Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po drugie: co miałoby przemawiać za tym, by związki homoseksualne (którym w sferze poszanowania prywatności wyborów należy się rzecz jasna tolerancja, a niektóre sprawy praktyczne, np. podatkowe czy spadkowe, można już teraz usprawnić choćby rozporządzeniami) miały zostać dowartościowane tworzeniem dla nich egzystencji prawnej, a więc instytucjonalnej? Wspieramy w ten sposób małżeństwo, bo jest podstawą rodziny, niezbędną bazą egzystencji społeczeństwa, kontynuując następstwo pokoleń i tworząc dla nich pierwsze środowisko wychowawcze. Ustawowo chronimy najsłabszych - jak niepełnosprawni czy wykluczeni - w imię solidarności społecznej. Natomiast prywatne wybory ludzi ani nie oferujących społeczeństwu ze swej strony żadnego wkładu, ani nie reprezentujących statusu słabości, nie mają tytułu do szczególnego wyróżnienia czy do specjalnej opieki. Perspektywicznie zaś - jakkolwiek zarzekaliby się projektanci ustawy - tego rodzaju zmiana ustawowa zmierza do chaosu w dziedzinie samych fundamentów kultury: do wprowadzenia postawy “wszystko jedno". Zainteresowane środowiska, ekspansywne a nurtowane kompleksem niższości, nie poprzestaną na dzisiejszych ułatwieniach w dziedziczeniu czy alimentacji. Praktyka wielu krajów, w których już dawno stworzono instytucję związków homoseksualnych, wskazuje na tendencję ostentacyjnego parodiowania małżeństw, z uprawnieniami, symbolami i terminologią włącznie. Wystarczy więc trochę dłuższa refleksja, by zrozumieć dalekosiężność destrukcyjnych perspektyw, którym po tym pierwszym otwarciu drzwi może już nie da się zapobiec - choćby dlatego właśnie, że w pewnym momencie tolerancja zamieni się w postawę “przecież to wszystko jedno". A więc - po co?