Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czasie podróży z Abu Dabi papież Franciszek – zgodnie ze zwyczajem, jaki wprowadził na początku pontyfikatu – odpowiadał na „dowolne pytania” dziennikarzy. Zapytany przez Nicole Winfield z agencji Associated Press o problem przemocy seksualnej wobec sióstr zakonnych, w dłuższą wypowiedź wplótł opowieść o skutecznej walce, jaką z tym problemem stoczył Benedykt XVI. Ze słów Franciszka wynikało, że kiedy papież-emeryt był jeszcze prefektem Kongregacji Doktryny Wiary, napotykał na trudności w informowaniu Jana Pawła II o nadużyciach, do jakich dochodzi w Kościele. A gdy w końcu udało mu się pokazać papieżowi dokumentację jednej z najbardziej bulwersujących spraw, miał wrócić do siebie z niczym. Polecił swym współpracownikom, by całe dossier umieścili w archiwum, bo „wygrała druga partia” (obszernie o wypowiedzi Franciszka napiszemy w najbliższym wydaniu „Tygodnika Powszechnego”).
Opowieść papieża stała się powodem oskarżeń pod adresem Jana Pawła II i jego najbliższego otoczenia. W związku z tym zwróciliśmy się do kard. Stanisława Dziwisza, osobistego sekretarza Karola Wojtyły, z prośbą o komentarz. Oto nadesłane przez niego odpowiedzi na nasze pytania.
EDWARD AUGUSTYN: Czy prawdą jest, że kard. Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki przedstawił papieżowi Janowi Pawłowi II dokumenty potwierdzające winę ks. M. Maciela Degollado – o czym mówił na konferencji prasowej papież Franciszek?
KARD. STANISŁAW DZIWISZ: Nie wiem, kogo i jaką sprawę miał na myśli papież Franciszek, opowiadając „anegdotę” dotyczącą jednego ze spotkań kard. Josepha Ratzingera z Janem Pawłem II. Pragnę podkreślić, że prefekt Kongregacji Nauki Wiary miał z urzędu stały, regularny i bardzo częsty kontakt z papieżem. Osobiście, bez pośredników – bez „filtrów” – obydwaj omawiali wszystkie najważniejsze sprawy pozostające w kompetencji Kongregacji. Najczęściej, i jeżeli zachodziła potrzeba, Jan Paweł II przed podjęciem decyzji kierował dokumenty do poszczególnych dykasterii watykańskich. W ten sposób zbierano rzetelnie pełną dokumentację. Taki był zwyczajny modus procedendi – sposób pracy i postępowania papieża.
Czy prawdą jest, że papież Jan Paweł II nie uwierzył w te dowody winy? I że uwierzył osobom, które broniły ks. Maciela Degollady („drugiej partii”, która miała wygrać – według przytaczanych słów kard. Raztingera)?
Przez wiele lat pracowałem u boku papieża i nigdy nie słyszałem o „dwóch partiach” w Watykanie. Nie wierzę, żeby Jan Paweł II beztrosko nie wierzył w przedstawiane dowody winy. To nie był jego styl. Ojciec Święty był człowiekiem Soboru. Szanował kolegialność i dlatego spraw, o których wspomniał w wywiadzie papież Franciszek, nie załatwiał sam, „prywatnie”, ale – jak już wspomniałem – przeprowadzał konsultacje, zasięgał opinii kompetentnych osób nie dobieranych wybiórczo, a jeżeli trzeba było, powoływał komisje do zbadania sprawy.
Jan Paweł II był człowiekiem kierującym się sprawiedliwością w ocenach, w podejmowanych decyzjach i działaniach. Zawsze stał po stronie prawa i praworządności. Wypowiadając się o osobach, bardzo uważał, żeby nikogo nie skrzywdzić.
Sprawy Kościoła omawiał z osobami do tego powołanymi, a nie z prywatnymi sekretarzami. W związku z tym pragnę z całą mocą podkreślić, że nie było żadnych „filtrów’, żadnej blokady informacji, która miała dotrzeć do papieża i o której miał prawo wiedzieć. Instytucją bezpośrednio współpracującą z papieżem do załatwiania spraw był Sekretariat Stanu.
Dlaczego, mimo znanych od lat w Watykanie zarzutów ciążących na ks. Macielu Degolladzie, był on niemal do końca życia przyjmowany i honorowany przez Jana Pawła II?
Kontakty ks. Marciala Maciela Degollady z Janem Pawłem II nie miały charakteru przyjaźni. Był sporadycznie przyjmowany na audiencji jako przełożony generalny zgromadzenia zakonnego w sprawach dotyczących zgromadzenia, a nie w sprawach osobistych. Papież kilka razy mianował go członkiem Synodu Biskupów, podobnie zresztą jak innych przełożonych generalnych albo moderatorów ruchów i wspólnot kościelnych.
Wszystkie możliwe trudności, wahania, a czasem absurdalne oskarżenia kierowane pod adresem Jana Pawła II, zostały gruntownie wyjaśnione podczas jego procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Możemy powiedzieć, że w pewnym sensie stał się on „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą” i doświadczał tego już podczas pontyfikatu. Był człowiekiem prostolinijnym, odpowiedzialnym za Kościół i losy świata. Nie było w nim fałszu. Nie był uwikłany w żadne intrygi. Mówił prawdę, ale z miłością, i nie ukrywał prawdy.
Piękne świadectwo o świętości Jana Pawła II, o jego służbie Chrystusowi i człowiekowi, złożył papież Benedykt XVI w homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej swojego poprzednika. Benedykt XVI jak mało kto znał Jana Pawła II. Był jednym z jego najbliższych współpracowników podczas niemal całego pontyfikatu i dlatego w świetle jego świadectwa trzeba spojrzeć na osobę oraz styl służby dziś świętego papieża, a także na sprawy, których dotyczy dziś moja wypowiedź.
Czytaj także: Zuzanna Radzik: Molestowanie: papież przeprasza, katolicy tracą cierpliwość