I właściwie po co?

Senat RP przeforsował uporczywie lansowany projekt wprowadzenia rejestracji związków homoseksualnych w urzędach stanu cywilnego. Pytanie: po co? Po pierwsze, praktycznie nie ma on szans ani w Sejmie, ani u prezydenta, a i w społeczeństwie budzi protesty, przede wszystkim ludzi wierzących (wsparte jednoznacznym stanowiskiem Kościoła). Sama więc debata już oznaczać będzie pogłębianie podziałów, konfliktowość atmosfery.

12.12.2004

Czyta się kilka minut

Po drugie: co miałoby przemawiać za tym, by związki homoseksualne (którym w sferze poszanowania prywatności wyborów należy się rzecz jasna tolerancja, a niektóre sprawy praktyczne, np. podatkowe czy spadkowe, można już teraz usprawnić choćby rozporządzeniami) miały zostać dowartościowane tworzeniem dla nich egzystencji prawnej, a więc instytucjonalnej? Wspieramy w ten sposób małżeństwo, bo jest podstawą rodziny, niezbędną bazą egzystencji społeczeństwa, kontynuując następstwo pokoleń i tworząc dla nich pierwsze środowisko wychowawcze. Ustawowo chronimy najsłabszych - jak niepełnosprawni czy wykluczeni - w imię solidarności społecznej. Natomiast prywatne wybory ludzi ani nie oferujących społeczeństwu ze swej strony żadnego wkładu, ani nie reprezentujących statusu słabości, nie mają tytułu do szczególnego wyróżnienia czy do specjalnej opieki. Perspektywicznie zaś - jakkolwiek zarzekaliby się projektanci ustawy - tego rodzaju zmiana ustawowa zmierza do chaosu w dziedzinie samych fundamentów kultury: do wprowadzenia postawy “wszystko jedno". Zainteresowane środowiska, ekspansywne a nurtowane kompleksem niższości, nie poprzestaną na dzisiejszych ułatwieniach w dziedziczeniu czy alimentacji. Praktyka wielu krajów, w których już dawno stworzono instytucję związków homoseksualnych, wskazuje na tendencję ostentacyjnego parodiowania małżeństw, z uprawnieniami, symbolami i terminologią włącznie. Wystarczy więc trochę dłuższa refleksja, by zrozumieć dalekosiężność destrukcyjnych perspektyw, którym po tym pierwszym otwarciu drzwi może już nie da się zapobiec - choćby dlatego właśnie, że w pewnym momencie tolerancja zamieni się w postawę “przecież to wszystko jedno". A więc - po co?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2004