Kulturowe kontrrewolucje

Prawicowi artyści też uważają się za wyklętych, niepokornych i wykluczonych. No i są na pierwszym froncie.

13.04.2020

Czyta się kilka minut

Jerzy Kalina „Nie wierzę łzom Berlina i Moskwy” na wystawie „Historiofilia. Sztuka i polska pamięć” w Starej Drukarni Naukowo-Technicznej w Warszawie, 1 sierpnia 2017 r. / Anatol Chomicz / Forum
Jerzy Kalina „Nie wierzę łzom Berlina i Moskwy” na wystawie „Historiofilia. Sztuka i polska pamięć” w Starej Drukarni Naukowo-Technicznej w Warszawie, 1 sierpnia 2017 r. / Anatol Chomicz / Forum

Decyzją ministra Glińskiego szefem jednej z najważniejszych polskich instytucji kultury – Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim – został na początku roku Piotr Bernatowicz. Ten wybór, bezskutecznie oprotestowany przez czołowych polskich twórców, krytyków i historyków sztuki, wyróżnia się jednak na tle innych kontrowersyjnych decyzji personalnych ministra.

W odróżnieniu od Karola Nawrockiego, mianowanego dyrektorem gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej, czy Jerzego Miziołka, który nieudolnie szefował stołecznemu Muzeum Narodowemu, Bernatowicz posiada istotne kompetencje. Obronił dobrze oceniany doktorat poświęcony recepcji Pabla Picassa w Europie Środkowo-Wschodniej (promotorem był zmarły przed pięciu laty Piotr Piotrowski, który do polskiego myślenia o sztuce XX wieku wprowadził nowe, ożywcze spojrzenie i bywał oskarżany o „lewactwo”). W latach 2006-20, a następnie od 2012 do początku 2014 r. Bernatowicz redagował „Arteon”, miesięcznik poświęcony sztuce; znajdowało się tam miejsce na wielość stanowisk, a nagrodę „Arteonu” otrzymali wtedy m.in. Rafał Jakubowicz i Oskar Dawicki, ale też grupa The Krasnals. Do 2017 r. był dyrektorem Galerii Arsenał w Poznaniu. Wreszcie od października 2018 r. do czasu powołania na szefa Zamku Ujazdowskiego prezesował Radiu Poznań, jednej z czołowych prorządowych rozgłośni.

Bernatowicz został mianowany bez wcześniejszego konkursu na najdłuższą z możliwych, bo aż siedmioletnią kadencję. Minister miał do tego prawo, chociaż konkurs wydawałby się właściwszym standardem – ale stosunek do tej formy wyłaniania dyrektorów to odrębny problem. W 2017 r. Bernatowicz ponownie wygrał konkurs na dyrektora Arsenału, jednak prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak nie zaakceptował tego wyboru i dyrektorem został Marek Wasilewski. Złamanie zasad nie spotkało się wówczas z powszechnym sprzeciwem środowiska artystycznego.

Poglądy i oglądy

Brak konkursu na dyrektora Zamku to tylko jeden z problemów. Protestujący wskazywali, że Bernatowicz nie posiada doświadczenia w kierowaniu tak dużą instytucją, ani we współpracy z instytucjami zagranicznymi czy w pozyskiwaniu funduszy. Nie są to zarzuty bez znaczenia. Również nowa wicedyrektor Krystyna Różańska-Gorgolewska, mająca odpowiadać za sprawy administracyjno-techniczne, była jedynie zastępcą dyrektora Arsenału za czasów Bernatowicza (inna sprawa to jej osobliwe wypowiedzi na temat sztuki). Największym zaś osiągnięciem Marcela Skierskiego, wicedyrektora odpowiedzialnego za sprawy merytoryczne, jest wydanie kilku numerów magazynu „LUKA”, w tym tylko dwóch w papierze.

Można oczywiście powiedzieć, że w Polsce niewiele jest osób – zwłaszcza w młodszych pokoleniach – które mają wystarczające doświadczenie w kierowaniu takimi instytucjami. Najważniejszym problemem jest jednak brak realnego doświadczenia międzynarodowego (udział w kilku konferencjach nie wystarczy). Siłą Zamku Ujazdowskiego była bowiem obecność w istotnym obiegu artystycznym wykraczającym poza polskie granice. Można było tu zobaczyć prace wielu ważnych twórców, więcej – tu mieli wystawy artyści, którzy dopiero później silnie zaistnieli w międzynarodowym obiegu, jak Albańczyk Anri Sala czy Bułgar Nedko Solakow. I to m.in. Zamek Ujazdowski przyczynił się do tak znaczącej w ostatnich dekadach obecności sztuki z Polski za granicą.

