Irlandia: węzeł gordyjski

Granica między Irlandią i brytyjską Irlandią Północną liczy 499 km. Im bliżej wyjścia Londynu z Unii Europejskiej, tym bardziej oczywiste się staje, że nikt nie wie, co z tą granicą zrobić.

28.11.2017

Czyta się kilka minut

Sprzedawczyni warzyw na granicy pomiędzy Irlandią i Irlandią Północną  (okolice Lifford i Strabane), sierpień 2017 r. / CLODAGH KILCOYNE / REUTERS / FORUM
Sprzedawczyni warzyw na granicy pomiędzy Irlandią i Irlandią Północną (okolice Lifford i Strabane), sierpień 2017 r. / CLODAGH KILCOYNE / REUTERS / FORUM

Wiara przenosi góry. Rząd w Londynie liczy, że już wkrótce, w grudniu – niemal półtora roku po tym, jak w czerwcu 2016 r. głosy nieco ponad połowy Brytyjczyków przesądziły o tym, że Zjednoczone Królestwo opuści Unię Europejską – rozpocznie się kluczowa faza negocjacji z Brukselą w sprawie warunków opuszczenia Wspólnoty. Tematem rozmów mają być także przyszłe relacje handlowe między Wielką Brytanią i Unią.

Aby jednak do tego w końcu doszło – na czym Brytyjczykom bardzo zależy, wszak nie chcieliby zostać odcięci od wspólnego rynku – Unia musi uznać, że poczyniono już wystarczające postępy w trzech podstawowych sprawach „europejskiego rozwodu”. Są to: kwestia brytyjskich rozliczeń finansowych z unijnym budżetem, prawa obywateli Unii na Wyspach (i vice versa) oraz granica w Irlandii. Najwięcej mówi się o finansach. I jak zawsze, właśnie to wzbudza największe emocje – Bruksela chciałaby na odchodne wystawić Londynowi rachunek na 60 mld euro, Londyn tyle zapłacić nie chce.

Najmniej mówi się o problemie Irlandii Północnej. Tymczasem osiągnięcie porozumienia w tej właśnie kwestii może okazać się najtrudniejsze.

Granica kiedyś i dziś

Teraz jest ona niedostrzegalna – granica między Irlandią Północną, wchodzącą w skład Wielkiej Brytanii, a Republiką Irlandii. Owszem, jadąc samochodem można zauważyć, że ograniczenia prędkości zmieniają swój charakter – z mil na kilometry (lub odwrotnie). Ale to wszystko. Tymczasem jeszcze 20 lat temu była tu prawdziwa granica w starym stylu, z wieżami strażniczymi i kontrolowanymi przez wojsko punktami granicznymi. Miejsca, gdzie można było ją przekroczyć, były ściśle określone, pozostałe drogi zam­knięte.

To, że dziś granicy de facto nie ma, stało się możliwe dzięki tzw. porozumieniu wielkopiątkowemu, które w 1998 r. zakończyło krwawy i długi konflikt w Irlandii Północnej. A także dzięki temu, że oba kraje są (jeszcze) członkami Unii. Mieszkańcy obu części Zielonej Wyspy – jak nazywana jest Irlandia – mogą swobodnie się przemieszczać. Irlandczycy z części północnej (brytyjskiej) mogą posiadać też irlandzkie obywatelstwo (a co za tym idzie, paszporty Unii).

Trudno wyobrazić sobie utrzymanie tego stanu rzeczy, gdy Wielka Brytania opuści Unię. Niewidoczna dziś granica stanie się wtedy zewnętrzną granicą całej Unii. Pomijając fakt, że odzyskanie kontroli nad granicami i imigracją był jednym z głównych argumentów zwolenników Brexitu, to od wiosny tego roku również Unia wymaga skrupulatnych kontroli na swych granicach zewnętrznych – reżim tych tzw. zaostrzonych kontroli (i ich skutki w postaci jeszcze dłuższych kolejek) zauważył każdy, kto przekracza np. granicę polsko-ukraińską. Chodzi nie tylko o kontrolę paszportową, ale też np. ciężarówek z towarem.

Mleko, owce, kurczaki

Dziś granicę tę przekracza codziennie 30 tys. ludzi. Dorośli jadą do pracy, dzieci idą do szkoły, chorzy do szpitala. Sklepy po obu stronach przyjmują i funty, i euro.

