Głuchy uczeń ma „słuchać z uwagą”

Magdalena Dunaj, językoznawczyni: W szkołach dla głuchych nie używa się jedynego w pełni dostępnego zmysłowo dla tych dzieci polskiego języka migowego. Efekt: całe pokolenia pozbawiane podstawowej edukacji.

25.05.2021

Czyta się kilka minut

Głusi protestują w języku migowym podczas demonstracji osób niepełnosprawnych i ich rodzin w Atenach, grudzień 2016 r. Fot. ORESTIS PANAGIOTOU / EPA / PAP /
Głusi protestują w języku migowym podczas demonstracji osób niepełnosprawnych i ich rodzin w Atenach, grudzień 2016 r. Fot. ORESTIS PANAGIOTOU / EPA / PAP /

Anna Goc: Kilkanaście dni temu opublikowaliśmy reportaż o poznańskiej szkole dla głuchych dzieci pt. „nieslysze.edu.pl”. Dyrektorka szkoły przyznała, że na 105 nauczycieli w jej placówce polskim językiem migowym biegle posługuje się pięcioro. Co to oznacza dla głuchego dziecka?

Magdalena Dunaj: Gdy słyszące dziecko zaczyna edukację, potrafi mówić w języku polskim. Uczy się więc czytać i pisać w języku, który już zna, i dzięki niemu zdobywa wiedzę. Sytuacja głuchego dziecka jest bardziej skomplikowana. Jeśli głuche dziecko ma głuchych, posługujących się polskim językiem migowym (PJM) rodziców, wynosi ten język z domu, a język polski, którego nie słyszy, jest dla niego językiem obcym. Z takim dzieckiem, które posługuje się tylko PJM, mówiący i niemigający w PJM nauczyciel nie ma żadnego kontaktu.

Trzeba od razu dodać, że język polski i PJM to dwa różne języki. Każdy z nich ma własny słownik i własną gramatykę. PJM nie jest miganą polszczyzną.

Jeśli głuche dziecko przyszło na świat w słyszącej rodzinie, jego rodzice zwykle w pierwszej kolejności robią wszystko, żeby dziecko zaczęło słyszeć i mówić. Decydują się na aparaty słuchowe albo implanty i długą rehabilitację. Jest sporo dzieci, u których to rozwiązanie się sprawdza, i zwykle idą one do szkół masowych. Ale są też dzieci, u których rehabilitacja nie przebiega zgodnie z oczekiwaniami. Te dzieci trafiają najczęściej do szkół dla głuchych. Na starcie nie znają więc dobrze ani polskiego, bo go nie słyszą, ani migowego, bo nikt dotąd nie pokazał im tego języka. Z takim dzieckiem nauczyciel mówiący i nieznający PJM ma kontakt bardzo ograniczony albo nie ma go wcale.

Co się dzieje dalej?

W szkołach dla dzieci głuchych obowiązuje ta sama podstawa programowa, co w szkołach masowych. Weźmy edukację polonistyczną dla klas 1-3. Mamy tu: „uczeń słucha z uwagą wypowiedzi nauczyciela, innych osób z otoczenia, w różnych sytuacjach życiowych, wymagających komunikacji i wzajemnego zrozumienia; okazuje szacunek wypowiadającej się osobie”, „wypowiada się płynnie, wyraziście, stosując adekwatne do sytuacji techniki języka mówionego: pauzy, zmianę intonacji, tempa i siły głosu”, „recytuje wiersze oraz wygłasza z pamięci krótkie teksty prozatorskie” itd.

Wiem od głuchych osób z różnych części Polski, zwłaszcza starszych, że choć nie potrafią mówić, musiały próbować recytować wiersze.

Można być formalistą i próbować wywiązać się z tej podstawy, niezależnie od tego, czy ma się przed sobą głuche czy słyszące dziecko. Ale wystarczy się zastanowić, żeby uznać, że wymagania zawarte w podstawie programowej są niemożliwe do spełnienia dla głuchych dzieci. Te dzieci nie bez powodu trafiły do szkoły dla głuchych. Nie słyszą i nie potrafią mówić. Mają poważne trudności komunikacyjne. Nie nabyły języka polskiego, a mają być nauczane w języku polskim. System nie widzi tych dzieci. Znam nauczycieli, którzy dostrzegając absurd systemu, odchodzą ze szkół, bo nie są w stanie tego znieść. To jest systemowa dyskryminacja.

Tym bardziej że szkoły dla głuchych dzieci to coraz częściej miejsca, do których trafiają dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Jest też coraz więcej dzieci słabosłyszących, ze zdiagnozowaną afazją. Dzieci głuche, które posługują się PJM, zaczynają być mniejszością w szkole dla głuchych dzieci, dlatego tak łatwo je pominąć.