Bernatowicz uważa jednak, że powody protestu przeciwko jego nominacji były inne. Jak mówił w Polskim Radiu 24: „Utarło się, że dyrektorzy tych instytucji artystycznych mają mieć lewicowe poglądy”. Podobnie oceniali sygnatariusze listu otwartego w obronie jego nominacji. „Wyrażamy sprzeciw wobec dyskryminowania osób o prawicowych i konserwatywnych poglądach przy obejmowaniu stanowisk publicznych. Brane pod uwagę powinny być tylko kwalifikacje merytoryczne oraz doświadczenie wymagane do sprawowania danego stanowiska” – pisali m.in. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Dorota Kania, Jacek Karnowski, Paweł Lisicki i Tomasz Sakiewicz.

Rzeczywiście, spór o Piotra Bernatowicza w najbardziej istotnej części dotyczy wizji sztuki i roli instytucji publicznych. Sam nominowany nie krył, że jego celem jest przeprowadzenie kontrkulturowej rewolucji, ustanowienie nowego modelu polityki kulturalnej i nowych hierarchii w polskiej kulturze. Kierowanie Zamkiem daje mu do tego poważne narzędzie. Projekt zmiany przedstawił obszernie w dokumencie „Centrum ­refleksji nad sztuką współczesną. Program organizacyjny i merytoryczny Zamku Ujazdowskiego 2020–2026”, który stanowi podstawę – zaakceptowaną przez ministra Glińskiego – do działań instytucji w jego kadencji. Jest to propozycja przemyślana, spójna i na pewno zasługująca na poważne potraktowanie. Na dyskusję, do której jednak nie doszło.

Awangarda dla prawicy

Kierując Arsenałem Bernatowicz starał się połączyć prezentację artystów dotąd mniej dostrzeganych, jak Zenona Cyplik-Olejniczak, z poszukiwaniem nowych twórców (pokazał m.in. prace Ady Karczmarczyk łączące popkulturę z duchowością). Zapamiętana została wystawa „Strategie buntu” (2015), ważna, bo pokazująca twórców sięgających po język sztuki współczesnej i korzystających ze współczesnych strategii artystycznych, ale przekazujących inne treści, często utożsamiane z konserwatyzmem czy prawicą. Więcej, Bernatowicz nawiązał do tradycji sztuki krytycznej, najczęściej kojarzonej z postawami lewicowymi, progresywnymi czy emancypacyjnymi. Jak tłumaczył w poznańskim dodatku do „Gazety Wyborczej”, celem pokazanej przez niego sztuki „nie jest afirmacja, ale właśnie krytyka, podważanie utartych schematów myślenia, obnażanie ideologicznych dyskursów władzy, także władzy mediów. Krytyka prowadzona jest różnymi środkami, są to czasem środki drastyczne, prowokacyjne, wykorzystujące obrazy obsceniczne czy manipulacje symbolami różnych grup społecznych”.

Dokonany przez niego wybór zaskakiwał, ale był konsekwentny. Nie odwoływał się do twórczości zazwyczaj utożsamianej z prawicą, celebrującej dawno minione formy. „Strategie buntu” uznano nawet za próbę „zhakowania” sztuki współczesnej, choć chyba trafniejszy jest przywołany przez Karolinę Stasiak, następczynię Bernatowicza w „Arteonie”, termin „inkulturacja”, czyli – jak głosi stanowisko Nadzwyczajnego Synodu Biskupów – „wewnętrzne przekształcenie autentycznych wartości kulturowych przez ich integrację w chrześcijaństwie i zakorzenienie chrześcijaństwa w innych kulturach”. Bernatowicz postanowił bronić zagrożonych według prawicy wartości, artykułując je aktualnym, zrozumiałym dla współczesnych językiem.

Podobną strategię zastosował, przygotowując „Historiofilię” zorganizowaną w Warszawie w 2017 r. „To urzekająca, nieoczekiwana zmiana ról: artyści, których prace wystawiło Narodowe Centrum Kultury, posługują się ironią, cudzysłowem i prowokacją, do jakich od dawna przyzwyczaiła nas »sztuka krytyczna«” – pisał Wojciech Stanisławski na łamach „wSieci”.

