nieslysze.edu.pl

W szkole dla głuchych dzieci większość nauczycieli nie zna języka migowego. Ale cały świat słyszy i mówi, więc to jest dla głuchych taka szkoła życia.

10.05.2021

Czyta się kilka minut

Rodzina Michaliszynów: rodzice Justyna i Łukasz, najwyżej na schodach Emanuel, dalej Eryk, obok mamy – Emilia. Poznań, 5 maja 2021 r. / MAREK ZAKRZEWSKI DLA „TP”
Rodzina Michaliszynów: rodzice Justyna i Łukasz, najwyżej na schodach Emanuel, dalej Eryk, obok mamy – Emilia. Poznań, 5 maja 2021 r. / MAREK ZAKRZEWSKI DLA „TP”

Justyna i Łukasz Michaliszynowie chcą złożyć „pozew o audyzm”, czyli pozew o naruszenie dóbr osobistych ich głuchych dzieci. Dotąd nikt w Polsce tego nie zrobił.

– Audyzm jest trochę jak rasizm, tylko że dotyczy ludzi głuchych – mówią. Zakłada wyższość ludzi słyszących. Mówienie i słyszenie są uznawane za lepsze od migania. Głusi są „głuchoniemotami”, „niemowami” i „małpami”.

Justyna i jej mąż wiedzą, że sporo będzie zależało od tego, czy ktokolwiek zrozumie, co to znaczy „być głuchym”. I na czym polega ta niewidzialna dyskryminacja. Przygotowali się.

Spróbują wyjaśnić

Zaczną jak zawsze: – Jesteśmy głusi.

Ludzie głusi nie słyszą: oddechu (niedosłuch 5-10 dB), szeptu (15-20 dB), spokojnej rozmowy (40-50 dB), klaksonu samochodu (95-100 dB). Dla człowieka słyszącego granica bólu to 125-130 dB.

Justyna i jej dzieci mają niedosłuch około 110 dB. Mąż Justyny jest osobą słabosłyszącą.

Głusi używają polskiego języka migowego, w skrócie PJM. Justyna, podobnie jak jej rodzice i dzieci, posługuje się PJM od urodzenia. To ich pierwszy język. I jedyny, którego bez trudu mogą się nauczyć. Polski mówiony jest dla nich językiem obcym.

Przez lata, a w niektórych szkołach do dziś, PJM był wyśmiewany i zakazywany. Za miganie karano. Wiązano dzieciom ręce, bito je po rękach, kazano klęczeć z podniesionymi rękami przez wiele godzin. Starsi opowiadają, że wycinano im paznokcie, by nie używali obolałych palców do migania.

Tymczasem PJM jest jak każdy inny język foniczny – bogaty, ma własną gramatykę i składnię. Języków migowych jest na świecie kilkaset. W wielu krajach są głusi profesorowie posługujący się językami migowymi. Organizowane są konferencje naukowe w językach migowych, powstaje poezja języka migowego, na języki migowe tłumaczone są najważniejsze dokumenty państwowe.

Języki migowe różnią się od mówionych, nie są ich miganą wersją.

Słyszący zapyta: „Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?”. Głuchy zamiga: „Szkoła przedmiot ty ulubiony jaki?”.

Pokażą przykłady audyzmu

Justyna staje za ramieniem syna, rejestruje kamerą telefonu zdalne zajęcia szkolne. Wybiera te, których nie rozumie. Czyli prawie wszystkie.

Jej dzieci – Emilia, Eryk i Emanuel – poszły do tej samej szkoły, którą Justyna skończyła prawie 20 lat temu, w której uczył się jej ojciec i przez kilka lat matka. Takie rodziny, w których głuchota występuje w kilku pokoleniach, nazywa się dynastycznymi.

Chłopiec wybiera okienko „terapia pedagogiczna”, na ekranie pojawia się Jolanta Kuryś-Skrzypczak, pedagog z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niesłyszących w Poznaniu.

