Kandydaci, których nie znajdziesz w Google’u

Drugi raz w tym roku Ukraińcy idą do urn. Wielu, rozczarowanych ludźmi Majdanu, znów zagłosuje na kandydatów spoza „systemu”. Ale na swoją niszę liczy też stara gwardia – w tym politycy prorosyjscy.

08.07.2019

Czyta się kilka minut

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (w środku) wśród kandydatów na deputowanych z partii Sługa Narodu. Kijów, 9 czerwca 2019 r. / STR / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (w środku) wśród kandydatów na deputowanych z partii Sługa Narodu. Kijów, 9 czerwca 2019 r. / STR / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Pod kijowskim Majdanem Niepodległości znajduje się centrum handlowe. W porze obiadowej przychodzą do niego pracownicy okolicznych biur. Na najniższym poziomie, wokół ruchomych schodów, sąsiadują ze sobą różne lokale gastronomiczne szybkiej obsługi.

Karina Manżaj właśnie tutaj wybrała się dziś na obiad. W pobliżu znajduje się biuro fundacji, zajmującej się reformowaniem ukraińskiego sądownictwa. 29-letnia kobieta – będąca niemal równolatką niepodległej Ukrainy – pracuje w tej fundacji od kilku miesięcy, pełni funkcję kierowniczki projektów.

Ponad pięć lat temu i kilkadziesiąt metrów wyżej Karina Manżaj brała udział w protestach – tych, które zaczęły się w listopadzie 2013 r., gdy ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, a zakończyły w lutym 2014 r. krwawymi walkami i obaleniem Janukowycza. Odpowiedź Rosji na ukraińskie marzenie o emancypacji przyszła szybko: pod postacią zaboru Krymu i wojny w Donbasie, która trwa do dziś – jako wojna pozycyjna.

Karina była na Majdanie od pierwszego dnia – od momentu, gdy Mustafa Najem (ukraiński dziennikarz afgańskiego pochodzenia) wezwał na Face­booku, by zebrać się na placu w proteście przeciw decyzji prezydenta. Potem przychodziła na Majdan przez cały czas trwania protestów, bite trzy miesiące.

Dzisiaj Karina nie zamierza głosować ani na tych polityków, których wydarzenia sprzed pięciu lat wyniosły do władzy, ani tych, którzy polityką zajmują się „od zawsze”. Jak wielu Ukraińców, w przyspieszonych wyborach parlamentarnych, które odbędą się 21 lipca, ma zamiar poprzeć nowe siły polityczne. Z sondaży wynika, że to właśnie one zdominują ukraińską Radę Najwyższą.

Inne od wszystkich poprzednich

Planowo wybory parlamentarne miały się odbyć w październiku tego roku, po zakończeniu pięcioletniej kadencji. Ale pod koniec maja, w swoim przemówieniu inauguracyjnym, nowy prezydent Wołodymyr Zełenski ogłosił, że rozwiązuje Radę Najwyższą.

Wybory odbywają się według ordynacji mieszanej: 225 deputowanych wybieranych jest z list ogólnokrajowych, 199 zaś z okręgów jednomandatowych. Przed rokiem 2014 z okręgów jednomandatowych wybierano także 225 posłów, ale dziś nie sposób przeprowadzić głosowania na anektowanym Krymie i w tych częściach obwodów donieckiego i ługańskiego, które są pod kontrolą Rosji i wspieranych przez nią separatystów.

Sondaże wskazują, że do parlamentu może wejść pięć partii, a szósta jest bliska przekroczenia pięcioprocentowego progu wyborczego. Trzy z nich są nowe i postawiły na ludzi, którzy do tej pory nie uczestniczyli w polityce. To prezydencka partia Sługa Narodu, Hołos piosenkarza Swiatosława Wakarczuka, a także Siła i Cześć byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Ihora Smeszki.