I dodawał: „Przez lata wydawało się, że obóz lewicy ma monopol na błyskotliwe, złośliwe i przerysowane komentowanie historii najnowszej przy pomocy artystycznych środków wyrazu. Instalacje Grzegorza Klamana, Zbigniewa Libery, happeningi Piotra Uklańskiego drażniły swoją jednostronnością, zaczepnością, przewidywalnością – ale były celne i nie dawało się o nich zapomnieć”.


Czytaj także: Piotr Kosiewski: Bóg, honor i inni


„Strategie buntu” i „Historiofilia” wpisywały się w trwający od pewnego czasu w prawicowych środowiskach ciekawy spór między „konserwatyzmem treści” a „konserwatyzmem formy”. Wystawa poznańska (w odróżnieniu od warszawskiej) wywołała też medialną burzę. Znalazły się na niej prace klasyków współczesności, takich jak Zbigniew Warpechowski czy Jerzy „Jurry” Zieliński, jednak uwagę przykuły przede wszystkim prace Jacka Adamasa i Wojciecha Korkucia, zdolnego plakacisty, niestroniącego od skandalizujących treści. Bernatowicza oskarżono o homofobię i poniżanie kobiet. Te zarzuty są do tej pory powtarzane.

On sam w „Gazecie Wyborczej” tłumaczył: „Jeżeli nie zgadzasz się z postulatami środowisk gejowskich (...) – jesteś homofobem. Jeśli uważasz, że postulaty feministek są (...) absurdalne i niesprawiedliwe (np. postulat parytetów) – stajesz się wrogiem kobiet, seksistą. Te stereotypowe pojęcia stygmatyzują i wykluczają z dyskusji w przestrzeni publicznej”. I uznał, że rzeczą oczywistą jest prezentowanie plakatów: „Jesteś homo? OK. Ale nie spedalaj nieletnich”, z dodatkowym dopiskiem „[zwłaszcza za pieniądze]” czy „Feministko, użyj mózgu przed stosunkiem. Nie pieprz bez sensu!”. Więcej, żądanie ich usunięcia potraktował jako ograniczenie wolności twórczej.

Wystawy Bernatowicza – czego nie dostrzeżono – okazały się dobrym wskaźnikiem zmian zachodzących w polskiej prawicy. Pokazywały, że konstytutywne dla jej tożsamości stały się: antykomunizm, stosunek do aborcji, do praw kobiet i mniejszości seksualnych. W tym imaginarium kluczowe postacie to artyści „niepokorni”, wykluczeni i niedocenieni (chociaż wielu z nich od dawna jest obecnych w mainstreamowych instytucjach). I oczywiście sam Bernatowicz – jedyny dyrektor instytucji publicznej, który z takim zaangażowaniem komentuje w mediach społecznościowych każdy artykuł na swój temat.

Bernatowicz pokazywał też ewolucję kanonu pamięci polskiej prawicy, w której kluczowe miejsce zajmują niemieckie i sowieckie zbrodnie na Polakach oraz żołnierze wyklęci, a tradycja Polskiego Państwa Podziemnego i powstania warszawskiego schodzą na dalszy plan. Opozycja doby PRL-u jest w niej traktowana jednostronnie i wybiórczo, Solidarność – istotna tylko w antywałęsowskim wydaniu, a kluczowe wydarzenie ostatnich dekad stanowi katastrofa smoleńska.

W tym prawicowym świecie wyobraźni pojawiają się coraz to nowe demony. Ostatnim, jak pisał Bernatowicz na łamach magazynu „LUKA”, jest „ideologia zmian klimatycznych wywołanych przez człowieka”. Jego zdaniem nie ma „przekonujących naukowych podstaw do twierdzenia, że to człowiek przyczynia się do zmiany klimatu”.

Galeria sztuki nieistotnej?

Przedstawiony przez Bernatowicza program działania Zamku Ujazdowskiego jest znacznie szerszy. Podstawowym zadaniem ma być „stawianie pytań o stan i formę sztuki współczesnej, rangę dzieła sztuki, kryteriów jego oceny, pozycję i status artysty, wreszcie pytanie o publiczność sztuki współczesnej”. Lista zagadnień jest długa i dość kompletna, od granic sztuki współczesnej, statusu dzieła sztuki po tożsamość artysty.

