Jedwabne szaty i chiński sen

Moda na tradycję staje się w Chinach coraz powszechniejsza, od kilku lat jest też promowana przez rząd. Do czego komunistom potrzebny jest Konfucjusz i pamięć o cywilizacji Państwa Środka?

05.10.2020

Czyta się kilka minut

Ulice Pekinu tuż przed świętem narodowym; kobieta ubrana w tradycyjny strój hanfu. 29 września 2020 r. / KEVIN FRAYER / GETTY IMAGES
Ulice Pekinu tuż przed świętem narodowym; kobieta ubrana w tradycyjny strój hanfu. 29 września 2020 r. / KEVIN FRAYER / GETTY IMAGES

Wczesną jesienią twarz Pekinu się czerwieni. Kolorów miastu nadają dekoracje rozstawiane na ulicach z okazji święta narodowego przypadającego 1 października.

W domu państwa Xu, wśród harmideru sprzątania, ryczy telewizor nastawiony na kanał Centralnej Telewizji Chińskiej. Z salonowego odbiornika rozbrzmiewają fanfary – to przygotowania do obchodów rocznicy przejęcia władzy w 1949 r. przez Partię Komunistyczną i powstania Chińskiej Republiki Ludowej.

Tymczasem w pokoju obok córka państwa Xu, 22-letnia Weiwei, wyciąga z szafy nowe hanfu: strój nawiązujący do czasów o wiele dawniejszych niż Chiny Ludowe, ten młody przecież jeszcze twór. A w każdym razie młody, gdy spojrzy się nań z perspektywy kilku tysięcy lat chińskiej państwowości.

Hanfu z Taobao

Weiwei to typowa przedstawicielka rekonstrukcyjnego ruchu Hanfu. Jego podstawową misją jest wskrzeszenie dawnych tradycji ubioru głównej grupy etnicznej Chin – narodowości Han.

Dziewczyna prowadzi wygodny miejski styl życia: od poniedziałku do piątku chodzi na zajęcia i uczy się w kampusowej bibliotece, a w weekendy wydaje sporo pieniędzy na zabawę i zakupy.

Swoje hanfu kupiła za 800 yuanów (równowartość ok. 450 złotych) na Taobao, największej internetowej platformie handlowej w Chinach. Weiwei wahała się między luźniejszym wzorem z okresu dynastii Tang (rządziła Chinami od VII do X wieku) a delikatnie różową suknią nawiązującą do dynastii Ming (panującej od XIV do XVII wieku). Ostatecznie wybrała różową.

Stowarzyszenie popularyzacji hanfu, do którego należy Weiwei, spotyka się co tydzień. Członkowie we wspólnym gronie recytują poezję, poznają zasady starożytnej etykiety i uczą się gry na guzhengu, tradycyjnym chińskim instrumencie przypominającym cytrę.

Jej grupa składa się przede wszystkim z rówieśników Weiwei. Demografię ruchu Hanfu potwierdzają analizy konsumenckie. Szacunki Taobao wskazują, że 75 proc. zakupów tego stroju dokonywane jest przez osoby w grupie wiekowej 16-24 lata oraz w 90 proc. przez kobiety.

Wyrwać się z pogoni

Nic w tym dziwnego: to właśnie pokolenie urodzone w ostatnich dekadach XX stulecia oraz w pierwszej dekadzie wieku XXI jest w Chinach największą siłą na rynku rozrywki. Dla tych, którzy zostali wychowani w okresie gwałtownego wzrostu gospodarczego i polityki planowania urodzin (znanej szerzej jako „polityka jednego dziecka”), osobny budżet na rozrywkę jest na porządku dziennym.

– Moi rodzice wychowali się w skromnych warunkach i chcieli, żeby moje życie było łatwiejsze. Rzeczywiście nigdy niczego mi nie brakowało. Teraz, kiedy już dorosłam, potrzebuję jednak bardziej duchowego spełnienia. Noszenie hanfu i odtwarzanie zwyczajów naszych przodków wyrywa mnie z pogoni za rzeczami materialnymi – tłumaczy mi Weiwei w rozmowie przez komunikator internetowy.

Odzwierciedla to pewien paradoks: mimo że to w dużej mierze rozbudzony konsumpcjonizm przyczynił się do rozkwitu mody na hanfu, za modą stoi pragnienie uwolnienia się od jego więzów. Odpowiedzią ma być powrót do tradycji, a jej nośnikiem jest właśnie hanfu.

Złoty okres w historii

Na ścianie wisi fotografia ślubna rodziców Weiwei. Uśmiechnięta para młoda ubrana jest na modłę zachodnią. Matka Weiwei ma na sobie białą bufiastą suknię i welon, a ojciec garnitur. To dość typowe stroje chińskich nowożeńców w latach 80. i 90. poprzedniego wieku.

– Kiedy byłam mała, też marzyłam o takiej sukni, ale to się zmieniło. Co prawda nie wiem jeszcze, kiedy wyjdę za mąż, ale wiem, że będę miała na sobie hanfu. Dlaczego mamy czerpać z cudzych tradycji, skoro mamy swoje? – pyta Weiwei.

