Gniewni w pałacu

Berlinale nie jest festiwalem dla kinofilów bezkrytycznie zapatrzonych w X Muzę. Ani dla snobów ciekawych, co się teraz nosi w kinie artystycznym. Ani dla tłumów polujących na gwiazdy, choć gwiazdy, owszem, są.

27.02.2006

Czyta się kilka minut

U góry: kadr z filmu "Droga do Guantanamo". Dołem: kadr z filmu "Grbavica" /
U góry: kadr z filmu "Droga do Guantanamo". Dołem: kadr z filmu "Grbavica" /

Do Berlina przyjeżdża się przede wszystkim dla sprawy. Czy raczej dla spraw: poważnych, bolesnych, bulwersujących... Kino staje się medium pozwalającym na kontakt z różnymi rzeczywistościami: społecznymi, politycznymi czy kulturowymi. Także tymi zbywanymi przez media. Kino zaangażowane ustawia się w opozycji do mediów z ich pozornym obiektywizmem i sensacyjną narracją. Zagląda pod podszewkę newsów, wkracza wtedy, gdy kamery stacji telewizyjnych opuszczają terytorium, na którym już nic "medialnego" się nie zdarzy.

Świetnym przykładem jest nagrodzony Złotym Niedźwiedziem debiut fabularny bośniackiej dokumentalistki Jasmili Zbanić "Grbavica". Film prosty, a zarazem zaskakujący. Właśnie dlatego, że nie pokazuje kolejnego epizodu wojny w Jugosławii, lecz życie w powojennym Sarajewie (tytuł to nazwa jednej z dzielnic tego miasta). Matka (w tej roli znakomita Mirjana Karanović) i jej dorastająca córka zmagają się nie tylko z problemami codziennego życia - nędzą i bezrobociem - ale także z upiorami przeszłości. Tej doświadczonej na własnym ciele i tej symbolicznej, przerabianej na narodowo-patriotyczną legendę. Legendę, w której kreuje się mit bohaterskich mężczyzn i pomija los tysięcy zgwałconych kobiet.

Film Zbanić ma przede wszystkim wymiar terapeutyczny - niełatwe, zwyczajne życie powoli bierze górę nad wojennymi traumami, przezwycięża rodzinne i państwowe kłamstwa. Irytuje mnie jednak tendencja niektórych, zwłaszcza polskich, krytyków do bagatelizowania politycznego znaczenia tego filmu i tej nagrody. Zasuwanie zgwałconym kobietom frazesów o "uniwersalnym ludzkim bólu" wydaje mi się co najmniej niestosowne. Odbierając Złotego Niedźwiedzia Zbanić mówiła, że zbrodniarze, którzy organizowali zbiorowe gwałty na kobietach, wciąż pozostają na wolności, bo pełnej hipokryzji Europie nie zależy na ich ukaraniu.

---ramka 411654|lewo|1---Takie słowa, rozbrzmiewające z luksusowych wnętrz Berlinale Palast, mają swoją siłę i nie stoją w sprzeczności z festiwalowym blichtrem. Bo organizatorzy ogromne środki, jakimi dysponują, przeznaczają w dużej mierze na wzmacnianie głosów, które inaczej - ze względów ekonomicznych czy też politycznych - nie byłyby słyszalne. Oczywiście, trudno tu mówić o sytuacji idealnej. Często miałem wrażenie, że wyborami repertuarowymi kieruje nie bezkompromisowość, lecz, przeciwnie, koniunkturalizm. Obecność w konkursie niektórych tytułów budziła co najmniej zdziwienie, podczas gdy inne - ciekawsze i ważniejsze - trafiły do sekcji bocznych.

W pewną konfuzję wpędził też widzów europejskich - szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń, związanych z publikacją karykatur Mahometa - nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem irański film Jafara Panahiego "Offside" ("Spalony"), na poły komediowy obrazek o grupie dziewczyn, które w męskim przebraniu próbują wejść na mecz reprezentacji kraju i zostają zatrzymane przez policję. Ponieważ brak w tym filmie indywidualnej bohaterki, nasuwa się pytanie, czy w Iranie można w ogóle żyć poza zbiorowością i poza religią. Odpowiedź wydaje się negatywna; jednostka, zwłaszcza zwana kobietą, jest niczym, dopóki nie da się ponieść narodowym egzaltacjom. Mamy jednak w filmie Panahiego sporo odważnych obserwacji absurdów panujących w kraju islamskiego fundamentalizmu - np. strażnik musi zaprowadzić jedną z dziewczyn do ubikacji, szkopuł w tym, że na stadionie są wyłącznie męskie toalety...

Problematyka genderowa połączyła "Spalonego" z duńskim "Mydłem" Pernilli Fischer Christensen (również Srebrny Niedźwiedź). Tytuł ironicznie nawiązuje do konwencji soap opery, podobnie jak w telenowelach kamera praktycznie nie opuszcza wnętrz. Bohaterka, Charlotte (Trine Dyrholm), samodzielna i wyzwolona, pewnego dnia opuszcza znienacka swojego kochanka i przenosi się do nowego mieszkania. Jej sąsiadką jest transseksualna Veronica (David Dencik), czekająca na ostateczną zmianę płci. Charlotte początkowo traktuje ją z protekcjonalną wyrozumiałością, co u Veroniki wywołuje zrozumiały gniew. "Mydło" nie jest jednak słusznym apelem o tolerancję, lecz przekonującą psychologicznie opowieścią o trudnych relacjach dwóch poobijanych przez życie jednostek.