Pedagog mówi i używa systemu językowo-migowego, w skrócie SJM, nazywanego miganą polszczyzną. Osobom niezorientowanym może się wydawać, że miga do głuchego dziecka. Ale głusi SJM, wymyślonego przez słabosłyszących nauczycieli i znacząco różniącego się od PJM, zwykle nie rozumieją.

Justyna zna to uczucie. Gdy chodziła do szkoły, większość nauczycieli też nie migała w PJM. Historyk pisał coś na tablicy, odwracał się do uczniów i usiłował im coś pokazać. Wyglądało to jak pantomima dla małych dzieci. A potem wszyscy przepisywali z tablicy słowa – literka po literce, jak się przerysowuje szlaczki, które nic nie znaczą.

Pedagog mówi. Eryk i Justyna jej nie słyszą: „Dzień dobry. (...) Eryku, dlaczego jesteś taki smutny? Eryku, ty mnie trochę słyszysz czy nie? Nie? No co, będziemy teraz tak na siebie patrzeć, Eryku?”.

Chłopiec pisze na kartce „PJM” i pokazuje ją do kamery. Chce rozmawiać w jedynym języku, który zna.

„PJM” – powtarza pedagog i zaczyna się śmiać. „Ja dawno temu wiedziałam, jak się miga w PJM. (...) Ale teraz już zapomniałam. I nie rozumiem, dlaczego ty nie chcesz migać w systemie [SJM]? Wiem, że rozumiesz”.

Eryk pokazuje kartkę ze słowem „PROBLEM”.

Pedagog: „Ja rozumiem, że ty nie słyszysz, ale żyjesz razem ze słyszącymi i będziesz musiał trochę z nimi rozmawiać”.

Eryk próbuje wydobyć głos. Słychać niezrozumiałe dźwięki i ciężki oddech dziecka.

Pedagog widzi, że chłopiec się denerwuje: „Spokojnie, spokojnie. Zawsze jak razem pracowaliśmy, było dobrze”.

Wraca do wątku PJM: „Jak zostaniesz sam, mama albo tata umrze, to kto będzie opiekował się tobą? Będziesz musiał prosić o pomoc słyszące osoby. Lepiej, jak trochę będziesz mówił i migał. W Polsce jest dużo ludzi, którzy słyszą, i jak chcesz żyć w Polsce, to musisz trochę mówić (...)”.

Na pulpicie pojawia się pytanie: „Jak się czujesz?”.


Czytaj także: Anna Goc: Policz nas, Polsko


Justyna nagrywa też inne lekcje. Trzeba je obejrzeć tak, jak oglądają je Justyna i jej syn – z wyłączonym dźwiękiem.

Lekcja biologii. Na ekranie monitora usta nauczycielki i model anatomiczny człowieka. Zbliżenie na tors, sąsiadujące ze sobą przełyk, żołądek i płuca. Nauczycielka mówi. Czasami coś pokazuje. Raczej pojedyncze słowa, często literowane alfabetem migowym. Zielony ołówek, który trzyma w lewej dłoni, jeździ po czerwono-bladych narządach. Raz w górę, zbliża się do ust manekina, to znów w dół, w stronę żołądka. „P-rz-e-p-o-d” – nauczycielka miga literka po literce. Coś mówi, ale jej usta są rozpikselowane. Znów miga, tym razem używając znaków migowych: „ty”, „oddychać”, „góra”. Jej usta zamykają się, a policzki napełniają powietrzem. „Dokładnie” – miga. Eryk też nabiera powietrza. Nauczycielka znów literuje „p-rz-e- -p-o-d”, a potem miga: „pomagać”.

„Przepod” – może oznaczać „przepona”. Nauczycielka nie używa jednak znaku migowego, prawdopodobnie go nie zna, a literując słowo, robi błędy.

