Historia do użytku wewnętrznego

Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski, Warszawa. Kiedyś był tu szpital wojskowy. Monika Weiss potraktowała historię tego miejsca jako inspirację dla swojej wystawy.

30.03.2010

Czyta się kilka minut

W jednym z pomieszczeń Zamku Ujazdowskiego jest coś w rodzaju izby pamięci. Niektórzy, widząc stare strzykawki i różaniec z karabinowych łusek, sądzą, że to kolejne dzieło sztuki.

Jednak spośród artystów wystawiających w CSW dopiero Monika Weiss pokazała prace nawiązujące do wojennej przeszłości Zamku. Od 13 marca w jego piwnicach można oglądać instalację pod tytułem "Sustenazo".

***

W Polsce uczyła się w szkole muzycznej, skończyła ASP. Wyjechała piętnaście lat temu, mieszka i pracuje w Nowym Jorku, a wystawia na całym świecie. Wczesnym latem 2009 r. wróciła do Warszawy na trzymiesięczny pobyt w ramach programu Artists in Residence.

Monika Weiss łączy rysunek, dźwięk, performance. Zapis akcji z 2006 r. robi szczególne wrażenie. Niedaleko zburzonego World Trade Center ludzie rysują, leżąc na ziemi. Na zdjęciach wyglądają jak przewrócone chrabąszcze. Rysunek staje się ich śladem, zapisem ruchu i czasu. Rysunek jako ślad - to jeden z powracających tematów w twórczości czterdziestosześcioletniej artystki.

- Nie jestem historykiem - mówi - ale zawsze zaczynam od badania dokumentów, przeszukiwania archiwów, rozmów z naukowcami.

Po chwili dodaje, że w historii najbardziej interesuje ją to, co marginalne, nieważne, traktowane jako margines dziejów. "Sustenazo" opowiada o tym, co stało się 6 sierpnia 1944 r., gdy w szóstym dniu Powstania Niemcy nakazali ewakuację Szpitala Ujazdowskiego.

Zbiegiem okoliczności najważniejsze tropy czekały kilkadziesiąt metrów od miejsca planowanej ekspozycji. Wystarczyło przejść przez parking. W ceglanym pawilonie, gdzie kiedyś mieścił się oddział chirurgiczny, dziś przechowuje się zbiory specjalne Biblioteki Medycznej. W podziemiach Monika Weiss znalazła archiwa Szpitala.

- To nie były ważne dokumenty, ale ja interesuję się właśnie nieważnymi dokumentami. Przez dziesięciolecia papiery leżały w piwnicy. Niektóre nie były nawet skatalogowane. Jakieś pocztówki, szpitalna korespondencja, świadectwa, wypisy... Spędziłam tam wiele dni z kamerą.

Nie poprzestała na poszukiwaniach archiwalnych. Odnalazła żyjących uczestników tamtych wydarzeń, nagrała ich relacje. Kiedy opowiada o tym podczas konferencji prasowej, na sali jest kilkoro dziennikarzy. Z boku przysłuchują się starsi państwo zaproszeni przez artystkę.

- Chciałabym - kończy Monika Weiss - żeby każdy oglądał to długo i samotnie. Dlatego otwarcia są najgorsze.

***

Piwnice to jedyny autentyczny fragment Zamku. Resztę rozebrano na początku lat 50., by po upływie paru dekad przystąpić do mozolnej odbudowy.

Idziemy ciemnym i długim korytarzem. Na końcu, ze sklepionego pomieszczenia dobiega recytacja. - To Paul Celan. Jest dla mnie bardzo ważny - tłumaczy autorka.

Pierwsza projekcja przedstawia lamentującą kobietę. Obok widzimy dłonie przewracające strony wyblakłych maszynopisów, medycznych książek, niemieckich wierszy. Towarzyszą im mieszające się dźwięki, słowa polskie i niemieckie. - Lament - mówi Monika Weiss - jest poza językiem, zaprzecza heroiczności opowieści.

Starsi państwo, których spostrzegłem wcześniej na konferencji prasowej, rozglądają się dookoła.

- Zdecydowałam się użyć tylko głosów kobiecych, więc pana tu nie ma - artystka podchodzi do swoich bohaterów, jej ton jest niemal przepraszający.

- O, teraz słyszę - cieszy się pani o kulach - to ja opowiadam, o tym, jak znalazłyśmy tę piwnicę z kapustą.