A skoro już o "transowych" bohaterach mowa, nie mogę odmówić sobie przyjemności zareklamowania mojego ulubionego filmu Berlinale - pokazywanego w sekcji Panorama - najnowszego dzieła Neila Jordana "Breakfast on Pluto" ("Śniadanie na Plutonie") według powieści Patricka McCabe'a. To błyskotliwe resumé najnowszych dziejów Irlandii, pokazanych oczami Patricka alias Patricii (Cillian Murphy) - lubiącego damskie stroje chłopaka, który kontestuje normy swojego otoczenia. Scena, gdy prosi oficerów śledczych, by nie wyrzucali go z więzienia (został niesłusznie oskarżony o udział w zamachu bombowym), bo mu tu lepiej niż na wolności, jako żywo przypomina "Zezowate szczęście" Andrzeja Munka. Tyle że u nas bohaterem był tchórzliwy oportunista, a tu jest ironiczny nonkonformista. Pozazdrościłem Irlandczykom poczucia humoru i dystansu do własnej historii.

Taka wolność jest jednak wciąż czymś wyjątkowym. Najgoręcej dyskutowanym filmem festiwalu był fabularyzowany dokument Michaela Winterbottoma i Mata Whitecrossa "The Road to Guantanamo" ("Droga do Guantanamo"). Typowany przez wielu do Złotego Niedźwiedzia, ostatecznie zdobył nagrodę za reżyserię. I słusznie, bo siła jego przekonywania - połączenie komentarza, szybko montowanych obrazów i inscenizacji udającej reportaż - jest tak duża, że zagłusza wątpliwości.

Twórcy rekonstruują historię trzech pakistańskich chłopaków z brytyjskiego Lipton, którzy po 11 września 2001 udali się na wycieczkę do Afganistanu. Tam zostali schwytani przez wojsko i oskarżeni o współpracę z terrorystami. Spędzili ponad dwa lata w więzieniach, w tym także w osławionym Guantanamo na Kubie. Zasadne wydaje się pytanie, czy Winterbottom i Whitecross nie zanadto zaufali swoim protagonistom, nie ma jednak powodu - zwłaszcza po doniesieniach z ostatnich miesięcy - zaprzeczać informacjom o nieludzkim traktowaniu więźniów w amerykańskich obozach. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że po powrocie z festiwalu trójka bohaterów została zatrzymana na lotnisku i przesłuchana przez brytyjską policję.

Tradycyjnie już Berlinale to miejsce, w którym promuje się kino niemieckie. W tym roku do konkursu trafiły aż cztery filmy gospodarzy. Zdecydowanie najciekawszym wydało mi się "Requiem" Hansa-Christiana Schmida. To oparta na faktach, osadzona w realiach katolickiego południa Niemiec lat 70. minionego wieku historia Michaeli Klinger (świetna Sandra Huller, z wyglądu i ekspresji przypominająca Marię Seweryn), głęboko wierzącej dziewczyny, która twierdziła, że jest nawiedzana przez diabła, i zmarła w wyniku egzorcyzmów. Konsekwentnie utrzymany w paradokumentalnym stylu (ciekawe zdjęcia Polaka Bogumiła Godfrejowa) film stara się powstrzymać od jednoznacznych ocen i komentarzy. Nie kwestionuje charakteru przeżyć bohaterki, ale wskazuje też na religijną i rodzinną presję, która naznaczyła jej psychikę.

Słabiej wypadła oczekiwana ekranizacja "Cząstek elementarnych". Nie należę do wielbicieli powieści Michela Houellebecqa, nie mam więc za złe reżyserowi Oscarowi Roehlerowi, że usunął z adaptacji marną historiozofię. Ale w efekcie na ekranie oglądamy nie najwyższych lotów melodramat.

***

A Polska? Jak wypadła na festiwalu? Z sympatią przyjęto "Doskonałe popołudnie" Przemysława Wojcieszka, prezentowane w sekcji Forum Młodego Kina. "Komornik" Feliksa Falka (sekcja Panorama) otrzymał Nagrodę Jury Ekumenicznego, a "Jestem" Doroty Kędzierzawskiej - jedno z wyróżnień na Festiwalu Filmów Dziecięcych. Andrzej Wajda odebrał honorowego Złotego Niedźwiedzia za całokształt twórczości.

To samo wyróżnienie przypadło Brytyjczykowi Ianowi McKellenowi, nie tylko znakomitemu aktorowi, ale także działaczowi organizacji walczących o prawa gejów. Wiązało się to m.in. z 20-leciem istnienia nagrody jury gejowsko-lesbijskiego, Teddy. Podczas jubileuszowej ceremonii Polska również była jednym z bohaterów - tym razem niesławnych. Mówiono nie tylko o państwowej homofobii, ale, generalnie, o łamaniu podstawowych zasad demokracji.

Zanim więc ulegniemy propagandowym zapewnieniom o wielkich sukcesach polskiego kina, musimy pamiętać, że jako kraj mamy w wolnym świecie złą opinię. Gdyby nasi filmowcy odważyli się opowiedzieć o zagrożeniach dla demokracji, mogliby wreszcie zawalczyć o główne trofea Berlinale.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2006