Nauka w szkole dla głuchych dzieci powinna się zacząć od przyswajania języka. Najważniejszym problemem głuchoty jest brak języka, a wszyscy koncentrują się na jej aspekcie medycznym, czyli braku słuchu.

Wielu głuchych absolwentów szkół dla głuchych opowiadało mi, że PJM nauczyło się od głuchych dzieci, które miały głuchych rodziców i PJM wyniosły z domu. A więc szkoła nie była dla nich miejscem nauki języka.

Dla głuchego dziecka PJM jest jedynym językiem, który przyswaja bez problemu. I jedynym, w którym ma szansę zacząć mówić samo z siebie. Jeśli ma głuchych rodziców i dostaje ten język od razu, rozwija się porównywalnie do słyszącego dziecka w słyszącej rodzinie.


Czytaj także: Spis powszechny stał się kolejnym przypadkiem, kiedy osoby głuche musiały same przypominać państwu o swoim istnieniu.


 

Głuche dzieci ze świetną znajomością PJM są potem liderami wśród głuchych rówieśników. Są tymi, które pokazują innym dzieciom, jak się miga. Jeśli w szkole nie ma przedmiotu „PJM”, nauczyciele nie korzystają z opracowanych kilka lat temu przez Pracownię Lingwistyki Migowej Uniwersytetu Warszawskiego podręczników do przedmiotów przetłumaczonych na PJM i sami biegle nie znają tego języka, to głuche dzieci z głuchych rodzin bywają jedynymi nośnikiem PJM w szkole. Zwłaszcza że w szkołach rzadko jest przedmiot „PJM”.

Ale głuche dzieci posługujące się tylko PJM uczestniczą też w lekcjach, których nie rozumieją. Mają przed sobą nauczyciela, który z ich perspektywy mówi w obcym języku. W tym sensie są grupą pozbawioną edukacji na podstawowym poziomie.

Przecież my migamy” – mówią często nauczyciele szkół dla głuchych dzieci, którzy posługują się systemem językowo-migowym. Komuś niezorientowanemu w temacie może się wydawać, że migają – poruszają dłońmi, pokazują jakieś gesty.

System językowo-migowy (SJM) to migana polszczyzna. Nauczyciel mówi po polsku i równolegle miga słowa, których używa. Można to porównać do nauki języka obcego metodą tłumaczenia zdań słowo po słowie, bez uwzględnienia gramatyki. Głuchy uczeń nie ma szans, by cokolwiek zrozumieć. Może wyłapać pojedyncze słowa, zareagować na jakieś polecenie, ale nie rozumie sensu wypowiedzi nauczycieli. Żeby ją wydobyć, musiałby najpierw świetnie znać język polski i PJM, a potem być mistrzem w odgadywaniu sensu agramatycznych wypowiedzi.

To, że mózgi głuchych osób nie rozpoznają SJM jako języka, pokazały badania prowadzone przez Pracownię Lingwistyki Migowej UW i Instytut Biologii Doświadczalnej im. Marcela Nenckiego. Kiedy przeprowadzałam własne badania, osoby głuche mówiły, że dla nich SJM jest uboższą formą migania.

Widziałam nagrania lekcji z Poznania, które utrwalili rodzice uczniów. Nauczyciele mówili i migali tylko niektóre słowa, migali z błędami, literowali słowa, których nie znają, ale nawet w alfabecie migowym robili błędy. Jednak to, że lekcje są niezrozumiałe dla głuchych dzieci, mogą zweryfikować tylko one same albo ich głusi rodzice lub słyszący znający PJM, co się wydarzyło w pandemii.

W szkołach dla głuchych dzieci pracują absolwenci surdopedagogiki. Na tych kierunkach w całej Polsce przez dziesięciolecia powielano teorię, zgodnie z którą głuche dziecko ma nauczyć się zrozumiale mówić i odczytywać słowa z ruchu warg mówiących lub – co dają nowe możliwości związane z implantami – rozumieć mowę.

Celem takiego podejścia, zgodnie z obowiązującą podstawą programową, jest sprawne funkcjonowanie w języku polskim.

Znam osoby głuche, które potrafią pięknie, zrozumiale mówić. Ze słyszeniem jest gorzej, wymaga ono ogromnego wysiłku. Jedna ze studentek, która dopiero uczy się PJM, odkryła, dlaczego przez całe dotychczasowe życie czuła się tak źle. Mówiła o tym, że przez lata odczytywała słowa z ruchu warg. W końcu dotarło do niej, że to czytanie z ruchu warg to jest ogromny wysiłek, który ona wkładała w komunikację. Odkryła też, że słyszący tego nie robią, nie starają się tak bardzo, żeby móc się komunikować.

Jakie są efekty takiego podejścia do edukacji osób głuchych?