Ale to nie wszystko. Wielka Brytania jest największym irlandzkim partnerem handlowym. Brexit może to zakłócić, a wiele firm z Irlandii Północnej, które sprzedają swoje produkty w Irlandii, może tego nie przetrwać. Nie tylko ze względu na cła, problemem może być także zatrudnienie pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej.

Brexit i granica najbardziej mają uderzyć w rolnictwo i przemysł przetwórczy. Przykładowo, aż jedna trzecia produkcji mleka z Irlandii Północnej trafia do Republiki Irlandii i tam jest przetwarzana. Trafia tam też z północy 400 tys. owiec rocznie. Z kolei 40 proc. kurczaków z południa przetwarzanych jest na północy. No i jeszcze Guinness – słynne irlandzkie piwo warzone jest w Dublinie, ale butelkowane lub puszkowane na północy. Potem znów wraca na południe. Jak to robić, mając granicę celną? To koszty, logistyka, czas.

Teraz nieistniejącą granicę przejeżdża codziennie co najmniej 8 tys. ciężarówek z towarem. Gdzie miałyby w przyszłości przechodzić kontrolę? Kto miałby ją przeprowadzać? Kto za to zapłaci? Wielka Brytania sugeruje wprowadzenie kontroli elektronicznych, ale szczegółów brak. A czas nagli.

Deklaracje, groźby, obietnice

Brytyjska premier Theresa May obiecała już jakiś czas temu, że przyszła granica będzie dalej niezauważalna. Negocjator z ramienia Unii Michel Barnier zgadza się, że trzeba uniknąć odtwarzania dawnej granicy. Ale podkreśla, że propozycja, jak to przeprowadzić, musi wyjść od Londynu. Dotychczasowe pomysły Bruksela przyjęła krytycznie, jako zbyt ogólne lub nierealne.

Teoretycznie można by rozważać pozostanie przez Irlandię Północną w europejskiej unii celnej, nawet gdyby reszta kraju ją już opuściła – choć oznaczałoby to prawdopodobnie ustalenie swego rodzaju granicy na linii morskiej między Irlandią Północną a Wielką Brytanią. Jednak to rozważanie teoretyczne – brytyjskie stanowisko wyklucza możliwość, aby Północną ­Irlandię objęły inne regulacje niż resztę kraju. „W 2019 r. opuścimy Unię Europejską jako Zjednoczone Królestwo” – zapowiedział minister ds. Irlandii Północnej James Brokenshire.

Choć wszyscy zatem deklarują, że „twardej granicy” nie chcą, to rozwiązania dotąd nie ma – i może się okazać, że jest ono niemożliwe.

Natomiast premier Irlandii Leo Varadkar przypomniał: „Obiecano nam, że nie będzie »twardej granicy« w Irlandii ani żadnej fizycznej infrastruktury, że nie wrócimy do granic z przeszłości”. I zażądał od Londynu gwarancji na piśmie, w przeciwnym razie Dublin nie poprze rozpoczęcia kolejnej fazy negocjacji brexitowych.

Zjednoczona wyspa, podzielne królestwo

W porozumieniu wielkopiątkowym zamieszczono punkt, który otwiera drogę do zjednoczenia wyspy – o ile taka byłaby wola jej mieszkańców, wyrażona w referendum.

Głosowanie w sprawie Brexitu pokazało, że mieszkańcy Irlandii Północnej – podobnie jak Szkoci – są w większości za pozostaniem w Unii. Tymczasem teraz mieliby ją opuścić razem z resztą Brytanii. Republikańska partia Sinn Féin natychmiast uznała, że to powód do przeprowadzenia głosowania nad nowym statusem regionu i zamierza się go domagać.

Pytanie, jaki byłby jego wynik. Jak dotąd sondaże nie pokazują, aby Irlandczycy z Północy pragnęli zjednoczenia – od lat opowiadało się za tym zaledwie kilkanaście procent ankietowanych, a wśród przeciwników jest nawet część wyborców Sinn Féin. Jednak od momentu, gdy zapadła decyzja o Brexicie, odsetek zwolenników zjednoczenia wyspy rośnie: jesienią 2016 r. popierało je 20 proc. mieszkańców Północy. To za mało, by decydować o zmianie statusu regionu, ale dość, żeby pokazać, iż nastroje się zmieniają. A wpłynęła na to nie retoryka republikanów z Sinn Féin, lecz – jak widać z perspektywy czasu – decyzja Londynu o rozpisaniu głosowania nad wyjściem z Unii.

