Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Poczucie przełomowości wzmocnił amerykański Episkopat, wzywając przed zapowiedzianym orzeczeniem do modlitwy i postu. Z kolei już po wyroku amerykańscy biskupi ostro skrytykowali Sąd Najwyższy, który ich zdaniem dopuścił się głębokiej niesprawiedliwości wobec narodu amerykańskiego.
Tymczasem Sąd Najwyższy USA nie wypowiadał się na temat legalności małżeństw homoseksualnych, tylko na temat problemów proceduralnych powstających tam, gdzie takie małżeństwa zostały zalegalizowane (są dopuszczalne w 12 stanach). Jedna z rozpatrywanych spraw dotyczyła sprzeczności przyjętej w 1996 r. ustawy o ochronie małżeństwa, definiowanego wyłącznie jako związek kobiety i mężczyzny, z prawami federalnymi przyznającymi związkom homoseksualnym przywileje małżeńskie w tych stanach, gdzie małżeństwa homoseksualne zostały zalegalizowane. W rezultacie nie mogły one korzystać z owych przywilejów, co Sąd Najwyższy USA uznał za sprzeczne z konstytucją. Oczywiście wyrok ma ograniczony zasięg tylko do wspomnianych 12 liberalnych stanów i nie ma takiego przełomowego charakteru, jak zapowiadano.
Reakcje „na wyrost” na orzeczenie amerykańskiego Sądu pokazują jednak, że wkraczamy w apogeum jednego z najważniejszych sporów cywilizacyjnych: dotyczącego istoty małżeństwa i jego roli w społeczeństwie. Z jednej strony trudno ignorować fakt, że żyją wśród nas osoby homoseksualne, które swojej orientacji nie wybierają i które chcą układać swoje życie tworząc związki zgodnie ze społeczną naturą człowieka. Z drugiej strony, nie wolno nam zniszczyć owej oczywistości, że rodzina tworzona przez małżeństwo kobiety i mężczyzny jest najlepszym miejscem wychowywania następnych pokoleń i przez to powinna być uprzywilejowana.