Nie jest sama: takiego wyboru dokonuje nie tylko garstka pasjonatów. Przesyt zachodnim stylem i wzornictwem jest zjawiskiem coraz powszechniejszym wśród młodych Chińczyków.

Dla uczestników ruchu Hanfu powrót do dawnych ubiorów jest nie tylko kwestią estetyczną. To jeden z elementów szerszej ambicji przywrócenia Chinom dawnej chwały. Wzorem do naśladowania mają być dynastie Han i Tang. Ta pierwsza panowała wyjątkowo długo, bo od III wieku przed naszą erą aż do III wieku naszej ery.

Choć te dwie epoki dzieli kilkaset lat, łączy je jedno: obie określane są złotym okresem w historii Chin. Ciąg skojarzeń w głowie Chińczyka, zapytanego o te dwie dynastie, będzie automatyczny: wynalezienie papieru, Jedwabny Szlak, rozwój żeglugi i handlu międzynarodowego, rozkwit kultury.

Nie bez powodu hymn ruchu Hanfu nosi więc tytuł „Chong Hui Han Tang”, czyli „Powrót do epoki Han i Tang”:

Ucichł szelest jedwabnych szat,
szliśmy nieraz gubiąc drogę.
Chcę powrócić do Han i Tang,
wskrzesić ich wielką historię.

W imaginarium ruchu Hanfu strój ma więc wymiar symboliczny: jest nośnikiem tradycji i – jak już powiedzieliśmy – także chwalebnej historii. A za konceptem Hanfu kryje się pragnienie odbudowania potęgi Chin. I ma dokonać się to teraz – w wieku XXI.

Chiński sen

„Podróżuj w hanfu” – tak brzmi tytuł akcji organizowanej przez stowarzyszenie Weiwei z okazji tegorocznego święta narodowego, podczas którego ruch turystyczny zwykle osiąga swoje szczyty. Tym razem, kiedy epidemia w Chinach wreszcie wydaje się być pod kontrolą, podróżnych może być nawet więcej.

Na blogu ruchu, w opisie wydarzenia, można przeczytać: „Hanfu i tradycyjna kultura odgrywają coraz większą rolę w codziennym życiu Chińczyków. Pomagają urzeczywistniać chiński sen o wskrzeszeniu wielkiej cywilizacji Państwa Środka”.


Czytaj także: Maria Wiśniewska: Sceny z życia chińskich parków


Brzmi mgliście, ale w głowie osoby zaznajomionej z aparatem pojęciowym Chińskiej Partii Komunistycznej od razu zapali się lampka. „Chiński sen” to termin promowany przez obecnego prezydenta Chin Xi Jinpinga od 2013 r. W swoich przemówieniach publicznych Xi wielokrotnie podkreślał, że głównym celem jego rządów jest spełnianie „chińskiego snu” o „wielkim renesansie narodu chińskiego”. Chodzi o przywrócenie Chinom pozycji światowej potęgi po „stu latach upokorzenia”, jak określany jest okres uzależnienia Chin od mocarstw kolonialnych od połowy XIX wieku do 1949 r.

Od tego czasu wiele się zmieniło. Chiny stały się drugą gospodarką świata i sukcesywnie umacniają swoją pozycję polityczną. Teraz, nadal z Partią Komunistyczną za sterami, kraj ma podążać drogą modernizacji, ale nie zatracając swojego wyjątkowego charakteru. To kultura tradycyjna, tępiona przez Partię Komunistyczną w trakcie tzw. Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturalnej Mao (w latach 1966-76), jest teraz przez nią samą przedstawiana jako esencja chińskości. Polityka promowania kultury tradycyjnej w Chinach zakłada dziś bowiem jej rolę tożsamościową i narodotwórczą.

Ujednolicenie na siłę

Problem leży jednak w tym, że naród chiński – rozumiany jako jedna grupa etniczna – nie istnieje. Nawet w oficjalnym dyskursie społeczeństwo Chin składa się z 56 narodowości. Każda z grup wyróżnia się pod względem językowym, kulturowym i tożsamościowym.

Budowanie jednej wspólnej tożsamości tak różnorodnego społeczeństwa wiąże się więc z koniecznością spłycenia jej wielowymiarowości. W praktyce promocja tradycyjnej kultury często sprowadza się więc do promocji kultury Chińczyków Han, którzy stanowią ponad 90 proc. populacji kraju.

Efekty tej wybiórczej polityki wspierania tradycji widoczne były chociażby we wrześniu tego roku w Mongolii Wewnętrznej – regionie autonomicznym w północnych Chinach. Tamtejsze szkoły zostały zmuszone do wycofania języka mongolskiego w nauczaniu niektórych przedmiotów – na rzecz mandaryńskiego. Oporni zostali poddani represjom. To kolejny krok w kierunku ujednolicenia kultury językowej Chin, ale zarazem krok w tył z punktu widzenia ochrony różnorodności.