- A to jest pojemnik na igły - mężczyzna patrzy w ekran, gdzie przesuwają się obrazy - napełniało się go spirytusem.

- Dziewięćdziesiąt procent?

- Nie, wystarczało siedemdziesiąt.

- Państwo tu wtedy byli? - pytam.

- Niosłam na Chełmską nosze z chorymi. Niosłyśmy we cztery.

- Potem szpital był na Czerniakowie?

- U sióstr.

- Kiedy Niemcy bombardowali, ludzie płonęli na łóżkach...

- Ja byłem już wtedy postrzelany. Przeżyłem, bo ktoś mnie wyniósł na plecach.

- Słyszy się tylko świst kul, które nie trafiły. Wiedział pan o tym? Kiedy mnie trafili, nawet nie poczułem.

Starsi państwo wspominają, artystka udziela wywiadów, głosy z odtwarzacza nakładają się na siebie, zniekształcają, zamieniają w szum.

***

Wpatruję się w dokumenty pokazane na ekranie. Jedne obrazy nakładają się na drugie, po literach przebiegają refleksy światła. Próbuję odczytywać nazwiska i daty, ale nie mogę. Rozmawiam o tym z autorką.

- Nie zrobiłam wystawy historycznej. Nie ma nic wspólnego z sentymentalnym podejściem do historii. Nie chcę też pokazywać niczyjej prywatności. Nie chcę obnażać ludzkich losów.

- Uważa pani, że nie należy?

- Uważam, że nie należy używać ludzi w ten sposób. Można bardzo wiele powiedzieć bez używania - dosłownie "używania" - ludzi. Ci, z którymi pracowałam, użyczyli mi swoich głosów. Na tle recytacji Goethego słychać opowieść Krystyny Zalewskiej. Dużo z nią rozmawiałam, zaprzyjaźniłyśmy się. Wiedziała, że jej głos się pojawi w taki fragmentaryczny sposób. Że nie będzie obnażona jako kobieta. Jej historia stanie się uniwersalnym znakiem.

Zaglądamy do następnego pomieszczenia. Na podłodze przedwojenne podręczniki medyczne, rozrzucone tomy poezji, pusta torebka pielęgniarki.

Czarno-biały film pokazuje gimnastyczkę wykonującą salto. Na ścianach rysunki na wydartych stronach Goethego (drukowanych piękną szwabachą). I jeszcze duży fotogram przedstawiający eleganckie wnętrzne. Kadr, jak z pisma "The World of Interiors". To sypialnia Krystyny Jandy.

- Po Powstaniu szpital trafił do podwarszawskiego Milanówka - wyjaśnia kuratorka wystawy, Milada Ślizińska - Został umieszczony w dawnej willi Gruszczyńskiego. To wielki dom, zbudował go śpiewak operowy, który wkrótce stracił głos. W Milanówku, gdzie się urodziłam, wszyscy znali tę historię. Z dzieciństwa pamiętam opowieści matki i jej siostry, które chodziły pomagać przy rannych. Gdy po latach willę Gruszczyńskiego kupiła Krystyna Janda, sąsiedzi pytali, czy nie boi się spać w tej sypialni. To najpiękniejszy i najcichszy pokój, w nim umieszczono chorych w najgorszym stanie. Wielu tam zmarło.

***

Dwa dni po otwarciu wystawy znów jestem niedaleko. Przyłączam się do wycieczki organizowanej przez Muzeum Historii Polski, którego siedziba wkrótce powstanie tuż obok Zamku Ujazdowskiego. Młody przewodnik, przekrzykując hałas Trasy Łazienkowskiej, referuje historię okolicy. Był tu gród książąt mazowieckich, dwór myśliwski, zamek Wazów, lazaret z czasów Insurekcji, wreszcie Szpital Ujazdowski.

- Dobrze - mówi - że nowe muzeum zostanie zbudowane w tym miejscu i wreszcie powstanie instytucja, która będzie uczyć Polaków dumy z własnej historii.

Trudno się z tym nie zgodzić. Ale myślę o tym, że Weiss zatytułowała swoją wystawę "Sustenazo". To greckie słowo oznacza wspólne lamentowanie w milczeniu. Dobrze, że jest też ktoś, kto nie próbuje nas niczego uczyć, tylko opowiada o bezradności ludzkiego języka.

Monika Weiss, "Sustenazo", wystawa czynna do 25 kwietnia 2010 r. w piwnic ach Zamku Ujazdowskiego w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2010