Sceny z życia chińskich parków

Przestrzeń publiczna w dużych miastach Chin jest jak lustro, w którym odbijają się przemiany społeczne.

18.05.2020

Czyta się kilka minut

Ojciec gra z synem w wuziqi, tradycyjną chińską grę. Park Chaoyang w Pekinie, kwiecień 2020 r. / LÜ JIAN
Ojciec gra z synem w wuziqi, tradycyjną chińską grę. Park Chaoyang w Pekinie, kwiecień 2020 r. / LÜ JIAN

W wiosenną sobotę Jiao Jianguo wstaje bardzo wcześnie, zjada śniadanie – składające się z miski ciepłego mleka sojowego i smażonego w głębokim oleju podłużnego kawałka ciasta youtiao – po czym, tak jak przed wybuchem epidemii, rusza do parku Ritan. Co tydzień odwiedza w nim ulubiony zakątek, gdzie z wypiętą piersią i wyciągniętą dłonią ćwiczy arie z oper Verdiego. Oraz, z równym oddaniem, ulubiony szlagier „O sole mio”. Pan Jiao zainteresował się włoskim śpiewem w 1981 r., gdy w Konserwatorium Muzycznym w Pekinie wysłuchał wykładu barytonu operowego Gina Bechiego, jednego z pierwszych zachodnich śpiewaków zaproszonych do Chin po rewolucji kulturalnej.

To wspomnienie rozpoczyna historię prowadzącą nas do Bramy Południowej, przez którą wraz z panem Jiao wchodzimy do parku.

Anonsy w cieniu cyprysów

Parki są wyjątkowo ważnymi miejscami w przestrzeni chińskich miast. Od świtu do późnej nocy wypełnione są ludźmi, z których tylko część spaceruje. Inni gimnastykują się, grają w madżonga, tańczą, śpiewają i kaligrafują na asfalcie chińskie znaki za pomocą dużego pędzla maczanego w kubełku wody. Szczególnie często parki odwiedzają ludzie starsi. Część z wnukami, inni przeciwnie: odrywają się od roli dziadków i ten czas wykorzystują dla siebie.

W tym roku wiosenne przebudzenie jest tylko trochę bardziej senne. W pawilonie nad jeziorem w parku Beihai, otoczony grupką słuchaczy, 60-latek recytuje poezję okresu Song. Przy stołach szachowych żwawi mężczyźni przekrzykują się, rozgrywając partię o 15 yuanów. Parę metrów dalej to kobiety wiodą prym w tańcach do rytmu hitów chińskiego popu, ale nieraz przewinie się między nimi przytupujący z wdziękiem pan – podział płciowy jest zaznaczony, ale nie absolutny.

Nieopodal Zakazanego Miasta, w parku Zhongshan, rosną potężne, rozłożyste cyprysy zasadzone około tysiąca lat temu za dynastii Liao. W ich cieniu zatroskani dziadkowie młodych kawalerów i, nieco rzadziej, panien wywieszają anonsy matrymonialne zachwalające wzrost i pensję ich dorosłych już pociech. Czy wnuki o tym wiedzą? Nie zawsze. Czy metoda jest skuteczna? Seniorzy-swaci są tego pewni.

Olimpijskie ambicje

Parkowe życie często akcentuje tradycyjne elementy kultury chińskiej, ale samo w sobie nie jest zjawiskiem starym. Początki parków publicznych sięgają pierwszych lat Republiki Chińskiej, powstałej w 1912 r. w wyniku rewolucji, która obaliła dynastię Qing, ostatnią dynastię cesarską Chin. Po jej upadku zaczął się proces przekazywania własności prywatnej rodziny cesarskiej w ręce państwa. Na skutek tych zmian do 1926 r. większość cesarskich ogrodów została udostępniona publiczności.

Władze kiełkującej republiki wykorzystywały parki jako przestrzeń edukacyjną służącą propagowaniu reformatorskich idei, takich jak walka z analfabetyzmem, ochrona zdrowia czy promowanie postaw obywatelskich. Jednak dla wielu ludzi barierę stanowiła zarówno opłata pobierana przy wejściu, jak i wytworny charakter miejsca.

Kolejnym ważnym etapem w poszerzaniu przestrzeni publicznej był okres po rewolucji komunistycznej w 1949 r., wraz z utworzeniem Chińskiej Republiki Ludowej. Wzorowane na sowieckich „parkach kultury i wypoczynku”, zielone przestrzenie znakomicie spełniały ideo- logiczno-wychowawcze założenia komunistycznych władz. Jako miejsce odpoczynku, spędzania wolnego czasu i rozrywki dla mas stały się integralnym elementem krajobrazu miejskiego.

