Hołodomor i jego pomniki

Zdawałoby się, że wiemy już wszystko o głodzie, który zabił kilka milionów Ukraińców. Jednak dopóki archiwa w Moskwie są zamknięte, wszystkiego wiedzieć nie będziemy. W tym: czy Hołodomor był wynikiem zbrodniczej decyzji.

20.01.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Laski Diffusion / EAST NEWS
/ Fot. Laski Diffusion / EAST NEWS

80 lat temu, na początku 1934 r., Ukraina wciąż głodowała, ale katastrofa głodu Hołodomoru – należała już do przeszłości. Zbiory 1933 r. były niezłe, władze zakończyły represyjną politykę rekwirowania żywności. Gdy zaś potem zbiory 1934 r. okazały się katastrofalnie niskie – Moskwa nie dopuściła do nawrotu głodu. Zapewne dlatego, że dalsze wymieranie kołchoźników zagrażało możliwościom mobilizacyjnym Związku Sowieckiego, przygotowującego się do wojny.

ŚWIECA, KTÓRA NIE GAŚNIE

Ukraina centralna i wschodnia usiana jest pomnikami ofiar Hołodomoru (używam tej nazwy zamiast utartego w Polsce „Wielkiego Głodu”, gdyż uważam, że wydarzenie to zasługuje na własne imię – wielkich głodów było w dziejach wiele, także Ukraina zaznała innych klęsk głodowych). Od prostych krzyży na zbiorowych mogiłach i rozstajach dróg po potężne monumenty, od tandety po wybitne dzieła sztuki memorialnej. Powstawały od początku lat 90. XX wieku, głównie jednak za prezydentury Wiktora Juszczenki. I wciąż powstają nowe.

W centrum Kijowa, na placu Michaiłowskim, jeszcze u schyłku władzy sowieckiej wzniesiono skromny pomnik ofiar Hołodomoru. Na skraju pustego pola (blizny po zburzonej świątyni) stanął głaz z wybitym na wylot krzyżem, w nim – sylwetka Matki Bożej, z której „wycięto” sylwetkę Dziecka. Można je uznać tylko za matkę i dziecko, ale pokrewieństwo z jedną z ikon Matki Najświętszej jest oczywiste.

Dziś tłem pomnika jest odbudowany Złoto wierzchni Sobór św. Michała Archanioła – i przytłoczony nim pomnik ma tym większą siłę wyrazu. Podczas każdych obchodów rocznicowych otacza go morze zniczy i milczący tłum.

Za rządów Juszczenki powstał też monumentalny kompleks pamięci (po ukraińsku „memoriał”), zwany Niegasnącą Świecą. Tu oficjalni goście Ukrainy sadzą drzewka pamięci, tutaj – po minięciu upiornego pomniczka dziewczynki z wydziobanymi oczami i „aresztowanego ścierniska” – schodzimy do podziemnej świątyni, w której pielgrzymi (bo tu jest się pielgrzymem, nie zwiedzającym) mogą poszukiwać imion krewnych w wyłożonych martyrologiach, uwieczniających ofiary Hołodomoru z poszczególnych wsi, potem zaś – zapalić cerkiewne świeczki na centralnym ołtarzu, u podstawy wieży-Świecy. A wychodząc – uderzyć w dzwon pamięci.

Pamięci o wielkiej tragedii narodu.

W ŚWIETLE HISTORII

Wydawałoby się, że o Hołodomorze wiemy prawie wszystko. O katastrofalnym głodzie z lat 1932-33 na większości czarnoziemnych obszarów Związku Sowieckiego, którego przyczyną były kolektywizacja, fatalna polityka rolna i represyjne egzekwowanie niewykonalnych dostaw obowiązkowych. O tym, że działania związane z tym ostatnim niewątpliwie miały cechy zbrodni przeciw ludzkości. O tym, że był to głód „sztuczny”, a nawet – zaplanowany przez władze sowieckie w celu wyniszczenia narodu ukraińskiego...

