Historia przyjemności

Zostaliśmy ukształtowani tak, by poszukiwać soli, tłuszczu i cukru. Cóż jednak począć, kiedy tłuszcz, cukier i sól otaczają nas w nadmiarze?

04.05.2020

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK DLA „TP”
/ JOANNA RUSINEK DLA „TP”

Nie wiem, jakim cudem udało mi się skończyć szkołę muzyczną. Byłem permanentnie nieprzygotowany do lekcji i egzaminów. Regularne powtarzanie gam i pasaży było dla mnie torturą. Tym większym podziwem darzyłem koleżankę, która każdego dnia ćwiczyła na fortepianie przez trzy-cztery godziny. Nie mogłem pojąć, jakim cudem zmusza się do tego. Myśląc o własnych trzydziestominutowych cierpieniach przy wiolonczeli, nie byłem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak tytanicznego wysiłku woli wymagało od nastoletniej dziewczyny bębnienie w klawiaturę sześć czy osiem razy dłużej.

Dopiero po latach uświadomiłem sobie, że nie oszukiwała. Ona do niczego nie musiała się zmuszać. Po prostu lubiła ćwiczyć na fortepianie. Sprawiało jej to przyjemność.

Pamiętam doskonale moment, w którym przejrzałem jej tajemnicę. Personel biblioteki właśnie po raz kolejny wyrzucił mnie spomiędzy regałów, zamykając przybytek na noc. W szatni spotkałem kolegę z roku, który – szukając porozumienia – uskarżał się, jak nudne były teksty filozoficzne, które mieliśmy przeczytać na kolejne zajęcia. To były te same teksty, które mógłbym wertować z przyjemnością godzinami, gdyby tylko nikt mi nie przeszkadzał.

NIEOCZYWISTY ZWIĄZEK PRZYJEMNOŚCI Z NAWYKIEM opisuje Arystoteles w „Etyce nikomachejskiej”. Robimy chętnie to, co sprawia nam przyjemność. To, co robimy często, kształtuje nasze nawyki. Nawyki zaś decydują o tym, co dostarcza nam rozkoszy. Bycie w czymś dobrym przynosi dużo satysfakcji. Koło się zamyka.

Każdemu „sprawia przyjemność to, czego jest miłośnikiem, jak np. koń miłośnikowi koni, widowisko zaś miłośnikowi widowisk; tak samo też to, co sprawiedliwe, miłośnikowi sprawiedliwości”. Przyjemność decyduje o tym, w które miejsca powracamy, a których unikamy. Przyjemność różnicuje nas i upodabnia do siebie. Przyjemność sprawia, że nie jest nam wszystko jedno. Historia każdego człowieka jest historią przyjemności. Idziemy jej tropami, wydeptujemy ścieżki, powracamy na nie, żłobimy koleiny, z których nie sposób się potem wygrzebać o własnych siłach, jak to z nawyków.

A jednak, zgodnie z tym, co sugerował Filozof, podążając za przyjemnością wciąż zachowujemy zdolność doskonalenia się. Związek między przyjemnością i sztuką (w znaczeniu: robienia czegoś w doskonały sposób) nie był wprawdzie dla niego i jego współczesnych oczywisty, wydawało mu się jednak jasne, że nie tylko przyjemność kształtuje nas, ale też my kształtujemy swoje przyjemności. Wciąż poszukując czegoś więcej odkrywamy nowe ścieżki – nowe smaki, dźwięki, nowe opowieści i nowe rozkosze.

To jak dobór naturalny. Reprodukują i doskonalą się zachowania, które przynoszą rozkosz. Przyjemność jest więc źródłem powtórzenia. Najwyższym, pierwotnym prawem ludzkiego świata. Prawem arcyludzkim, bo obowiązującym tylko tam, gdzie w ogóle mamy cokolwiek do powiedzenia. Siła przyjemności skierowana jest przeciw ślepemu losowi, oporowi materii, przeciw temu wszystkiemu, co od nas nie zależy. O tyle zaś, o ile mamy wpływ na nasz los, zrobimy wszystko, by powtórzyło się raczej to, co przyjemne, niż to, co przykre.


Czytaj także: MIchał Paweł Markowski: Pochwała kolacji


Tak rozumiana przyjemność okazuje się siłą wręcz meta­fizyczną, skierowaną przeciw entropii i przypadkowości. Siłą, ze względu na którą w świecie społecznym wydarza się raczej coś niż nic.

