Gra w wiarę

Czy biskupi mają prawo ingerować w sprawy państwa? Pośredniczyć w negocjacjach między zwaśnionymi politykami? Domagać się wyłączenia kapłanów spod rygorów niektórych ustaw?.

03.05.2007

Czyta się kilka minut

Marek Jurek.Fot.S.Kamiński/Agencja Gazeta /
Marek Jurek.Fot.S.Kamiński/Agencja Gazeta /

"Należę do niewielkiej liczby tych, którzy jeszcze wierzą, że obowiązkiem każdego cywilizowanego człowieka jest obrona świeckiego państwa przed ingerencjami Kościoła: w parlamencie, szkole, publicznej administracji. Uważam, że w naszym kraju jest to zadanie - w sferze polityki, sądownictwa czy ekonomii - najważniejsze, bo od konsekwencji w tym zakresie zależą wszelkie reformy strukturalne". I dalej: "Żywimy głęboki szacunek dla Kościoła katolickiego, jak i dla każdej innej religii albo wizji świata. Jeśli chodzi o nas, to Kościół może prowadzić politykę, jaką zechce, może mówić, co chce, i prowadzić swoją działalność tak, jak najlepiej potrafi. Sprzeciwiamy się jednak temu, by hierarchowie kościelni cieszyli się przywilejami, które w epoce nowoczesnej liberalnej demokracji są całkowicie absurdalne" (do tych przywilejów autor wypowiedzi zalicza m.in. symbole religijne w szkołach i miejscach publicznych).

Nie są to opinie pani poseł Senyszyn, nawet nie pochodzą z Polski. Znalazłem je w artykule wstępnym wydawanego w Rzymie słynnego jezuickiego dwutygodnika "La Civilt? Cattolica" (17 marca 2007 r.). Przed drukiem każdy jego numer jest konsultowany z watykańskim Sekretarzem Stanu i dlatego w piśmie tym zwykło się szukać odpowiedzi na pytanie, w jakim kierunku biegną myśli Stolicy Apostolskiej. Edytorial marcowego numeru był poświęcony kwestii ingerencji Kościoła w sprawy państwa. Kilka miesięcy temu temat był we Włoszech przedmiotem wielkiego zainteresowania, a to w związku z zaangażowaniem się Benedykta XVI w sprawę referendum o liberalizacji praktyki zapłodnienia in vitro. W tych reakcjach zresztą nie było nic nowego: pamiętam szeroką akcję protestów przeciwko Janowi Pawłowi II, gdy ten zajął stanowisko w związku z planami przeprowadzenia we Włoszech referendum w sprawie liberalizacji prawa o przerywaniu ciąży. Właśnie w momencie największego nasilenia tej akcji nastąpił zamach na Papieża i protesty, choć zrobiły swoje, ustały.

Konkordat nie pomoże

Jeżeli sprawa wymagała wyjaśnień we Włoszech, gdzie tradycja współistnienia państwa i Kościoła jest szczególnie bogata, to jak jest u nas? Konkordat z 28 lipca 1993 r. stwierdza w artykule 1., że "Państwo i Kościół Katolicki są - każde w swej dziedzinie - niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego". Nietrudno docenić te zapisy, porównując je ze statusem Kościoła w PRL. A jednak zapewnienie wolności i rozdział instytucjonalny nie rozwiązały wszystkich problemów - podobnych zresztą do tych, z którymi mierzą się inne społeczeństwa.

Kiedy w "La Civilt? Cattolica" czytam o Włoszech, mam wrażenie, że tekst został zaczerpnięty z prasy polskiej. Kolejny przykład: "Kościół zabiega o to, by narzucić państwu własną wizję człowieka. Nie ogranicza się więc do apostolatu i formowania sumień, do wskazywania celów idealnych, ale wywiera nacisk na rządy, by wpisały do nowoczesnych kodeksów i konstytucji reguły zachowań moralnych zgodne z nauką Kościoła. Bo Kościół nie odstąpi państwu rządu sumieniami. Może dostosować swoją strategię do okoliczności, by uniknąć frontalnych starć z przeciwnikami tak potężnymi jak Bismarck czy Hitler w Niemczech i laicka Republika we Francji. Skorzysta jednak z każdej okazji, by »ratować« ludzi, przy ich współpracy lub, jeśli się to okaże konieczne, i bez niej".