Stop. Tego ostatniego właśnie nie wiemy. To jedynie przypuszczamy, wnioskujemy. Niepodważalny jest fakt, że klęska głodu, gdy wystąpiła, została z całym cynizmem wykorzystana przeciw Ukraińcom.

Tylko na Ukrainie wprowadzano zakaz wszelkiego handlu w miejscowościach niezdolnych wywiązać się z dostaw; tylko tu (i na etnicznie ukraińskim Kubaniu) ekipy rekwizycyjne odbierały i niszczyły wszelką żywność znalezioną w obejściach – co przekształciło głód w klęskę o rozmiarach apokaliptycznych. To, że została ona zawczasu zaplanowana, pozostaje jedynie domysłem.

Owszem, władze sowieckie – podejmując program forsownej rozbudowy sił zbrojnych, a w jego ramach industrializacji – zakładały swoisty „kolonializm” miasta wobec wsi. Uważały też włościaństwo za wroga klasowego. Ale jednocześnie były szczerze przekonane, że uprzemysłowienie produkcji rolnej, zastąpienie metody „rzemieślniczej” metodą „fabryczną”, przyniesie natychmiastowy wzrost wydajności gospodarki rolnej.

Ale czy zaplanowały one „operację głód”? Zapytałbym raczej: czy były w stanie ją zaplanować? Czy sowieccy planiści w ogóle dostrzegali to, że ich plany prowadzą do załamania produkcji, a w konsekwencji – głodu? (A głodowały w tych latach, choć nie wymierały z głodu, także ośrodki przemysłowe, także dla robotników nie starczało chleba). Zważywszy jakość sowieckiego planowania, nie tylko w latach 30. – wątpię.

ZAMKNIĘTE ARCHIWA KREMLA

Na pytanie, czy Hołodomor był wynikiem zbrodniczej decyzji, istnieje jednoznaczna odpowiedź. Pozostaje ona jednak nieznana. Skoro w najtajniejszym archiwum Kremla zachowano oryginał decyzji o zgładzeniu polskich oficerów (Zbrodni Katyńskiej), oryginał decyzji w sprawie wywołania Hołodomoru jest tam także. Oczywiście – jeśli taką decyzję podjęto.

Tymczasem bez takiego dokumentu nie da się obronić tezy, że Hołodomor był zbrodnią ludobójstwa wymierzoną przeciw narodowi ukraińskiemu. Nie można mówić o ludobójstwie bez potwierdzenia istnienia zamiaru eksterminacji. Nie ma czegoś takiego jak ludobójstwo nieumyślne.

Uzasadniony wydaje się też pogląd, że celem akcji represyjnej, która przekształciła głód w Hołodomor, było złamanie chłopstwa stepowego (ostatniej siły zdolnej przeciwstawić się Sowietom), nie zaś – narodu ukraińskiego w ogóle. A obowiązująca definicja ludobójstwa nie obejmuje zbrodni na tle społecznym (klasowym). To zapewne błąd definicji, ale innej nie mamy.

Spór o ludobójczy charakter ówczesnych działań ma dziś wyłącznie charakter symboliczny: nie ma już sprawców, których można by postawić przed sądem. Nadawanie pamięci o Hołodomorze rangi podstawowego doświadczenia, które konstytuuje ukraińską tożsamość narodową, nie wymaga przedstawiania Ukrainy jako ofiary największego ludobójstwa w dziejach – co często można spotkać w ukraińskiej publicystyce i historiografii. Nie trzeba powtarzać za Juszczenką (wypowiedź z 2008 r.), że „głód był wyreżyserowanym zabójstwem 10 mln osób”, a jego celem „było pozbycie się tego narodu”.

DZIESIĘĆ PROCENT

Hołodomorem zwiemy ówczesny głód na Ukrainie i Kubaniu. I o nim wiemy najwięcej – o podobnych wydarzeniach na Dońszczyźnie i Powołżu już bardzo niewiele. A tam też włościanie umierali z głodu, choć akcje represyjne nie były tak brutalne. Zaś o głodzie w Kazachstanie nie wiemy prawie nic, choć wiele wskazuje, że w tym czasie zmarła tam lub zbiegła do Chin trzecia część narodu kazachskiego. Ukraina chce wiedzieć, co się wówczas stało, Rosja i Kazachstan – najwidoczniej nie.

