Kanadę można wymyślić, Justin!

Skandale go poturbowały, lecz po październikowych wyborach może pozostać przy władzy. „Ulubionemu premierowi świata” liberałów będzie jednak trudniej – jego kraj czekają zmiany.

30.09.2019

Czyta się kilka minut

Justin Trudeau w ambasadzie Kanady, Waszyngton, październik 2017 r. / DREW ANGERER / GETTY IMAGES
Justin Trudeau w ambasadzie Kanady, Waszyngton, październik 2017 r. / DREW ANGERER / GETTY IMAGES

Shinzō Abe, premier Japonii, wytrzymał 19 sekund – po czym skrzywił twarz w grymasie bólu. Theresa May była dzierżona za rękę niczym czyjaś własność. Mike Pence i Barack Obama wyglądali, jakby wyrywano im palce ze stawów. Wielu, wielu innych musiało znosić pryncypialne poklepywanie. Słowem: długo nie było mocnych na uścisk dłoni Donalda Trumpa.

Dał mu radę dopiero Justin Trudeau. Kiedy Trump witał go przed Białym Domem, premier Kanady wolną ręką chwycił prezydenta za prawe ramię, równoważąc jego napór. Gdy pozowali zaś do zdjęć, to on potrząsał dłonią gospodarza.

Wtedy, w lutym 2017 r., był to ważny triumf – i kpina z krytyków, którzy powtarzali, że to „Trump stworzył Trudeau”. „Stworzył”, rzecz jasna, przez przeciwieństwo. Gdy on zakazywał wjazdu do Stanów obywatelom kilku państw muzułmańskich, Trudeau witał na lotnisku uchodźców z Syrii. Kiedy w Waszyngtonie krytykowano paryskie porozumienie klimatyczne, w Ottawie wzywano do ograniczania emisji dwutlenku węgla. Trudno było też o większy kontrast między mizoginistycznym, rzucającym seksistowskie uwagi Trumpem a wprowadzającym w swoim rządzie parytet płci Justinem.

Właśnie imieniem – jakby był idolem muzyki pop – wołała na premiera Kanady prasa. Amerykański magazyn „Rolling Stone” pytał zaś na okładce: „Dlaczego to on nie może być naszym prezydentem?”.

Ale teraz, przed planowanymi na 21 października wyborami do Izby Gmin Kanady (odpowiedniczki polskiego Sejmu), pytanie jest inne: na ile Trudeau był wtedy sobą, a na ile był taki, jakim bardzo wielu (nie tylko w Kanadzie) chciało go widzieć?

Walcząc o Montreal

Już w lutym była minister sprawiedliwości i prokurator generalna Jody Wilson-Raybould ujawniła, że Trudeau i jego współpracownicy nakłaniali ją do umorzenia śledztwa przeciw kierownictwu dużej firmy inżynieryjnej SNC-Lavalin, oskarżanemu o korupcję podczas inwestycji w Libii. Kiedy odmówiła, premier miał ją za to zdymisjonować i wyrzucić z klubu parlamentarnego Liberalnej Partii Kanady. W połowie sierpnia komisja ds. etyki uznała, że Trudeau naruszył przepisy o konflikcie interesów – Montreal, siedziba SNC-Lavalin, to bowiem dla premiera miasto politycznie strategiczne, gdzie, jak pokrętnie tłumaczył, bronił „kanadyjskich miejsc pracy”.

Na tym nie skończyły się kłopoty Justina. Kilka dni temu amerykański magazyn „Time” opublikował zdjęcia z imprezy w 2001 r., na których 30-letni Trudeau – pracujący wówczas jako nauczyciel w Vancouver – ma pomalowaną na czarno twarz. To tzw. brownface, popularne kiedyś w krajach anglosaskich udawanie osób ciemnoskórych, obecnie uważa się za zachowanie rasistowskie. Premier przeprosił i zapewnił, że „już nie jest takim człowiekiem jak wtedy”. Co nie zmienia faktu, że wkrótce ujawniono podobne zdjęcia z wcześniejszych imprez.


Czytaj także: Skasuj się: Anna Dziewit-Meller o starych fotografiach Justina Trudeau


Sondaże wskazują niemal na remis: Liberalna Partia Kanady i Konserwatywna Partia Kanady mogą liczyć na 34 proc. poparcia każda, lewicowa Nowa Partia Demokratyczna (NDP) na 12 proc., a Zielon na 10 proc. wyborców. Jeśli wyniki będą takie jak sondaże, dla Trudeau będzie to porażka, bo obecnie liberałowie mają w parlamencie prawie dwa razy więcej posłów niż konserwatyści.

Po ostatnich aferach premier zrezygnował z udziału w dwóch z pięciu telewizyjnych debat przewodniczących partii. Zdaniem krytyków, bierze przykład z Trumpa i brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, którzy – zamiast odpowiadać na pytania dziennikarzy podczas konferencji prasowych – wolą rozmawiać „z narodem” na moderowanych czatach wideo. Październikowe wybory mogą się więc zamienić w plebiscyt na temat Justina.