Zorganizowałam kółko czytelnicze dla dorosłych głuchych osób. Czytaliśmy lektury, które ich słyszące dzieci przerabiają w szkole. Spotykaliśmy się regularnie, co dwa tygodnie. Przez trzy miesiące czytaliśmy książkę, która jest lekturą w pierwszej klasie podstawówki i ma 26 stron z licznymi ilustracjami.


Paweł Rutkowski, lingwista: Nawet dorosłe osoby głuche, znające język foniczny, zapisują się na kursy języka migowego. Bo szukają języka, w którym nie będą odczuwały ograniczeń.


 

Osoby głuche, które kończą szkoły, w których nauczyciele do nich mówili i nie posługiwali się PJM, mają w zwyczaju pomijać słowa, których nie rozumieją, bo tak robiły przez całą podstawówkę i na kolejnych etapach edukacji. Albo czytają metodą, której nauczyły się w szkole: słowo po słowie.

Ale przecież żeby zdekodować zdanie, zrozumieć je, trzeba znaleźć podmiot i orzeczenie, a potem inne słowa, które dodatkowo opisują podmiot i orzeczenie. My tak robimy intuicyjnie, to jest proces, który czytając wykonujemy. Po kilku naszych lekcjach jedna z pań zamigała: ja teraz to wszystko widzę, jakie to jest „kolorowe”. Zrozumiała treść.

Osobom głuchym jest potrzebna regularna nauka języka polskiego jako obcego, na tej samej zasadzie jak dla obcokrajowców.

Z licznych rozmów z osobami głuchymi z całej Polski wiem, że podobna sytuacja jest w wielu szkołach dla głuchych w Polsce. Wyjątkiem są Instytut Głuchoniemych im. Jakuba Falkowskiego, gdzie Małgorzata Czajkowska-Kisil wprowadzała PJM i uczyła go innych pedagogów, i druga warszawska szkoła – Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Głuchych im. Jana Siestrzyńskiego, gdzie wielu nauczycieli biegle posługuje się PJM i gdzie pracują głusi pedagodzy.

Taki obraz szkół dla głuchych dzieci wyłonił się także w przygotowywanym przez Łódzki Oddział Polskiego Związku Głuchych katalogu szkół. W ostatnim, opublikowanym osiem lat temu, jest wiele szkół, w których żaden z nauczycieli nie zna PJM, a większość posługuje się SJM.

Przez ostatnie 10 lat ta sytuacja mogła się nieco zmienić, ale nie sądzę, żeby to była zmiana diametralna.

„W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich prawo osób głuchych do edukacji w najodpowiedniejszym dla nich języku – polskim języku migowym (PJM) – nie jest w Polsce realizowane” – czytamy w specjalnym raporcie z 2014 r. Jak to możliwe?

W Polsce edukację głuchych dzieci pozostawiono pedagogom. Nie ma systemowych rozwiązań na poziomie państwowym, które zagwarantowałyby głuchym dzieciom edukację w ich języku, czyli w PJM.

Kwestia nauczania w PJM nie pojawia się w dokumentach związanych z oświatą. Mamy ustawę o PJM, gdzie jest napisane, że PJM jest językiem naturalnym, ale już w dokumentach oświatowych nie wyciągnięto z tego wniosków.

Jak jest w innych krajach?

Są kraje, w których wprowadzono dwujęzyczny model edukacji osób głuchych. Przykładami są Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania, Dania. Szwecja zrobiła to jako pierwsza. W 1981 r. szwedzki parlament zdecydował, że osoby głuche, by dobrze funkcjonować w społeczeństwie, powinny być dwujęzyczne. Bo co z tego, że będą znały język migowy, jeśli się nie porozumieją ze społeczeństwem.

W Szwecji nie tylko stwierdzono, że istnieje coś takiego jak szwedzki język migowy, ale zauważono też grupę obywateli, która się nim posługuje. To jest podstawowa różnica między Polską i Szwecją. U nas, po wielu latach starań środowiska osób głuchych, przyjęto ustawę o PJM. Ale na tym się skończyło, nie poszły za tym żadne zmiany w edukacji osób głuchych.

Na czym polega dwujęzyczny model edukacji?

W Szwecji podstawowym językiem w nauczaniu jest szwedzki język migowy. Język ten znają wszyscy pracujący z dziećmi pedagodzy, jest językiem wykładowym na wszystkich lekcjach, włącznie z językiem szwedzkim, który jest opanowywany w formie tekstowej. Celem edukacji osób głuchych jest dwujęzyczność, czyli umiejętność posługiwania się szwedzkim językiem migowym, umiejętność czytania w języku szwedzkim oraz umiejętność wyrażania myśli zarówno za pomocą szwedzkiego języka migowego, jak i szwedzkiego w piśmie.