Dziś znamy z imienia około 800 tys. ofiar Hołodomoru. Jest oczywiste, że ich liczba była znacznie większa. Ale – o ile większa? W literaturze historycznej i publicystyce można przeczytać o 3-4, 8-10, a nawet 12 milionach. Są to szacunki ignorujące fakt, że Ukraińska Socjalistyczna Republika Sowiecka w przededniu Hołodomoru miała ok. 32 mln mieszkańców. Nawet jeśli do zmarłych z głodu doliczymy ofiary represji związanych z wcześniejszą kolektywizacją oraz deportowanych i uciekinierów – poza dyskusją jest to, że nie znikła wówczas piąta część ludności.

Żmudna (i niepopularna we własnym kraju) praca ukraińskich uczonych pozwoliła określić liczbę zmarłych z głodu i w związku z nim na 3–3,5 mln, w tym 800 tys. dzieci. Czyli około 10 proc. mieszkańców w ogóle, w tym ponad 15 proc. mieszkańców wsi.

Straszna liczba. Nie trzeba jej rozdymać.

PAMIĘĆ I POMNIKI

Jednym z ważnych elementów łączących dziś Ukraińców jest to, że ogromna ich większość pochodzi ze wsi najdalej w trzecim pokoleniu i dlatego – w mniejszym lub większym stopniu – dziedziczy traumę związaną z Hołodomorem. To doświadczenie rzeczywiście integruje; także mieszkańcy regionów zachodnich (wchodzących wtedy w skład II Rzeczypospolitej i niedotkniętych tą klęską) w naturalny sposób solidaryzują się z ofiarami. Poza tą solidarnością pamięci (realną lub potencjalną) pozostają tylko imigranci z okresu powojennego, skądinąd bardzo liczni.

Pytanie jednak, jaka ma być ta pamięć. Podczas „juszczenkowskich” obchodów w 2008 r. wyraźnie zaznaczył się nurt nie tyle już martyrologiczny, co masochistyczny (np. dzieci w szkołach podstawowych musiały rysować sceny ludożerstwa i słuchać o rodzicach zjadających własne dzieci). Czy rzeczywiście współczesna Ukraina tak właśnie pamięta, albo raczej – wspomina Hołodomor? Nie wiem. Wątpię. Ale młodzi kijowianie licznie przychodzą pod Świecę Pamięci, uderzają w dzwon.

A potem z mroku podziemia wychodzą w słońce, na skarpę dnieprową. Po lewej ręce widzą obelisk pomnika poległych w boju o Kijów w 1943 r., po prawej – dzwonnicę Ławry Kijowsko-Peczerskiej (ta symboliczna lokalizacja Świecy nie jest przypadkowa). Przed sobą mają alejki z czarnymi kamiennymi tablicami, na których wypisano nazwy kilkuset miejscowości. Tych, które w 1933 r. umieszczono na „czarnych tablicach” zakazu handlu, de facto skazując je na śmierć.

Wśród tych tablic, tonących w zieleni, siedzą młodzi. Niektórzy czulą się, przytulają. Także ci, którzy przed chwilą uderzyli w dzwon pamięci. „Śmierć umiera, a życie żyje”. Wielu z tych, których tam widziałem, dziś jest pewnie na Majdanie.

I jest coś symbolicznego w tym, że pierwszy kijowski pomnik ofiar Hołodomoru znalazł się pod koniec listopada zeszłego roku w centrum protestu właśnie tych młodych. I że „przybudowany” doń sobór Michaiłowski otworzył wrota uciekającym przed milicją. 


TADEUSZ A. OLSZAŃSKI jest politologiem, analitykiem ds. ukraińskich Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie, a także badaczem twórczości i tłumaczem esejów J.R.R. Tolkiena. Autor książek „Historia Ukrainy XX w.” (1994), „Zarys teologii Śródziemia i inne szkice tolkienowskie” (2000), „Trud niepodległości. Ukraina na przełomie tysiącleci” (2003) i innych publikacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2014