Irlandia Północna wiele zawdzięcza Unii: porozumienie pokojowe, które zakończyło wojnę domową, a które Unia pomogła wypracować; otwartą granicę z Republiką Irlandii; szanse na stabilizację po dekadach napięcia i przemocy. Gdyby doszło do zjednoczenia wyspy – co teraz może wydawać się wyjściem radykalnym, ale w przyszłości nie można go wykluczyć – Północ mogłaby pozostać w Unii. Jednocześnie oznaczałoby to opuszczenie przez nią Zjednoczonego Królestwa, a to nie zostałoby zaakceptowane przez znaczną część jej mieszkańców – unionistów. Irlandia byłaby więc zjednoczona, ale Irlandia Północna na nowo podzielona.

Rozdarta pamięć

Dwadzieścia lat to niedługo. Mimo to trudno dziś sobie wyobrazić, jak wyglądała wcześniej codzienność w Irlandii Północnej. Każde przekroczenie granicy wiązało się z czekaniem, kontrolami i poczuciem zagrożenia. Zamachy przeprowadzane przez republikańską IRA oraz unionistyczne bojówki zmieniły region w strefę wojny. To dlatego porozumienie z 1998 r. uważane jest za niezwykłe osiągnięcie i szansę dla całej wyspy.

W Irlandii Północnej panuje dziś spokój. Może się jednak okazać, że niewiele trzeba, by odezwały się dawne urazy. Ostatnio z krytyką, a nawet wzburzeniem, spotkał się premier Irlandii Leo Varadkar, który pokazał się z wpiętym w klapę marynarki czerwonym makiem. Mak to symbol pamięci o poległych brytyjskich żołnierzach, który noszony jest przez Brytyjczyków w okolicach 11 listopada – rocznicy końca I wojny światowej na froncie zachodnim w 1918 r., obchodzonej jako Dzień Pamięci. Premier wyjaśnił, że chodziło mu o hołd dla irlandzkich żołnierzy służących wtedy w brytyjskiej armii (było ich 200 tys., poległo ponad 30 tys.). Poza tym jego mak był połączony ze znanym irlandzkim symbolem – listkiem koniczyny.

Problem w tym, że czerwony mak, sprzedawany przez organizację charytatywną Brytyjska Legia Królewska, upamiętnia brytyjskich żołnierzy poległych w różnych miejscach i czasie – nie tylko w obu wojnach światowych, ale też w konflikcie w Irlandii Północnej. A to, jak się okazuje, ciągle otwarta rana dla wielu Irlandczyków – tych z Północy i Południa. Musi upłynąć wiele czasu, by zamknąć przeszłość. I spokoju, a tego teraz brak.

Brak też wrażliwości na specyfikę irlandzkiej sytuacji w Londynie. W czerwcu, po przedterminowych wyborach w Wielkiej Brytanii, premier Theresa May straciła większość w parlamencie i żeby dalej rządzić, musiała prosić o wsparcie unionistyczną partię z Irlandii Północnej (DUP). To był kolejny – po brexitowym referendum – cios w chwiejną równowagę na północy Zielonej Wyspy. Zgodnie z porozumieniem pokojowym rządy sprawują tam zawsze wspólnie partie republikanów i unionistów. Ale trudno mówić o równowadze sił, gdy jedna rządzi w Belfaście, trzymając zarazem w szachu rząd w Londynie. Na marginesie: od miesięcy w regionie panuje polityczny pat, nie ma ani porozumienia między DUP a Sinn Féin, ani de facto rządu.

W czarnym scenariuszu może się więc okazać, że Brexit jest w stanie zniszczyć osiągnięcia ostatnich dekad także w tym – jakże ważnym – aspekcie.

Bez strategii

Widmo powrotu starej granicy na razie tylko budzi niepokój – wśród zwykłych ludzi, przedsiębiorców i polityków. Ale jeśli okaże się koniecznością lub negocjacje się załamią, to niepokój zmieni się w coś więcej – zmaterializowane budki strażnicze, celnicy i kontrole przypomną o ciemnym czasie przemocy i wzmocnią dawne podziały.

Granicy nikt nie chce – podkreśla się w Belfaście, Dublinie, Londynie i Brukseli. Cóż z tego, skoro nie widać jakiejkolwiek strategii, jak to osiągnąć.

„Od referendum [w sprawie Brexitu] minęło 18 miesięcy. Oraz 10 lat od czasu, gdy jego zwolennicy zaczęli się go domagać. Czasem jednak wydaje mi się, że zupełnie tego nie przemyśleli” – mówił irlandzki premier Varadkar. Trudno ująć to lepiej. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2017