Karuzela ze skandalami

„Sztuka polityczna” w warszawskim CSW pozwala zobaczyć lęki i obawy wielu europejskich społeczeństw. Uderzające jest wszechobecne tam poczucie strachu przed zmieniającym się światem.

13.09.2021

Czyta się kilka minut

Oscar Olivares, Bitwa pod Carabobo, 2017, wydruk cyfrowy. CSW, Warszawa, wrzesień 2021 r. / PIOTR KOSIEWSKI
Oscar Olivares, Bitwa pod Carabobo, 2017, wydruk cyfrowy. CSW, Warszawa, wrzesień 2021 r. / PIOTR KOSIEWSKI

Wystawa w Zamku Ujazdowskim wywołała spory, zanim jeszcze została otwarta. Niektórzy uznali ją nawet za niedopuszczalną. Jednak warto uważnie się jej przyjrzeć, mówi ona bowiem wiele o lękach, obawach oraz ideologicznych zapętleniach środowisk pragnących być głosem tych, którzy czują się pomijani czy niewysłuchiwani. Wiele też mówi o polityce kulturalnej obecnych władz i środowisk ją wspierających.

Wystawa musiała wywołać kontrowersje, skoro jej kuratorzy: Piotr Bernatowicz, od dwóch lat dyrektor Zamku Ujazdowskiego, oraz Jon Eirik Lundberg, założyciel Læsø Kunsthal, niewielkiej galerii położonej na jednej z duńskich wysp, postanowili zaprosić Dana Parka oraz kilku innych artystów, od dawna oskarżanych o propagowanie treści ksenofobicznych, rasistowskich czy antyislamskich. Nie są to zarzuty bezpodstawne, a tym bardziej nie wynikają one z „ideologicznych uprzedzeń” lub z niezrozumienia ich sztuki. Trudno bowiem uznać np. działania czy wypowiedzi Dana Parka o imigrantach, jego kpiny z ofiar Holokaustu, rozwieszanie plakatów z wizerunkiem wielokrotnego mordercy ­Andersa ­Breivika i podpisem „Free Breivik” czy używanie symboliki nazistowskiej za – jak mówił Piotr Bernatowicz w wywiadzie dla PAP-u – uprawnioną krytykę polityki rządu Szwecji oraz innych państw Zachodu, a przede wszystkim „nadmiernej łagodności w podejściu do przestępstw dokonywanych przez przedstawicieli mniejszości”.

Na wystawie w Zamku Ujazdowskim nie zabrakło zresztą grafik Parka przedstawiających Breivika jako modela promującego odzieżową markę Lacoste, sprawcę kradzieży napisu „Arbeit macht frei” z bramy byłego obozu zagłady Auschwitz czy poniżającego przedstawienia jednej ze szwedzkich lewicowych polityczek. Wszystkie te prace dobrze pokazują świat wyobrażeń środowisk tamtejszej skrajnej prawicy.

Twórcy wystawy chcą bronić wolności sfery publicznej przed dyktatem poprawności politycznej, a działania kontrowersyjnych artystów uznają za testowanie granic swobody wypowiedzi. Jednak Dan Park czy Uwe Max Jensen nie tylko urażają uczucia innych; ich prace i wypowiedzi mogą być uznane za mowę nienawiści czy propagowanie totalitaryzmu, co także w polskim prawie jest karalne. Inną kwestią jest, czy powinno się za poglądy karać, a zwłaszcza skazywać na więzienie (co spotkało Parka). To poważny spór. W kontekście tej wystawy narzuca się przede wszystkim inne pytanie: o instytucje kultury.

Owszem, instytucje te mogą, a nawet powinny stać się płaszczyzną dyskusji, konfrontacji poglądów, kwestii kontrowersyjnych, trudnych czy antagonizujących. Czy to oznacza, że w instytucjach publicznych można powiedzieć wszystko, wygłosić każdy osąd? I czy tym samym nie „normalizuje się” poglądów albo programów politycznych, które nawołują do dyskryminacji, a nawet przemocy wobec mniejszości?

Artyści wykluczeni

Na wystawie zebrano prace 27 artystów, które są – jak głosi tekst towarzyszący wystawie – „poświęcone walce o wolność, przypominają o wydarzeniach historycznych i ożywiają informacje wymazane lub wymazywane z publicznych rejestrów”. Prace twórców, z których część jest atakowana albo represjonowana.

W Polsce artyści i galerie publiczne w ostatnich latach spotykają się z regularnymi atakami polityków czy aktywistów prawicowych. Grożą im też działania policji czy prokuratury. Twórcy wystawy całkowicie ignorują jednak polską rzeczywistość, chociaż Piotr Bernatowicz ostatnio występował w obronie niezależności białostockiego Arsenału, po raz kolejny zaatakowanego przez prawicowych polityków i prorządowe media. Za to w Zamku Ujazdowskim znalazły się obrazy Ignacego Czwartosa poświęcone niemieckim zbrodniom podczas II wojny światowej, prace Jacka Adamasa czy Wojciecha Korkucia, autora kontrowersyjnych, formalnie zaś ciekawych plakatów, celnie operujących plastyczną formą, jak powstały po rosyjskiej aneksji Krymu „Achtung Russia!” z 2014 r. (na wystawie prezentowany w formie light boxu), w którym w słowo „Russia” wkomponowano zapisany runami skrót SS.

