I stało się ciałem

Boże Narodzenie to święto Boskości, której z uniwersalnej, kosmicznej perspektywy prawie nie widać. Boskości, która jest właśnie tu.

13.12.2021

Czyta się kilka minut

Seul, Korea Południowa, grudzień 2020 r. / YONHAP / EPA / PAP
Seul, Korea Południowa, grudzień 2020 r. / YONHAP / EPA / PAP

Światło świeci w ciemności, a ciemność go nie ogarnęła” (J 1, 5) – to jedno z najdziwniejszych zdań ewangelii. Zdaje się przeczyć naturze rzeczy. Przecież światło, gdy zaświeci, rozprasza ciemności. Światło świeci – ciemność ustępuje. Gdzie światło, jest jasno, nie ciemno.

Chyba że jest to światło takie, jak z lampki-czołówki nocą w górach. Błyszczący punkt, skoncentrowany snop fotonów, skrawek jasności ogarnięty zewsząd przez mrok. Lecz takiego doświadczenia autor ewangelii nie miał. Mógł raczej pomyśleć o pochodni, z którą da się wędrować nocą. Albo o ognisku widocznym w oddali.

A te doświadczenia są podobne tylko na pozór. W gruncie rzeczy są tak odległe, jak dwa bieguny jednej sfery. Które z nich miał przed oczami twórca prologu Czwartej Ewangelii?

Z daleka i z bliska

Załóżmy najpierw, że ognisko. Migoczący w dali, ciepły ognik. Ledwo dostrzegalna kulka pomarańczowego blasku, może widać przy niej malutkie ludzkie postacie siedzące w kręgu. W miejscu, gdzie znajduje się patrzący na ognisko człowiek – jest zimno i ciemno, stopy co chwilę potykają się o kamienie czy korzenie. Dalekie światło budzi zazdrość, ale także nadzieję. Pobudza do wysiłku, wyznacza kierunek nieporadnego marszu po omacku.

Jeżeli jednak źródłem światła jest pochodnia w ręku, sens ewangelicznego tekstu się zmienia. Światło i ciepło z łuczywa jest blisko, otacza wędrowca. Ciemność i zimno odsuwają się daleko od niego. Drapieżnik będzie bał się podejść, a gdyby nawet podszedł, można przegonić go płomieniem. Oczy trzymającego pochodnię widzą ścieżkę, zagradzający ją pień, kamienie, wykroty. A nawet jeśli nie ma ścieżki, dostrzegają choćby w miarę równe miejsca, gdzie można bezpiecznie oprzeć stopę.

Gdy masz łuczywo w ręku, to nawet czająca się wokół ciemność nocy zmienia charakter. Nie jest już tak groźna, staje się raczej tajemnicza i fascynuje. Można z mniejszą trwogą a większą ciekawością słuchać jej cichych bulgotów, świstów i trzasków. Można głębiej wdychać zimny, bijący od mroku prąd powietrza. Można się rozglądać i dostarczać umysłowi materiału do pracowitego układania planu dalszej drogi.

Odwrócona symbolika

Pamiętając, jak różne mogą być te metafory, wróćmy do Janowego poematu. Przyjrzyjmy się znaczeniom oryginału, zobaczmy, skąd i jak pojawia się w nim zdanie o świetle w ciemności:

En arche

– u źródła, od początku, w podstawie, fundamentem, zasadą. En ho logos – był i jest sens, rozum, miara, słowo. Kai ho logos en pros ton theon – a logos był i jest (zwrócony) ku Bogu. Kai theos en ho logos – a logos był i jest boski. Houtos en en arche pros ton theon – u źródła, od początku był i jest on (zwrócony) ku Bogu. Panta di’autou egeneto – wszystko przez niego powstało. Kai choris autou egeneto oude hen – i ani jedno nie powstało bez niego. Ho gegonen en auto dzoe en – to, co powstało, w nim było i jest życiem. Kai he dzoe en to phos ton anthropon – a życie było i jest światłem ludzi. Kai to phos en te skotia phainei – a światło świeci w ciemności. Kai he skotia auto ou katelaben – a ciemność go nie chwyciła i nie pojęła.

Tekst mówi wyraźnie: światłem człowieka jest życie. Przewrotnie tajemniczy, natchniony poeta odwraca związki pomiędzy symbolami. Czy bowiem nie powinien był napisać: życiem jest światło? Albo jeszcze bardziej adekwatnie do rzeczywistości: że światło daje życie, bo światło słońca umożliwia wzrost roślin, a ogień pozwala upiec jedzenie, a jedno i drugie pozwala zamarznąć?

Ale nie – ewangelista pisze inaczej: życie jest światłem, a życiem jest wszystko, jeśli tylko istnieje zanurzone w logosie. Życie, o które tu chodzi (gr. dzoe) to więcej niż tylko biologiczny proces (gr. bios). Logos stał się ciałem, ciało – każde ciało – jest więc żywe, każde świeci logosem. Strumień życia – rzeka znaczenia. Tworząca harmonię. Karmiąca umysł, kształtująca ducha. Przynosząca sens.

Światełko w dali i wewnątrz

Jeśli wzorem jest światło dalekiego ogniska, to poemat jest o ludziach, których doświadczeniem są pytania i westchnienia: „Tu, gdzie jesteśmy – tylko ciemność, sensu nie widać, chaos zamiast harmonii. Dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego ta choroba? Dlaczego on nie odpowiada na wiadomości? Dlaczego uciekł mi autobus? Dlaczego droga z pracy do domu tak mi się już opatrzyła, ciągle ta sama, do znudzenia, obudowana banalnymi ścianami bloków, biurowców, galerii handlowej?”... Pytania dźwięczą w świadomości, odpowiedzi brak. Trzeba w życiu coś zmienić, lecz co – nie wiadomo. Tkwiąc tu, gdzie jesteśmy, tracimy zdolność oddechu – najpierw tego głębszego, niosącego satysfakcję i spokój, a potem nawet i płytkiej, rozpaczliwej próby złapania choć odrobiny powietrza. Duszno. Dusza krzyczy: Rusz się! Ale nie widać, gdzie postawić krok.