A jednak ta wspaniała, twórcza siła ma swój mroczny rewers. Przyjemność pozostaje bowiem twórcza wyłącznie tak długo, dopóki działa przeciw jakiemuś oporowi, naginając nasze ścieżki i zmieniając ich bieg. Gdy nie występuje żaden opór, gdy brak siły równoważącej przyciąganie ku temu, co przyjemne, na płaszczyźnie naszego życia pojawia się nazbyt głęboka koleina, potem dół, lej, wreszcie – śmiertelna pułapka. Źródło wszelkiego poruszenia staje się przyczyną bezruchu.

KLATKA SKINNERA TO DOSKONAŁY MODEL DZIAŁANIA „ZASADY PRZYJEMNOŚCI” (została tak nazwana na cześć behawiorysty Burrhusa F. Skinnera). Szczur zamknięty w pudełku ma do dyspozycji dwie dźwignie. Jedna z nich uruchamia bodziec przyjemny, druga przykry. Zielony – dostajesz przekąskę. Czerwony – kopie cię prąd. Jak to w życiu. Dzięki zastosowaniu coraz bardziej pomysłowych wersji tego prostego mechanizmu przez lata możliwe było uczenie zwierząt laboratoryjnych coraz bardziej skomplikowanych sztuczek.

W latach 50. James Olds i Peter Milner wywindowali pomysł Skinnera na nowy poziom. Nie było już żadnych przekąsek, nie było kopania prądem ani denerwujących dźwięków. Była czysta przyjemność. Dźwignia w klatce uruchamiała elektrodę stymulującą bezpośrednio odpowiednie ośrodki w mózgu gryzonia.

Oddaję głos Davidowi J. Lindenowi, badaczowi mózgu z Johns Hopkins University i autorowi książki pod barokowym tytułem „The Compass of Pleasure: How Our Brains Make Fatty Foods, Orgasm, Exercise, Marijuana, Genero­sity, Vodka, Learning, and Gambling Feel So Good” („Kompas przyjemności. Jak nasze mózgi sprawiają, że uwielbiamy jedzenie, orgazmy, ćwiczenia fizyczne, marihuanę, hojność, wódkę, naukę i hazard”): „Wyniknął z tego najbardziej może dramatyczny eksperyment w historii behawioralnych badań nad mózgiem. Żeby stymulować mózgi, szczury naciskały dźwignię nawet 7 000 razy na godzinę”. Przerwę na chwilę. 7 tys. razy na godzinę, dwa razy na sekundę. Spróbuj przez chwilę stukać palcem w blat w tym tempie. Szybko, prawda?

„Seria kolejnych eksperymentów ujawniła, że szczury wolały stymulację ośrodka przyjemności od ośrodka pokarmu (nawet gdy były głodne) i wody (nawet gdy były spragnione). Stymulujące się samce ignorowały samicę w rui i były skłonne wciąż i wciąż przekraczać kopiącą prądem podłogę tylko po to, by dosięgnąć dźwigni. Samice opuszczały nowo narodzone szczurzątka, by bez pamięci oddać się wciskaniu dźwigni. (...) Wreszcie, by uniknąć zagłodzenia zwierząt, trzeba je było odłączyć od urządzenia. Wciskanie dźwigni stało się dla nich całym światem”.

Jeżeli zastanawiasz się, czy taki stan można wywołać u ludzi, odpowiadam, że można. I od razu mówię, że pacjenci, których przerażające historie Linden opisuje w swojej książce, zachowywali się z grubsza tak, jak nieszczęsne szczury. Bezpośrednia stymulacja ośrodka przyjemności działa silniej niż jakikolwiek narkotyk, który jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Bum, bum, bum, bum. Dwa razy na sekundę, sto dwadzieścia na minutę, siedem tysięcy razy na godzinę. Szczur w szale łomoczący w dźwignię przyjemności. Ten obraz nie daje mi spokoju. Jeżeli przyjemność to niewidoczna siła rzeźbiąca historię naszego życia, to szczur znalazł się w dole. Spadł na dno wielkiego leja o stromych ścianach. I ze wszystkich sił zakopywał się jeszcze głębiej.

Gdy nie istnieje opór, który choćby minimalnie skrzywia nasze ścieżki, gdy nic nie staje między nami a dźwignią, przyjemność staje się przekleństwem. To wątek nieobcy Arystotelesowi, wielkiemu piewcy umiaru, i motyw kluczowy dla kultury starożytnej Grecji. Ale żyjemy w czasach, w których ostrzeganie przed lejem przyjemności stało się ważniejsze niż kiedykolwiek dotychczas.