Teraz to samo nagranie, z dźwiękiem. Nauczycielka: „W górę. Jeśli wpuścicie powietrze, to wasza przepona podnosi się do góry, czy w dół? Tu jest przepona. Ona idzie w górę czy w dół? Jak się powiększa, idzie w dół, jak się pomniejsza, to do góry. Dokładnie tak. W czasie wdechu nabieramy powietrze, płuca rosną...”.

Jeszcze jedna lekcja – muzyka: nauczycielka opowiada o stylach muzycznych. Próbuje migać, ale kilkakrotnie w ciągu paru minut myli znaki, wprowadzając dzieci w błąd. Eryk jej nie rozumie. Na koniec puszcza teledysk Madonny „You’ll see”. Eryk siedzi i patrzy w ekran.

Tak wygląda większość lekcji w ośrodku.

Po kilku miesiącach nauki zdalnej rodzice głuchych dzieci otrzymują komunikat, że nagrywanie lekcji jest zabronione i że szkoła będzie powiadamiała „organy ścigania”. Komunikat nie jest przetłumaczony na PJM, jak większość komunikatów dyrekcji, więc Justyna go nie rozumie, zwłaszcza sformułowania „organy ścigania”.

Młodszy syn Justyny, Emanuel, trafia do grupy przedszkolnej, w której żadna z dwóch nauczycielek nie potrafi migać. Jedna ze słabosłyszących matek zauważa, że chłopcy migają do siebie: „Poderżnę ci gardło”. Pyta nauczycielkę, dlaczego nie reaguje. „Ja nie migam” – odpowiada.

Nim zaczęła się pandemia, dzieci Justyny wracały ze szkoły i migały, czego nie zrozumiały na lekcji. Otwierały zeszyty, pokazywały trudne słowa. Zdarzało się, że zupełnie nie wiedziały, co mówił nauczyciel. Justyna, jeśli potrafiła, tłumaczyła zadania słowo po słowie migając je na PJM. Trudniejsze słowa konsultowała ze słyszącymi znajomymi. Na koniec odpytywała dzieci w migowym i pokazywała, jak zapisać to po polsku. Tych zdań dzieci uczyły się na pamięć.

Emanuel jest coraz bardziej zniechęcony. Eryk nie chce już chodzić do szkoły.

Głos zabiorą inni rodzice

Sześcioro rodziców, których dzieci uczą się w poznańskiej szkole, zgadza się na rozmowę, ale tylko anonimową. Nie chcą, by ich zaangażowanie w sprawę odbiło się na dzieciach. Nie mogą sobie pozwolić na zmianę placówki, bo inne szkoły dla głuchych dzieci są zbyt daleko. Zmiana wiązałaby się z koniecznością oddania dziecka do internatu.

Ich dzieci są słabosłyszące i zupełnie głuche. Mają implanty i aparaty słuchowe. Posługują się PJM.

MATKA 1: – Największym problemem jest to, że większość nauczycieli nie zna PJM. Nasze dzieci nie rozumieją lekcji. To tak, jakby w polskich szkołach uczyli ludzie mówiący po japońsku.

MATKA 2: – Odkryliśmy to teraz, w czasie pandemii. Widzimy na ekranach nauczycieli, którzy mówią do naszych dzieci. Pytają je przez kamerkę: „Marek, słyszysz mnie?”.

MATKA 3: – Gdy zobaczyłam, że pani mówi do mojego głuchego syna, byłam zdziwiona. Dlaczego ona to robi? Przecież on nic nie słyszy.

MATKA 2: – Codziennie siadam na krześle obok biurka syna i tłumaczę mu lekcje. Nauczyliśmy się z mężem PJM, gdy się okazało, że nasz syn jest głuchy. Ale nie jesteśmy ekspertami z biologii, ­chemii czy fizyki. Wielu rzeczy nie potrafimy wyjaśnić. Dobrze jest tylko na lekcji polskiego, bo pani świetnie miga w PJM, i na historii, bo miga całkiem nieźle.

