Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niemcy, których poziom zaszczepienia minimum jedną dawką utrzymuje się na poziomie unijnej średniej (dwie trzecie populacji), z zazdrością spoglądają na Hiszpanię (80 proc.), nie mówiąc o Portugalii (88 proc.). I szukają sposobu na przekonanie opornych do zmiany zdania.
Tymczasem w Polsce (52 proc.) rząd zdaje się postępować zgodnie z maksymą, że nikt nie będzie nam w obcych językach mówić, co mamy robić. Przykłady Francji czy Włoch – gdzie wprowadzenie certyfikatów covidowych na użytek wewnętrzny oraz odpłatności za testy wykonywane na użytek tychże certyfikatów popchnęły miliony obywateli do przyjęcia szczepionek – nie wydają się dla polityków inspirujące. PiS szuka trzeciej drogi – jak zwiększyć poziom zaszczepienia, nie narażając się sporej części własnego elektoratu.
Szpitale zapełniają się pacjentami covidowymi, przede wszystkim niezaszczepionymi. Rosną liczby w codziennych raportach – i to przy karykaturalnie niskiej liczbie testów. Polska w zestawieniu państw (dane za worldometers.info) zajmuje 99. miejsce pod względem liczby wykonywanych testów w przeliczeniu na milion mieszkańców, między Armenią i Kazachstanem a Peru, Argentyną i Gabonem. Eksperci obawiają się, że choć deklarowana moc laboratoriów zbliża się do 200 tys. testów dziennie (obecnie wykonujemy ich 35-40 tys.), to gdy fala zakażeń radykalnie wzrośnie, negatywnie zweryfikuje tę papierową moc. A to będzie oznaczało ponowną utratę kontroli nad pandemią, skąd już tylko krok do lockdownu. Być może, jak obiecuje rząd, lockdownów lokalnych, ale w tej chwili żaden negatywny scenariusz nie wydaje się niemożliwy. ©