HISTORIA LUDZKOŚCI JEST HISTORIĄ PRZYJEMNOŚCI. Opowieścią o rozkoszach odkrywanych, doskonalonych i porzucanych. Często przedstawia się ją jako wspinaczkę po stromych zboczach owej popularnej wśród psychologów piramidy Maslowa – ucieczce z królestwa tego, co fizjologicznie niezbędne, ku przyjemnościom coraz „wyższym”. Jest to nadmierne uproszczenie, jednak kryje się za nim istotna prawda i ważne pytanie.

Zostaliśmy ukształtowani tak, by poszukiwać soli, tłuszczu i cukru. Ewolucja, posługując się zasadą przyjemności, uczyniła nas – z różnych powodów – łasymi na określone substancje. Cóż jednak począć, kiedy tłuszcz, cukier i sól otaczają nas w nadmiarze? Kiedy nie ma nic łatwiejszego, niż sięgnąć po to, co sprawia nam przyjemność?

Oto problem przesytu. Specyficznie ludzka wersja owej szczurzej klatki – tym groźniejszej, że niewidzialnej, pozbawionej dźwigni, kabli, elektrod, a nawet ścian. Zagadnienie nadmiaru rozkoszy dostępnej na każde skinienie fascynowało i niepokoiło ludzkość, powracając jako mityczna opowieść o tych, którzy mogąc mieć wszystko, przestają pragnąć czegokolwiek. Nadmiar pomyślności czyni nieszczęśliwym. Po 2,4 tys. lat wciąż niewiele można dodać do tego, co pisał na ten temat Arystoteles: „zbytnia pomyślność losu jest nawet przeszkodą w szczęśliwości i może nie należy jej już nazywać pomyślnością; granicę bowiem pomyślności określa jej stosunek do szczęśliwości”.


Czytaj także: Justyna Bargielska: Z lodu, powietrza i ognia


Wygląda więc na to, że sens przyjemności wynika nie z jej doświadczania, lecz z mierzenia się z życiem. Zgodnie z tym, co powiedział Arystoteles: nie doznajemy przeszkód i ostatecznie udaje nam się zdobyć to, czego pragnęliśmy, ale tylko za cenę pokonania oporu. Przyjemność przynosi nam szczęście tam, gdzie wciąż jeszcze jest jakiś opór do pokonania, coś nowego do odkrycia.

JUDEOCHRZEŚCIJAŃSKA TRADYCJA CHĘTNIE SPYCHA PRZYJEMNOŚĆ w obszary tego, co grzeszne, i wiąże z ciałem, które – wzorem Platona – utożsamione zostaje z więzieniem duszy. W kulturowym DNA każdego z nas odłożone są potężne warstwy nieufności wobec niej.

Jeżeli jednak przyjmiemy proponowany tu model przyjemności jako niewidzialnej siły naginającej nasze ścieżki, otwarta niechęć, jaką nasi prawodawcy często okazywali przyjemności, okaże się szczególnie niepokojąca i perwersyjna.

W kulturze Zachodu przyjemności przypisuje się często związek z chaosem. Przyjemność (zwłaszcza ta seksualna, choć nie tylko) ma być niebezpieczna, bo rzekomo rozsadza porządek społeczny. Nic bardziej mylnego! Przyjemność odgrywa fundamentalną rolę w porządkowaniu świata. Gmach ludzkiego kosmosu wspiera się na zasadzie przyjemności. Chaos tymczasem rozciąga się poza ludzkim światem, poza światem w ogóle. Jest przestrzenią, w której rzeczy nie mają znaczenia. Istnieje więc nie tylko poza dobrem i złem, lecz przede wszystkim właśnie poza zasadą przyjemności. Jak w „Raju utraconym” Johna Miltona, gdzie pierwotny chaos, poprzedzający stworzenie świata, jest przestrzenią równie obcą i niebezpieczną dla Boga, jak i dla jego głównego adwersarza – Szatana. Czymś bardziej pierwotnym i groźnym od nich obydwu. Przyjemność porządkuje ludzki świat. To ona przezwycięża chaos sprawiając, że nie jest nam wszystko jedno.