OJCIEC 1: – Dlaczego szkoła nie postara się o tłumacza PJM, skoro większość nauczycieli nie potrafi migać?

MATKA 1: – To nas bardzo irytuje, że osoby, które zdecydowały się pracować w szkole dla głuchych dzieci, nie zadają sobie trudu, żeby się nauczyć jedynego języka, w którym nasze dzieci potrafią się komunikować. Nauczyciele mówią otwarcie: „Ja nie migam”, bo takie zachowania są promowane przez dyrekcję.

OJCIEC 1: – Problem jest też w internacie, gdzie mieszkają głuche dzieci. Rozmawiałem z kilkoma z nich. Grupa jest mała, kilkuosobowa. Część dzieci miga, część jest słabosłysząca i mówi. Poprosiłem słabosłyszącą dziewczynkę, żeby podała coś głuchej dziewczynce – Agnieszce. Okazało się, że ona nie wie, jak jej koleżanka ma na imię. Choć mieszkają w jednym internacie od kilku lat. Te dzieci nie mają ze sobą kontaktu, podobnie jak nie mają żadnej relacji z mówiącymi, niemigającymi wychowawcami.

MATKA 1: – Czyli są pozbawione opieki. Choć trzeba podkreślić, że jest w ośrodku kilku pedagogów, którzy są zaangażowani w pracę z głuchymi dziećmi i uczą się PJM.

OJCIEC 2: – Ale są w zdecydowanej mniejszości. Motto szkoły jest takie, że dzieci mają umieć mówić zrozumiale dla słyszących i odbierać informacje dźwiękowe. Nasza córka, choćby nie wiem jak się starała, nie jest w stanie tego osiągnąć.

MATKA 2: – I takie dzieci są oceniane w poznańskiej szkole jako leniwe. Tylko dlatego, że migają. Nigdy nie są stawiane za wzór innym.

OJCIEC 1: – Dzieci, które migają, są uznawane za mniej inteligentne. Uczniów utwierdza się w takim przekonaniu. Jedno z dzieci, głuche od urodzenia, które szybko dostało implant i osiągnęło sukcesy w nauce mowy, powiedziało kiedyś: „Przestań z tym migowym, to jest prymitywny język”.

MATKA 1: – Migające dzieci nie mają szans, żeby zyskać w ośrodku akceptację. Ośrodek jest nastawiony na naukę mówienia i słyszenia. Ewentualnie czytania słów z ruchu warg.

OJCIEC 2: – Widziałem, jak nauczycielka podeszła do dwóch migających chłopców. Jeden z nich potrafił też dość wyraźnie mówić. Zakazała im migać, bo ten mówiący ma ćwiczyć mówienie. Ale drugi chłopczyk potrafił tylko migać.

OJCIEC 2: – Wielokrotnie widziałem dzieci, którym udawało się coś powiedzieć. To one były tymi, które odnosiły sukces.

MATKA 2: – To był pierwszy dzień szkoły, uroczysta akademia. Pierwszoklasiści na scenie, rodzice na widowni. Zaczęło się pasowanie. Pani z mikrofonem podchodziła do każdego dziecka. Kazała im wypowiedzieć formułę ślubowania na głos. Zaczęło pierwsze dziecko, jego głos był wysoki, piskliwy, mowa niewyraźna. Ktoś się skrzywił, ktoś odwrócił wzrok. Mikrofon powędrował dalej, widać, że kolejne dziecko bardzo się denerwuje. I tak po kolei, każde było zachęcane do mówienia. Mnie się chciało płakać. W końcu jeden chłopczyk wypowiedział całą formułę, a pani odwróciła się do widowni i poprosiła o brawa dla niego.

OJCIEC 2: – Jasne, że głuche dzieci mogą pracować nad wymową. Ale one przecież często nie słyszą swojego głosu. Wstydzą się go. Publiczne wzywanie ich do mówienia jest krzywdzące.

