Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sprawa jest dla niego wciąż politycznie groźna (w konkluzjach raportu mowa o „błędach w przywództwie i ocenie sytuacji”, za które „odpowiedzialność musi ponieść kierownictwo wyższego szczebla”). I choć Johnson jest na razie bezpieczny – aby stracił władzę, musiałoby tego chcieć 54 jego partyjnych kolegów i koleżanek – przedmiotem śledztwa policji jest jeszcze tuzin imprez.
Zostawiając jednak z boku polityczny wymiar skandalu, szczegółowy raport Gray jest ciekawym, niemal antropologicznym portretem kultury brytyjskiego spożywania alkoholu i imprezowania. To, co dla wielu Europejczyków z kontynentu jest dowodem na kultury owej brak – picie na umór, wielogodzinny kac, a przede wszystkim głośność i bezpośredniość zachowań imprezujących – przedstawia się z nieco innej perspektywy, jeżeli weźmiemy pod uwagę typową (bynajmniej nie anegdotyczną) angielską rezerwę i umiar, rządzącą na Wyspach w godzinach pracy.
Organizujący imprezy podczas lockdownu urzędnicy oraz wiedzący o nich, a czasem biorący w nich udział Johnson, nie tylko naruszyli jedną z najświętszych zasad brytyjskiego społeczeństwa – bycia fair w stosunku do innych – ale w dodatku uczynili to w sprawie, która, zdaniem zajmującej się brytyjskimi zwyczajami socjolożki Kate Fox, działa niczym „odgromnik” dla brytyjskiego umiaru (nie przypadkiem w angielskich pubach zawieszona zostaje nawet zasada stania w kolejkach; o kolejności obsłużenia decyduje zwrócenie na siebie uwagi barmana).
„Przyjdźcie z własną gorzałką” – brzmiała jedna z wiadomości wysłanych z zaproszeniem na imprezę przy Downing St. 10. Ale nawet dodatkowy, kulturowy wymiar alkoholu na Wyspach nie tłumaczy oczywiście łamania reguł lockdownu. Zasada bycia fair jest tu nadrzędna.©℗