Ale jednak, gdzieś w dali... Z ciemnego punktu widzenia widać niewielki jasny okruch światła, przebłysk, niewyraźną intuicje. To może być człowiek, choćby znany tylko z daleka, który pokazuje: można, da się... Inspiracja, wzór, albo choćby zarys wzoru... Gdy zobaczysz ten ognik, nie przeoczysz go, przymknąwszy oczy w zmęczeniu. Niby będzie tak samo, a wszystko się zmieni. Pojawi się punkt odniesienia, kierunek: ku światłu – w tę stronę, nie w tamtą. Proces życia będzie się już miał dokąd sączyć.

Jeśli jednak za wzór weźmiemy pochodnię, tekst ewangelii opowiada inną historię. Mówi teraz: sens jest w twoich rękach. Sens, który ty tworzysz, chronisz, niesiesz. Życie, które pozwala ci iść i które idzie razem z tobą. Ten płomień podtrzymuje uwaga. Uważny wzrok delikatnie zatrzymany na oczach drugiej osoby, gdy słowa z trudem przechodzą przez gardło, albo gdy oczy tego kogoś jaśnieją, a jego radość układa twoje usta w uśmiech. Może być tak, że do uwagi dołącza się działanie: krojenie warzyw na zupę dla bezdomnych, przytrzymanie drzwi, dotknięcie ramienia.

Nie zapomnij też – mówi teraz tekst – że pochodnię trzymasz w swojej dłoni. Zatem oświeca ona i ciebie. Ujawnia, że twój ból, twój wysiłek, twoja radość tak samo się liczą, mają sens: żyjesz, jesteś ciepły, świecisz.

Boska perspektywa

Z kosmicznej perspektywy zasięg tego światła może zdać się mały: dotyka twoich najbliższych, sąsiada z parteru, koleżankę z pracy, panią z piekarni sprzedającą bułki, które zwykle jesz z rodziną na śniadanie. Czymże to jest wobec ciemnych przestrzeni choroby, przemijania i śmierci na Ziemi, czym jest wobec małości samej Ziemi we Wszechświecie? Ale z miejsca, w którym stoisz, widać jasno: to, na co tu i teraz pada światło, to, co rozgrzewa się od ognia, to właśnie – tu i teraz – jest ważne. Żaden mrok nie jest powodem, żeby zdmuchnąć choćby ledwo tlący się płomień.

Kosmiczna perspektywa jest bowiem perspektywą ciemności, martwej przestrzeni. Perspektywa światła jest perspektywą życia („a życie było światłem” – pamiętajmy – mówi ewangeliczny Prolog). Życie zaś to oczy, które patrzą na płomień, uszy, które słyszą trzask ognia, skóra, która czuje ciepło. To zawsze jest bosko małe, bosko tutaj, nie gdzie indziej, doświadczające świata w jedyny, niepowtarzalny – z własnego miejsca – boski sposób.

Więc to nic, że z kosmicznej perspektywy światła ognia prawie nie widać. Ciemność – głosi Pismo – światła nie pojmie. Trzeba w sobie mieć życie – a więc światło... albo raczej: trzeba żyć, a więc świecić, żeby światło zobaczyć.

Niebieska niespodzianka

Ciemność nie schwyta więc światła, nawet go nie dostrzeże. Światło zawsze się wymknie. Jednak – trzeba pamiętać – paliwem ognia jest uwaga. Bez niej ciemność może wślizgnąć się w nas, przyćmić i sama stać się – dla przyćmionych – niezauważalna, łudząc, że nie ma już ani jej, ani światła.

Zobaczyłem to wyraźnie pewnego dnia, gdy plamy słonecznego światła na ścianie zaskoczyły moje oczy. Odwykłem od ich widoku. Od wielu dni ni to mgła, ni to niskie chmury czepiały się drzew i przylepiały do bloków, nie dając się rozwiać grudniowemu wiatrowi. Aż w końcu wiatr zrezygnował z walki, duł nisko nad ziemią, unosząc się tylko tyle, by ludziom marzły nosy, uszy i krtanie.

Z niedowierzaniem popatrzyłem przez szybę – przez drobne, bezlistne gałęzie jarzębiny przedzierała się do mnie niebieska niespodzianka. Bezchmurne niebo! Od jak dawna – pomyślałem ku niemu – usiłujesz dotrzeć do mojej świadomości zamglonej nawykiem przekonania, że to najbardziej szara pora roku? Niemożliwe, by ta ilość chmur, którą moja pamięć z przyzwyczajenia rozsnuwała przed oczami, tak szybko się rozwiała. Od dawna musiały zacząć przepuszczać coraz więcej światła, choć na tyle rozproszonego, że gubiło się gdzieś między siatkówką a świadomością uśpioną przez bardzo powolne zanikanie cienia.

Zaskakująca obecność plam światła na ścianie przypomniała mi zabawę w puszczanie zajączków. Plamy światła odbitego lusterkiem tańczyły na ścianie, na asfalcie, na podkoszulkach innych dzieci. Jako kilkulatki próbowaliśmy je łapać, zdumieni, że światło, nakryte błyskawicznym ruchem ręki, nic sobie z tego nie robi, nie daje się przycisnąć do ściany, wymyka się.

Wymyka się zawsze. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51-52/2021