Ładowanie...
Franciszek rządzi
Franciszek rządzi
Zaczęto wtedy spekulować, czy i kiedy wzorem poprzednika złoży urząd. Tymczasem zdaje się, że jego słowa znaczyły po prostu tyle: mam dużo lat, mało czasu i coraz mniej sił, by dokończyć to, co rozpocząłem. Zadanie, jakiego się podjął, można było przewidzieć już pięć lat temu, gdy po wyborze ogłosił swoje nowe imię.
„Idź i odbuduj mój Kościół” – usłyszał osiem wieków temu św. Franciszek z Asyżu. Czy idąc na konklawe kardynał Bergoglio patrzył na „Kościół w ruinie”? Na pewno wiedział, że trzeba odnowić rzymską kurię – skostniałą, sklerykalizowaną, w dużej części skorumpowaną – której nie udało się zreformować jego poprzednikom.
Specjalna rada kardynałów przez cztery lata sprawdzała kolejne dykasterie. Do grudnia 2017 r. miała zakończyć prace i podpowiedzieć papieżowi, jak zmienić zbiurokratyzowany urząd w sprawne narzędzie ewangelizacji. Nie obyło się bez problemów i nietrafionych decyzji personalnych: jeden z ośmiu doradców papieża, kard. George Pell, został oskarżony o molestowanie seksualne nieletnich; inspektorowi generalnemu Instytutu Dzieł Religijnych, odpowiedzialnemu za uzdrowienie watykańskich finansów, zarzucono szpiegostwo. Jednak wszystko wskazuje na to, że w nowym roku reforma wejdzie w życie. I tylko w stołówce Domu św. Marty nie da się już zjeść obiadu z papieżem. Od kilku miesięcy Franciszek siada przy bocznym stole, tyłem do sali, w gronie najbliższych współpracowników.
Rewolucja dokonuje się też gdzie indziej. W doktrynie, która – wbrew temu, co mówią konserwatywni krytycy papieża – musi się zmieniać, skoro ma się rozwijać, i w nowym spojrzeniu na człowieka. Że jest on, człowiek, pierwszą i najważniejszą drogą Kościoła, pisał już Jan Paweł II. Że każdemu należy się szacunek i pomoc – uczył Benedykt XVI. Obaj, tak jak Franciszek, apelowali o solidarność z ubogimi, cierpiącymi, prześladowanymi. Wołali o pomoc dla uchodźców. Podobnie (choć w znacznie mniejszej skali) przeznaczali swe dochody na działania charytatywne. Franciszek idzie jednak krok dalej, inaczej kładzie akcenty. Mówi, że skoro każdemu człowiekowi, bez względu na to, kim jest, w co wierzy, jak myśli i kogo kocha, Bóg okazał miłosierdzie, to i my inaczej nie możemy postąpić. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. „Kimże ja jestem, żeby ich osądzać”.
Nowy punkt widzenia wiele tłumaczy. Wyczuwa się go nie tylko w półprywatnych medytacjach „proboszcza u św. Marty”, jak nazywają Franciszka w Watykanie, ale też w oficjalnych przemówieniach i dokumentach. Adhortacja o małżeństwie i rodzinie „Amoris laetitia”, a ściślej jeden jej przypis o możliwości komunii dla osób rozwiedzionych, budzący tak wiele dyskusji, jest tego dobrym przykładem.
Papież nie tworzy nowych reguł, nie mówi, kiedy wolno, a kiedy nie można udzielać sakramentów. O grzechu i winie powinno decydować sumienie, nie suchy przepis. Widzi człowieka i jego problem nie z wysokości nauczycielskiego urzędu, ex cathedra, ale z perspektywy konfesjonału. Z bliska, twarzą w twarz.©℗
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]