– Wybory w roku 2019 są inne nie tylko od tych z 2014, ale też od wszystkich poprzednich. Wyróżnia je społeczne zapotrzebowanie na antysystemowość i apolityczność – mówi ­analityczka Marija Zołkina z Fundacji Demokratyczne Inicjatywy imienia Ilka Kuczeriwa. – Wyborcy oczekują nowych twarzy w jak najbardziej dosłownym sensie – precyzuje.

Nieustające oczekiwanie reform

Zołkina wyjaśnia, że w przeszłości ukraińscy wyborcy chętnie zwracali uwagę na charyzmatycznego lidera i na programy, w tym zwłaszcza na to, czy jakaś partia podejmuje bliskie im tematy społeczne. Ważną rolę odgrywało doświadczenie. Tymczasem w wyborach w 2019 r. – najpierw wiosennych, prezydenckich, a teraz nadchodzących, parlamentarnych – staż w polityce traktowany jest jako obciążenie.

Analityczka tłumaczy, że dziś staż polityczny kojarzy się obywatelom z uwikłaniem w korupcyjne układy. Nakłada się na to niezadowolenie z powolnego tempa zmian.

Z badań Fundacji Demokratyczne Inicjatywy wynika, że respondenci najbardziej oczekują reformy antykorupcyjnej (63 proc.), a także reformy systemu opieki zdrowotnej (57 proc.), reformy systemu emerytur i opieki społecznej (52 proc.) oraz reformy organów ścigania (37 proc.) i lustracji urzędników (33 proc.).

Piosenkarz na fali wznoszącej

Karina Manżaj mówi, że chce głosować na partię Hołos (czyli Głos). Jej lider jest wokalistą i liderem Okeanu Elzy – jednego z najpopularniejszych ukraińskich zespołów rockowych, grającego od 1994 r. Jego partia powstała niedawno – na cztery dni przed wystąpieniem Zełenskiego, podczas którego zapowiedział przedterminowe wybory.

44-letni Wakarczuk nie pierwszy raz angażuje się politycznie – w latach ­2007-08 był już członkiem parlamentu. Ale wtedy szybko, już po roku, zrezygnował, gdyż – jak mówił w wywiadzie dla telewizyjnego Kanału 5 – nie chciał „grać według reguł starej polityki”. Mimo rezygnacji z mandatu, piosenkarz komentował politykę. Długo rozważał swój udział w wyborach prezydenckich wiosną tego roku, w badaniach opinii publicznej znajdował się wśród pięciu najpopularniejszych kandydatów. Jednak na trzy miesiące przed pierwszą turą zrezygnował.

Kandydaci Hołosu do Rady Najwyższej to w ogromnej większości polityczni nowicjusze: przedstawiciele biznesu lub organizacji pozarządowych. Jej poparcie szacowane jest na ponad 8 proc., ale im bliżej do wyborów, tym Hołos notuje lepsze wyniki.

Politolog Wołodymyr Fesenko uważa, że jest to spowodowane popularnością przywódcy partii, ale też pozytywnym odbiorem zaproponowanych kandydatów. – Z tego powodu znaczna część ludzi, którzy podczas wyborów prezydenckich głosowali na Petra Poroszenkę, teraz popiera Hołos – wyjaśnia Fesenko.

To do takich wyborców zalicza się właśnie Karina Manżaj. Jeszcze w kwietniu tego roku, w drugiej turze głosowała na walczącego o reelekcję prezydenta. – Nie mam iluzji co do Poroszenki. Miał pięć lat na przeprowadzenie zmian, ale wielu rzeczy nie zrobił – mówi Manżaj.

Teraz Karina wybiera Hołos. Liczy, że z listy tej partii do parlamentu dostanie się kilku deputowanych prezentujących wartości demokratyczne, liberalne i proeuropejskie.

Popularny Zełenski, popularna partia

O ile Hołos może liczyć na przekroczenie progu wyborczego, o tyle prezydenckie ugrupowanie Sługa Narodu zostawia wszystkich konkurentów daleko w tyle.