Trudno te prace uznać za wywrotowe z punktu widzenia rządzących. Przeciwnie, doskonale wpisują się w oficjalną rządową narrację, a sami twórcy w ostatnich latach są mocno promowani (na Zamku Ujazdowskim trwa właśnie wystawa Adamasa „…Idź”). Twórcom „Sztuki politycznej” zaś, inaczej niż szefom innych instytucji, nie grożą jakiekolwiek konsekwencje.

Obecny na wystawie Białorusin Aleś Puszkin to ofiara reżimu Łukaszenki i upomnienie się o jego wolność jest bardzo ważne – grozi mu bowiem 12 lat ­więzienia za pokazanie obrazu przedstawiającego antykomunistycznego partyzanta Auhiena Żychara. Można też potępiać działania Dana Parka, ale nie zgadzać się na karanie za twórczość. Jak bowiem pisał duński pisarz i krytyk Morten Høi Jensen na łamach „Hyperallergic” – „zamykanie ludzi za wyrażanie siebie (...) zdradza brak wiary w podstawowe zasady demokratyczne”. I dodawał, że prace Dana Parka powinno się publicznie potępiać, a nie wtrącać go do więzienia. To pozwoli mu jedynie przebrać się w kostium męczennika.

Przemilczenia

W przypadku Jacka Adamasa czy Wojciecha Korkucia, a także wielu innych twórczyń i twórców obecnych na wystawie, owym „prześladowaniem” okazuje się przede wszystkim… niedostateczne uznanie ich twórczości przez środowiska artystyczne. Jednak to nie z powodu sporów o artystyczne hierarchie czy – sięgając po sformułowanie Ludwika Dorna – „głodu uznania” warto się wystawie przyglądać.

„Sztuka polityczna” pozwala zobaczyć lęki czy obawy części europejskich społeczeństw. Uderzające jest wszechobecne w Zamku Ujazdowskim poczucie strachu przed zmieniającym się światem, przed pojawieniem się w najbliższym otoczeniu Innych – imigrantów czy osób LGBT+, przed zmianą hierarchii społecznych czy wzorców kulturowych.

Urodzona w Czechosłowacji, a mieszkająca obecnie w Niemczech Jana Zimová w cyklu „Wilki w owczej skórze” przedstawia uchodźców, którzy przybyli w 2015 r. do Europy, jako podstępne bestie, przebiegłych najeźdźców pragnących zniewolić tamtejsze społeczeństwa. Brytyjska artystka przedstawiająca się jako Mimsy kreuje Sylvanię, udawany świat zamieszkały przez kolorowe pluszaki, które nie potrafią dotrzeć do czających się tuż za rogiem islamskich fundamentalistów. Sylvanianie są ufni, otwarci i empatyczni dla innych, czyli według Mimsy głupi, wegetujący w iluzji, że – jak pisze – „z uśmiechniętą buzią i piosenką na ustach nic nas nie zaboli, a jak już zaboli, to z naszej winy”. Uwe Max Jensen przerabia znane zdjęcie Jewgienija Chałdeja przedstawiające żołnierzy sowieckich zatykających flagę na ruinach Reichstagu. Flagę ZSRR zamienia na tęczową, a samą pracę tytułuje „Tęczowy wojownik – o to walczyliśmy”. U Jacka Adamasa tęczowy kolor mają natomiast neony w formie policyjnych pałek (sama praca niedawno została zakupiona do zbiorów Zamku Ujazdowskiego).

Może wydawać się nieporozumieniem mówienie o przemocy ze strony osób LGBT+, podczas gdy to one nieustannie jej doświadczają, także od policji. Jacek Adamas pokazuje, że dla znacznej części polskiej prawicy, której on jest reprezentantem, obecność nieheteronormatywnych osób w sferze publicznej jest skandalicznym aktem przemocy na heteroseksualnej większości. Nie mówiąc już o tym, że mają one czelność domagać się szacunku i praw takich samych, jakie posiada dominująca większość. Skandalem jest też fakt, że obecność imigrantów zmienia Europę i wprowadza do niej większą różnorodność, wielokulturowość.

„Społeczne lęki trzeba rozwiewać, a nie wyśmiewać” – podkreśla Ziemowit Szczerek w opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” felietonie poświęconym warszawskiej ekspozycji. Nie jest dobrym rozwiązaniem unikanie rozmowy o kwestiach trudnych, od nierówności i przemocy po problemy, jakie niesie z sobą imigracja. Ich przemilczanie czy zamiatanie pod dywan. Takie postępowanie sprawia, że tematy uznane za „niewygodne” zostają przejęte przez środowiska radykalne, nacjonalistyczne czy faszystowskie i to one zaczynają narzucać język rozmowy, ale też coraz częściej dyskryminacyjne rozwiązania.