Trudności, których nie rozwiąże żaden konkordat, nie dotyczą funkcjonowania instytucji, lecz wizji człowieka i świata. Tendencja do usuwania jakichkolwiek odniesień do transcendencji daje o sobie znać, nawet kosztem daleko idących niekonsekwencji. "La Civilt? Cattolica" przytacza wypowiedź autora skądinąd dalekiego od Kościoła, Claudio Magrisa: "Kiedy np. Benedykt XVI wyraża opinię przeciwną małżeństwom homoseksualnym, jest kontestowany, nawet w sposób mało kulturalny, przez ludzi, którym przez myśl by nie przeszło obrzucić kamieniami, albo przynajmniej pomidorami, ambasady krajów islamskich, w których homoseksualistom (dorosłym, którzy mają stosunki z osobami dorosłymi, za obopólnym przyzwoleniem) ścina się głowy, a ciężarne niezamężne kobiety się kamienuje. Za niedopuszczalną ingerencję są uznawane słowa papieża Ratzingera, który nikogo nie ściął, nikogo nie wskazał jako godnego dekapitacji czy ukamienowania. Wywołują lawinową kontestację, większą niż morderczy topór czy kamienie".

Często negatywne reakcje wynikają z tego, że nie podziela się politycznej wizji zawartej w stanowisku Kościoła, a z entuzjazmem wita się te wystąpienia, które są zgodne z własną wizją. Co więcej: czasem ci sami ludzie, którzy protestują przeciw "ingerencjom", mają pretensję, że w jakiejś kwestii "Kościół nie zabrał głosu". W domyśle: nie zabrał w sposób taki, jaki odpowiada mówiącemu.

Argument z większości

Cytując Benedykta XVI, jezuicki dwutygodnik wyjaśnia, że to, co laicka opinia nazywa ingerencją, Kościół uważa za "prawo do wypowiadania się na temat problemów moralnych, wobec których stają dziś sumienia wszystkich ludzi, szczególnie prawodawców i prawników". "Nie chodzi o niewłaściwe ingerowanie Kościoła w działalność legislacyjną, zarezerwowaną wyłącznie państwu, ale o potwierdzenie i obronę wielkich wartości, które nadają sens życiu człowieka i stoją na straży jego godności. Wartości te są przede wszystkim wartościami ludzkimi, takimi jednak, wobec których Kościół nie może przechodzić w milczeniu i obojętnie, zobowiązany do zdecydowanego głoszenia prawdy o człowieku i jego przeznaczeniu. Tymczasem są tacy, którzy chcą wykluczyć Boga z wszystkich sektorów życia, ukazując Go jako wroga człowieka" (do uczestników kongresu Unii Włoskich Prawników Katolickich, 9 grudnia 2006 r.).

Jak powiedzieliśmy: w społeczeństwie pluralistycznym tych napięć nie rozwiąże żaden konkordat. Jednak spór czysto teoretyczny musi, prędzej czy później, zejść na płaszczyznę decyzji legislacyjnych. Tu odwoływanie się do Boga nie przekona laickich oponentów. Argument "większości katolickiej", nawet jeśli w praktyce skuteczny, prowokuje pytania, co z pociąganiem do prawdy "siłą samej prawdy" oraz o to, co robić, jeśli tej większości nie ma? I o ile sytuacja hierarchii jest względnie klarowna (nikt się przecież nie spodziewa, że jakikolwiek biskup będzie się opowiadał za ślubami homoseksualistów czy przerywaniem ciąży), to określenie postawy właściwej dla świeckich katolików, wchodzących w skład ciał legislacyjnych - wciąż budzi wiele namiętności.

Sobór Watykański II mówi o nich: "świeckie obowiązki i przedsięwzięcia należą właściwie, choć nie wyłącznie, do ludzi świeckich. Kiedy więc działają oni jako obywatele świeccy, bądź z osobna, bądź stowarzyszeni, winni zachowywać nie tylko prawa właściwe każdej dyscyplinie, lecz także starać się o zdobycie prawdziwej sprawności na polu każdej z nich. Winni więc chętnie współpracować z ludźmi dążącymi do tych samych celów. Uznając wymagania wiary i obdarzeni jej siłą, niech bez ociągania się obmyślają, gdzie należy, nowe poczynania i niech je realizują. Rzeczą ich należycie już uformowanego sumienia jest starać się o to, aby prawo Boże było wpisane w życie państwa ziemskiego. Od kapłanów niech zaś świeccy oczekują światła i mocy duchowej. Niech jednak nie sądzą, że ich pasterze są zawsze na tyle kompetentni albo że są do tego powołani, żeby dla każdej kwestii, jaka się pojawi, nawet trudnej, mogli mieć na poczekaniu konkretne rozwiązanie, lub że do tego się ogranicza ich misja: niech raczej sami, oświeceni mądrością chrześcijańską i poważnie traktując nauczanie Urzędu Nauczycielskiego, podejmują własną odpowiedzialność" ("Gaudium et spes", 43).

