, bo Bóg islamu nie ma nic wspólnego z Jezusem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008