Anna Goc: Leki przeciwzapalne mogą nasilić infekcję przy Covid-19 – podały media. Niektórzy głusi zrozumieli: nie należy brać żadnych lekarstw.


 

Dodatkowo państwo zadbało o wsparcie dla rodziców głuchych dzieci. Szwedzkiego języka migowego uczy się także otoczenie dziecka, przede wszystkim rodzice. Ciężar pracy jest przerzucony na słyszących. W polskim modelu najbardziej obciążone jest dziecko. To ono ma się dopasować do słyszącego świata, nauczyć języka, którego nie słyszy.

Częstym argumentem pedagogów, którzy nie nauczyli się języka swoich uczniów, czyli PJM, jest to, że muszą przygotować dzieci do życia w słyszącym społeczeństwie.

Dokładnie taki sam cel stawiają sobie autorzy modelu dwujęzycznego, u podstaw którego jest język migowy. Tylko że to rozwiązanie wymaga włożenia większego wysiłku. Absolwenci surdopedagogiki uczą się SJM podczas kilkudziesięciu godzin kursów, bo to nauka opierającą się na opanowaniu słów. Nauka PJM jest trudniejsza, może zająć minimum dwa lub trzy lata – tyle, ile nauka każdego języka obcego.

Jeśli nauczyciel miga SJM do głuchego ucznia, który nie zna ani polskiego, ani SJM, to tak, jakby go w ogóle nie zauważał. Przerzuca na niego cały ciężar pracy.

Jak wyglądało wprowadzenie modelu dwujęzycznego w Szwecji?

Udało się to dlatego, że zajęli się tym od razu lingwiści, którzy doszli do wniosku, że dwujęzyczność jest najlepszą sytuacją językowo-społeczną osób głuchych.

Szwedzki język migowy został w 2009 r. uznany za jeden z obowiązujących w Szwecji języków. Osobom głuchym, słabosłyszącym i wszystkim, które tego potrzebują, przyznano prawo do uczenia się, rozwijania i wykorzystywania szwedzkiego języka migowego. Więc my tu nie mówimy o modelu dwujęzycznym, tylko o kondycji człowieka, sytuacji językowej obywatela.

Wcześniej w szkołach dla głuchych dzieci w Szwecji posługiwano się systemem językowo-migowym, czyli miganym szwedzkim. Podobnie jak u nas. Tylko że tam sprawdzono, na ile jest on skuteczny. Takie systemy wprowadzono w wielu krajach, bo jak się niektórym wydawało, miały pomóc w nauce języka ojczystego.

Szwedzkie badania pokazały, że system językowo-migowy nie tylko nie ułatwia dzieciom nauki, lecz także w percepcji tych dzieci nie jest wcale językiem szwedzkim, tylko specjalnym systemem migania. Kiedy okazało się, że głusi nie rozumieją systemu, zaczęto badać szwedzki język migowy, którym posługują się głusi obywatele, i to on stał się podstawą modelu dwujęzycznego.

Na uniwersytecie w Sztokholmie szwedzki język migowy jest wykładany od 1980 r. Każdy nauczyciel, który próbuje dostać się na studia pedagogiczne, musi potwierdzić znajomość tego języka.

Dlaczego u nas zatrzymano się na modelu, który się nie sprawdza, co potwierdziła także dyrektorka poznańskiej szkoły, mówiąc, że w 190-letniej historii ośrodka maturę zdały „dwie, może trzy osoby”?

U nas nikt nie zajmuje się tym systemowo. Pojedynczy nauczyciele, którzy starają się uczyć dzieci głuche w PJM, robią to zwykle na własną rękę i za przyzwoleniem przychylnej takim zmianom dyrekcji szkoły. W ośrodkach dla głuchych dzieci pojawiają się też głusi nauczyciele, którzy posługują się PJM.

Brakuje jedynak systemowych rozwiązań. A ich wprowadzenie, odkąd na Uniwersytecie Warszawskim zaczęły się badania nad PJM, jest coraz bardziej realne. Mamy już filologię PJM, w tym roku w Polskę wyruszą pierwsi absolwenci biegle posługujący się PJM. Jest miejsce, które zaczyna promieniować.

MAGDALENA DUNAJ jest doktorem nauk humanistycznych w dziedzinie etnologii, adiunktką w Katedrze Językoznawstwa Ogólnego, Migowego i Bałtystyki na Wydziel Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2009 r. związana z Polskim Związkiem Głuchych Oddział Łódzki, w którym koordynowała m.in. serię projektów związanych z rozwijaniem modelu dwujęzyczności osób głuchych w Polsce. Autorka książek „GŁUCHY-ŚWIAT. Głuchota w perspektywie antropologii zaangażowanej” i „W stronę edukacji dwujęzycznej dzieci głuchych w Polsce. Co wiemy? Czego nie wiemy? Co należy zrobić?”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej