Śmierć kard. Sodano kończy epokę kurii kunktatorskiej i przeżartej korupcją. Czy bezpowrotnie?

Mówiono, że to on okłamał papieża Franciszka, zapewniając o niewinności chilijskiego biskupa Juana Barrosa. Sugerowano, że inwigilował kardynałów, a nawet samego Benedykta XVI. Szeptano o jego homoseksualizmie.

06.06.2022

Czyta się kilka minut

Od lewej: kard. Angelo Sodano, papież Benedykt XVI, kard. Tarcisio Bertone, kard. Giovanni Battista Re podczas obiadu z okazji 5. rocznicy pontyfikatu, Watykan, 20 kwietnia 2010 r. / L'OSSERVATORE ROMANO / GETTY IMAGES
Od lewej: kard. Angelo Sodano, papież Benedykt XVI, kard. Tarcisio Bertone, kard. Giovanni Battista Re podczas obiadu z okazji 5. rocznicy pontyfikatu, Watykan, 20 kwietnia 2010 r. / L'OSSERVATORE ROMANO / GETTY IMAGES

Choć na tym historycznym placu pada deszcz, to w naszych sercach świeci słońce. Z całą mocą trzymamy się ciebie, nieprzemijająca opoko świętego Kościoła Chrystusowego! Dziś moimi ustami cały Kościół chce ci zgodnie powiedzieć: Wesołych świąt, najdroższy Ojcze Święty! Kościół jest z tobą! Z tobą są kardynałowie, biskupi i czterysta tysięcy kapłanów! Z tobą jest lud boży, który nie przejmuje się całą tą paplaniną”.

Była Wielkanoc 2010 r. Po uroczystej mszy na placu św. Piotra papież Benedykt XVI słuchał w milczeniu życzeń od kard. Angela Sodano, dziekana kolegium kardynalskiego, który „paplaniną” nazwał doniesienia o seksualnym wykorzystywaniu dzieci w Niemczech.

Obraza ofiar

Był najbliższym współpracownikiem Jana Pawła II, sekretarzem stanu, szefem rzymskiej kurii, którą – przez 15 lat – uformował wedle własnej miary. Pragmatyk i posybilista, kierujący się zasadą, by robić to, co w danej sytuacji możliwe. Wytrawny polityk i dyplomata. Świadomy swej władzy, choć działający skrycie i nieupubliczniający powziętych zamiarów ani złożonych obietnic. Mistrz mowy gładkiej. Książę Kościoła. Symbol kurii wszechwładnej, kunktatorskiej i przeżartej korupcją. Tej, z którą nie poradzi sobie Benedykt XVI i z którą od dziewięciu lat walczy Franciszek.

Wielkanocne życzenia składane papieżowi pokazują, jak bardzo zmienił się Watykan przez ostatnią dekadę. Śmieszy nas czołobitny język, niczym w północnokoreańskiej telewizji. A przecież był codziennością Kościoła (w wielu miejscach, także w Polsce, przetrwał do dziś, co słychać podczas „uroczystości z biskupem”). Brzydzi nas ich treść. Choć w ustach człowieka oskarżanego o lekceważenie, tolerowanie i tuszowanie pedofilskich afer w czasach Jana Pawła II specjalnie nie dziwi.

Pierwszy publicznie zareagował kard. Christopher Schönborn, arcybiskup Wiednia, który uznał słowa kard. Sodano za obrazę dla ofiar. W telewizyjnym wywiadzie, udzielonym kilkanaście dni później, przypomniał historię kard. Hansa Groëra, swojego poprzednika w katedrze wiedeńskiej, oskarżonego o wykorzystywanie seksualne dzieci i molestowanie podwładnych. Dowody jego winy Schönborn osobiście przekazał przed laty do Watykanu. Teraz ujawnił, że głównym hamulcowym w nadaniu sprawie biegu był ówczesny sekretarz stanu, kard. Sodano.