Sondaże wskazują, że poparcie dla partii Wołodymyra Zełenskiego utrzymuje się na rekordowym poziomie powyżej 40 proc. „Sługa Narodu” to także tytuł serialu telewizyjnego, w którym w ciągu ostatnich kilku lat Zełenski-aktor wcielał się w rolę „prezydenta z przypadku”: przywódcy idealnego, który skutecznie walczy ze skorumpowanym „systemem”.

Ten niezwykle popularny na Ukrainie serial wypromował postać Zełenskiego jako przyszłego polityka (wcześniej był on już znany, ale jako kabareciarz i producent telewizyjny); powszechnie uważa się, że było to jedno ze źródeł jego sukcesu.

Niezwykła popularność Zełenskiego, któremu wedle sondaży ufa dziś trzy czwarte obywateli, przekłada się na popularność kandydatów z jego partii. ­Dotąd w przypadku okręgów jednomandatowych szczególną rolę odgrywała rozpoznawalność polityka. Dziś ta reguła najwyraźniej traci na znaczeniu – niektórzy doświadczeni politycy prowadzą po cichu swoją de facto kampanię wyborczą jeszcze od zeszłego roku, a mimo to mogą nie zdobyć mandatów.

– Nikomu nieznany kandydat z partii Sługa Narodu, który nie zajmował się wcześniej działalnością społeczno-polityczną ani nie był nawet aktywistą, i który jest w ogóle osobą mało popularną, na starcie kampanii otrzymywał nawet ­15–20 proc. poparcia – mówi Marija Zołkina.

Dzięki temu, jak stwierdza politolożka, na miejsce w parlamencie mogą liczyć nawet ci, o których nie znajdzie się wielu wyników w wyszukiwarce Google.

Celebryci w politycznym kontekście

Politolog Wołodymyr Fesenko tłumaczy, że w przypadku Sługi Narodu i Hołosu popularność ich liderów jest niemal tożsama z poparciem, na które mogą liczyć obie partie. Do tego nie jest wykluczone, że elektorat między tymi partiami będzie przepływał, bo ludzie chcą głosować na oba te ugrupowania z podobnych przyczyn.

– Obydwaj liderzy nie są zawodowymi politykami. Kryzys zaufania do elit, który rozpoczął się u nas jakieś trzy lata temu i stale się pogłębiał, doprowadził do popytu na ludzi, którzy nie są politykami, ale są akceptowani w politycznym kontekście – mówi Fesenko.

Politolog uważa, że na Ukrainie są tylko dwaj celebryci, którzy spełniali te warunki: właśnie Zełenski i Wakarczuk.

Do pewnego stopnia z tych nastrojów skorzystał też przewodniczący Siły i Czci Ihor Smeszko, któremu kierowanie Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy [to mniej więcej odpowiednik polskiej ABW, choć SBU jest znacznie liczniejsza i ma większy zakres kompetencji – red.] przysporzyło opinię profesjonalisty oraz wojskowego-patrioty, chroniąc go zarazem przed wepchnięciem w rolę polityka.

Powrót Partii Regionów

Podobną popularnością jak Hołos cieszą się dwie „stare” partie: Solidarność Europejska byłego prezydenta Poroszenki (dziś występująca pod taką właśnie, nową już nazwą) oraz Batkiwszczyna (Ojczyzna) Julii Tymoszenko.

Ale ze „starej gwardii” na największy (czy też, precyzyjniej: relatywnie największy) sukces może liczyć Platforma Opozycyjna – Za Życiem, która w sondażach notuje wyniki powyżej 10 proc. To kolejna sukcesorka słynnej Partii Regionów – macierzystej formacji byłego prezydenta Janukowycza, który w lutym 2014 r. uciekł do Moskwy. W pierwszej dziesiątce listy ogólnokrajowej Platformy Opozycyjnej znajdujemy postacie tyleż znane, co budzące gwałtowne emocje – jak były wice­premier Jurij Bojko, była minister polityki społecznej Natalija Korołewska czy Wiktor Medwedczuk, prywatnie ojciec chrzestny córki Władimira Putina.