Przyjemność leży także, w nieoczywisty sposób, u źródeł prawa. Po pierwsze dlatego, że popełniamy występki dążąc do przyjemności. Po drugie zaś dlatego, że roztopienie się w przyjemności prowadzi do ostatecznego bezruchu. Prawo pełni więc ważną funkcję oporu przeciw zasadzie przyjemności. Dąży do jej uregulowania przez wskazanie dozwolonego i zabronionego, posługując się konceptami umiaru, zasługi, arbitralnych świętych zasad, a wreszcie – całkowitego odrzucenia przyjemności. Prawo ogranicza przyjemność. A jednak bez przyjemności nie byłoby prawa. Nie miałoby ono racji bytu w świecie, w którym nikt niczego nie pragnie, bo każdemu jest wszystko jedno. To przyjemność prowadzi do ustanowienia reguł.

Bez przyjemności zasady nie miałyby sensu. Nie pożądalibyśmy ograniczonych dóbr, nie rywalizowalibyśmy o nie. Nasze ścieżki przecinałyby się jedynie przypadkowo. Gdyby Adam i Ewa nie mieli ochoty zjeść jabłka, nie miałby sensu pierwotny Boski zakaz. Zasada przyjemności nie jest więc zagrożeniem dla prawa, religii czy organizacji społecznej, lecz ich najgłębszym źródłem. Całe bogactwo zjawisk zgłębianych przez antropologów i socjologów daje się sprowadzić do kolektywnie uzgodnionych sposobów zarządzania przyjemnością.

CZY PRZYJEMNOŚĆ MOŻE BYĆ OBOWIĄZKIEM? Jakże ktoś miałby przymuszać mnie do przyjemności? Wywierać presję, bym czynił to, co właśnie z samej definicji chciałbym uczynić? Jednak idea przyjemności jako obowiązku nie polega na tym, że ktoś zmusza mnie do przyjemności, lecz na tym, że odczuwam wciąż nienasyconą potrzebę, by „cieszyć się życiem” jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, by w pełni wykorzystać oferowane mi możliwości. Nawet gdy doświadczam przyjemności, nie doświadczam jej w pełni, wciąż bowiem słyszę ów głos pytający mnie, czy to dość, czy nie potrzebuję czasem więcej, czy aby na pewno na więcej nie zasługuję…

Przyjrzyjcie się reklamom napojów energetycznych, środków przeciwkacowych, kart kredytowych i chwilówek. „Nie pozwól, by ominęła cię przyjemność”. „Masz obowiązek wobec siebie”. Jak trudno być w takim świecie szczęśliwym! Ile pracy trzeba w to włożyć!

NIE JESTEM SMAKOSZEM. Omija mnie z tego powodu sporo przyjemności, co zgodnie z przedstawioną wyżej logiką bywa źródłem wyrzutów sumienia.

Niestety, zdaje się, że mam po prostu dość słaby smak i mierne powonienie. A przyjemność jest ściśle związana ze specyficznym typem rozdzielczości – zdolnością do rozróżniania smaków, faktur, dźwięków, materiałów… Trudno delektować się tym, co nierozróżnialne. Dlatego przyjemność czyni nasz świat bogatszym. Oznacza to zarazem, że bogactwo – w różnych tego słowa znaczeniach – wyznacza próg wejścia do królestw różnej przyjemności.

Rozmawiając ze smakoszami z pozycji tego, który próbuje rozumieć, szybko zauważyłem dwa na pozór sprzeczne wektory, którymi kierowali się w swym poszukiwaniu przyjemności. Z jednej strony poszukiwanie doskonałej kombinacji, perfekcyjnej formy, kuchnia przetworzona, molekularna, wysublimowana, a przeciw temu: nieustanne upraszczanie, delektowanie się tym, co najbardziej elementarne, szukanie prawdy kilku najprostszych składników. Przyjemność doskonałości kontra przyjemność prostoty.

Co ciekawe, większość smakoszy, z którymi rozmawiałem, nie miała problemu z docenieniem rozkoszy czekającej na nas na obydwu końcach tego spektrum. To czyni ich jednak wyjątkowymi, bo w dominującym nurcie naszej kultury rzecz wydaje się mieć inaczej. Pochwała prostoty wyraźnie zwycięża dziś nad zachwytem komplikacją. Zapewne wiąże się to w jakiś sposób z kultem natury przeciw technologii i nostalgią za „dawnymi, dobrymi czasami”, kiedy to – jak często słyszymy – „życie było prostsze”.

ROZMOWA Z PRZEDWCZORAJ. O nieoczekiwanym przejściu na edukację domową. „Twój syn cały dzień rozwiązywał zadania w układzie współrzędnych? Co z ciebie za ojciec?! Dałbyś mu porobić coś przyjemnego, a nie znowu katujesz dziecko matematyką!”.