Szczegóły tamtego burzliwego spotkania Schönborna, Sodano, Ratzingera i kilku innych hierarchów z Janem Pawłem II znaleźć można w książce „Dzień sądu” Gianniego Valentego i Andrei Torniellego. Arcybiskup Wiednia przekonywał papieża, że konieczne jest wyjaśnienie sprawy Groëra. Sodano był zwolennikiem dyskretnych działań i delikatnych sankcji. Ratzinger stanął po stronie Schönborna, ale papież przychylił się do zdania Sodano. Groërowi nie wytoczono procesu, nie nałożono nań kar, nie przeprowadzono nawet postępowania wstępnego. Poproszono go jedynie o rezygnację z pełnionych funkcji i wyjazd, na jakiś czas, z kraju.

„Wygrała druga partia” – powiedział kard. Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki. Partia niezwykle silna – zarówno wtedy, gdy rządziła, jak i wtedy, gdy przeszła do opozycji.

Z Piemontu w świat

Angelo Sodano urodził się w 1927 r. w Isola d’Asti (Piemont). Po skończeniu diecezjalnego seminarium zdobył dyplom z prawa kanonicznego, uczył kilka lat kleryków, po czym został wysłany do Papieskiej Akademii Kościelnej w Rzymie, kuźni watykańskich dyplomatów. Szlify zdobywał w nuncjaturach Ameryki Łacińskiej (Ekwador, Urugwaj, Chile) oraz w Sekretariacie Stanu, gdzie zajmował się państwami bloku wschodniego (Węgry, Rumunia, NRD). W 1977 r. Paweł VI wyświęcił go na biskupa i mianował nuncjuszem w Chile.

Placówką dyplomatyczną kierował przez dziesięć lat, zaskarbiając sobie przyjaźń Augusta Pinocheta, któremu nieraz udzielał wsparcia (nawet po upadku dyktatury – jako sekretarz stanu zapobiegł ekstradycji Pinocheta z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii, gdzie chciano postawić go przed sądem). Jako nuncjusz organizował pokojowe mediacje pomiędzy Chile a ­Argentyną, toczącymi wojnę o Kanał Beagle. Traktat pokojowy, podpisany w Watykanie, do dziś jest podawany jako przykład skuteczności watykańskiej dyplomacji za Jana Pawła II.

W 1987 r. przygotowywał papieską pielgrzymkę do Chile. Pokazanie się Jana Pawła II z dyktatorem na balkonie ­nuncjatury było jego pomysłem – jak mówił mi jeden z naocznych świadków, Sodano doprowadził do tego podstępem, nie informując papieża, że w miejscu, skąd miał pozdrowić tłum, czeka na niego prezydent.

Dyplomatyczne i organizacyjne zdolności, jak również antykomunistyczne przekonania, zostały docenione: rok później ściągnięto go do Watykanu i powierzono szefostwo nad Radą Spraw Publicznych (potem przemianowaną na Sekretariat ds. Relacji z Państwami), co można porównać z wręczeniem teki ministra spraw zagranicznych. W czerwcu 1991 r., po odejściu na emeryturę Agostina Casarolego, Angelo Sodano został kardynałem i sekretarzem stanu.

Układ sił

Jeśli chwalimy – szczególnie dziś – Jana Pawła II za zdecydowaną postawę podczas wojen, musimy pamiętać, że klarowne stanowisko Watykanu, wyrażające troskę o pokój, ale dalekie od utopijnego pacyfizmu, było wspólną zasługą papieża i sekretarza stanu. Głos Stolicy Apostolskiej brzmiał jednoznacznie – czy to w przypadku krytyki amerykańskiej interwencji w Iraku, czy aprobaty dla humanitarnej interwencji NATO na Bałkanach, w której widziano ostatnią szansę zatrzymania ludobójstwa.

Czas rządów Sodano to także stopniowe przejmowanie władzy od coraz bardziej chorego papieża. Prawdą jest, że Jan Paweł II także wcześniej na to pozwalał, zostawiając kierowanie urzędem innym i koncentrując się na swojej „misji wyjścia do świata”. Wojtyła od początku traktował kurię jako odrębny mechanizm, który lepiej lub gorzej, ale jednak działa. „Ciekawe, jak oni sobie z tym poradzą?” – zastanawiał się podczas kolacji z przyjaciółmi, gdy wybuchła afera Banco Ambrosiano, a Watykanowi groziło bankructwo. Za to, co się dzieje, nie czuł się odpowiedzialny.