Głównym jednak celem ma być „pluralizacja sceny sztuki współczesnej” i otwarcie na artystów do tej pory niedocenionych, marginalizowanych i z powodów ideologicznych wykluczanych. Jednym tchem zostają wymienieni: Jarosław Modzelewski, Jerzy Kalina, Jacek Adamas i oczywiście Wojciech Korkuć. Zamek ma też nadawać ton w obszarze międzynarodowym, a nie „bezrefleksyjnie rezonować mody i trendy przychodzące z zewnątrz”. Służyć temu wszystkiemu mają wystawy, konferencje, rozbudowany program edukacyjny oraz wydawniczy.

Bernatowicz zapowiada współpracę z zagranicznymi pismami, w tym z założonym przez brytyjskiego krytyka sztuki Davida Lee „The Jackdaw”, specjalizującym się w kpinie, ale też z wydawanym przez Rogera Kimballa w Nowym Jorku „The New Criterion”, jednym z najciekawszych magazynów o profilu konserwatywnym. W niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mówił również o zagranicznych artystach i kuratorach zainteresowanych współpracą z Zamkiem Ujazdowskim, bo „mają dosyć monotematyczności wyznaczanej przez lewicową poprawność polityczną instytucji na Zachodzie” („poprawność polityczna” to kolejne słowo wytrych, chętnie używane przez prawicę).

Czy rzeczywiście uda się pokazać istotną twórczość? Zobaczymy. Ważniejsze jest co innego: czy pluralizm będzie zasadą działania Zamku Ujazdowskiego? Czy znajdzie się w nim miejsce na zderzenie poglądów i opinii? Wielu artystów już zapowiedziało, że nie widzi możliwości współpracy z Bernatowiczem. Czy jednak bojkot będzie jedynym powodem nieobecności innych, także lewicowych postaw? Jeśli pluralizm będzie rozumiany wyłącznie jako oddanie pola dotąd „wykluczonym”, to Zamek Ujazdowski wzmocni ich prestiż, ale w ramach pluralizacji zapanuje nudna monokultura.

Podobnych paradoksów może być więcej. Sztuka współczesna często posługuje się narzędziem społecznej zmiany – podkreśla Bernatowicz. I dodaje: „Odmiennie od tych działań niniejszy program koncentruje się na sztuce, a nie na jej ideologizacji”. Z kolei w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” w 2016 r. przekonywał, że „sztuka w istocie nie jest ani lewicowa, ani prawicowa”. Za chwilę jednak uzupełniał: „Prawdziwa sztuka jest konserwatywna w tym sensie, że próbuje zatrzymać czas, przechować coś ważnego a ulotnego, nadać temu formę”. Sztuka przez Bernatowicza dotąd wystawiana ma na celu głównie promocję ściśle zdefiniowanych postaw, tożsamości i pamięci historycznej. „On the front lines of the battle for culture” („Na pierwszej linii bitwy o kulturę”) – można przeczytać na stronie „The New Criterion”. To hasło mogłoby się teraz znaleźć na stronie Zamku Ujazdowskiego.

„Kiedy przejmujesz muzeum, możesz oczywiście przedstawić swoją wizję” – podkreśla na łamach „The Art News­paper” Joanna Warsza, jedna z najciekawszych polskich kuratorek. Po czym dodaje istotne zastrzeżenie: „Jednak muzeum nie jest twoim salonem; nie jest to miejsce, w którym można po prostu napisać na nowo historię sztuki”. Obecne spory o kształt Zamku Ujazdowskiego pokazują głębszy problem – granic wolności osób obejmujących funkcje w instytucjach kultury. Na ile wiąże ich tradycja, misja, dotychczasowy dorobek miejsca? Czy też są to jedynie gmachy/skorupy, które za każdym razem można na nowo urządzać?

Dobrym przykładem jest poznański Arsenał. Obejmując jego kierownictwo Piotr Bernatowicz całkowicie zmienił profil galerii. Przyciągnął nową publiczność – z niecałych 17 tys. w 2013 r. dobił do niemalże 40 tys. Kolejny dyrektor, Marek Wasilewski, ponownie radykalnie zmienił profil Arsenału i znów zwiększył frekwencję, do ponad 85 tys. Tylko czy pracownicy (a i zwiedzający) są meblami, które można dowolnie wymieniać? Pytanie, lecz w znacznie większej skali, dotyczy też Zamku Ujazdowskiego. Czy w programie zaproponowanym przez Piotra Bernatowicza jest miejsce dla dotychczasowych pracowników i niemałej, bo ponad 200 tys. osób liczącej publiczności (dane z ubiegłego roku)? O nich nowy dyrektor milczy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2020