Jest bezpiecznie

Klemm niezdecydowanym stosunkiem do "Piekarni" Brechta marnuje polityczny potencjał dramatu, który - przy wszystkich brakach - potrafi jeszcze zdrowo dokopać.

30.09.2008

Czyta się kilka minut

"Piekarnia" Brechta jest jak fabularyzowany i udramatyzowany schemat łańcucha pokarmowego. Na samej górze znajduje się gruba ryba: agent nieruchomości Flamm, który ściąga długi od piekarza Meiningera. Ten wypowiada mieszkanie Niobe Queck, która nie płaciła czynszu. Wyrzucona na ulicę z piątką dzieci Queck poznaje sprzedawcę gazet Washingtona Meyera, który niedawno dorobił się kiosku z gazetami. Teraz postanawia jej pomóc - i wkrótce płaci za to utratą wszystkiego. Stanowiący koniec łańcucha Queck i Meyer to płotki, najsłabsi i najmniejsi, dla których nie ma już niczego do pożarcia - nawet chleba - i dlatego obydwoje giną. Podporucznik Armii Zbawienia, opiekunka społeczna, policjant, tłum bezrobotnych - to w tym układzie ogniwa poboczne, które dostarczają niezbędnych argumentów na rzecz powyższej tezy. Teza jest prosta, rzeczowa, racjonalna, "naturalna" - i dlatego całkowicie odporna na polemikę.

Ta apodyktyczność tekstu jest dla reżysera pierwszym i podstawowym wyzwaniem. Wojtek Klemm zapewne z chęcią przystałby na wszystko, problem jednak w tym, że wczesny utwór Brechta trudno kupić w całości. Nawet jeśli zgadzamy się w kwestiach zasadniczych, a do pomocy za dramaturga mamy Igora Stokfiszewskiego z "Krytyki Politycznej" - "Piekarnia" w szczegółach okazuje się ciężkostrawna. Co zrobić z nachalnym dydaktyzmem, jak poradzić sobie z fragmentami zupełnie papierowymi? Klemm wybiera rozwiązanie bezpieczne, połowiczne i w sumie najprostsze: na Brechtowskiej ankiecie krzyżyk stawia przy "tak", ale śledzi każdą linijkę tekstu i raz po raz - na boku - zgłasza zastrzeżenia: żartując, ironizując, puszczając do widza oko.

Na scenie mamy rozkręcony w najlepsze teatralny żywioł. W głębi po lewej stronie przy drewnianej ławie biesiadują aktorzy, którzy akurat nie biorą udziału w akcji. Po prawej - tercet muzyczny wygrywa ciężkie i głośne brzmienia. Na środku dwupiętrowa konstrukcja baraków umieszczona na używanej z zamiłowaniem obrotówce. Aktorzy na przemian wchodzą i wychodzą z ról. Wbiegają na środek i - na trzy cztery - podają tekst. Stają przy mikrofonie i wyśpiewują songi. Stają rzędem i tańczą. Zwracają się bezpośrednio do widzów. Klemm sprawnie operuje tą teatralną machiną, konstruując inscenizację urozmaiconą, barwną, dynamiczną, o czytelnej dramaturgii. Przedstawienie nie jest pozbawione mielizn, ale na pewno nie jest nudne - i to podstawowa z jego zalet.

Zaraz potem zaczynają się wątpliwości. Choć Klemm sięga po repertuar chwytów, które wywodzą się z teatralnej tradycji Brechtowskiego dystansu, służą mu raczej do zbudowania dystansu wobec samego Brechta. W ogniu scenicznych pomysłów dramat schodzi na daleki plan. Jeśli reżyser bierze na warsztat utwór kontrowersyjny, specjalnie na tę potrzebę tłumaczony - oczekuje się, że ma do niego jakiś określony, żywy stosunek. Tymczasem - takie odniosłem wrażenie - Klemm robi uniki. Jakby z braku przekonania do tekstu uwagę widza kieruje co chwila w inną stronę: na zabawny kostium, porywającą choreografię, ten czy tamten pomysł. Nie znaczy to, że nigdzie się nie zatrzymuje: tu i ówdzie spektakl pęka, zmienia się ton, melodia. Odświeżający był moment przy końcu, kiedy aktorzy zastygli w miejscach i - zamiast inscenizować kolejną scenę - jeden z nich po prostu przytoczył spory fragment tekstu, jakby czytał z kartki. Drobiazg, który jednak pokazuje, że prócz zgody lub niezgody na polityczne tezy istnieje jeszcze inna możliwość dialogu z dramatem: pójście w poprzek tekstu, gdzie sam teatralny dialog z Brechtem staje się przedmiotem i źródłem napięć oraz dramatów. Szkoda, że ten rodzaj dialogu Klemm podejmuje tylko sporadycznie.

Jeszcze bardziej szkoda, że przy swoim niezdecydowanym stosunku do "Piekarni" marnuje polityczny potencjał dramatu, który - przy wszystkich młodzieńczych brakach - potrafi przecież zdrowo dokopać. U Klemma Panna Hippler z Armii Zbawienia sportretowana została w sposób złośliwy, a jej program pomocy głodującym - oferta zaufania w Jezusie Panu - z ironią. Tymczasem aż się prosi, by ten motyw potraktować na serio, ostro, z jadem - tutaj, w tym miejscu, być surowszym i bardziej metodycznym niż Brecht. Spektakl Klemma jest politycznie mdły; poprzestaje na ogólnikach, z którymi nie chce się polemizować. Oglądając go, przypomniałem sobie wieńczącą ubiegły sezon "Ifigenię" Michała Zadary - pewnie ze względu na pokrewny teatralny język, a także na dramaturga Pawła Demirskiego, też związanego z "Krytyką". Tam opór wzbudziło we mnie zakończenie - sprowadzające całość do jednego przesłania. A jednak chyba lepsza taka deklaratywność od niewyraźnego, niezdecydowanego przedstawienia Klemma, które w ani jednym miejscu nie prowokuje widza do sprzeciwu.

Koniec końców widzowie, którzy chcieli zapytać Klemma o sceniczny potencjał wczesnego Brechta, będą się musieli zadowolić sentencją, że sprawny reżyser na każdy tekst znajdzie metodę - niekoniecznie oryginalną i inspirującą, ale przynajmniej gwarantującą teatralną rozrywkę na uczciwym poziomie. Ponieważ mamy początek sezonu - uznajmy to mimo wszystko za optymistyczny prognostyk.

Bertolt Brecht, "Piekarnia", tłum.: Monika Muskała; reż.: Wojtek Klemm; dramaturgia: Igor Stokfiszewski; dekoracje: Mascha Mazur; kostiumy: Julia Kornacka; muzyka: Dominik Strycharski; premiera w Starym Teatrze w Krakowie 20 września 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008