Takie podejście jest kulą u nogi dla szkoły i kulą w łeb dla uniwersytetu. Nauka i przyjemność nie stoją w sprzeczności. Przeciwnie. Prawdziwa nauka – tworzona z wyobraźnią i polotem, poszukująca problemów i znajdująca najbardziej eleganckie rozwiązania – zaczyna się dopiero tam, gdzie poznanie podporządkowane zostaje zasadzie przyjemności.

Nikt nie pisał o tym piękniej niż fizyk Richard Feynman, którego zbiór esejów nie przypadkiem nosi tytuł „Przyjemność poznawania”. W tytułowym tekście czytamy m.in. o tym, dlaczego Nobel nie był dla Feynmana szczególnie ważny. „Ja już odebrałem nagrodę. Nagrodą jest przyjemność poznawania, porażenie odkryciem, świadomość, że ludzie wykorzystują [moją pracę]”.

Feynman tak bardzo kochał myśleć, że z łatwością mogę sobie wyobrazić, iż uprawiając fizykę był niemal jak szczur nieustannie wciskający ową nieszczęsną dźwignię rozkoszy. Na szczęście w naukę wpisany jest doskonały mechanizm samoregulujący. Nagroda wciąż nam ucieka. Zawsze jest do odkrycia coś nowego. Ciągle kusi cię, by podjąć wysiłek sięgnięcia po więcej.

Nie. Nauka nie jest nudnym przeciwieństwem przyjemności. Jest jedną z najczystszych form przyjemności dostępnych naszemu gatunkowi. Moim dzieciom (wszystkim dzieciom w ogóle!) życzyłbym szkoły, dla której to oczywiste. I świata, gdzie nikt nie uznaje wspólnego rozwiązywania zadań za tortury.

Oto same paradoksy! Przyjemne jest to, co proste, i to, co skomplikowane. Przyjemność bierze się z powtórzenia, ale powtarzanie może zabić przyjemność. Przyjemność jest czymś bardzo osobistym, ale zarazem nie ma nic bardziej społecznego niż nasze nawyki i upodobania. Jak świetnie pokazał francuski socjolog Pierre Bourdieu, w swych najbardziej intymnych zachwytach jesteśmy właśnie najbardziej przewidywalni i powtarzalni – ukształtowani przez swoją klasę społeczną, naród, pokolenie czy grupę etniczną.

Przyjemność jest zasadą poruszającą świat. To z jej powodu dzieje się raczej coś niż nic. Ale całkowite roztopienie się w rozkoszy sprowadziłoby na nas ostateczny bezruch; umieściłoby nas w punkcie, z którego nigdzie już nie pragniemy podążać. To za sprawą przyjemności życie rozsiadło się na owej wąskiej grzędzie między chaosem a bezruchem, między nonsensem ciągłej zmienności a bezsensem wiecznego trwania.

ZASADA SZEROKIEGO OPTIMUM. Oto jedna z zasad, do których jestem w życiu bardzo przywiązany. Nie jest to pogląd naukowy. Nie mam na to dobrych danych, nie mam wyniku badań na poparcie mojej tezy (chętnie wejdę w kolaborację badawczą, żeby ją zweryfikować). A jednak.

Jeżeli masz wąskie optimum, trudno ci będzie być szczęśliwym. Łatwiej ma w życiu ten, kto lubi i chłód, i gorąco; potrafi się cieszyć i z tego, że pospał długo, i z tego, że wstał o świcie; delektować się kawą i herbatą, Bachem i Zenkiem, Sørenem Kierkegaardem i Stiegiem Larssonem…

Staraj się poszerzać swoje optimum. Kształtujemy nasze nawyki, a one kształtują nas, jak uczył Arystoteles, ten najstarszy z wielkich coachów. Spaceruj wieloma ścieżkami i miej odwagę iść dalej od innych. Nie daj sobie narzucić przyjemności jako obowiązku, ale zawsze traktuj kwestię przyjemności poważnie. Oszukuj, kiedy tylko możesz – w grach, w których stawką jest wytrwałość, zwyciężaj pasją i zabawą.

Historia życia jest historią przyjemności. Nie ma to nic wspólnego z brakiem cierpienia – chodzi tylko o zidentyfikowanie siły, która kształtuje nasze losy. Przyjemność wydaje się ulotna, ale tylko tyle po nas pozostanie. Widziana z lotu ptaka mapa naszych utartych ścieżek, wytyczonych jej potężną siłą. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020