Ostatni parkowy boom ogarnął miasto w latach poprzedzających olimpiadę w 2008 r. Kampania „Zielony Pekin, Zielona Olimpiada” miała na celu metamorfozę miasta przez budowę zielonej infrastruktury: parków, odnawialnych źródeł energii, nowych linii metra. Ambicji, by zaprezentować się światu jako wzór zrównoważonego rozwoju, towarzyszyły przemiany urbanistyczne, które odcisnęły piętno na tradycyjnej tkance społecznej miasta.

Z hutongów do bloków

Kluczem do zrozumienia żywotności przestrzeni publicznej w Pekinie są tradycyjne ciemnoszare alejki (hutong). W nich dorastał pan Jiao, urodzony w 1958 r. Wzdłuż wąskich hutongów rozpościerają się parterowe gospodarstwa (siheyuan) z dziedzińcami, które z czterech stron otaczają zabudowania. Hutongi przez wieki stanowiły o integralności społecznej – były podstawą wspólnotowości wielo- pokoleniowej rodziny i życia sąsiedzkiego.

Dziś z hutongów pozostało niewiele, ale nawet krótki spacer daje wgląd w ich charakterystyczną gwarną codzienność. W hutongach koło świątyni Lamy dwie starsze kobiety w kolorowych kufajkach wygrzewają się na słońcu, wymieniając uwagi o cenie wieprzowiny. Mimo niewielkich rozmiarów alejek ruch jest żywy. Całe życie toczy się na oczach sąsiadów. Starszy mężczyzna na rowerze, z zaczepionymi na kierownicy siatkami z warzywami, mija się z małym autem dostawczym. Obok przed budką z makaronem robi się kolejka. Jest długa, znudzone dzieci wyrywają się rodzicom, by zagrać w skakankę.

To urocza scenka, ale tylko do pewnego stopnia prawdziwa – tak wygląda jedynie przedstawienie życia hutongów na kartkach pocztowych z Pekinu. O naiwny sentymentalizm mógłby oskarżony zostać ten, kto – odwiedzając te miejsca – nie zauważyłby złego stanu i ciasnoty domów albo niedociągniętej kanalizacji.

W późnych latach 80. w Chinach zmieniła się polityka dotycząca ziemi. Grunty pozostały własnością państwa, ale prawa do ich użytkowania urynkowiono. Cenną ziemię centralnego Pekinu, na której stały tradycyjne zabudowania, zaczęli na ogromną skalę przejmować deweloperzy. W latach 1991–2001 wyburzono jedną trzecią hutongów. Przed olimpiadą proces przyspieszył, pozostawiając nietkniętych jedynie 10–20 proc. zabudowań. Na ich miejscu powstały budynki mieszkalne, biurowce, centra handlowe albo szerokie ulice. Te, które przetrwały, często zmieniają swój charakter i przerabiane są na modne bary czy drogie hotele.


Czytaj także: Piotr Bernardyn: Chińska miłość i chińskie porządki


W wyniku tego procesu przesiedlono ponad milion mieszkańców – zostali pozbawieni domów, w których ich rodziny często mieszkały od pokoleń. Nierzadko musieli wyprowadzić się do wysokich bloków poza czwartą czy piątą obwodnicę miasta – tylko tam niewysokie odszkodowanie, które otrzymali, pozwalało na zakup mieszkania.

Pan Jiao miał szczęście: dostał mieszkanie w bloku postawionym dwa kilometry od miejsca, gdzie stał jego rodzinny dom, i trzy stacje metra od parku Ritan. Czy tęskni? – Na pewno teraz mnie i mojej żonie żyje się wygodniej. Nie jesteśmy młodzi, potrzebujemy własnej łazienki. Okno salonu wychodzi na południe, mamy więc jasne mieszkanie. Niczego nam nie brakuje – mówi.

A jednak zaraz dodaje z nutą nostalgii: – No, może łaźni. Zimą grałem tam z sąsiadami w szachy.