MATKA 2: – Podobnie jest ze śpiewaniem. Ktoś w szkole wpadł na pomysł, że głuche dzieci wezmą udział w przeglądzie kolęd. Występowało kilka szkół, jedna po drugiej. Gdy wyszły głuche, ledwo śpiewające dzieci z keyboardem, na sali zapadła cisza. Pojawiały się komentarze: „Głusi, a śpiewają”. Czy naprawdę nie można było przygotować kolęd w języku migowym?

MATKA 1: – Nauczycielka muzyki wysłała ostatnio mojemu głuchemu synowi utwór Mozarta z poleceniem, żeby odsłuchał. Napisałam do niej, czy to zadanie jest naprawdę dla nas. „Tak się spodziewałam, że będą kłopoty” – odpowiedziała. Czy niewidomemu dziecku ktoś kazałby obejrzeć obraz?

MATKA 3: – Podobnie traktuje się głuchych rodziców. Dyrekcja wysyła komunikaty z bardzo skomplikowanym słownictwem, które prawie nigdy nie są tłumaczone na PJM.

OJCIEC 2: – Od razu dzwonią do nas głusi rodzice, pytają, o co chodzi, proszą o przetłumaczenie.

OJCIEC 1: – Wywiadówki też nie są tłumaczone, a jeśli ktoś próbuje migać, to tylko tak pobieżnie. Pamiętam jeden przykład: przez kilkanaście minut pani dyrektor wymieniała, co w tym roku zrobiła rada rodziców. Na końcu nauczycielka zamigała: „Rodzice zrobili dużo, dużo...”.

MATKA 1: – Rok temu jedna z matek, która zna PJM, wstała w czasie zebrania rodziców i zaczęła tłumaczyć słowa pani dyrektor głuchym rodzicom.

MATKA 2: – I to wszystko dzieje się w miejscu, które zostało stworzone z myślą o głuchych dzieciach. Gdzie powinny czuć się bezpiecznie.

MATKA 4: – Mój syn jest głuchy, ma zespół Downa. Bardzo długo szukałam sposobu, żeby nawiązać z nim kontakt. Jak każde dziecko potrzebuje języka. Specjaliści doradzili nam, że najlepszy będzie PJM. Wybraliśmy szkołę dla głuchych dzieci, bo sądziliśmy, że tam nauczą go migać. Pierwszego dnia w przedszkolu wychowawczyni powiedziała wprost: „Mamy zakaz migania”. Zaczęłam ją prosić. Z moim dzieckiem nie da się inaczej skontaktować. Obiecała, że mimo zakazu będzie to robić. Zauważyłam, że gdy tylko pojawiała się jedna z dyrektorek ośrodka, wychowawczyni przestawała migać i zaczynała mówić do dzieci. W kolejnym roku syn trafił do grupy, w której panie biegle migały w PJM. Odetchnęłam. Ale w następnym jego grupę objęły wychowawczynie, które w ogóle nie migają. Miałam poczucie, że mój syn słabo się rozwija, szczególnie jeśli chodzi o komunikację. Zaczęłam dużo pracować z nim sama w domu. Czułam, że to ja uczę moje dziecko.

Wokół szkoły

Kilka osób mówi o atmosferze strachu wokół poznańskiej szkoły. Jedna z pracujących tam osób nerwowo odmawia rozmowy. Tłumaczy, że obowiązuje ją tajemnica zawodowa.

Inna, która półtora roku temu odbywała w ośrodku praktykę, prosi o anonimowość. – Na praktykę przyjmowała mnie szkolna pedagog. Pochwaliłam się, że mam trzystopniowy kurs PJM i jestem wykładowcą tego języka. „PJM to jest prymitywny język, którym głusi posługują się w domach. Nie ma racji bytu” – ucięła pedagog i dodała, że na praktykach mi się nie przyda, bo w ośrodku skupiamy się na mówieniu – mówi M.