Telefon do przyjaciela

Zasady wydają się proste i klarowne. Życie bywa mniej jednoznaczne, nawet jeśli granice pomiędzy państwem ziemskim i państwem Bożym wytyczono prawem, np. wspomnianymi przepisami konkordatu. Bo nawet jeśli na tej podstawie niezbicie wykazano, że zatrudnieni na wyższych uczelniach księża nie podlegają obowiązującej pracowników tych uczelni ustawie lustracyjnej, prawnej wykładni nie można uznać za rozwiązanie kwestii. Jak się wtedy czuje ta grupa uprzywilejowanych, spotykając kolegów objętych przykrym przepisem? Jak wywiedziona z konkordatu nietykalność będzie odbierana przez pozostałych pracowników uczelni? Jaki wreszcie obraz Kościoła, który - jak słyszymy - nie chce dla siebie żadnych przywilejów, ofiarowuje szerokiej opinii publicznej taka sytuacja?

Zachowując cały mój respekt dla tych, którzy odmawiają składania lustracyjnych deklaracji, jestem przekonany, że gdyby duchowni nie skorzystali z uprzywilejowanej sytuacji wynikającej z umowy ze Stolicą Apostolską i deklaracje złożyli, nie ucierpiałyby na tym ani niezależność, ani honor Kościoła. Przypuszczam, że wprost przeciwnie.

W tych dniach, kiedy po rezygnacji Marka Jurka z członkostwa w PiS i ze stanowiska marszałka Sejmu, największej w Polsce prawicowej partii zagroził podział, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski - jak się dowiedzieliśmy z "Życia Warszawy" - "zadzwonił do Marka Jurka i przekonywał, że potrzebna jest silna, zjednoczona prawica". O ile nie ma nic dziwnego w tym, że do powrotu w partyjne szeregi namawiali marszałka oraz jego zwolenników dawni koledzy z PiS, to telefon Przewodniczącego KEP, choć nie narusza żadnych ustaw ani konkordatu, prowokuje pytania o granice interwencji.

Podobne wątpliwości budzi polityczne zaangażowanie Radia Maryja. Przeszło rok temu Nuncjusz przekazał Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu list, w którym "Stolica Apostolska usilnie prosi biskupów polskich, aby zgodnym działaniem przezwyciężali aktualne trudności spowodowane przez niektóre transmisje i stanowiska zajmowane przez Radio Maryja, które nie uwzględniają w wystarczającym stopniu słusznej autonomii sfery politycznej". I co? I nic. Po roku, który upłynął od listu, jeszcze się nasiliło polityczne zaangażowanie popieranej przez wielu biskupów i określającej się jako "głos katolicki w twoim domu" rozgłośni. Oczywiście, nic przeciw temu nie mają władze świeckie, kościelne zaś nie reagują albo dlatego, że przynajmniej niektórzy biskupi są z tej formy obecności Kościoła w życiu publicznym zadowoleni, albo dlatego, że Radiu Maryja trudno udowodnić wyraźne naruszenie prawa cywilnego, kościelnego czy konkordatu. Efekty tej obecności są wiadome.

Napięcia na styku laickiej wizji państwa i społeczeństwa z wizją chrześcijańską będą trwać i są nieuniknione. Kościół - nie tylko biskupi, ale i świeccy - będą zabierać głos w imię oraz w obronie wartości chrześcijańskich, a zarazem - w naszym (wierzących) przekonaniu - ogólnoludzkich. Niemniej ważne od pytania o dopuszczalne dla obu stron granice kompromisu, jest pytanie o reguły koegzystencji różnych sposobów rozumienia rzeczywistości. Jak niedawno zauważył na tych łamach Tadeusz Mazowiecki, nie wszystko da się uregulować ustawami. Ludzi wierzących w tym sporze obowiązują zasady chrześcijańskie, które nie mogą być sprzeczne z miłością (a więc i szacunkiem). Odejście od tych zasad, jak i "odejście od wymagania prawdy, byłoby tu odejściem od samej istoty wiary chrześcijańskiej (...). Wiara wtedy schodzi na płaszczyznę gry, podczas gdy do tej pory dotyczyła życia. W każdym razie gra w wiarę jest zupełnie czymś innym niż przyjęcie wiary i życie nią. Jeśli wiarę potraktujemy jako grę, to nie da nam ona drogowskazów na drodze życia, lecz tylko ją przyozdobi" (Joseph Ratzinger, "Prawda i religia").

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2007