Gwałtowny zanik tradycyjnej architektonicznej tkanki miejskiej odciął dużo ludzi od ich przyzwyczajeń i od dostępu do przestrzeni publicznej. W obliczu osamotnienia wielu zwróciło się w stronę parków. Podłożem wspólnotowego charakteru tych przestrzeni jest, podobnie jak w hutongach, cielesność. Tutaj fizyczność ciał – mięśni, krtani – odczuwana jest nie tylko przez ćwiczących, ale też pochłaniana przez zmysły ludzi wokół. Gdy w parku mijamy dobrze zbudowanego mężczyznę trenującego taijiquan, pan Jiao wyciąga ręce zza pleców i pozdrawia go energicznym gestem. To dawni sąsiedzi, teraz spotykają się co tydzień w parku.

Latawce z torebek

Postępująca od wczesnych lat 80. liberalizacja gospodarcza w Chinach miała ogromny wpływ na ewolucję sposobu spędzania wolnego czasu. Z jednej strony przed mieszkańcami dużych miast otwarły się nowe możliwości: jak grzyby po deszczu w miastach wyrosły kina, salony karaoke i olbrzymie centra handlowe. Z drugiej strony dla tych, którzy nie dotrzymali kroku szybko zmieniającej się rzeczywistości gospodarczej, uprzemysłowienie rozrywki oznaczało zawężony dostęp do kultury masowej, wcześniej gwarantowanej przez państwo.

W tym sensie zajęcia parkowe stały się alternatywą dla komercjalizacji sfery rozrywki i – szerzej – kultury. Puszczane w parkach kolorowe latawce często szyte są w domu z plastikowych toreb, a do wykonania wodnej kaligrafii trzeba wziąć ze sobą jedynie pędzel, kubełek wody i znaleźć wolny skrawek chodnika. Jednocześnie zajęcia parkowe, czerpiące z tradycyjnej kultury, są głosem umacniającym tożsamość narodową w coraz bardziej międzynarodowych miastach chińskich.

Nie oznacza to jednak, że rozrywka parkowa jest tylko twierdzą tradycji, opierającą się siłom globalizacji. Po pierwsze, otwarcie rynku pozwoliło na więcej autonomii i kreatywności w przestrzeni rozrywki. Grupowa rozrywka, za czasów maoistowskich organizowana w całości przez państwo, została w parkach „przejęta” przez obywateli, którzy organizują się oddolnie. Po drugie, otwarcie Chin na świat przyniosło nowe formy rozrywki praktykowanej teraz w parkach – jak zachodnie arie operowe śpiewane przez pana Jiao bądź bardzo popularny, choć znany w Chinach od niedawna, taniec towarzyski.

Parkowicze kontra epidemia

Od końca stycznia czerwone banery na ulicach Pekinu zaczęły nawoływać przechodniów: „Zapobiegaj rozprzestrzenianiu się nowego koronawirusa – noś maseczkę, myj ręce, ogranicz wyjścia z domu”. Choć ulice od razu opustoszały, parki pozostały otwarte – i skupiły tych, dla których potrzeba wolnej przestrzeni była silniejsza niż strach przed chorobą.

Z czasem coraz cieplejsze dni wybudziły z zimowego snu nawet najwy- trwalszych. Ludzie masowo ruszyli do parków. Ten entuzjazm zmusił władze, by ograniczyć dzienny limit wejść do niektórych parków i wprowadzić środki ostrożności. Każdego przy wejściu czeka więc teraz kontrola temperatury, a z głośników jak mantra powtarzany jest komunikat o noszeniu maseczki.

Pan Jiao ją oczywiście nosi, ale zdejmuje, kiedy śpiewa. Także starsi wiekiem gimnastycy dostosowują się do nowej sytuacji: ćwiczą wspólnie, lecz zachowują odległość dwóch wymachów ramion.

Parkowicze się nie poddają. Ale zasadne jest pytanie, czy unikatowa chińska kultura parkowa przetrwa nie tyle nawet epidemię, co kolejne lata.

Pan Jiao narzeka, że jego syn jest zapracowany, a w weekendy woli pójść do siłowni i na zakupy, niż towarzyszyć mu w parkowych eskapadach. Choć syn nie znalazł jeszcze żony, pan Jiao z niecierpliwością wyczekuje wnuków, którym będzie mógł przekazać swój muzyczny zapał. Nie wyobraża sobie lepszego miejsca niż ulubiony kąt przy skale, pod sosną w parku Ritan. ©

Autorka jest absolwentką Katolickiego Uniwersytetu Leuven w Belgii i kolegium MISH na Uniwersytecie Warszawskim, w ramach którego studiowała sinologię, socjologię i filozofię. Pracuje w Pekinie w organizacji zajmującej się problematyką migracyjną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2020