W drugiej połowie pontyfikatu widać to było jeszcze wyraźniej. Stery Kościoła przejął „apartament”, który tworzyli najbliżsi współpracownicy papieża: Stanisław Dziwisz – osobisty sekretarz, Mieczysław Mokrzycki – drugi sekretarz (dziś arcybiskup Lwowa), kardynałowie Camillo Ruini, Giovanni Battista Re oraz – najbardziej z nich doświadczony i wpływowy – kard. Angelo Sodano. Luigi Accattoli, watykanista „Corriere della Sera”, opowiadał mi, że pod koniec życia Jana Pawła II w Watykanie mówiono wręcz o triumwiracie (Wojtyła–Sodano–Dziwisz), który decydował o najważniejszych sprawach w Kościele i podejmował decyzje personalne. Biorąc pod uwagę, że papieski sekretarz i sekretarz stanu nie darzyli się zaufaniem, ich „współrządzenie” nie opierało się na współpracy: jeden i drugi prowadzili własną grę, jeden przed drugim ukrywał swe zamiary. Ten układ sił zaciążył na wizerunku Watykanu i sprzyjał powstawaniu afer – finansowych, obyczajowych i kryminalnych. Oraz ich ukrywaniu.

Nieprzygotowani

Sprawa Groera nie była jedyną aferą wyciszoną przez kard. Sodano, który za wszelką cenę chciał unikać skandali, zwłaszcza gdy oskarżenia dotyczyły osób na wysokich stanowiskach lub cieszących się szczególnym autorytetem. Najbardziej znanym przykładem jest historia Marciala Maciela, założyciela Legionistów Chrystusa, drapieżcy seksualnego, seryjnego gwałciciela, hojnego sponsora wielu papieskich inicjatyw i fundatora licznych, całkiem prywatnych fortun w Watykanie.

Skargi na niego napływały do Rzymu już w latach 40., ale wiele osób zatroszczyło się, by nigdy nie ujrzały światła dziennego. Sprawa nabrała rozgłosu pod koniec XX wieku, gdy skalę przestępstw Maciela opisał włoski tygodnik „­L’Espresso”. Luigi Accattoli pamięta, że gdy w 1999 r. przeprowadzał wywiad z kard. Sodano na temat wojny w Bośni, sekretarz stanu zapytał go o wiarygodność doniesień na temat meksykańskiego duchownego. Wątpliwe, by sam jej nie mógł ocenić – dowody przestępstw od dawna gromadzone były w Watykanie. Najpewniej chciał wysondować, jaki będzie oddźwięk najnowszych publikacji.

Gdy dziennikarz zapewnił, że dobrze zna autora tekstu i jest przekonany o jego rzetelności, Sodano zapytał, co w takim razie należy zrobić. Accattoli wolał nie udzielać żadnych rad, odpowiedział więc krótko: „Nie wiem”. Sekretarz stanu powiedział wtedy: „My też nie wiemy. Jesteśmy nieprzygotowani. Będziemy musieli dłużej się nad tym zastanowić. I uważać, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Nawet jeśli wszystkie oskarżenia zostaną udowodnione, dzieło, które stworzył Maciel i które przyniosło tyle dobra Kościołowi, nie może zginąć”.

Dobro Kościoła było dla niego ważniejsze niż wyrządzone krzywdy. Nad rozwiązaniem sprawy Watykan zastanawiał się więc kolejnych kilka lat. W tym czasie założyciel Legionistów Chrystusa świętował 60. rocznicę święceń: został przyjęty na specjalnej audiencji przez Jana Pawła II, uroczystą mszę jubileuszową odprawiał z nim kard. Sodano i inni kardynałowie z kurii. Dopiero w 2006 r. Benedykt XVI zakazał Macielowi pełnienia urzędów publicznych i zobowiązał go do „życia w modlitwie i pokucie”. Ale zgodził się, by odstąpiono od procesu kanonicznego „z uwagi na stan zdrowia oskarżonego”. Pomimo dowodów, które sam wcześniej, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, nakazał zebrać.

