Kardynał i polityka

8. Óscar Maradiaga, Honduras

04.03.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Elmer Martinez / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Elmer Martinez / AFP / EAST NEWS

Według dominującej opinii kard. Maradiaga jest konserwatywny w sferze wiary i obyczajów oraz liberalny w kwestiach społecznych. Ta druga charakterystyka nie wytrzymuje jednak próby faktów.


Na prośbę o wywiad dla „TP” uprzejmie odmówił: tego samego dnia jechał za granicę w obowiązkach szefa Caritas Internationalis. Decyzja Benedykta XVI o rezygnacji nie wpłynęła na grafik arcybiskupa Tegucigalpy, 70-letniego salezjanina, kard. Óscara Andrésa Rodrígueza Maradiagi, wymienianego jako jeden z papabili.

Szerzej dał się poznać w 1998 r., gdy zaangażował się w pomoc humanitarną dla zdewastowanej przez huragan ojczyzny, a potem także w walkę o redukcję długu zagranicznego Hondurasu i innych krajów Południa. Krytykował międzynarodowe instytucje finansowe; „globalizowanie nadziei” uczynił swą dewizą. Jako ten, który „stoi po stronie biednych”, wyrósł na gwiazdę antyglobalizmu. Jan Paweł II (który w 2001 r. mianował go kardynałem) uczynił go odpowiedzialnym za kontakty Watykanu z Bankiem Światowym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. W 2007 r. został szefem Caritasu.

Julio Escoto, jeden z najważniejszych pisarzy honduraskich, tak opisuje dla „TP” kard. Maradiagę: – Uzdolniony, doktor filozofii i teologii, władający kilkoma językami, student psychologii i muzyki w klasie fortepianu. Często występuje publicznie, jest pilotem z licencją na samoloty dwusilnikowe. To człowiek o silnej potrzebie pięcia się do góry – jest pierwszym kardynałem w historii kraju – i z duszą artysty, która nie pozwala mu przejść niezauważonym”. – Mimo swych uniwersyteckich korzeni z taką samą łatwością przychodzi mu wypowiadać się ex cathedra, jak i w ubogich dzielnicach – dodaje Víctor Hugo Álvarez, redaktor naczelny katolickiego tygodnika „Fides”.

Kardynał angażuje się społecznie – zasłynął z tego na początku lat 80., gdy objął diecezję Santa Rosa de Copán. Ale wtedy wzbudził też pierwsze kontrowersje. To był burzliwy okres: Honduras, inaczej niż Gwatemala czy Salwador, nie doświadczył wojny domowej. Ale w kraju panował terror. Księża, którzy ujmowali się wtedy za prześladowanymi, zarzucali potem przyszłemu kardynałowi bezczynność, rozmontowanie zbudowanej przez poprzedniego biskupa sieci pomocy ubogim i prześladowanym, a nawet „współpracę z wojskiem”. Według nich bardziej niż duszpasterza przypominał „pułkownika bez epoletów”. – Gdy zwracano się do niego o pomoc, odpowiadał milczeniem – mówi jedna z prawniczek pracujących w Komitecie Rodzin Zatrzymanych i Zaginionych w Hondurasie (COFADEH).

W czerwcu 2009 r. poparł wojskowy zamach stanu, który obalił demokratycznie wybranego prezydenta Manuela Zelayę, oskarżanego o lewicowe sympatie. – To był niefortunny gest. Oczekiwano, że kardynał potępi pucz. Tak się niestety nie stało – komentuje Álvarez. Kard. Maradiaga nie potępił łamania praw człowieka i morderstw, które przyniosła zmiana władzy.

Julio Escoto wskazuje na rodzinną przeszłość kardynała, która może wyjaśniać jego postępowanie: – Jego ojciec należał do Partii Narodowej i był współpracownikiem dyktatora Tiburcio Caríasa Andino, który rządził w latach 1932-49 zgodnie z mottem „zamknąć–wygnać–zabić”. Z domu wyniósł zamiłowanie do porządku i niechęć do zmian społecznych. Gdy pojawiła się realna groźba transformacji, przestraszył się – i poparł pucz.

Postawienie się w jednym szeregu z armią spowodowało drastyczny spadek zaufania w stosunku do kardynała i pokazało też, że jego „społeczny progresywizm” to w dużej mierze wizerunek. Miast językiem ubogich, kard. Maradiaga zawsze sprawniej operował językiem elit i władzy (przez lata pobierał z urzędu prezydenta dodatkową pensję, którą nota bene cofnął mu obalony prezydent Zelaya).

Dla organizacji finansowych był wymarzonym adwokatem biednych, bo nie kwestionował samych korzeni ubóstwa. Honduraskie organizacje pozarządowe zarzucały mu, że pod postulatem redukcji zadłużenia podpisał się dopiero, gdy ten dojrzał na arenie międzynarodowej, ale w trakcie negocjacji reprezentował w istocie interesy wierzycieli. Dla miejscowej oligarchii pozostaje wygodnym partnerem: nigdy nie wypowiedział słowa godzącego w którąś z dziesięciu rodzin de facto rządzących krajem, odpowiedzialnych za biedę i duszenie demokracji. Czy wpłynie to na jego szanse podczas konklawe?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2013