Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem, jeśli wczytać się w szczegóły, można odnieść wrażenie, że kluczowe są tu pojęcia kontroli i odpowiedzialności. Bo przyszłe odpolitycznienie/upolitycznienie Instytutu - to pochodna tego, jak traktuje się kontrolę i odpowiedzialność.
Obecna ustawa gwarantowała Instytutowi i jego władzom sporą niezależność od sejmowej większości. Nowelizacja ją ogranicza: Sejm zmienił ustawę tak, że możliwości kontroli przez polityków zwiększono, rozmyto natomiast kwestię odpowiedzialności. Dotąd odpowiedzialność polityczną za Instytut ponosili politycy (tak jest również w innych krajach Europy Środkowej, gdzie istnieją podobne instytucje). Ustawę zmieniono tak, by zachować polityczną kontrolę, ale uciec od odpowiedzialności: przerzucić ją głównie na Radę IPN (ma zastąpić obecne Kolegium). Fakt, że Rada ma mieć duże uprawnienia wobec prezesa (nie tylko łatwość jego odwołania, ale też narzędzia ingerencji w jego decyzje dotyczące bieżącego funkcjonowania: badań i personaliów), tylko pozornie może być kuszący dla chętnych do wejścia w jej skład. Bo na członków Rady - wybranych przez polityków - spadnie większość odpowiedzialności. Jeśli historyk z IPN napisze biografię prominenta, która nie spodoba się zainteresowanemu, a ma on możliwości mobilizowania politycznej presji, uderzenie pójdzie w Radę. Ta uderzy w ubezwłasnowolnionego prezesa, który z kolei itd., itp.
Członkami Rady IPN mogą być naukowcy z tytułami. Kto zna funkcjonowanie instytucji zajmujących się historią (państwowych i publicznych, jak uczelnie), ten wie, jak dużą rolę odgrywają tu sympatie polityczno-towarzyskie i pieniądze, czyli dostęp do środków publicznych. Budżet IPN to obiekt zazdrości. Nowelizacja stwarza sytuację kuriozalną: kontrolę nie tylko nad badaniami, ale też nad budżetem IPN oddaje w ręce ludzi z konkurencji. To tak, jakby minister skarbu nominował do rady nadzorczej podległej sobie spółki ludzi związanych z konkurencyjnymi spółkami z tej samej branży - i dodatkowo radykalnie ograniczył uprawnienia jej prezesa na rzecz takiej rady. Gdyby chodziło o gospodarkę (gdzie prezes odpowiada także materialnie za kondycję spółki), znalezienie chętnego graniczyłoby z cudem.
Co więcej, do ustawy o IPN wprowadzono zapis, że jego "rada nadzorcza" może decydować o wyprowadzaniu ze "spółki" jej pieniędzy. Do tego sprowadza się pozornie mało istotny zapis: że Rada IPN może wydawać pieniądze na badania poza IPN. Oznacza on, że Rada (nie prezes, choć on odpowiada za budżet; z punktu widzenia zasad zarządzania to absurd) może transferować środki IPN do innych instytucji. A chodzi o miliony złotych.
Słaby prezes, "rada nadzorcza" silna wobec prezesa, ale słaba wobec "właściciela", czyli polityków, bo zależna już nie od 3/5 Sejmu, ale od rządzącej większości: to może promować postawy, które z punktu widzenia "właściciela" można by określić mianem lojalności. A patrząc z zewnątrz - oportunizmu.