Niemiła niespodzianka

Wraz ze zmianą papieża pracę tracą szefowie kurialnych urzędów. 2 kwietnia 2005 r., w dniu śmierci Jana Pawła II, kard. Angelo Sodano zakończył 14-letni okres rządów w Sekretariacie Stanu. Miał 78 lat.

Peter Seewald, biograf Josepha Ratzingera, pisze, że podczas konklawe, które wybrało Benedykta XVI, pozycja byłego sekretarza stanu była słaba – w dwóch pierwszych głosowaniach jego nazwisko wskazało 4 kardynałów. Zauważa też, że wybór Ratzingera uznano w sekretariacie stanu za „niemiłą niespodziankę”. Biorąc pod uwagę różnicę zdań i stylów pracy Sodano i Ratzingera, mało kto się spodziewał, że Włoch po raz drugi obejmie najważniejsze w kurii stanowisko.

Decyzja Benedykta XVI, by pozostawić go na czele Sekretariatu Stanu, była zaskoczeniem. Tłumaczono ją nieporadnością nowego papieża w podejmowaniu personalnych decyzji: Ratzinger doceniał zalety intelektu ewentualnych kandydatów, ale nie zwracał uwagi na ich kompetencje ani tym bardziej wady. Wolał zostawić urządzanie kurii doświadczonemu i prowadzącemu od lat politykę personalną Sodano. Dopiero rok później poprosił go o rezygnację „ze względu na podeszły wiek”, mianując sekretarzem stanu swojego bliskiego współpracownika z Kongregacji Nauki Wiary, kard. Tarcisia Bertonego.

Sodano nie potrafił się z tym pogodzić: demonstracyjnie odmówił oddania mieszkania i biura swojemu następcy (który, nota bene, szybko sobie tę stratę powetował, wydając 400 tys. euro z kasy watykańskiego szpitala na remont wybranego dla siebie apartamentu). Nie ustawał też w podważaniu kompetencji nowego sekretarza, co nie było specjalnie trudne: Bertone rzeczywiście nie nadawał się do tej funkcji, nie miał żadnego doświadczenia w dyplomacji, a w dodatku zaniedbywał swoje obowiązki z powodu częstych wyjazdów. I marnotrawił watykańskie pieniądze. Jednak Benedykt XVI bronił go i zatrzymał na stanowisku aż do swojej abdykacji. „Gdybyście wiedzieli, co wyrabiał Sodano, nie krytykowalibyście Bertonego” – odpowiadał na krytyki.

Czarny charakter

W 2005 r. Angelo Sodano został wybrany dziekanem kolegium kardynalskiego. Ta honorowa funkcja pozwoliła mu po odejściu z sekretariatu stanu zachować wpływ na pracę kurii i pozostać w Watykanie. A jako że cieszył się opinią wszechwładnego mistrza intryg, można było oskarżać go o wszystko i obarczać winą za każdy grzech, bez względu na to, czy go popełnił, czy nie – wystarczyło samo przekonanie, że mógł.

Mówiono, że to on okłamał papieża Franciszka, zapewniając o niewinności chilijskiego biskupa Juana Barrosa, którego oskarżano o tuszowanie przestępstw innego charyzmatycznego dewianta, ks. Ferdinanda Karadimy. Skończyło się dymisją chilijskiego episkopatu, którego członkowie w ogromnej większości zawdzięczali swą karierę Sodano – nuncjuszowi w ich kraju i sekretarzowi stanu.

Sugerowano, że inwigilował kardynałów, a nawet samego Benedykta XVI. Gdy w 2012 r. do mediów wyciekły tajne dokumenty Watykanu, w tym również prywatna korespondencja papieża, oskarżony o ich wyniesienie papieski kamerdyner Paolo Gabriele przyznał, że od lat sporządzał po dwie kopie każdego dokumentu – jedną dla siebie (te trafiły później do mediów), a drugą dla „innych osób”. Dziennikarze opisujący aferę VatiLeaks podejrzewali, że wśród zleceniodawców kradzieży dokumentów był kard. Sodano i jego bliscy współpracownicy. W czasie procesu wątek ten jednak pominięto, zakładając z góry, że kamerdyner działał sam, powodowany chorobliwą manią ratowania papiestwa i Kościoła.