I z kim tu przegrać

Ten jednak wciąż może wygrać, bo jego rząd jest po prostu skuteczny.

Od 2015 r. Trudeau zreformował system podatkowy, odciążając klasę średnią i najuboższych. Utrzymał bezrobocie na poziomie 6 proc., zręcznie poprowadził potencjalnie niebezpieczne dla Kanady negocjacje w sprawie porozumienia USMCA, które zastąpi Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu, wprowadził tzw. podatek węglowy. Dotrzymał obietnic danych lewicowemu elektoratowi (parytet płci, legalizacja wspomaganego samobójstwa i posiadania niewielkich ilości marihuany). Teraz obiecuje rozszerzenie kontroli nad posiadaniem broni i opracowanie listy leków na receptę finansowanych przez państwo.

Liberałowie obawiają się głównie rozbicia głosów na mniejsze partie centrolewicowe: NDP i Zielonych. Obie zarzucają premierowi rezygnację z zapowiadanych zmian w ordynacji, która wciąż sprzyja większym stronnictwom, powierzchowny charakter zmian, a czasem hipokryzję. Przykład? Choć Trudeau hołubi pacyfistyczny wizerunek kraju, nie unieważnił – podpisanego przez poprzedni konserwatywny rząd i wartego 14,8 mld dolarów kanadyjskich (ok. 44,7 mld zł) – kontraktu na sprzedaż broni Arabii Saudyjskiej.

Premierowi sprzyja natomiast słabość ideowych rywali na prawicy. Konserwatywną Partię Kanady prowadzi do wyborów mało doświadczony Andrew Scheer, a krytykujący domniemany rasizm Trudeau politycy regionalnej koalicji CAQ, rządzącej frankofońskim Quebekiem – która właśnie zakazała pracownikom sektora publicznego w tej prowincji noszenia symboli religijnych (w praktyce przepis uderzył głównie w muzułmanki) – brzmią wyjątkowo niewiarygodnie.

Poligon przyszłości

„Kanadę można stworzyć, Pierre” – mówił pod koniec lat 60. XX w. swojemu przyjacielowi Marshall McLuhan, twórca teorii masowego komunikowania, autor znanego hasła „medium jest przekazem”. Owym przyjacielem był Pierre Trudeau, ojciec Justina, wtedy także premier (rządził w latach 1968-79 i 1980-84).

I ojciec, i syn posłuchali tej rady, promując wizerunek zaangażowanej, otwartej i pozbawionej kompleksów Kanady. Jeśli jednak Trudeau pozostanie po wyborach premierem, będzie musiał dostosować to liberalne marzenie do nowych, zmieniających się realiów – Kanada staje się bowiem swoistym poligonem przyszłości. Dotąd życie polityczne koncentrowało się w „starych” prowincjach Quebec i Ontario, gdzie teraz stopniowo traci na znaczeniu ciężki przemysł i zmienia się charakter gospodarki; środek ciężkości kraju przesuwa się na północ i na zachód.

Topnienie lodu otwiera dostęp do Arktyki. Ottawa spiera się z Waszyngtonem i Pekinem o kontrolę nad Przejściem Północno-Zachodnim – najkrótszą trasą żeglugi z północnego Atlantyku na Pacyfik. Inwestuje w wydobycie surowców – symbolem jest nacjonalizacja i rozbudowa ropociągu, łączącego prowincję Alberta z zachodnim wybrzeżem, co ekolodzy uznali za zdradę idei ochrony środowiska przez Trudeau. Rywalizacja o Arktykę ustawia Kanadę na kursie kolizyjnym z Chinami i komplikuje stosunki z USA.

Kraj ma sprawny system imigracyjny, którego celem jest sprowadzanie pracowników wysoko kwalifikowanych oraz z tych branż, w których najbardziej ich brakuje (w 2019 r. prawo stałego pobytu ma uzyskać ok. 330 tys. osób). Napływ imigrantów z Azji daje się odczuć już nie tylko w położonej nad Pacyfikiem prowincji Kolumbia Brytyjska – przewodniczącym NDP jest Sikh, Jagmeet Singh. I choć kanadyjskie „wojny kulturowe” mają – w porównaniu z tymi w USA – stosunkowo łagodny przebieg, ze środkowych i zachodnich prowincji, tradycyjnie zawsze bardziej konserwatywnych, słychać (jeszcze pojedyncze) głosy tęsknoty za „starym porządkiem”.

Na razie kanadyjski sen trwa. Wydarzenia z ostatnich miesięcy tylko to potwierdziły – bo szczęśliwy to chyba kraj, w którym jeden zaledwie skandal to już „o jeden skandal za dużo”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2019