Ignorowanie, pomijanie czy bagatelizowanie nie dotyczy jednak wyłącznie środowisk liberalnych czy lewicowych. I to nie ich problemem jest Uwe Max Jensen, który podczas performansu towarzyszącego otwarciu wystawy – ku aplauzowi części zgromadzonych gości – wymachiwał flagą Konfederacji będącej dziś symbolem rasistów, a następnie, nago, pomalowany na czarno, wlókł się po podłodze, powtarzając ostatnie słowa zamordowanego przez policjanta George’a Floyda: „Nie mogę oddychać!”. To problem środowisk, z którymi popierający akcje duńskiego artysty się identyfikują.

Alibi

Dan Park usunął w cień inne artystki i artystów obecnych na wystawie. Tymczasem „Sztuka polityczna” jest znacznie bardziej zróżnicowana. Są tu zarówno karykatury Mahometa, jak i katolickiego kleru. Przede wszystkim są twórczynie i twórcy mówiący o bardzo realnych i ważnych problemach. Jak Oscar Olivares, który w swych pracach nie tylko opowiadał o protestach przeciwko rządom Nicolása Madura, ale jego przedstawienia demonstrujących Wenezuelczyków znalazły się na tarczach chroniących protestujących przed kulami policji.

Koreanka Gongsan Kim w swych pracach upamiętnia ofiary autorytarnych rządów w Korei Północnej, tych, którzy – jak podkreśla – „zostali wrzuceni do ciemnych dołów bez nagrobka i zapomniani”. Urodzona w Jemenie Tasleem Mulhall opowiada o sytuacji kobiet w ortodoksyjnym islamie. W Zamku Ujazdowskim znalazło się nawet miejsce na mówienie o pedofilii w Kościele katolickim, o której opowiada Anglik Séamus Moran. Pokazano też pracę nieżyjącego już Krzysztofa Junga „Rosja 1917–1951” z 1979 r. To seria sześciu map szkolnych Europy z zaznaczonym czarnym długopisem terytorium Rosji. Niezwykle sugestywnie przedstawia ona rozrastanie się imperium sowieckiego.

Wszystkie te prace rozmazują jednoznaczny obraz wystawy Bernatowicza i Lundberga, ale też uwiarygodniają skrajne poglądy tak silnie na niej obecne. Bardziej niż wątpliwe jest też to, by Krzysztof Jung w ogóle zgodził się na udział w ekspozycji pokazującej prace ksenofobiczne czy homofobiczne, o czym przypomnieli opiekunowie jego spuścizny w specjalnie wydanym oświadczeniu. Nie jedynym zresztą, bo protest w sprawie wystawy wystosowały m.in. środowiska żydowskie.

Koniec długiej historii

„Sztuka polityczna” okaże się zapewne kluczowym wydarzeniem dla samego Zamku Ujazdowskiego. W ostatnich 30 latach odgrywał on szczególną rolę w polskim życiu artystycznym, wpływając na jego kształt. Był też stale obecny w obiegu artystycznym wykraczającym poza polskie granice, a wystawy w nim organizowane były ważne dla międzynarodowej obecności artystów z naszego kraju, ale też całego regionu. Dziś ten sam Zamek Ujazdowski z jego reputacją, wiarygodnością i wieloletnim dorobkiem został użyty do legitymizacji Dana Parka i galerii Jona Eirika Lundberga.

Wystawa nie sprawi jednak, że Læsø Kunsthal stanie się ważną instytucją w świecie sztuki, a Szwed znaczącym twórcą. Inaczej z Zamkiem Ujazdowskim. Teraz każda kolejna wystawa czy inne wydarzenie mogą zostać uznane za wsparcie dla programu instytucji, która daje przestrzeń dla osób o poglądach rasistowskich czy ksenofobicznych.

„Sztuka polityczna” jest ważna z jeszcze jednego powodu. Wcześniej programowe ekspozycje Piotra Bernatowicza „Strategie buntu” (2015) i „Historio­filia” (2017) można było potraktować jako swoisty wskaźnik zmian zachodzących na polskiej prawicy. Ukazywały jej samopostrzeganie jako wykluczonej, uciskanej czy stygmatyzowanej mniejszości. Żyjącej w nieustannym zagrożeniu. Pokazywały, że konstytutywne dla polskiej prawicowej tożsamości stały się: antykomunizm, stosunek do aborcji, praw kobiet i mniejszości seksualnych. „Sztuka polityczna” odzwierciedla kolejną istotną zmianę – ważnymi tożsamościowymi wskaźnikami dla tych środowisk stają się lęk przed uchodźcami i islamofobia, ale też tolerancja dla postaw – nawet tych, które ocierają się o antysemityzm – przez lata w głównym nurcie środowisk prawicowych czy tradycjonalistycznych uznawanych za niedopuszczalne. Nie jest to dobra wiadomość.©

SZTUKA POLITYCZNA, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, wystawa czynna do 16 stycznia 2022, kuratorzy: Piotr Bernatowicz i Jon Eirik Lundberg.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2021