Szeptano o jego ­homoseksualizmie. Frédéric Martel wyjawił, że „kard. La Mongolfiera”, z jego książki „Sodoma”, patron homoseksualnego lobby w Watykanie, to sekretarz stanu Angelo Sodano. Martel nie jest wiarygodnym źródłem i nie byłby wart cytowania, gdyby informacji z jego książki nie potwierdził (choć bez nazwisk) Peter ­Seewald, a poniekąd i sam papież-emeryt, mówiąc w biografii, że informacje o homoseksualnych schadzkach, organizowanych przez ludzi z kurii w podmiejskiej willi albo rzymskiej saunie, zszokowały go, ale nie były powodem abdykacji (raport na ten temat otrzymał na dwa miesiące przed rezygnacją z urzędu; sporządziła go powołana przez papieża trzyosobowa komisja kardynałów, która badała aferę VatiLeaks i inne nadużycia w watykańskiej kurii).

Na odpowiedzialność sekretarza stanu za wszystkie grzechy kurii wielokrotnie wskazywał też kard. Stanisław Dziwisz, broniąc w ten sposób dobrego imienia Jana Pawła II. Gdy w 2018 r. pytałem go o milczenie papieża na temat afer seksualnych, emerytowany metropolita krakowski przekonywał, że wszystkie informacje o nadużyciach kierowane były do kompetentnych kongregacji, a nad dalszym ich losem czuwał Sodano. On też miał odpowiadać za decyzje personalne, w tym niefortunne nominacje biskupie i kardynalskie. Swoją rolę Dziwisz widział skromną: nie pełnił w Watykanie żadnej oficjalnej funkcji, nie ponosi więc żadnej odpowiedzialności – był prostym sekretarzem, pilnującym papieskiego grafiku spotkań. Na szczęście wspomnienia innych osób, jak również ujawnione dwa lata temu dokumenty na temat ­ekskardynała McCarricka, przywracają roli osobistego sekretarza właściwe proporcje – wynika z nich, że wsparcie „trzeciego triumwira” również bywało kluczem do kariery dla zdemoralizowanych księży i biskupów.

Koniec epoki

Głównym zadaniem, jakie w 2013 r. kardynałowie postawili przed nowym papieżem, była reforma kurii rzymskiej. Nikt nie miał wątpliwości, że będzie to oznaczało starcie z potężnym kardynałem Sodano, który stał się symbolem „starej kurii”. Franciszkowe przytyki na temat biurokracji, korupcji, koterii i lizusostwa emerytowany sekretarz traktował bardzo osobiście. Odwdzięczał się krytyką każdego posunięcia papieża – od jego przeprowadzki do Domu św. Marty, poprzez decyzje personalne, po reformę prawa kanonicznego i zmiany strukturalne. Torpedował też prace nad nową konstytucją – już nie osobiście, ale poprzez swoich stronników, których nie brakowało, a którzy w nieskończoność przeciągali konsultacje i zgłaszanie poprawek, co sprawiło, że przygotowanie dokumentu trwało dziewięć lat.

Franciszek tolerował ten stan, próbując od czasu do czasu przemówić do sumień kurialistów i zachęcając ich do duchowej przemiany, a także wymieniając sukcesywnie szefów najważniejszych urzędów i obsadzając je ludźmi niezwiązanymi wcześniej z papieskim dworem, często wywodzącymi się z zakonów, głównie jezuitów, do których miał większe zaufanie. Z każdą taką zmianą opozycja traciła ludzi i siły.

Pod koniec 2019 r. papież zmienił przepisy regulujące prace kolegium kardynalskiego, wprowadzając kadencyjność dziekana – funkcji sprawowanej dotąd dożywotnio. 92-letni Angelo Sodano, po 60 latach pracy dla Stolicy Apostolskiej, stracił swój ostatni przyczółek. Luis Badilla, chilijski dysydent i watykanista, znający dobrze byłego nuncjusza z Santiago, powiedział mi wtedy: „To koniec stylu prowadzenia Kościoła, który powinien zostać wykorzeniony na zawsze”.

Angelo Sodano zmarł 27 maja 2022 r., na tydzień przed wejściem w życie nowej konstytucji, reformującej kurię rzymską.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Gładkousty