Kampania po słowacku

Jeden z kandydatów na stanowisko prezydenta RP w ramach swej kampanii wyborczej otworzył w stolicy sklep...

04.04.2015

Czyta się kilka minut

... a właściwie jego atrapę, i w ramach swego projektu politycznego oraz ideowego poprzyczepiał do towarów na półkach ceny w euro, obowiązujące – dodajmy koniecznie – na Słowacji.

Lud nasz osobliwie struchlał. Warszawiak, mimo że przecież nielękliwy, zadrżał i w strasznych nerwach zaczął szukać w mediach swoich ulubionych, od Pudelka po „Tele Tydzień”, informacji, czy oto wojska słowackie prą już ku Bałtykowi, przynosząc na kałachach swych ceny słowackie na marchew, czy może raczej jest to zaledwie typowa dla naszych speców akcja rzetelnego robienia ludu w bambuko. Zauważyć tu trzeba z niepokojem, że ta ostatnia czynność staje się coraz bardziej popularna z prostego dość powodu, mianowicie lud w bambuko robić się daje chętnie, zwłaszcza że banie się stało się jednym z naszych najulubieńszych hobby. Rzec zatem należy wyraźnie, że Słowacy nie prą, a sklep może być jednoznacznym sygnałem, że kandydat ów ubiega się niemal na pewno o zaszczytne stanowisko słowackiego rzecznika konsumenta, a może też aspiruje do wyższych sfer tamtejszych służb celnych.

Powiedzmy sobie wprost, że na Słowacji żarcie jest i było zawsze droższe niźli w ojczyźnie naszej, mlekiem i miodem płynącej. Byłoby tu niewskazane wnikanie w specyfikę tamtejszego rynku, dość powiedzieć, że jest to kraj – pardon – mały, produkujący żywności stosunkowo niewiele, a więc ją importujący, stąd różnica w cenach. Takie oto informacje można przeczytać w sieci, w serwisach zajmujących się tymi sprawami fachowo, nie tak jak ów Jędruś, wyobrażający sobie, że cena na cokolwiek jest wynikiem czyjegokolwiek chciejstwa bądź narad w komitecie politycznym.

Sklep kandydata – było nie było, poważnego gracza na scenie politycznej – przywodzi wspomnienia, których niestety nie rejestruje i nie pielęgnuje oficjalna doktryna polityki historycznej. Oto bowiem, jak daleko człowiek sięga pamięcią, ku czasom heroicznym, i przed euro, to znaczy, gdy pił jak gąbka, nie jechało się na Słowację, by tam kupować sobie ziemniaki czy śliwki, ale po to, by nabyć owe ziemniaki i śliwki przetworzone. Była dla tych polskich wypadów symetria z tamtej strony, mianowicie Słowak przybywał do Polski, by sobie kupić coś do jedzenia. Takoż się utarło, i jest to sytuacja aktualna, pomijając drobnostkę, że do alkoholu Słowacy mają stosunek znacznie mniej krępujący niźli nasi tutejsi. Wobec tych argumentów, miażdżących sens uruchamiania cyrku ze słowackimi cenami jedzenia, przychodzi do głowy pomysł na kontrofensywę. Otóż, gdybyśmy żyli w kraju ludzi, a zwłaszcza polityków, bardziej otwartych i gibkich, trzeba by było natychmiast otworzyć w Warszawie kontrsklep, nie z marchewką i ziemniakami, a z alkoholami w cenach słowackich, w euro oczywiście. Każdy mógłby się wtedy przekonać, że można w życiu napić się niekoniecznie lepiej, ale na pewno taniej. Co więcej, lud Słowacji byłby takiemu kandydatowi wdzięczny za rękę wyciągniętą, za ruch pogłębiający odwieczną przyjaźń polsko-słowacką.

Wracając do sklepu już istniejącego i straszącego cenami, które są wzięte zaiste z kosmosu, bowiem Bóg jeden wie, czy i kiedy Polska będzie w strefie euro, i takoż, jak wtedy będzie wyglądał rynek czegokolwiek. Otóż pomijając wszystko, co ów kandydat ma do powiedzenia, rzuca się w tym, co uczynił, nikły rozmach. A partia jego zasłynęła przecież rozmachem totalnym, w znaczeniu dosłownym, w wielu dziedzinach, i jest w kwestii cen doświadczona w boju. Otóż dziwi mocno, że kandydat posłużył się cenami zaledwie słowackimi. Można było w kosmos cen ulecieć znacznie wyżej i po prostu powiedzieć, że gdy euro będziemy płacić w Polsce, ceny marchwi będą milion razy wyższe. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2015