Zbrodnie i Kara

Artystka w swoich pracach odebrała władzę białym mężczyznom i oddała ją czarnej niewolnicy. Puściła w ruch szalony korowód, obsceniczny, okrutny, czasem zabawny.

07.11.2011

Czyta się kilka minut

Kara Walker "Lucy Carter Whitlock" / (C) Kara Walker. Dzięki uprzejmości Sikkema Jenkins & Co., New York /
Kara Walker "Lucy Carter Whitlock" / (C) Kara Walker. Dzięki uprzejmości Sikkema Jenkins & Co., New York /

To jest bardzo ładna wystawa. Właśnie tak. Owszem, dotyczy rasizmu. Owszem, zawiera sceny seksu, przemocy, przemocy seksualnej. Jednak Kara Walker ma talent do rysunku, doskonałą rękę, warsztat, o którym krytyk "New York Timesa" napisał, że jest magiczny. Jednym słowem - Walker otrzymała hojne dary, bez których - niestety - współczesny artysta może się doskonale obyć. Używa ich ze zręcznością sztukmistrza i potężnym ładunkiem ironii.

Sąsiedzi z Ku Klux Klanu

Kara Walker ma czterdzieści dwa lata. Jest czarną artystką, ale być może problem rasy nie znalazłby się w centrum jej twórczości, gdyby nie doświadczenie z dzieciństwa.

Urodzona w Kalifornii, wychowywała się w liberalnym, wielokulturowym otoczeniu zasobnego przedmieścia. Miała 13 lat, gdy jej ojciec, malarz, dostał pracę na uniwersytecie w Georgii i rodzina przeprowadziła się na Południe. "Nasiliły się właśnie morderstwa czarnych dzieci w Atlancie. Miałam koszmary związane z przeprowadzką do miejsca wrogiego trzynastoletnim czarnym dzieciom - wspominała w rozmowie z Steelem Stillmanem. - Mieszkaliśmy na Walker Road (...). Wielki Mag Ku Klux Klanu mieszkał na drugim końcu ulicy".

Przy innej okazji powie, że problem koloru skóry, problem rasy pełen jest ukrytych znaczeń, lęków, pożądań. Wiąże się z przeszłością Południa i jego teraźniejszością, ze wstydem i konfliktem - ale na końcu prowadzi do pytań bardzo osobistych: "Kim jestem w swojej czarnej skórze?".

Sztukę Kary Walker napędza osobiste doświadczenie, pamięć o niewolniczej historii, świadomość współczesnego rasizmu. Ale jest w niej coś jeszcze. Amerykanka nie chce występować w roli bojowniczki, aktywistki, wyrazicielki. Jej sztuka jest dowcipna i drastyczna, brutalna i niejednoznaczna. "Nie chciałam brać na siebie ciężaru bycia Czarnym Artystą. Nie chciałam tworzyć ku chwale rasy" - czytamy w katalogu warszawskiej wystawy.

Ojciec Kary Walker był - jako malarz - ortodoksyjnym modernistą, więc jego córka z przekory (tak twierdzi) sięgnęła do XIX-wiecznego malarstwa narracyjnego. Podczas studiów w Rhode Island School of Design odkryła dla siebie zapomnianą sztukę wycinanki z czarnego papieru.

Ostre cięcie

Jeszcze czasem można spotkać - na jakimś rynku czy barbakanie - takich sztukmistrzów. Kilka eurocentów, parę ruchów nożyczek i z arkusza czarnego papieru powstaje profil turysty.

W pierwszej połowie XIX wieku - zanim wynalazek fotografii położył kres temu szaleństwu - moda na wycinanki ogarnęła całą Europę i Stany. Mistrzowie gatunku zażywali międzynarodowej sławy, ale wycinali wszyscy - amatorzy, kobiety, dzieci. To nie był rodzaj twórczości zarezerwowany dla białych mężczyzn - podkreśla Kara Walker.

Inna rzecz, że za wynalazcę techniki uchodzi biały mężczyzna - francuski minister finansów Étienne de Silhouette. Wycinanie dziur w czarnym papierze byłoby idealnym hobby dla człowieka tej profesji, ale prawda jest chyba bardziej banalna. W przedrewolucyjnej Francji nazwisko ministra stało się symbolem obiektów tanich i tandetnych.

Moda, jak to moda, minęła. Przyniosła jeszcze falę zainteresowania teatrem cieni i chwilową popularność fantasmagorii - niezwykłych pokazów aranżowanych przy pomocy latarni magicznej.

Czarne sylwetki powracały jeszcze nie raz, w grafice secesji czy pop-artu. Do dzisiaj zresztą grasują w reklamie ipodów czy czołówce serialu "Mad Men".

Mimo salonowych skojarzeń, ze wszystkich technik rysunkowych ta wydaje się najbardziej brutalna. Pędzel czy ołówek zostawiają ślad na papierze, introligatorski nóż Kary Walker tnie na wylot, wydobywa z kartonu kształt czarnych postaci.