Na największe poparcie partia ta może liczyć we wschodnich i południowych obwodach. Marija Zołkina tłumaczy, że Platforma Opozycyjna stawia na polityków cieszących się opinią dobrego gospodarza czy skutecznego przemysłowca. Zwolennicy tego ugrupowania liczą, że w razie zwycięstwa wojna się skończy, a stosunki z Rosją się unormują (cokolwiek miałoby to oznaczać) – niezależnie od tego, jaka byłaby tego cena.

– Ich „nisza” to prorosyjscy mieszkańcy Ukrainy, faktycznie nawet proputinowscy – ocenia Fesenko.

Zołkina uważa, że przyczyną powrotu tych postaci i ich rosnącej popularności było to, że nie ponieśli politycznych konsekwencji za faktyczny zamach na ład konstytucyjny w latach 2010-14, za prezydentury Janukowycza. Zamiast tego mogli zasiadać w parlamencie, prowadzić biznes i nawet skupować ukraińskie media.

Jak choćby Medwedczuk, który niedawno kupił zachodnioukraiński kanał telewizyjny ZIK. Teraz pod kontrolą tego polityka są trzy kanały informacyjne. Zołkina uważa, że wpływają one na postrzeganie rzeczywistości przez część mieszkańców kraju i potęgują uczucie rozczarowania sytuacją.

Nowi... Ale co to znaczy?

Karina Manżaj od sześciu lat pracuje w organizacjach pozarządowych, wcześniej także przez sześć lat była wolontariuszką. Nie należy do tych, którzy biernie czekają na zmiany, lecz do tych, którzy sami próbują ich dokonywać. Najpierw w jej rodzinnym Dniepropietrowsku (w 2016 r., w ramach dekomunizacji, nazwę miasta zmieniono na Dnipro) we wschodniej Ukrainie. Potem w Kijowie, do którego przyjechała tuż przed protestami na Majdanie.

Karina uważa, że największą porażką pomarańczowej rewolucji – tej, która na przełomie 2004/05 wyniosła do władzy Wiktora Juszczenkę (i udaremniła oszustwa wyborcze, które miały pomóc Janukowyczowi) – było to, że politykom odpuszczono.

– Pod koniec 2014 r. ludzie wyszli na Majdan, wywrócili wszystko, a potem poszli do domów i czekali, aż przyjdzie prezydent Juszczenko i wkręci żarówkę za nich. To tak nie działa i nigdy nie zadziała – mówi Manżaj.

Karina sądzi, że wprawdzie już po pomarańczowej rewolucji nie wszyscy chcieli biernie czekać, wielu wzięło sprawy w swoje ręce – ale że wciąż było (i jest) takich ludzi za mało. Rodaków ocenia krytycznie: uważa, że chcieliby natychmiastowych zmian, zamiast samemu działać na ich rzecz i osiągać je stopniowo. – Wszyscy biegamy sprinty zamiast maratonów – mówi.

Chociaż Karina nie uważa, by ostatnie lata zostały całkowicie zmarnowane, to nie pokłada już zbyt wielu nadziei w politykach. Nie chce nawet myśleć, jaki będzie nowy parlament. – Zasadniczą kwestią nie jest to, czy pojawią się nowe twarze, lecz co się za nimi będzie kryło – stwierdza 29-latka. Tylu niedoświadczonych polityków może doprowadzić przecież do chaosu i paraliżu parlamentu.

Karina Manżaj nie wyklucza jednak i takiej możliwości, że Ukraina zrezygnuje z krótkotrwałych sprintów – i nareszcie rozpocznie swój maraton. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019