W czasie 150 godzin praktyk M. widziała nauczycieli, którzy przez całą lekcję mówią, a głuche dzieci siedzą i patrzą na ich otwierające i zamykające się usta.

Nauczycieli, którzy mówią i tylko czasem, jakby dla zachowania pozorów, dorzucają kilka znaków w języku migowym, z których nic nie wynika.

Nauczycieli, którzy próbują migać, ale ich znajomość PJM jest na poziomie podstawowym, mylą znaki, wprowadzają dzieci w błąd.

Nauczycieli, którzy złoszczą się na dzieci próbujące do nich migać.

I niewielu takich, którzy migają bardzo dobrze.

– Głuchy chłopiec chciał odpowiedzieć na pytanie w języku migowym. Nauczyciel go nie rozumiał. Kazał chłopcu usiąść, a sam narysował na tablicy tabelę, podzielił ją na dwie części: po jednej „plusy”, po drugiej „minusy”, przy imieniu chłopca postawił dużego minusa, karę za bycie niegrzecznym na lekcji – mówi M.

Obserwuje dzieci w szkole i w trakcie przerw. Na lekcjach ciche, nienaturalnie próbujące mówić. Część z nich potrafi wydobyć z siebie tylko niezrozumiały dźwięk. I potem te same dzieci w trakcie przerw, ożywione, spontaniczne, radosne. Opowiadające swoje historie w PJM.

– Dzieci szybko zauważyły, że bardzo dobrze migam. Trochę po kryjomu próbowały ze mną rozmawiać – mówi M. – Zwłaszcza jedna dziewczynka – słabosłysząca, której mowa, z powodu kłopotów z uzębieniem, była zupełnie niezrozumiała. Na lekcjach dziewczynka prawie się nie odzywała. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy na przerwie chciała mi coś opowiedzieć migając. „Nie migamy do dzieci!” – krzyknęła do nas jedna z dyrektorek ośrodka. Kilka dni później dziewczynka spróbowała znowu. Wtedy stanęła między nami opiekunka praktyk i kazała nam natychmiast przestać migać. Mimo że dla tej dziewczynki to była jedyna forma komunikacji.

M. nie chce, by z naszej rozmowy wyszedł czarny obraz nauczycieli w szkołach dla głuchych dzieci. Wie, że często są pozostawieni sami sobie, są częścią systemu, nad którym nie panuje nikt.

Opowiada o klasach łączonych, w których są dzieci z afazją, a więc słyszące, mające problemy z mową. Dzieci słabosłyszące, z implantami, aparatami. Dzieci, którym nie udaje się zrozumiale mówić. Dzieci głuche z różnymi niepełnosprawnościami. I wreszcie dzieci głuche z rodzin dynastycznych, które posługują się tylko PJM. – Nauczyciel staje przed zadaniem prawie niemożliwym: jak poprowadzić lekcję, by dotrzeć do każdego z tych dzieci? – mówi.


Czytaj także: Anna Goc: Moi rodzice są z innego kraju


By „dotrzeć do głuchych dzieci”, w Polsce stosuje się różne metody, najczęściej „metodę totalną”, czyli używa się wszystkich metod, które istnieją. Wśród nich popularna jest XVIII-wieczna oralna metoda nauczania, zgodnie z którą do głuchych dzieci należy mówić i uczyć je odczytywać słowa z ruchu warg. Z różnych badań wynika, że dzieciom udaje się odczytać w ten sposób około 20 proc. komunikatu. Używa się też wprowadzonego w latach 80. XX w. SJM, czyli miganej polszczyzny, być może pomocnego w nauce dzieci słabosłyszących, ale dla głuchych – całkowicie niezrozumiałego.

Metoda dwujęzyczna – popularna w Stanach Zjednoczonych czy krajach skandynawskich, która polega na tym, że głuche dzieci uczy się najpierw języka migowego, a dopiero potem fonicznego, jako drugiego, obcego – jest rzadkością. Z przeprowadzonych kilka lat temu ankiet wynika, że zaledwie 15 proc. nauczycieli szkół dla głuchych dzieci miga w PJM. W poznańskiej szkole na 105 nauczycieli biegle PJM posługuje się pięcioro. PJM nie znają osoby zatrudnione w sekretariacie, w stołówce i w szatni.