Kultura tradycyjna służy też tworzeniu pozytywnego wizerunku Chin za granicą. Przykładem narzędzia dyplomacji kulturalnej prowadzonej przez rząd w Pekinie są Instytuty Konfucjusza, zakładane na całym świecie. Głównym ich celem jest nauczanie języka mandaryńskiego i upowszechnianie chińskiej kultury.

Szybki przegląd wydarzeń organizowanych przez Instytuty Konfucjusza w Polsce pokazuje, że w treści ich działań kultura tradycyjna dominuje nad współczesnymi aspektami tego kraju. W Instytutach wysłuchać można wykładów o roli muzyki w starożytnych Chinach, operze pekińskiej, chińskich sztukach walki. Propagowanie wiedzy o dawnych Chinach pomaga odwrócić uwagę od trudnych tematów.

Partia następcą i promotorem

Xi Jinping słynie z zamiłowania do nauk Konfucjusza, a w swoich przemowach często odwołuje się do kultury tradycyjnej. Podczas ostatniego zjazdu partii w 2017 r. mówił wręcz, że „socjalistyczna kultura o chińskiej charakterystyce ma swoje źródła w tradycyjnej chińskiej kulturze zrodzonej z pięciu tysięcy lat historii cywilizacji narodu chińskiego”, a „Partia Komunistyczna jest lojalnym następcą i promotorem tradycji kultury chińskiej”.

Takie postrzeganie partii ma dwie funkcje: umacnia jej legitymizację polityczną, rysując ciągłą linię między starożytnością a współczesną Chińską Partią Komunistyczną oraz ustala jej monopol w dziedzinie moralności.

Xi Jinping widzi kulturę tradycyjną jako odpowiedź na bolączki współczesnego społeczeństwa. W przekonaniu jego i partii to duchowa pustka i brak zasad etycznych prowadzą do takich problemów jak osamotnienie ludzi starszych czy korupcja. Tę lukę w sercach Chińczyków ma wypełnić konfucjanizm – system filozoficzny i etyczny, który przez wieki był źródłem wartości, przekonań i norm postępowania w społeczeństwie. Dziś ma wyprostować jego nadwyrężony kręgosłup moralny.

Gdy w 2013 r. Xi Jinping został przewodniczącym ChRL (tj. prezydentem), odwiedził Qufu – miasto znane jako legendarne miejsce urodzenia Konfucjusza w VI wieku p.n.e. Zadeklarował tam, że konfucjanizm będzie odgrywał pozytywną rolę w rozwoju kraju.

Ten symboliczny akt nabrał konkretnych kształtów rok później. W 2014 r. Ministerstwo Edukacji wydało wytyczne o pogłębianiu nauczania tradycyjnej kultury w szkołach. Jak to sformułowano, celem ma być poprawa postawy moralnej i naprowadzenie młodych Chińczyków na koleiny narodowej dumy.

Ministerialny dokument zakłada wprowadzenie i umocnienie w szkołach edukacji społecznej i rozwoju osobowości. Zajęcia mają wskazać młodym uczniom, jak radzić sobie w relacjach z innymi, szanować starszych i wspierać osoby niepełnosprawne. Edukacja rozwoju osobowości ma koncentrować się na kultywowaniu lojalności, odróżnianiu dobra od zła oraz przestrzeganiu dyscypliny i prawa.

Ujmując rzecz prościej: konfucjanizm ma pomóc w wychowaniu posłusznych obywateli Chin Ludowych.

Duch i biznes

Ale przywiązanie do tradycji ma też charakter oddolny – i to jest właśnie przypadek ruchu Hanfu. Jak grzyby po deszczu w kraju powstają szkoły popołudniowe, których program oparty jest na nauczaniu tradycyjnej kultury i tekstów z kanonu konfucjańskiego.

– Chińscy rodzice uwielbiają wysyłać swoje dzieci na zajęcia dodatkowe – opowiada mi Weiwei. – Moja mama posłała mnie kiedyś do takiej szkoły. Uczyłam się pielęgnować dobre nawyki, jak szacunek do rodziców i nieuleganie samolubstwu, ale niektóre treści nie były dostosowane do współczesności. Poza tym to sporo kosztuje. Mama zapłaciła tylko tysiąc juanów za czas letnich wakacji. To nie tak dużo, bo w niektórych ośrodkach czesne wynosi nawet 50 tys. juanów rocznie. To szaleństwo!

Konfucjanizm pozwala wzrastać duchowo, ale jego popularność sprawia, że staje się też sposobem na dobry biznes. Najwyraźniej zapełnienie pustki duchowej ma swoją cenę.

W końcu – jak miał powiedzieć żyjący 2,5 tys. lat po Konfucjuszu inny chiński myśliciel, Deng Xiaoping, który rządził krajem do roku 1989 i zainicjował jego reformy, jak też otwarcie na świat – „bogacić się to rzecz chwalebna”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2020