Zmiana

Wypada dziś, dla odświeżenia umysłu, zastanowić się nad powabem słowa „zmiana”, bowiem nikt nie ma chyba wątpliwości, że to ono rządzi światem i ze światem wygrywa w cuglach.

01.02.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Oto w obietnicy zmiany tkwi od wieków niesłabnący potencjał, większy – śmiemy twierdzić – niźli w słowach innych, których moc wydaje nam się bezsporna. Na dźwięk słowa „zmiana” w każdym języku umysł człowieczy budzi się z gnuśności, czegokolwiek by komunikowana zmiana miała dotyczyć. Zmiana towarzyszki bądź towarzysza życia, zmiana diety, zmiana bielizny, wysokości pensji, zmiana samochodu, słowem zmiana dowolnie wymienionej sytuacji bądź rzeczy wywołuje reakcję natychmiastową. Człowiek leżący wstaje, a stojący się kładzie. Gdy słyszymy słowo „zmiana”, wiemy, że monotonii nadszedł kres, bo monotonia to nie jest hobby człowiecze i nigdy nim nie było.

Powszechnie wiadomo, że zmiany bywają złe i dobre, ale, co ciekawe, ocenę zmiany możemy przeprowadzić tylko, gdy już się wydarzy. Nie wcześniej. Uznać zatem należy bezwzględnie, że zapowiedź zmiany jest zawsze obietnicą. Wszystko, co tu na razie powiedziano, należy niewątpliwie do zespołu prawd banalnych. Owszem, ale to nie szkodzi. Przypominanie sobie oczywistości nie zaszkodziło jeszcze nikomu, zwłaszcza dzisiaj jest to ćwiczenie zajmujące. Każdy to przyzna.

Rzecz jasna, odkąd istnieją wybory, obietnice „zmiany” zapowiada każdy aspirujący do władzy, takoż zatem w hasłach wyborczych „zmiana” pojawia się od zawsze i z powodzeniem. Oczywiście – nie jest to policzone, ale załóżmy na pierwszy rzut oka, że to prawda – już po wyborach, tkwiąc w szarzyźnie niekampanijnego życia, ludy zwabione zmienianiem czuły się głęboko rozczarowane. Na tyle, że w sposób automatyczny reagowały na zapowiedź zmiany przez kolejnych i kolejnych swych kandydatów, odsuwając poprzedników od – jak się to dziś elegancko w sferach rządowych i parlamentarnych mawia – koryta. No więc powód tych rozczarowań jest tylko pozornie oczywisty. Wydaje się, że ludzie zmieniają sobie władców, bo takie mają widzimisię, bo się pomylili, wybierając rzesze nieudaczników, kłamców, brzydali, złodziei i oszustów. Otóż to prawda, ale nie cała. W słowie „zmiana” i w mamieniu „zmianą” tkwi niebezpieczny i nieokiełznany potencjał natury erotycznej, diabelski powab, chora tajemnica i powiew świeżości. Jest niemal niemożliwe, by uprawiając politykę, czyli branżę prawie zawsze drugiej świeżości, wypełnić oczekiwania zgoła niematerialne, by zaspokoić żądze, którym do polityki daleko.

Te odświeżające uwagi wymagają rzecz jasna korekty i skromnego uzupełnienia, bowiem, jak tu wszyscy siedzimy, wiemy, że ostatnio do słowa „zmiana” dodano słowo „dobra”, co przyniosło efekt znakomity. Uznano – wygląda na to – że sama „zmiana” mogłaby nie wystarczyć i dlatego ukwiecono ją dobrocią, co też zapewne zasadniczo pomniejszyło grono wyborców alergicznie reagujących na wszelkie obietnice polityczne i uważających przenikliwie, że dobrze to już było. Obietnica zmiany, jako się rzekło, zobowiązuje, dodanie jej dobroci to zobowiązanie pomnaża. Cóż pomnożyła? To proste, wielu, ale wciąż niewielu, uważa, że „dobra zmiana” polega na razie na zmienianiu wyłącznie na gorsze, większość jednak uznaje, że owszem – jest pięknie, a nawet piękniej. Dla owej większości nieistotny jest kurs walut, kursy giełdowe czy kurs polityki międzynarodowej, są to rzeczy niepojmowalne i nieobejmowalne. Pojmowalne jest tylko jedno piękne coś. Oto części bliźnich w sposób wyraźny i bez znieczulenia „dobra zmiana” zrobiła źle, i to nas tak raduje, że warto się zastanowić, czy jest w świecie coś, co nas – żyjących w dorzeczu Wisły – raduje bardziej. Wypada więc z tej okazji, z okazji owej „dobrej zmiany” przytoczyć najmniej drastyczny fragment Modlitwy Polaka, z jakże lubianego filmu pt: „Dzień świra”. Oto te złote słowa, będące de facto modlitwą o zmianę, oczywiście dobrą: „żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2016