Co to oznacza dla głuchego dziecka?

Jeśli jest z rodziny głuchej i zna PJM, to jest tym dzieckiem, które nie rozumie prawie nic z lekcji i uczy inne dzieci migać. W szkole poznańskiej nie ma w planie lekcji „polskiego języka migowego”. Pojawia się jedynie w ramach rewalidacji indywidualnej. Dzieci mają do wyboru godzinę tygodniowo PJM lub SJM. Dopiero od kilku lat są podręczniki do PJM, a i tak nie są używane we wszystkich szkołach.

Jeśli jest ze słyszącej rodziny, a słyszących rodziców ma ponad 95 proc. głuchych dzieci, trafia do szkoły najczęściej ze słabo rozwiniętym językiem albo bez­języczne. Nie zna polskiego, bo go nie słyszy, ani migowego – bo nikt wokół nie miga.

– Osoby głuche, które przez wiele lat nie rozwijają się językowo albo mają ten rozwój utrudniony, mogą być wtórnie niepełnosprawne intelektualnie – mówi osoba, która współpracuje ze szkołami i diagnozuje dzieci. – Nawet jeśli potencjał startowy mają wysoki i na badaniach niewerbalnych wypadają w normie intelektualnej, to pozbawione języka nie radzą sobie z adaptacją. Złe decyzje edukacyjne powodują, że potencjał startowy zostaje zaprzepaszczony. Jeśli badam czternastolatka, który nie zna żadnego języka, to muszę orzec częściową niepełnosprawność.

Żeby wejść na stronę ośrodka, głuche dzieci muszą wpisać w wyszukiwarce internetowej: „slysze.edu.pl”.

Dyrekcja

– Dlaczego nauczyciele w szkole dla głuchych dzieci nie znają PJM, którym posługują się głusi? – pytam Jolantę Rułę, dyrektor ośrodka.

– W Polsce nie ma takiego wymogu – mówi wprost. I wyjaśnia: – W szkołach dla głuchych dzieci przyjmujemy absolwentów surdopedagogiki, którzy na studiach uczą się zwykle SJM, i to w niewielkim wymiarze godzin. Bycie absolwentem surdopedagogiki jest jedyną wymaganą kwalifikacją do nauczania głuchych dzieci.

I dalej: – Stosujemy komunikację totalną, staramy się porozumieć z dzieckiem w tym języku, w którym jest nam najłatwiej do niego dotrzeć.

– A nie w tym języku, w którym dziecku jest najłatwiej przyswoić informacje? – dopytuję.

Dyrektor Ruła: – PJM jest na pewno najlepszy do kontaktu z głuchymi dziećmi. Ale nie jest przydatny do uczenia przedmiotów i przygotowywania do egzaminów, które w Polsce nie są tłumaczone na PJM. Głuche dzieci muszą je zdać w języku polskim. Normą w naszej szkole jest nauczanie języka polskiego. Głuche dzieci żyją wśród osób słyszących i muszą sobie po skończeniu szkoły jakoś radzić.

– Czy uważa pani, że głuche dzieci zawsze mogą nauczyć się mówić, pisać i czytać po polsku? – pytam dalej.

Jolanta Ruła: – Nie, oczywiście, że nie.

Ostatnie pytanie: – Czy nie wydaje się pani, że egzamin ustny dla dziecka, które nie potrafi mówić, jest formą przemocy?