Tylko pozornie wycinanka uchyla pytanie o kolor skóry portretowanych osób. Kara Walker skojarzyła ją z dziewiętnastowiecznymi przedstawieniami minstrelsy - w których biali odgrywali role czarnych niewolników. Czasem - co jeszcze bardziej perwersyjne - zatrudniano do tych widowisk czarnych, malując im twarze w karykaturę negroidalnych rysów.

Rzodkiewka Scarlett O’Hara

Miała 25 lat, gdy wycinankowa panorama przyniosła jej natychmiastową sławę. Była to praca inspirowana powieścią "Przeminęło z wiatrem". Opowiadając o niej, autorka cytuje następujący fragment prozy Margaret Mitchell:

"Rzodkiew była stara, twarda i tak gorzka, że łzy nabiegły Scarlett do oczu. Ledwie ją przełknęła, gdy zbuntował się jej pusty żołądek; musiała się położyć w miękkim piasku i zwymiotować. Zapach ciał murzyńskich, dochodzący z chaty, potęgował jeszcze jej mdłości. Nie mając dość siły, aby je zwalczyć, wymiotowała bez przerwy, a chata i drzewa szybko wirowały dokoła niej".

Z nożem w ręce, Walker sięgnęła po najokropniejsze stereotypy, o których współcześni woleliby zapomnieć. W jej pracach były śliczne małe Murzyniątka, wyuzdane Murzynki, leniwi Murzyni, poczciwy wuj Tom. Jednak artystka na nowo obsadziła role. Odebrała władzę białym mężczyznom i oddała ją czarnej niewolnicy. Puściła w ruch szalony korowód, obsceniczny, okrutny, czasem zabawny.

W kolejnych instalacjach ("moje prace są jak soap-opera") wydobywała pokłady rasizmu ukryte, wcale nie głęboko, w klasycznych amerykańskich powieściach. Poczciwej - i kochanej przez abolicjonistów - "Chacie wuja Toma" czy w "The Clansman", apoteozie Ku Klux Klanu.

Jednocześnie sprowokowała furię starszych afroamerykańskich artystów, którzy nie mogli jej wybaczyć sposobu przedstawiania czarnych, odwoływania się do rasistowskich karykatur, zakazanych i wypartych wyobrażeń. Przyznanie Karze Walker prestiżowej nagrody MacArthura wywołało falę protestów. Odpowiedziała cyklem rysunków.

Papierowy lament

Kara Walker chce, żeby jej prace otaczały widzów, wciągały w sam środek przedstawionych wydarzeń. Budowała panoramy (właściwie: cykloramy), eksperymentowała ze światłem, by wreszcie dotrzeć do ruchomych obrazów, niczym z początków kinematografii.

Do tej pory stworzyła sześć fantasmagorycznych, wycinankowych animacji. Pięć z nich możemy oglądać na warszawskiej wystawie.

Najnowsza pochodzi z 2011 r. i opowiada autentyczną historię zbrodni i gwałtu - znalezioną przez Karę Walker w archiwum Biura Wyzwoleńców (The Freedmen’s Bureau działało przez kilka lat po zakończeniu wojny secesyjnej). "Ten film jest jak bluesowy lament" - mówi autorka. Przyznaje, że chciała sprawdzić, czy można przedstawić tę opowieść za pomocą tak nieadekwatnych środków.

Najwyraźniej można. Męka i śmierć papierowych figurek to jedna z najbardziej wstrząsających rzeczy, jakie ostatnio widziałem.

***

- Staram się pokazywać artystów, którzy mówią coś ważnego, co właśnie teraz może zostać w Polsce usłyszane - mówi kuratorka wystawy Milada Ślizińska. - Czasami rezygnuję z przygotowania wystawy - nawet bardzo wybitnych autorów - gdy dochodzę do wniosku, że to nie zagra, nie zaskoczy, trafi w próżnię.

Podczas konferencji prasowej dziennikarka spytała Karę, jakiego spodziewa się w Polsce odbioru swoich prac. - Czuję się jak bluesman, którego teksty giną w przekładzie. Spodziewam się nieporozumień, ale nie katastrofy.

Ekspozycja w Zamku Ujazdowskim potrwa jeszcze do stycznia. Warto tam pójść. Nie tylko dlatego, że wystawa jest bardzo ładna.

Kara Walker, "Fall Frum Grace, Miss Pipi’s Blue Tale", "Six Miles from Springfield on the Franklin Road", "...calling to me from the angry surface of some grey and threatening sea", "8 Possible Beginnings or The Creation of African-America, a Moving Picture by Kara E. Walker", "Testimony: Narrative of a Negress Burdened by Good Intentions", Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski w Warszawie. Wystawa trwa do 15 stycznia 2012 r. Towarzyszy jej znakomity i świetnie zaprojektowany katalog.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011