Jolanta Ruła: – Tak wygląda sytuacja we wszystkich szkołach w Polsce. Jedynym dostosowaniem egzaminów ósmoklasisty czy maturalnych dla głuchych dzieci jest wydłużenie egzaminu pisemnego o pół godziny i możliwość przetłumaczenia instrukcji wstępnej na język migowy. Ale poleceń już nie możemy tłumaczyć. Jeśli głuche dziecko nie nauczy się języka polskiego w mowie i piśmie, to nigdy nie zda żadnego egzaminu, a my nie będziemy realizować zadań, które mamy jako szkoła.

W 190-letniej historii poznańskiej szkoły maturę zdały „dwie, może trzy osoby” – dodaje dyrektor Ruła.

Przedstawią dokumenty

Justyna Michaliszyn otwiera foldery z dokumentami.

Są tu Indywidualne Programy Edukacyjno-Terapeutyczne (IPET) przygotowane dla jej dzieci przez szkolnych pedagogów. Wśród celów: „Odbiór sygnałów dźwiękowych: odbiór dźwięków mowy z otoczenia”, „Usprawnienie pracy aparatu artykulacyjnego, wywoływanie głosek, poszerzenie zasobu słownictwa i umiejętności komunikacji z otoczeniem. Odczytywanie mowy z ust”. Wśród uwag: „Nie odbiera języka drogą słuchową”, „Mowa chłopca jest niezrozumiała”. W rubryczce „funkcjonowanie emocjonalne”: „Zdarza się, że chłopiec nie słucha poleceń nauczyciela”. Jest też informacja, że ucząc głuche dzieci gry na flecie, należy „pozwolić uczniowi skupić się na pamięci układów palców do poszczególnych dźwięków – oceniać za to, nie natomiast za jakość wydobywania dźwięków”. I zachęta do „cierpliwego poszukiwania drogi komunikacji ze wszystkimi rówieśnikami i dorosłymi”.

Jest korespondencja z dyrekcją ośrodka.

Pierwsza prośba o nauczyciela znającego PJM jest z datą 14 kwietnia 2018 r. Kolejna, bardziej oficjalna – z 27 listopada 2019 r.

Na początku 2020 r. dochodzi do spotkania z dyrekcją szkoły i przedstawicielami Wydziału Oświaty Miasta Poznań. Justynę i jej męża wspiera Towarzystwo Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego „Gest”. Przedstawiają postulaty, w tym najważniejszy – dostęp do edukacji głuchych dzieci państwa Michaliszynów w PJM. Co oznacza zatrudnienie migających biegle nauczycieli lub tłumacza PJM.

Mimo że sprawa ciągnie się od prawie dwóch lat, dyrekcji nie udaje się znaleźć tłumacza. Dyrektor Ruła zapewnia, że skontaktowała się z 21 osobami. W czasie pandemii lekcje tłumaczy wychowawczyni z niedziałającego chwilowo internatu, która dopiero uczy się PJM.

Ostatni folder. Konstytucja RP, a w niej artykuł 70, punkt 1. „Każdy ma prawo do nauki”. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r.: „Każdy człowiek ma prawo do oświaty”. Konwencja o Prawach Dziecka ratyfikowana przez Polskę w 1991 r.: każdy ma prawo do nauki „bezpłatnej i obowiązkowej w zakresie szkoły podstawowej”. I konwencja ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, podpisana przez Polskę w 2012 r., art. 24: „Państwa uznają prawo osób niepełnosprawnych do edukacji” i dalej: „takiej, dzięki której mogą rozwijać swój potencjał, poczucie godności i własnej wartości. A także osobowość, talenty i kreatywność”. Na końcu informacja o tym, że „państwa starają się zatrudnić nauczycieli, w tym niepełnosprawnych, którzy posiadają kwalifikacje w zakresie języka migowego”.

Z raportu opublikowanego w 2014 r.: „W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich prawo osób głuchych do edukacji w najdogodniejszym dla nich języku – polskim języku migowym – nie jest w Polsce realizowane”.

I tak jest do dziś. ©℗

Autorka pracuje nad książką o osobach głuchych, która ukaże się w wydawnictwie Dowody na Istnienie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2021